Skocz do zawartości

Dziadek Kuby

Members
  • Liczba zawartości

    487
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Dziadek Kuby

  1. Niko, masz rację, wszystko to jest prawda. Tylko, że to co piszesz to nie konkrety, tylko filozofia. Zaczynasz wszystko od początku. Myślałem, że podyskutujemy o szczególe, a Ty robisz wykład, począwszy od szkoły podstawowej. Chętnie bym z Tobą podyskutował na stoku, ale to jest z powodu odległości niemożliwe. Pozdrawiam
  2. Obawiam się, że jednak nie jest to ruch tułowia. Tułów jest zbyt bezwładny, by w tak krótkim czasie(ostatnie 3 klatki) przesunąć go do przodu. Tułów można szybko przesunąć do przodu(w stosunku do nart), tylko nogami(ugięciem w kostce i mięśniem czworogłowym uda, prostując nogę). Wbrew pozorom jest to bardzo ważna rzecz dla kogoś, kto ma tendencję do siadania. A ja taką miałem i walczyłem z tym ze dwa lata. Wszelkie rady typu większe wychylenie do przodu niewiele dają. Zaczyna się jechać z większym wychyleniem na dzioby i po kilku skrętach wracają stare przyzwyczajenia. A przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Można wychylić sylwetkę i bardziej prostując sylwetkę – ruszając. Starać się skorygować buta, przez większe pochylenie do przodu-zrobiłem już dawno. Wyczuwać nacisk przodu stopy na buta. Itd.. Dało to pewien efekt, ale ciągle brakowało tego b. krótkiego, dynamicznego momentu wejścia, na moment, na dziób i krawędź narty zewnętrznej. . Dopiero szybkie napięcie mięśnia uda, w odpowiednim momencie(gdy narty wjeżdżają w linię spadku stoku) i uczucie, jakby się nartę zewnętrzną cofało do tyłu, dało zdumiewający efekt. Właściwie dopiero teraz poczułem w pełni pracę krawędzi od początku skrętu. Zawsze to było jakieś takie opóźnione, może nie ze ześlizgiem, ale z małym kątem zakrawędziowania. Podniosłem tą kwestię, bo nigdzie dotychczas nie trafiłem na opis zwracający uwagę na napięcie tego mięśnia. Za to często zwracało się uwagę na wysuniecie narty wewnętrznej do przodu. To wysuniecie jest tylko efektem wyprostu nogi zewnętrznej, połączonym ściśle z odpowiednim ugięciem w kostce(do przodu). Całość daje ten efekt wychylenia torsu na dziób narty zewnętrznej i nie jest to odbicie z niej, tylko konieczna rzecz do mocnego wejścia na krawędzie jak najwcześniej po ich zmianie. Bez takich umiejętności zawodnik nie bedzie dobrym slalomistą. Pozdrawiam
  3. Nie przyglądałem się poprzednim jego pozycjom i być może moje pytanie w tym przypadku nie jest zbyt trafione. Ale podobny układ, jak na ostatnim zdjęciu(klatce) - wysunięta narta wewnętrzna, jej udo poziome, równoległe do śniegu. Dalej- narta zewnętrzna z dziobem na poziomie szpica buta wewnętrznego. Jest to układ, oczywiście chwilowy, występujący po minięciu przez narty linii spadku stoku. W miarę zbliżania się do "transition" narciarz wraca do pozycji zrównoważonej i dzioby nart się wyrównują. Tak wygląda każdy mocniej zaakcentowany skręt, nie tylko w slalomie ale nawet zjeździe. I jeszcze raz, zadane poprzednio pytanie: - czy narciarz wysuwa nartę wewnętrzną, czyli poruszając się po stoku z pewną szybkością jeszcze przyspiesza szybkość narty wewnętrznej, - czy też "cofa" nartę zewnętrzną. To uczucie cofania pojawia się w momencie napięcia mięśnia czworogłowego uda. Mięsień prostuje nogę zewnętrzną(na momencik) i ma się wrażenie cofania narty. Ona się faktycznie cofa w odniesieniu do torsu. Tors znajduje się teraz bliżej jej dziobu. Narta się bardziej wygina z przodu i wchodzimy bardziej aktywnie na jej krawędź. Proszę się zastanowić dobrze nad odpowiedzią, bo bardzo często się pisze o wysunięciu narty wewnętrznej. Co mnie wprowadziło wiele razy w błąd. Jak można świadomie wysunąć nartę wewnętrzną jadąc kilkadziesiat km/h i nie odchylając się do tyłu. Jedyna metoda to pewien wyprost nogi zewnętrznej przez jej mięsień czworogłowy, bez skupiania się na kostce, czy biodrze(zostawiając je niejako w spokoju- w takiej pozycji jak są przed momentem napięcia tego mięśnia). Zapewniam, że efekt dociążenia dziobu narty zewnętrznej jest natychmiastowy i bardzo odczuwalny. Pozdrawiam
  4. Pomyłka!!! W drugiej możliwości musi być zewnętrzna
  5. A ja mam pytanie - czy na ostatniej pozycji(u dołu) slalomista: - wysunął nartę wewnętrzną do przodu, - "cofnął" nartę wewnętrzną do tyłu, prostując nogę, a ściśle tylko napinając mięsień czworogłowy uda ? Twierdzę, że to drugie. Pozdrawiam
  6. Dziadek Kuby

    Pomiar prędkosci.

