Skocz do zawartości

Dziadek Kuby

Members
  • Liczba zawartości

    487
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Dziadek Kuby

  1. To jest piękna trasa. Udało nam się kiedyś przejechać z samej góry, bo jeszcze u dołu na wiosnę był śnieg. Teraz problem jest znacznie mniejszy, bo do Skalnatego Plesa(1750 m) jest śnieżenie i trasa tu jest zmodernizowana. To jest ostry zjazd(głównie do stacji pośredniej kolejki Start-1250 m), dalej jest płasko. W sumie jest gdzieś ok. 6 km. Ale czuje się to w nogach o wiele bardziej niż do Kuźnic. Widoki też są nie do porównania. Można sobie zrobić od góry wariant "fri" przez Francuską Muldę. Do stacji Start można by wyciąć ostrą trasę zjazdową z ok. 950 m przewyższenia.Innym ciekawym zjazdem na Słowacji jest zjazd z Chopoka na południe do takiego "zagłębienia" poniżej stacji Serdeczko(na poziom ok. 1150 m). Chopok ok. 2005 m. Jazda jest ciągła i o stałym nachyleniu. Zjazd na północ do Zahradek ma kilometr przewyższenia ale u góry to są(przynajmniej były)lód i kamienie.
  2. Ciekawe zdjęcia są na stronie internetowej Tochal. Przyglądałem się tym górom(nazywane - Alborz, Elburs(nie mylić z z Elbrusem w Kaukazie)). Byliśmy w tych górach jeszcze za Szaha Pahlaviego. Tworzą one prawie tysiąckilometrowy łańcuch po popołudniowej stronie morza Kaspijskiego. Najwyższym szczytem jest wygasły wulkan Demawend, widoczny na którymś zdjęciu na horyzoncie. Ma 5676 m. Byłby to świetny cel dla ew frirajdowców. Tylko trzeba wyjść na piechotę. Zresztą łatwym, południowym stokiem. Nie ma tu lodowca, jak na Ebrusie, który ma podobną wysokość, gdzie też zresztą w okolicy mogą strzelać.. Najwyżej można podjechac do miejscowości Rineh(2200 m). Zjechać można zapewne w zimie jeszcze niżej. Byłby to zjazd o największej różnicy poziomów. Druga możliwość ot popjechanie na północ w stronę morza Kaspijskiego. Tu zjazd mógły być naewj do poz. tysiąca metrów(strzelam). Są ludzie, którzy interesują się coraz trudniejszymi wyzwaniami. Może i na forum są tacy, co im chodzą różne rzeczy po głowie. Trzeba się spieszyć, bo znikną ostatnie białe policy na kuli ziemskiej i pozostanie tylko kosmos.Tochal to jakaś nowa stacja, zbudowana przez ajatollachów. Nie było dawniej nic takiego. Zjechać do dolnej stacji(1700 m)może być trudno, bo Teheran leży na wysokości 1200 m po południowej stronie tych gór i zimy tu nie ma, w naszym sensie i rosną tu palmy. W tych górach o charakterze kopców jest jedyna ciekawa alpinistycznie grupa szczytu Alam Kuh(4804 m). Ma północną, skalistą prawie siedemset metrów wysoką, szeroką ścianę. Było tam parę polskich wypraw w latach siedemdziesiątych, gdzie nasi zrobili kilka b. trudnych nowych dróg. Pod nią jest niewielki lodowiec. Góry świetne do uprawiania skituringu. Dziewicze, ogromne i łatwo dostępne. Nie wiem jak wygląda kwestia zezwoleń na działalność. Dawniej były konieczne. Pozdrawiam
  3. Kiedyś w zamierzchłym wieku robiłem sobie siłownię w hotelu robotniczym. Nawet "sztangę" miałem własną, elegancko pospawaną. Hantle się robiło z kul, którymi były wypełnione młyny kulowe. Gdzieś ok. sześćdziesiątego roku pojawiła się w Polsce pierwsza książeczka o kulturystyce i ćwiczeniach. Auto, zdaje się Zieliński. Były tam przykłady jak można sobie wyrzeźbić ciało. Na przykład przez ćwiczenia izometryczne w małej celi w Ameryce. Musieli wtedy w Stanach dobrze żywić w pudle, bo na zupce z brukwi toby nic nie dało się rzeźbić. Po tym pierwszym okresie fascynacji kulturystyką doszedłem do wniosku, że ważniejsza jest wytrzymałość na długotrwały wysiłek. Do tego wystarczyło mi noszenie worów w rozrzedzonym nieco powietrzu. Już dwudziestokilogramowy plecak niesiony prze parę godzin i tysiąc metrów górę daje sporą krzepę. Nie mówię o rekordzistach zaopatrujących niektóre schroniska w Tarach na Słowacji. Gdzieś tam przeczytałem o niesieniu 170 kg. I tak doszedłem, przy różnych pracach, do tego mojego wieku. Nawet w te wakacje miałem świetna zaprawę. Skulony wykuwałem młotkiem murarskim dziurę w w skalistej ziemi, pod zbiorniki małej oczyszczalni. Potem urobek należało wywieść taczką. Ze względów terytorialnych wykluczona była praca, nawet najmniejszej koparki. Uważam, że stary chłop nie musi sobie robić buł na nogach i ramionach, bo głównym problemem w tym wieku jest nie siła mięśni, tylko raczej ich skurcze, mała rozciągliwość. Mięśnie należy rozciągać i poddawać dłużej trwającym wysiłkom. Elastyczność to mój teraz główny problem. A co do śmigu jest potrzebne. Elastyczność i pewna doza siły. A do skituringu-wytrzymałość. Tak więc można różnie "ćwiczyć". Rowerek, turystka, przebieżki, rąbanie drewna, uprawa ogródka itp. Ważne by być cały sezon "fit". Pozdrawiam
  4. Dziadek Kuby

    Praca nóg

    Dlaczego nie! Jestem ze szkoły, która jeździła nóżka w nóżkę. To nie były banalne ześlizgi, bo starano się prowadzić tak narty, by ślad na śniegu był wąski. Idealnie na szerokość desek. Nogi pracowały indywidualnie wbrew nieraz rozpowszechnionym poglądom, że były zblokowane. Takie zblokowane nogi mieli goście, którzy nie kapowali o co tu chodzi, tylko imitowali mistrzów wąskiej jazdy. Obecne narty w takiej jeździe nie zmieniły wiele. Może o tyle, że bardziej starać się trzeba wykorzystywać krawędź. Przy ustawieniu w linii prostej wertikalu wystarczy drgnięcie kolanami i narty ładnie omijają tyczkę. Skręt staje znacznie trudniejszy, gdy tyczki odstawia się bok. I tu pojawia się całe mistrzostwo jego wykonania, bez ześlizgu. Wydaje mi się i jakby to czuję teraz siedząc przy kompie, że należy takim ruchem wahadłowym( z tyłu do przodu) nóg wjechać na krawędziach w skręt. Ogólnie przy tego rodzaju ćwiczeniach postawa jest bardzo zrównoważona. Góra rozluźniona, ale prawie "nie ruszana". Ręce kijki tyko ją stabilizują. Działa tylko dolna część od bioder, która "wisi" na górze wykonując ruchy tył- przód i na boki. To nie jest łatwa jazda do opanowania. Dla typowych karwingowców prawie niemożliwa. Dobrą rzeczą są ćwiczenia na niewielkich muldach, bo rzecz wymaga błyskawicznej reakcji, ale też bardzo dużej miękkości w ruchach. Narty muszą się bardzo płynnie ślizgać, co sprawia kłopot zawodnikom tracącym ułamki sekund na wertikalach, szczególnie przed metą, gdy nogi są już zmęczone. Dodam jeszcze, że takie umiejętności bardzo ułatwiają unikania kolizji na bardzo zatłoczonym stoku. Bo można błyskawicznie zmienić nieco kierunek jazdy. Pozdrawiam
  5. Giorgio Rocca jest wspaniałym technikiem. Warto popatrzeć z tyłu na jego pracę nóg. Pozdrawiam
  6. Dziadek Kuby

    Dekompensacja?