    Taki jesteś pewny, że nie mam sklerozy? Pozdrawiam
  7. Dziadek Kuby

    Pomiar prędkosci.

    A jaki bym miał z tego pożytek? Pozdrawiam
  8. W uzupełnieniu do ww. postu. Tereny wokół szczytu Łomnicy http://www.skiforum....ym-sniegu/page5
  9. Tylko, że to nie jest zjazd ze szczytu Łomnicy. Szczyt jest 400 m wyżej. To jest zjazd z Łomnickiego Ramienia. Wystarczy podejść od stacji krzesełka kilkadziesiąt metrów metrów na Ramię i wjechać do ciekawego żlebu, ze ścianą skalną po prawej. U góry na jej brzegu jest płotek, bo można tu wjechać, jadąc po lewej stronie krzesła. Umieściłem parę lat temu zdjęcia kopuły Łomnicy i terenów z filmu. Żlebem tym też wtedy zjeżdżałem. Powyżej żlebu teren jest bardziej stromy i szeroki. Potem zaśnieżony teren się zwęża i przechodzi w podszczytowy żleb, którego śnieg nie dochodzi do szczytu. I stąd na zjeździe z samego szczytu jest skok do tego żlebu. Pozdrawiam
  10. Jak kupiłem kilka lat temu Voekle Racetiger SL Racing to miały takie wyraźne podłużne mikrorowki na całym ślizgu. Natomiast wszystkie poprzednie narty sklepowe miały gładkie ślizgi. Jak smarowałem narty na gorąco to się wszystko pokryło smarem. I jeździłem, smar znikał, najpierw przy krawędziach. Teraz rowki się prawie wytarły przy krawędziach. Mogło to mieć wpływ na poślizg nart, szczególnie, gdy po smarowaniu pojeździło się szczotką wzdłuż ślizgu. Szczotka "wydrapała" rowki niejako przywracając je. Rowki mają związek z wodą, która się tworzy na skutek nacisku na kryształy śniegu. Narta jedzie po "wodzie". Jak łyżwa. Może struktura ma wpływ na ułamki sekund dla zawodników. Ale dla szarych zjadaczy stoków to alchemia za dodatkowe pieniążki. Pozdrawiam
  11. Rodak jest indywidualistą i basta! On wie lepiej. Gdy w poczciwej Syrence zacząłem używać pasów, bo naczytałem się jakie to mają zalety i wady. To stałem się obiektem lekkich żartów kolegów. Ale to mnie nie ruszało, bo też jestem indywidualista. Ale czasem się jednak zastanawiam, że to nie jest u nas indywidualizm, tylko obawa, by się nie wyróżnić z tłumu. To głupio jeździć z kijami, gdy inni radośnie wymachują rękami. Nie pomagają nawet delikatne żarty, gdy bezkijkowiec usiłuje przejść przez bramkę, co rusz ślizgając się do tyłu. Bo niej utworzyła się spora górka ze śniegu. Pozdrawiam
  12. Jest bliżej tzw. realiów niż nasze dzieło. Pozdrawiam
  13. To jest prawdopodobnie najlepsza, użyteczna "definicja" promienia dla narciarza. Natomiast dla konstruktora narty może to być ważny element. Podane tu są przez innego kolegę różne promienie przy różnych zakrawędziowaniach. Rozumiem to w ten sposób, że nartę ustawimy pod różnym kątem, na dywanie i dociskamy w środku wiązania , aby cała krawędź jechała. A nie tylko w okolicy dziobu i piętki. Zmuszanie narty do takiej jazdy jest rolą narciarza. Kąt sobie też ustawia. Na ile jest w stanie go ustawić i jeszcze tak jechać, aby narty wycinały dwa idealnie wąskie rowki, to jest kwestia. Narty "miękkie", dla początkujących jest znacznie łatwiej wygiąć niż "twarde". Poza tym narty o tym samym znamionowym promieniu, mogą mieć sprężystość podłużną różną, w zależności od modelu. Jedne będą tworzyć bardziej regularny wycinek okręgu, inne mniej. Zresztą jakiś wniosek można wyciągnąć z różnych testów. A w nich są, np. podane charakterystyki nart, przypuśćmy slalomowych(race). Narty mają jednakowy prawie promień, ale różnie się zachowują przy dłuższych łukach. A powinny prawie identycznie. Pozdrawiam