    Nie mam ambicji by tworzyć nowe słownictwo narciarskie. Dekompensacja to był żart. Choć nie całkowicie. U Jouberta było avalement(od czasownika "avaler"-połykać). Połykało się "górkę" nie "dołek"-muldę. Przyznam się, że nie wiem jaka jest definicja kompensacji, bo nigdy nie studiowałem materiałów SITN. Być może kompensacja obejmuje "górkę" i "dołek". Istotą jest przy jeździe na muldach w klasycznym wydaniu(konkurencja ) utrzymywanie środka ciężkości na pewnym poziomie, aby nie było uderzeń w nogi. Sprawa jest trudniejsza, gdy mowa o virtualnej muldzie i jeździe z dużym wychyleniem do środka łuku. Z tym, że stok nie musi mieć jednakowego nachylenia. Mogą na nim być fale terenowe. Ja się doskonale widzę w wyobraźni w każdej fazie skrętu. To nie znaczy jednak, że potrafię praktycznie jeździć zgodnie z wyobraźnią. Dążyłem do tego, ale wyobraźnia mnie zawsze wyprzedzała. Jak obejrzałem własne filmy to zobaczyłem brutalną prawdę. Pozdrawiam
  7. Dziadek Kuby

    Dekompensacja?

    Na świecie są samorzutne talenty. Co to rodzą się z czymś tam.... Trzeba przyznać, że głęboki puch sprzyja rozwojowi, bo spotkanie z nim jest mniej bolesne. Niestety znakomita większość, jakich takich jeźdźców, musi ciężko pracować, aby coś osiągnąć. Ale głęboki śmiech jest bardzo zdrowy. Więc zapewne chodziło w tym wszystkim o zdrowie. Pozdrawiam
  8. Dziadek Kuby

    Dekompensacja?

    Wilki to są sprytne i wesołe zwierzaki. Jak są w stadzie to łatwo im wszystko przychodzi. Pozdrawiam
  9. Dziadek Kuby

    Dekompensacja?

    Tak, coś w tym jest. Ale jakaś korzyść dla amatorskiego, ambitnego jeźdźca może być, gdy będzie próbował na załamaniu twardego terenu wyciąć swój ulubiony łuczek. Pozdrawiam
  10. Dziadek Kuby

    Dekompensacja?