  14. Wiesz co - jesteś niepoprawnym optymistą. Gdybym miał dwadzieścia lat, to bym walczył z problemami. Nie mam problemów. Sam sobie je stwarzam, aby nie siedzieć przed schroniskiem, patrząc na narciarzy i gderać - dawniej dziadek to jeździł. A co ja robię od kilkudziesięciu lat. Usiłuję ciągle się zbliżyć do kogoś tam, czy do takich tam. A właściwie to się ciągle oddalam. Może nie do rówieśników, bo niektórzy- jak to się mówi- oglądają rosnącą trawę od dołu. Żadna twoja rada nie jest mi obca, tylko jestem widocznie tak mało uzdolniony, że nawet drobny błąd, polegający na tym, że chciałbym w pewnym momencie mieć tors dziesięć centymetrów bliżej przodu - nie jest taki prosty do skorygowania. Zastanów się co piszesz-bo to np. jest tylko moment trwający, przykładowo 0,004 sekundy przy jeździe z szybkością powiedzmy 40 km/h. I w momencie, gdy narty najeżdżają na jakiś zryty kawałek stoku o nachyleniu..., nie piszę ile stopni, bo to tylko ilustracja "problemu". A Ty piszesz ..., obniżamy pozycję, w której nasze....itd. Jak masz takie dobre rady, tak szybko działające w praktyce, to zapewne najpierw je stosujesz dla siebie. W związku z tym dziwię się, że o Tobie dawniej nie słyszałem. Nie obraź się na tą małą złośliwość. Ale często piszę w postach, to co myślę, jakby do siebie. I wielu na forum się na to nabrało. To takie rozterki wewnętrzne. Tak naprawdę nie potrzebuję żadnych rad. Ja umiem jeździć na swoim poziomie. Ja mam swoje niby "problemy" zdefiniowane. A rad szukam ew. w książkach. Dawniej głównie od nieśmiertelnego Jouberta. Ale pisz i przepraszam, na wszelki wypadek. Ale się nie nabieraj na moje posty, bo jakoś kaleczę te narty. Na stokach tego nie widać, Może nieco za wolno jeżdżę. Ale jak się popatrzy na twarz i siwe włosy, to sprawa się wyjaśnia. Dużo dzisiaj piszę, ale wreszcie wyrwałem się na narty i okazało się, że nie wszystko zapomniałem. Jeszcze jakoś chodzą pode mną. A że chciałbym lepiej to chyba dobrze o mnie świadczy. Pozdrawiam serdecznie
  15. Proszę moderatora, by przestawił ten post do dyskusji o lodzie. Pozdrawiam
  16. Do tego, co napisał JK można dodać, że wbicie krawędzi w lód , prze wyście w górę i spadek na krawędzie wymaga kijka z b. dobrą końcówką. Kijek na lodzie jest główna bronią. Z czegoś się trzeba odbić. Dalej spadek na krawędzie powinien być połączony z kontrrotacją. Właśnie w takiej sytuacji kontrrotacja jest nieodzowna. Nartom będzie towarzyszył ruch obrotowy nóg. Musi być zrekompensowany przez przeciwny obrót torsu. Inaczej impuls skrętny nóg obróci całe ciało i wypłaszczy narty. Typowy "karwingowiec" ciągnący długie łuki z prostopadłym układem torsu do osi nart(Freda technika frontalna) będzie musiał o niej zapomnieć. Tak, ogólnie mi się wydaje, że kluczowym na lodzie z natury jest absolutnie pilnowanie idealnie równoległych nart, drapiących ten lód krawędziami. Ciało musi być idealnie zrównoważone. Narty powinny być zakrawędziowane pod sobą, a nie odsyłane gdzieś w bok. To zakrawędziowanie pod sobą demonstruje ładnie Harb. Pozdrawiam