    [ Właściwie to sprawa by się sprowadzała w pierwszym rzędzie do czucia śniegu stopami, o którym to zjawisku pisał niedościgniony Joubert. Jak ktoś jeździ, albo jeździł sporo na muldach zna to uczucie, jak nagle podeszwa stopy jest naciskana przez buta i potem nagle robi się "luz", bo narty słabo cisną, jadąc nad dołkiem. Oczywiście można też dostać spore uderzenie w stopy. To są sensacje, o które jest znacznie trudniej jeżdżąc po gładkim stoku i wycinając "banalne łuczki". Gdzie nacisk na stopy jest dość równomierny. Zmniejsza się wyraźniej w momencie przejścia. Jak ktoś to robi ładnie, to chwała mu za to. Sądzę, że podobne czucie śniegu i podobne odczucia ma się jeżdżąc np. po gładkim terenie pofalowanym ze znaczną szybkością. Co ma miejsce, w GS. Z tym ,że jest pewna różnica z muldami. Otóż narciarz jedzie w bardzo dużym nieraz wychyleniu ciała do środka łuku. Jego środek ciężkości jest wyraźnie poza nartą wewnętrzną. Na muldach, w wydaniu zawodniczym(zawody) sylwetka, patrząc z przodu(tyłu) jest prawie pionowa. Toteż wyciągnięcie się w górę, aby skompensować dołek jest prostsze. Bawiąc się, mogę sobie pomyśleć, jak wygląda przejazd obok tyczki wewnętrznej, które stoi na garbie. Najbliższy teren, powyżej niej ma pewne nachylenie. Teren poniżej ma może niewiele, ale większe nachylenie. Narciarz, będąc na wysokości tyczki, jedzie w w łuku linii spadku stoku. "Stok" pod krawędziami nart jest "płaski". Mijając tyczkę narty trafiają na nagle zwiększające się nachylenie. Siłę działającą na narciarza(narty) można zawsze rozłożyć na dwie składowe-równoległą do stoku i dociskającą krawędź narty(głównie zewnętrznej) do śniegu. Mijając tyczkę, ta dociskająca nartę do śniegu nagle maleje. Pierwsza jeszcze działa. Efektem jest uślizg narty zewnętrznej, albo uśizg obu nart(i wyjazd na zewnątrz łuku ze znaczną stratą szybkości). Jeśli nastąpi uślizg narty zewnętrznej zawodnicy próbują ratować się strając się pojechać na wewnętrznej. Ale musi się ona "zaczepić" o śnieg, wygiąć się, aby pojechać w łuku. Gdy nie będzie łuku to nastąpi momentalne położenie się na stok, bo środek ciężkości nie znajdzie "podparcia" przez siłę odśrodkową. Jakie mogą być ew środki zaradcze, tak sobie gdybam. Zawodnik prze startem wbija sobie profil trasy. Widać to na transmisjach, jak stoi oparty na kijkach z przymrużonymi oczami i rękami wykonuje takie falujące ruchy, imitujące przejazd przez kolejne bramki. Można zapamiętać z grubsza profil. Ale się nie da zapamiętać szczegółów. Im drobniejsze, tym trudniej. Jadąc zapewne przymykają mu w głowie myśli tu będzie uskok na nim tyczka itp. Jest przygotowany. Ale minimalne zmiany w trasie następują już po przejeździe pierwszych zawodników. Pojawiają się twardsze miejsca, podatne na uślizgi. Więc bez świetnego czucia śniegu nie będzie w stanie robić pewnych korekt własnego ciała, aby im przeciwdziałać. I tu dochodzę do wniosku, że nie da się sprowadzić tych korekt do takiej prostej recepty jak wyprost ciała przy jeździe na muldach. Na można mocniej docisnąć narty zewnętrznej, która już się ślizga. Składowa siły działającej na jej krawędź wewnętrzną, dociskająca nartę do śniegu jest wtedy równa zeru. Tą składową musi się powiększyć, albo lepiej nie dopuść do jej zaniku. To można tylko zrobić przez większe wychylenie torsu od stoku i odpowiedni układ w płaszczyźnie przód tył. To są bardzo delikatne i niewidoczne korekty, zaczynające się przy przejeżdżaniu linii spadku stoku. Wszystko jednak zaczyna się od stóp. Nie napisałem tego wszystkiego, bo naczytałem się książek o technice. Czuje się to, gdy się jeździ po twardych, pofalowanych stokach. Każde przegięcie terenu, zwiększające spadek stoku odciąża narty i stwarza kwestię uślizgu, gdy się pokonuje ten fragment skręcając. Proszę o wybaczenie, ew. b. znudzonych czytelników. Post jest zbyt teoretyczny. Pozdrawiam
  11. Dziadek Kuby

    Dekompensacja?