  17. Ja szukam ciągle większego wychylenia w przód. Ciągle pojawiają się stare przyzwyczajenia. Ugięcie kolan, nacisk na języki butów, wymusza u mnie pewne siadanie na nartach. Efekt to niwelacja tego nacisku na języki. Niewiele potrzeba, bo nie uciekają mi nigdy narty, ale brakuje mi tych paru centymetrów, by pchnąć ten korpus do przodu. Muszę bardzie pilnować pewnego wyprostu korpusu z jednoczesnym odsyłaniem stóp do tyłu. Problem "siadanie" pojawia się głownie na stromszej części stok. Szczególnie , gdy jest zryty z muldami i nie widzę rzeźby śniegu. Druga rzecz to idealne wejście w skręt. Bez zmiany kierunku w którym celują narty, ale zmianą krawędzi. To wjechanie w skręt ma być bardzo płynne, gładkie. Trudniejsze jest przy nierównym śniegu i na większej stromiźnie, bo jest potrzebna większa szybkość. A tu narty drgają, odrywają się na jakieś tam tysięczne sekundy od śniegu. Gdy jego powierzchnia jest "zamazana" i oczy słabe(używam okularów do jazdy samochodem, ale nie na stok) to kłopot jest większy. Zmiana krawędzi przed linią spadku stoku na stromej jego części to sprawa ciągle do poprawy. Roboty narciarskiej jest sporo, gdy się porawnie technicznie jeździć na realnym a nie idealnym stoku. Pozdrawiam
  18. Jestem z żona po dwu dniach jazdy w Lubomierzu. W Koninkach mam książkę Harba "Essentials...". Żona się śmieje, że znam ją na pamięć. Wieczorem, patrząc na cały oświetlony stok z Tobołowa, który straszy zwierzęta w parku, swoją iluminacją, czytam Harba przed jutrzejszą jazdą. Co by tam poćwiczyć. A na stoku dzisiaj(niedziela) mgła, stok zryty, bo nie jeździli ratrakiem, za mało śniegu i ta mizerną warstwę gąsienice by zupełnie załatwiły. Zbiornik na wodę, wyłożony folią - pusty. Jesień była sucha i nie mają czym śnieżyć. W nocy spadło z dziesięć centymetrów świeżego, ciężkiego śniegu. Powierzchnia stoku zamazana. Gdzie górka i gdzie zagłębienie, czy bardziej zlodzone miejsce, to się czuje pod nartami, gdy się wjedzie na nie. Stok jest taki sobie -170 m różnicy poziomów, długość 700 m. Przy dobrym równym śniegu można zjechać szusem z pewnym kłopotem w wyhamowaniu na dole. Po co ja to napisałem. Ano po to by przybliżyć tzw. normalkę na której będę ćwiczył Harba. Mam go ćwiczyć tu i teraz. Bo interesuje mnie w miarę szybka jazda w takich warunkach. Narty powinny jechać idealnie, prawie bez wysiłku, płynnie. I tak by pojechały, gdy stok był gładziutki z fajnym śniegiem, słoneczko. I tak mi jadą wtedy. Bo tu jeździłem wiele razy. Żona mówi, że po mnie nie widać, że coś nie było tak, że jest dobrze. Jak jest to ja wiem. Narty szarpią, za mało się kleją do śniegu. W jednym miejscu brak nieco kompensacji w drugim "dekompensacji". Przepuszczam skręty i je wydłużam, bo nie mam w pewnym momencie siły. Znacznie lepiej wygląda jazda, gdy po pewnym czasie zrobię sobie półgodzinną przerwę i zjem coś ciepłego. Wtedy moja technika dostaje kopa. Ale narastające zmęczenie przywraca mnie do rzeczywistości. Jaki jest morał dla mnie z tej powiastki. Trzeba jeździć świetnie technicznie. Najpierw opanować w miarę porządnie technikę na gładkim stoku. Potem doskonalić ją w coraz gorszych i gorszych warunkach. Następnie mieć zawsze świetną kondycję, nie starzeć się, nie sztywnieć, mieć orle oczy, które wszystko zobaczą. Każdą nierówność na śniegu. Najmniej ważne są przy tym narty, bo w takich warunkach jak opisałem na początku, jedzie narciarz a nie