    Odpowiadam "lucsad". Piszę czasem żartem, czasem półserio, nieraz nieco ironizuję. Nie robię z nart ołtarzyka do klęczenia przed nim. W wydaniu forumowiczów to zajęcie rozrywkowe. Mój post odnosił się do jazdy szybkiej slalomem w wydaniu zawodniczym. I kolega go nie zrozumiał i nie wyczuł o co tu chodzi. Niko świetnie wyczuł moje intencje. "Dekompesacja" żartobliwie w odniesieniu do zawodników na garbach terenowych, to nie proste wyprostowanie sylwetki jak przy jeździe na muldach. Ja taką jazdę na muldach znam bardzo dobrze z autopsji. Oczywiście nie tak szybką i elegancką. Tą Amerykę to odkrywałem czterdzieści lat temu. Pozdrawiam
  12. Oglądałem wczoraj nieco gigant kobiet ze Stanów. Trasa GS należy, wg. komentatorów niemieckich, do najtrudniejszych w PŚ. Lubię bardzo takie profile stoku. Na własny użytek nazywam to ścianka, wypłaszczenie. Używa się określenia „fale” Stok pofalowany. Trudności przejazdu na zawodach biorą się stąd, że nie wystarczy banalnie wycinać łuczki, ale trzeba się płynnie „dopasowywać” do terenu, który co chwilę zmienia swoje nachylenie. Jak trudno jest przejechać bramkę, która nagle znalazła się na zwiększającym spadku. To widać było, jak w tym samym miejscu kolejne zawodniczki wypadają. Przejeżdża się załamanie, pod nartami robi się pustka a tu trzeba skręcić. Pojawiający się garb kompensujemy, ale proces odwrotny(gdy narty są nagle odciążane) jak się nazywa? To jest pytanie do biegłych w nazewnictwie. Może „dekompensacja”. Pozdrawiam
  13. Interesuje mnie coś innego. Z jakiej wysokości można skoczyć, aby się nie zabić, czy gruntownie połamać. Facet lecąc uzyskuje po kilkudziesięciu metrach szybkość spadania, którą można dość dokładnie obliczyć. Biorąc pod uwagę przyspieszenie ziemskie i pewien opór powietrza. Leci prawie pionowo. Stykając się ze śniegiem prasuje go pod sobą i zatrzymuje się na pewnym odcinku. Też można obliczyć siły jakie na niego działają. Oczywiście obliczenia tego typu są obarczone pewnym błędem, ale wystarczająco przekonywujące. Technika tego skoku jest żadna, Musi tylko pojechać tak szybko u góry, aby wystarczająco daleko leciał od skały. Aby się na coś takiego odważyć potrzebna jest odwaga i oszacowanie śniegu pod ścianą, czy jest wystarczająco głęboki, miękki itp, aby wyhamowanie z szybkości zetknięcia się ze śniegiem nie zagroziło zbytnio kościom delikwenta. Nie bardzo widzę sensu w takich skokach. Co one mają udawadniać(poza odwagą). Skoki ze skał mają sens, gdy odbywają się w czasie zjazdu eksponowanym terenem. Skała jest przeszkodą. którą trzeba pokonać i jechać dalej. Ale być może ktoś powie, że to skok w czasie zjazdu, tylko nie ustał i nie pojechał dalej. No to w takim razie nie ma ścian nie do pokonania zjazdem. Sto, dwieście metrów i pierzynka ze śniegu dwudziestometrowa. Tylko kłopot bo się udusi. Pozdrawiam