cudowna narta. Wtedy zostaje się demonstratorem na gładkim stoku i można napisać książkę – jak doskonale jeździć na nartach. Nie wrócę na pólko, by się doskonalić, bo nie mam do własnej jazdy większych zastrzeżeń, mimo że Niko znalazł by całą furę błędów. Tylko, że ich eliminowanie na pólku wniosły tyle co nic w takich realnych warunkach jw. Nie jestem naiwny, by w to wierzyć. Spróbuję błędy eliminować tu i teraz. I robię zresztą tak od lat. Będę czytał Harba i się zastanawiał, bo ciągle nie chcę przyjąć do wiadomości - stary, odpuść sobie, jeździsz świetnie w porównaniu do wieku. Właściwie to jest świetnie. Jeździ się swobodnie na nartach. Żaden cywilizowany stok nas nie przeraża. Jest się w górach. Co nam więcej potrzeba. Kaweczka, dla innego piwko. Ogladaliśmy transmisję z biegu Justyny w przerwie kondycyjnej w fajnej restauracyjce przy dolnej stacji wyciągu w Lubomierzu. Gdzie zdobywała na początku kariery wytrzymałość. Ano zapewne na Śnieżnicy. Podbiegała stokiem narciarskim oznaczonym czerwienią. Trzysta metrów do góry, ale w pionie. Tam też czasami biega. A Śnieżnica to tylko dwadzieścia kilkometrów z Lubomierza. To są tutejsze góry. Dziewczynę z małego grajdołka zna cały narciarski świat. Zgromadzeni bili brawo przy przekroczeniu przez nią linii mety. W takim momencie pierogi z borówkami, polane śmietanką smakuja podwójnie. I to też są narty. Może takie chwile są ważniejsze niż idealna technika. Ale będę jeszcze pracował nad nią. Pozdrawiam
  19. Przeczytaj dokładnie parę razy to co napisałem. Na łagodnym stoku, jeszcze pod warunkiem, że narty nie są ustawione "poziomo", to nie ma specjalnego problemu. Natomiast naoglądałem się mnóstwo zdjęć poklatkowych czołowych zawodników, a także zwolnionych bardzo filmów i wiem o czym piszę. Ja bardziej wierzę w analizę działania sił i zawsze bardziej wierzyłem w obliczenia inżynierskie a nie w to co oczy nieraz pozornie widzą. Nie chcę dyskutować, bo się nie rozumiemy. Ustaw się na ściance na stoku, narty poziomo(prostopadle do linii spadku stoku). Wyobraź sobie, że dalej jedziesz "poziomo", tylko że narty przekręciłeś na drugie krawędzie i ciało też w "odwrotną stronę". Nie intersuje mnie jak to zrobiłeś. Zrobiłeś i koniec. Kiedy utrzymasz się w takiej pozycji. Tylko wtedy, gdy coś cię podeprze przed zwaleniem w dół. Tym czymś jest siła odśrodkowa. Jej wystarczająca wartość pojawi się wtedy gdy odpowiednio szybko pojedziesz w kolejnym łuku i niesłychanie szybko zmienisz krawędzie. Piszesz że tak trzeba zrobić. Jasne, że trzeba. Tylko przypuszczam nigdy nie próbowałeś tego robić na stromszym stoku(zgodnie z tym co napisałem). A ja to wielokrotnie próbowałem na stokach o różnym nachyleniu. Nieco sprawę poprawiłem, ale też szybko doszedłem do wniosku, że główna barierą do większej poprawy jest wiek. Szybkość zmiany krawędzi. Gdy narty dojadą do ustawienia prawie "poziomego" to zwalniają i siła odśrodkowa nie wypchnie Cię w górę. To jest gra między szybkością jazdy, i promieniem kolejnego łuku, i szybkością zmiany krawędzi. Zaryzykuję twierdzenie, że najlepsi slalomiści cechują się największą szybkością zmiany krawędzi(coś jak sprinterzy). Mogą sobie pozwolić na szybszą jazdę i na takim samym odcinku przejazdu(przypuśćmy długości nart) zmienić krawędzie. Dla amatora jest to, przy takich