  14. Czy dziecko można czegokolwiek nauczyć stosując podobną metodę jak u człowieka dorosłego. Jak się głębiej zastanowić, to jest niemożliwe. Dziecko uczy się samo. Samo uczy się chodzić, chwytać rękami przedmioty. Samo będzie jeździło na nartach, na rowerku. Samo odkryje właściwe zachowanie w wodzie. Trzeba tylko stworzyć odpowiednie warunki, które przyspieszą to samo uczenie, uczynią go bezpiecznym. Najlepiej takie, aby stopniowo zamierzało ono do już świadomego uczenia, cechującego dorosłych. Szarpnięcie za lejce dziecka na stoku jaką informację mu przekazuje? Taką, że ma skręcić. Ale dlaczego? Tego nie wie, bo myśli za niego opiekun. A przecież impuls skrętu powinien wypływać z jego mózgu. Jadę za szybko, jest przeszkoda, skręcam w stronę mamy itp. To jest świadome działanie. Wypływające z jego małego mózgu. To jest proces nauki, należy tylko tak nim kierować, aby zmierzał stosunkowo szybko do właściwej techniki, właściwego zachowania się na stoku. Pozdrawiam
  15. Lawina niewielka, typu deska śnieżna, ciekawy jest opis pogody i warunków śnieżnych, prowadzących do zwiększonego zagrożenia lawinowego. Z takich opisów warto wyciągać wnioski. Stok nie wydaje się jakiś specjalnie ekstremalny, ale tak bywa. Szkoda człowieka! Pozdrawiam
  16. Pisałem już o tym w temacie o nauce dzieci, że znalazłem parę lat temu na jakimś portalu amerykańskim przykład dziecka(dziewczynka), którą ojciec ciągnął na takim drążku już gdy miała 7 miesięcy. Nawet sobie taki drążek zrobiłem i gdzieś leży, aby Kubę ciągnąć po płaskim, gdy miał dwa lata. Nic z tego nie wyszło. Był protest i koniec. Że średnio dziecko "zaskakuje" gdy ma, czy cztery lata to raczej prawda. Z synem rozpocząłem, gdy skończył trzy lata i poszło gładko. Kuba zaskoczył, gdy miał o rok więcej. Do tego czasu każda próba go zniechęcała. Nauka dzieci to sprawa stara jak świat. Pisałem już o tym, że prawie czterdzieści lat temu miałem kilka numerów amerykańskiego Skiing Magazine. Jeden był całkowicie poświęcony nauce dzieci. Były w nim przykłady nauki i rozmowy z instruktorami specjalizującymi się w dzieciach. Nic, jeśli chodzi o metodykę nauki, specjalnego się od tego czasu nie zmieniło. Dla wielu to jest nowość i rewelacja. A podstawą jest obserwacja dziecka, głównie po to aby go nie zniechęcić. A także stworzenie jak najlepszych warunków do nauki(instruktor, sprzęt, miejsce). Jeden będzie bardzo szybko jeździł. Nad innym trzeba będzie popracować. Gdzie jest powiedziane, że każde dziecko musi być utalentowanym narciarzem, czy w ogóle narciarzem. Pozdrawiam
  17. Ja też kocham! Pomysł jest bardzo prosty, wystarczy wrzucić na plecy byle jakie narty i koniecznie zabrać ze sobą bardziej doświadczonego w materii zawodnika(dla bezpieczeństwa) i udać się na jakąś górkę dziewiczą, tak aby nieco się zmęczyć. Jeśli po tym będzie się dalej kochało góry, to można pomału rozglądać się za sprzętem a szczególnie za towarzystwem. Bardzo mile sobie wspominam takie moje dawniejsze próby. Pozdrawiam
  18. Niestety nic nie można powiedzieć jak będzie zima. To jest wróżenie z fusów. Odkąd jeżdżę na nartach a już niedługo to będzie pięćdzięsiątka to zawsze mnie interesowało jaka będzie zima. Tym bardziej, gdy nie było armat. I zawsze była niewiadoma. Nic się nie zmieniło. Prognozy są coraz dokładniejsze, ale krótko terminowe. Bo jest więcej danych. Więcej punktów pomiarowych na ziemi, dane z satelitów i tworzy się modele komputerowe. Ale liczba czynników wpływających na pogodę jest ogromna, szczególnie w naszym rejonie, gdzie ścierają się wpływy oceanu i kontynentu Euroazji. Pracowałem po studiach przez pewien czas w Instytucie Meteorologii. Podyskutowałem sobie wtedy sporo z kolegami, którzy zajmowali się prognozami. Poszukiwano wtedy i zapewne się to robi do dzisiaj niejako pewnej teorii, która zastosowana dałaby pewna prawie prognozę co będzie w przyszłości. Ale to jest raczej niemożliwe, bo jeden wybuch na słońcu zmienia pogodę. Pozdrawiam
  19. Że tarcie nart o śnieg wpływa na ich szybkość to oczywiste. Z tymi krawędziami w takiej rynnie obok tyczki to nie takie proste, bo narta nie jedzie na krawędzi tak jak na ubitym "betonie". Zagłębia się ślizgiem w śnieg, szczególnie gdy jest bardziej miękki. Większe znaczenie ma wygięcie w tym przypadku narty w łuk. Co uzyskiwali zawodnicy, zmuszając przednią część narty do dużego wygięcia. Tak wygięta narta zachowywała się w dużym stopniu jak dzisiejszy karwing. Jechała po łuku, a nie ześlizgiwała się w bok jak u amatora. przyglądałem się śladom nart zakopiańczyków. Zostawiali za sobą wąski ślad. Zgodzę się, że ich jazda była w znacznie większym stopniu na krawędzi niż amatorów. Nie mniej nie była to jazda w dzisiejszym znaczeniu na "czystej" krawędzi, bo tą umożliwiła dopiero nowa konstrukcja nart. Niemniej jazda na "krawędzi" nie jest wynalazkiem ostatnich lat. To był proces w udoskonalaniu sprzętu i techniki. Pozdrawiam
  20. Zdaje się, że oglądaliśmy na Kasprowym tych samych ludzi. Ja w każdym razie jeździłem tam często od połowy lat lat sześćdziesiątych. Zawsze mnie denerwowali zakopiańscy zawodnicy, którzy podjeżdżali z drugiej strony do pojedynczego krzesełka na Gąsienicowej. Dlaczego zawodnicy jeździli szybko. Ano dlatego, że nie bali się jeździć szybko w ówczesnych "rynnach". Nieraz próbowałem wjechać od góry w Kotle Gąsienicowym do takiego wertikalu. Po kilku tyczkach szybkość i strach mnie wyrzucały. Czy to była jazda na krawędziach. W jakimś stopniu była, bo rynna nie pozwalała na ześlizg i zwolnienie. Ale twierdzenie, ze jeździli szybko, bo na krawędziach jest nieco naciągane. Nikt wtedy nie pisał i nie mówił o krawędziach. Choć zdjęcia zawodników z tego okresu(a nawet o wiele wcześniejszego) dowodzą,że jeździli minimalnym ześlizgiem, wyraźnie wychyleni do środka łuku skrętu, co wymusza ustawienie nart na krawędziach. Pozdrawiam P.S. Nie jestem instruktorem, ani też byłym zawodnikiem
  21. Smarowanie!!! Bo jak wyjedziemy szybko z cienia na śnieg roztopiony pod wpływem słońca i który nie zdążył się jeszcze przekrystalizować(naturalny), to może się zdarzyć, że nogi nam z...powyrywa. To tytułem takiego małego wtrętu, bo temat jest szeroki i ma sporo niuansów. Pozdrawiam
  22. Toż to ulubiony śnieg marcowych narciarzy(zaczynają sezon i kończą w marcu). Niezbyt nośny(chyba, że zaczyna marznąć pod wieczór). Nigdzie się człowiek nie zsunie, nawet na największej stromiźnie. Nogi trzeba mieć mocne, aby go przesuwać na boki. Jak kończymy w marcu z poranną zmianę na Mosornym, to w przeciwna stronę ciągną auta i na stoku dopiero zaczyna się życie. Pozdrawiam
  23. Dziadek Kuby