założeniach, jak podałem, jest prawie niemożliwe do wykonania. A jak - to tylko w przybliżeniu dla dobrych zawodników. Jeśli narty nie będą "poziomo", tylko skośnie do linii spadku stoku(a tak jest głównie jest przy przejeździe przez bramki, nawet na bardzo stromych stokach) to problem znacznie się zmniejsza. Nie patrz na film Harba, tylko sobie sam wyobraź, to co napisałem. Takie rozpoczęcie łuku skrętu na nartach dzisiejszych(nie piszę karwingowych) jest kluczem do unikania ześlizgów i świadczy o znakomitej jeździe, przynajmniej na twardych i stromych stokach. To wyjaśnia dlaczego wszyscy znikają ze stoku lub przenoszą się na boki, gdy się zrobi lodowisko. Wtedy, aby dobrze wciąć krawędzie w "lód", musi zacząć jazdę na krawędzi narty zewnętrznej przed linią spadku stoku. Inaczej zawsze się pojawi ześlizg tyłów. Bardzo mało ludzi potrafi to robić, a na stromym i twardym stoku radzą sobie z tym tylko zawodnicy. Na zakończenie dodam, że my tu często dyskutujemy o pewnych możliwościach. Tylko nie bierzemy pod uwagę, że różni demontratorzy w internecie to ludzi młodzi, których ktoś kiedyś nauczył porządnie jeździć. Są to też ludzie, którzy ciągle siedzą w górach i zawodowo zarabiają jako instruktorzy. Często ludzie o przeszłości zawodniczej. A wiadomo, że najgorszy zawodnik jest o niebo lepszy o najlepszego amatora. A my tutaj "amatorskie dziadki"(odnoszę te dziadki do siebie) dyskutujemy sobie, co to nie potrafilibyśmy zrobić, byle mieć tylko idealny wzór . Należy nieco rozsądniej popatrzyć na naszą zabawę. Pozdrawiam
  20. To co Niko pokazał z Hraba, to właśnie o to chodzi i to sobie można zademonstrować na pochylni w domu. Właśnie takie wypchnięcie bioder w DÓŁ stoku a torsu w przeciwną. Narty ustawiają się na krawędziach, na których pojadą dalej w linii spadku stoku i po jej przekroczeniu. Oczywiście zwiększając przy tym kąt zakrawędziowania. Można powiedzieć idealny skręt na twarde, strome stoki. Ideał. Dowcip polega na tym, że na takich stokach ta ewolucja jest dostępna tylko dla czołówki z PŚ. I jest konieczna dla idealnego przejazdu bramek otwartych. Prawie zero ześlizgu, przenoszenia tyłów nart w powietrzu, czy po śniegu. Ciągła jazda na krawędzi, przerywana tylko na bardzo, bardzo krótki moment, gdy następuje ich zmiana. Popatrzmy jeszcze na rzecz od strony działających na narciarza sił. Kończymy skręt i przypuśćmy, że narty jadą prawie poziomo, prostopadle do linii spadku stoku. Nie chcemy jechać bardzo szybko i podkręcamy skręt. W tym momencie należy zmienić krawędzie, wypchnąć biodra w dół, tors w górę. Statycznie tego nie nie da zrobić. Stąd szafa. Na stoku trzeba mieć gaz i błyskawicznie zmienić krawędzie. Inaczej nie pojawi się wystarczająca siła odśrodkowa, by przyjąć taki układ. To jeszcze mało, należy wjeżdżając w linię spadku stoku mieć odpowiednie wychylenie w przód, by wygiąć mocno przednią część narty. Stojąc nieraz na Grzebieniu na Skrzycznym i spoglądając w dół na błyszczący, wyślizgany stok myślałem sobie- gdym potrafił tak jeździć. Na lodowych płaszczyznach pomykałbym jak na sztruksiku. Zmiana krawędzi przed linią spadku stoku staje się o niebo łatwiejsza, gdy stok jest mniej stromy i jedziemy tak, że kolejne łuki nie są tak podkręcane, że doprowadzamy narty do poziomu. Ważny też jest śnieg. Bo jest bardzo