    Jazda frontalna

    Może się wtrącę i jeszcze zacytuję W pewnym sensie to stwierdzenie koreluje z jazdą Kostelica. Jak również ze zdaniem H. Harba w "Essentials...", że np. Bode(i nie tylko on) potrafi wejść w skręt(w kolejny łuk) z rotacją, by błyskawicznie w czasie skrętu wykonać coś przeciwnego(w tym jest jest też ustawienie frontalne). I dzieje sie to nieraz z maksymalnym zakrawędziowaniem nart. Jak pisze Harb "dla nas, zwykłych śmiertelników, jest to niedostępne". Gość się zna na nartach, więc wie co pisze. Ja to osobiście tłumaczę sobie, że to jest sposób na przyspieszenie wejścia w skręt. Tłumaczę sobie, że w końcu łuku, gdy narty są prawie prostopadłe na stromym stoku, do linii spadku stoku, na ciało(jego środek ciężkości) działa bardzo duża siła. Składająca się z siły odśrodkowei i częściowo ze składowej siły ciężkości działająjącej w linii spadku. Ta siły powodują gwałtowne przyspieszenie nart, gdy wjeżdżają one w linię spadku stoku. Jednocześnie "przerzucają" ciało(i tors) do wnętrza kolejnego łuku skrętu. Środek ciężkości porusza się po innej linii, niż jadą narty. I tu następuje konflikt jazdy Kostelica z "nauczaniem" H. Harba w we wspomnianych "Essentials...". Poleca on wygięcie torsu na stok przed wejściem w linię spadku stoku i do tego pewną dozę kontrrotacji. Łatwo zauważyć, że ten ruch torsu(w tym momencie) jest niejako(na bardzo krótki moment) skierowany przeciwnie do kierunku nart. Daje to ładnie kontrolowaną jazdę, może nieco sztuczną. Pozwala amatorowi na wczesne zakrawędziowanie nart. Książka Harba przeznaczona jest dla amatorów, nie dla trenerów. Zawodnicy zaś walczą o szybkość. Najlepsi potrafią w czasie jednego skrętu przejść z rotacji do pozycji prostopadłej, czy do kontrrotacji. Potrafią "przerzucać" obciążenie płynnie z jednej narty na druga. Zwykli, amatorscy śmiertelnicy, co najwyżej, potrafią poprawnie ustawić swoje ciało w skręcie I tak dojeżdżają do jego końca. W dyskusjach amerykańskich "coachów" spotkałem określenie "The Template". Wzór, szablon jazdy obowiązujący w pewnym okresie czasu. Wzór do którego powinien dążyć szkolony zawodnik. Jeśli jeździ zgodnie ze wzorem to nie popełnia większych błędów. Takich jak min. “A” “frame”. Ale wzór nie musi zapewniać zwycięstw. Przykładem "chaotyczna" nieraz jazda Bodego. Pozdrawiam
  24. Dziadek Kuby

    Jazda frontalna

    Jest pewna naturalna kontrrotacja miednicy(pelvis). Trafiłem na to, grzebiąc się w moich materiałach. Wystarczy zwrócić uwagę na ruch bioder, jak się robi krok do przodu. Np. prawą nogą. Prawa noga przesuwa się do przodu w powietrzu, ciało pochyla się kierunku tej nogi, biodra przesuwają się do przodu. Lewa noga zostaje tyle(i nieco prostuje się) a na niej spoczywa cały ciężar ciała. Miednica obraca się w kierunku lewej nogi. W kierunku nogi chwilowo obciążonej. Im większy wykrok(można to sprawdzić w domu), tym większe jest skręcenie miednicy i torsu. To naturalna kontrrotacja. Podobny mechanizm występuje na nartach. Obciążona głównie noga zewnętrzna i prostowana skręca miednicę(biodra), tors w swoim kierunku. Im więcej jest wysunięta narta wewnętrzna w stosunku do zewnętrznej(ale przy prostowanej wyraźnie nodze zewnętrznej i obciążonej), tym to naturalne skręcenie jest większe. Nie ma więc co próbować ustawiać na siłę bioder i torsu idealnie prostopadle do nart, bo łatwo można wpaść wpaść w rotację. Chociaż podobno taka rotacja daje u zawodników(Bode) zysk czasowy. Ale to poziom kosmiczny. Pozdrawiam
  25. Dziadek Kuby

    Jazda frontalna

    Podyskutujcie sobie mając zdjęcia. Pierwsze kilka zdjęć zawodnika, to właśnie tors i biodra prostopadłe do kierunku nart. http://web.mac.com/k...Ski_Racing.html Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...