trudno zmienić krawędzie, gdy po ślizgiem jest błyszcząca lodowa powierzchnia na stromej ściance. Mam takie usiłowania ciągle w głowie z FIS na Skrzycznym. Zapewne dałoby się wiele tam poprawić, gdy mi ujęto dwie trzecie wieku i ktoś biegły w materii wziął mnie w obroty. Problem to twarde i strome stoki na których się chce podkręcać bez ześlizgu. Rozpisałem się, ale jutro może uda nam się wyjechać do Koninek i być może bedę musiał przypomnieć sobie i zonie, jak to jest ze skręcaniem na nartach. Pozdarwiam
  21. Mam taką deskę stojącą za biurkiem. W przypływie zapału stawałem na niej, jak na stoku. Najtrudniej jest się przekrzywić tak, aby wejść na krawędź narty zewnętrznej przed linią spadku stoku. Da się, tylko należy się przytrzymać szafy. Ćwiczenie ma tylko jeden sens, że się wie jak to powinno wyglądać na stoku. Tylko na stoku należy mieć pewien gaz, aby coś takiego w przybliżeniu zaczęło wychodzić. Z tym, że jak sobie to przypomnimy w pewnym momencie zjazdu, to zanim reszta ciała się uruchomi, jesteśmy już na dole. Nie chcę zniechęcać. Należy coś zawsze robić. Można zacząć i od deski. Rady Harba są dobre pod warunkiem, że się już samemu nieźle jeździ. On to wie, ale o tym nie pisze. Tzn. pisze, że jak mamy pewne trudności to zaprasza do siebie. I wszystko jest jasne. Pozdrawiam
  22. Jeśli jest w tych w powykrzywianych buźkach obrazek "oklaski". Więc proszę Autora, by wypełnił nimi swój ekran komputera. Pozdrawiam
  23. Mogłem się tego spodziewać! Starzejemy się. To fakt. Podziwiam Twoje zaangażowanie w szczegóły, jeśli chodzi o technikę narciarską. Masz też wiele ciekawych innych zainteresowań. Patrzysz na tą technikę bardzo szczegółowo. Ja zaś patrzę na narty bardziej ogólnie. Najpierw były dla mnie góry a potem narty. Narty są dla mnie narzędziem do korzystania z tych gór. Starałem się zawsze w miarę porządnie jeździć. Bo to gwarantowało przede wszystkim bezpieczeństwo. Nieraz się wypuszczałem samotnie w jakieś poza trasy. Telefonów komórkowych wtedy nie było. Helikopterów też prawie nie. Jakaś doza szpanerstwa też mną kierowała. Facet jeździ przyzwoicie na takim dziadowskim sprzęcie. Sprzęt zawsze miałem ze znacznie niższej półki niż jazda. Przynajmniej jazda w sensie skuteczności i bezpieczeństwa. Nie jestem jakimś skrajnym pesymistą. W tym sezonie, którego nie zaczęliśmy z żoną z różnych względów też nie ograniczę się do bezmyślnego zjeżdżania w dół. Na pewno będzie jakaś analiza, co było nie tak, gdy wg. mnie w skręcie narty nie szły tak jak zamierzałem. Będą próby z tym, co zacząłem na wiosnę. Większego wychylenia środka ciężkości w przód po zmianie krawędzi. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że w moim wieku jakie większe zmiany w stylu jazdy są praktycznie niemożliwe. Znacznie młodsi ludzie nie mogą się pozbyć swoich przyzwyczajeń, choćby nie wiem jak pracowali. Należy patrzeć na te sprawy realnie. Wiele Twoich rad na forum jest tak szczegółowych, że aby je zrozumieć i wprowadzić w życie, trzeba być Tobą. Nie wątpię, że mając delikwenta na stoku Twoja nauka jest bardzo skuteczna. Pokazujesz wtedy a mniej tłumaczysz, więc i nadmiar tłumaczeń ulatuje z wiatrem. Nie mam wielkiego doświadczenia w nauczaniu, ale parę osób nauczyłem na tyle przyzwoicie jeździć, że sobie radzą bezpiecznie na przyzwoitym stoku i są mi wdzięczne. Zdaję sobie sprawę jak trudno jest początkującemu narciarzowi zrozumieć cały ten slang, żargon narciarski. Na tym się panuje, wtedy dopiero, gdy się jest uczącym. Może z wyjątkiem niektórych zdolnych z forum, którzy po kilku sezonach wszystko wiedzą i zaliczają się do czołówki. Napisałem o skiturach, bo to byłoby coś nowego i powrót do dawniejszych eskapad. Mam kłopoty w kolanach przy dłuższych zejściach lecie. Eskapady o różnicy poziomów ok. są praktycznie wykluczone. Zjechać mogę, bo podejście jestem w stanie pokonać. Zresztą zawsze byłem w pewnym stopniu romantykiem górskim i nie chciałbym tego zatracić w ciągłe się rozważania na temat już tak szczegółowe, że sięgają pułapu przysłowiowego PŚ. Kilku młodszych kolegów z forum, startujących w amatorskich pucharach, może sobie je bez przerwy rozważać. Mnie to nie przeszkadza. Ale to jest jakiś nikły procent narciarzy spotykanych na stokach. Na zakończenie apeluję do Ciebie abyś dalej pisał. I też szczegółowo. Będzie to dla mnie gimnastyka umysłowa, aby zrozumieć Twoje myśli. Może dojdę też do jakiegoś praktycznego wniosku na stoku. Kto to wie! Pozdrawiam
  24. Czasem można się natknąć na taki problem. Narty są naostrzone świetnie. Krawędź idealna. Na twardym byłoby świetnie. Ale trafi się na zmienny, nieco tępy śnieg i robi się problem, gdy się je stara postawić na krawędzi. Miałem taki problem z dawnymi nartami. Naostrzyłem u Mysłajka w Szczyrku i pojechałem na Bieńkulę. N Było to na wiosnę i śnieg spadły puch już był nieco tępy. Narty zrobiły się "nieskrętne". Zorientowałem się bardzo szybko, co trzeba zrobić. Mała modyfikacja w wejściu w skręt i jeździło się dobrze. Rzecz wymaga analizy zachowania nart na stoku i trzeba sobie samemu ją postawić. Bo narta może być w porządku, a problem wynika z barku doświadczenia. Nie sądzę aby niewielka zmiana kąta mogła wpłynąć na jazdę narty. Jeśli wpływa to narciarz jest b. dobry. A jak jest dobry, to powinien sam znaleść przyczynę. Na forum się nic nie wyjaśni. Pozdrawiam
  25. Zaczyna mnie już to wszystko nudzić. Na moim poziomie narty to nie zawód, zawodnik itp. To człowiek który ma frajdę z pewnej ładnej jazdy w urozmaiconych warunkach. A przede wszystkim człowiek który jeździ w GÓRACH w ZIMIE. Jazda w hali jest tylko pewnym rodzajem gimnastyki, nie lepszym od innego rodzaju ćwiczeń. Jazda po poręczach, schodach podobnie. Nawet ćwiczenia w górach zbliżające do super idealnej sylwetki obowiązującej w aktualnej modzie zjazdowej też coś z tego mają. Rozmyślam nieraz, by przesiąść się na skituring. "Przeszkodą" jest żona, która uwielbia narty. Nie jestem egoistą. A na skitury dla niej jest zdecydowanie za późno. Tylko niech mi nikt nic tłumaczy, bo mam wystarczające rozeznanie. Trzeba umieć jeździć terenowo a nie by po kursie offpiste. Na to potrzeba czasu i młodszych lat. Jeździłbym sobie gdzieś tam, wykorzystując całe moje doświadczenie. Pług, łuki z pługu, wyjście w górę, zejście w dół. Ześlizg, nawet carving. Wąsko i szerzej. Najważniejszym elementem technicznym byłoby wrócenie cało do domu, a nie potrzeba alarmu przez komórkę. To jest mój ideał narciarza amatora, który kocha góry. Jak ich nie kocha, a ma możliwości, to jedzie poszaleć "narciarsko" do Dubaju. Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...