Dziadek Kuby
Members-
Liczba zawartości
487 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Dziadek Kuby
-
Sądzę, że wszystkie programy są podobne, czy to nauki pływania, wspinaczki, żeglarstwa, nurkowania itd. Po prostu są dostosowane dla szerokiego spektrum kursantów. Od młodego, zdolnego zapaleńca po przysłowiową gospodynię domową. Zapaleniec błyskawicznie opanuje idealny "karwing". Gospodyni będzie szczęśliwa, gdy nauczy się skręcać pługiem, bo jej to pozwoli spełnić swoje marzenie i pojechać ze znajomymi w Alpy. To są poszczególne ewolucje, które kiedyś się mogą przydać, albo i nie. Tak jak i nauka w szkole. Też się uczymy bardzo wielu rzeczy. Wydaje się całkowicie nieprzydatnych. Program powinien być oparty na obserwacji różnego rodzaju kursantów. Dla szczególnie uzdolnionych są przecież kursy specjalistyczne. Oczywiście powinien nadążać za tzw. duchem czasu. To jest oczywiste. Choć może niektórym się wydaje, że ten duch to tylko obecnie karwing. Aby się przekonać, że nie tylko, wystarczy opuścić "sztruksikowy" stok. Kiedyś, gdy mnie uczono różnych NWN nie zwracałem uwagi na te nudne ćwiczenia, tylko byłem szczęśliwy, że jestem na nartach. Dzisiaj większość kursantów też się raczej podobnie czuje.
-
Piękne przeżycia Siwira. Moim marzeniem zawsze było zjechać z "Igły" Białą Doliną, ze względu na widoki. Niestety to raczej już mało możliwe. Natomiast nieco strachu z innych gór. W roku 1993 byłem z dwoma kolegami na lodowcu Hintertux, pod koniec marca. Po dwóch dniach jazdy miałem wszystko dokładnie objeżdżone i aby się nie nudzić zacząłem jeździć poza ubitymi trasami. Raz nawet zaczepił mnie jakiś młody Austriak, czy nie moglibyśmy razem pojeździć, bo on zna fajne trasy. Jeździł na desce z kijkami(tak mi się później wydawało, że to była deska-nie patrzyłem na jego nogi, i raczej-myślę- to była monoski). Dziękuję! Bo by mnie kondycyjnie wykończył. Był młody a ja chłop ponad pięćdziesiąt lat. Jazda w puchu po przysłowiowe ja... wymaga pracy, aby te narty wyciągnąć bliżej powierzchni przy skręcie. Rozważałem wyjście na Olperer od południa, z przełęczy między nim a Gefrorene Wand Spitze. Po analizie, stwierdziłem że samotnie w butach narciarskich jest to zbyt ryzykowne. Tym bardziej że nie widać było części pod szczytowej i ew. trudności. Postanowiłem więc, że zrobię sobie zjazd na południe do widocznego w dole zbiornika zaporowego. Przygotowałem sobie plecak z butami turystycznymi, bo wiedziałem, że czeka mnie wędrówka doliną okrążającą szczyty po prawej(orograficznie) stronie doliny Hintertux. Nie wiedziałem jednak jak wygląda dokładnie stok po południowej stronie przełęczy na której stoi schronisko Gletscherhutte(3050 m). Do zbiornika w dole było ok. kilometra różnicy poziomów. A od niego była droga do Mayrhofen, ok. 20 km. Na dolnej stacji wyciągu krzesełkowego, po stronie południowej, zauważyłem ślady nart, prowadzące w dół. Dla pewności zaczepiłem faceta z obsługi wyciągu, czy da się tu zjechać do doliny. Odpowiedź(czego można się było spodziewać) taka, żebym się wynosił do góry wyciągiem. Zacząłem zjeżdżać z myślą, że gdy pojawi wizja ew. ściany skalnej niżej to zrezygnuję i podejdę z powrotem do wyciągu. Czasu było dosyć. Zauważyłem jednak niżej kilka osób. Wyglądało to na przewodnika i jego klientów. On zjeżdżał kawałek i potem oni za nim. Jeździli dość słabo. Skoro zjeżdżają to się da zjechać, bez trafienia na skały, które nie puszczą w dół. Za chwilię minąłem zamknięte schronisko Olpererhutte i ich. Zjazd do zbiornika okazał się dość łatwy. Parking obok zbiornika był zasypany dwumetrową warstwą śniegu. Jechałem w dół po drodze, która jest czynna w lecie i płatna. W pewnym momencie droga znika w tunelu ze stalową bramą. Widać z daleka, że brama zamknięta. Zrobiło mi się zimno. Cholera jasna, ale się załatwiłem! Las stromy i śniegu do czorta(były wcześniej spore opady). Przez ten las się nie da przedrzeć. Jedyna możliwość to zjechać do potoku i jego łożyskiem przedzierać się w dół. Albo wracać kilometr do góry. Można się będzie wykończyć. Nie sądziłem, że czeka mnie taka pułapka. Nie pomyślałem też, że przewodnik z klientami też jakoś muszą dojechać do domu. Na szczęście brama była zamknięta, ale nie na klucz. Potrzebna była, bo by nawiało do tunelu. Jeszcze dwie, czy trzy tunele spotkałem z bramami. Śnieg się skończył i drałowałem w dół z nartami na plecach. Po drodze minął mnie mikrobus z nimi. W Ginzlig, po czternastu kilometrach złapałem, na szczęście, ostatni autobus do Mayrhofen, bo inaczej czekało mnie dodatkowo ponad sześć kilometrów. Morał z tego był taki, że trzeba zawsze jak najdokładniej przemyśleć i poznać różne aspekty wyprawy a mniej się napalać.
-
Narty wspominkowo, więc może o narciarzu, który trenował w lecie, transportując sprzęt na mule. Nie, to nie o mnie mowa! W roku 1972, korzystając z przydziału stu dolarów prze państwo ludowe, pojechaliśmy do Iranu w góry Elburs(Alborz). Nie mylić z Elbrusem, najwyższym szczytem Kaukazu. Natomiast Elburs to długi bardzo łańcuch, na południowej stronie morza Kaspijskiego. Najciekawszą, wspinaczkowo i "turystycznie" jest okolica szczytu Alam Kuh(4805 m), szczególnie sześćset metrowa, bardzo szeroka, północna ściana tego szczytu. Inną ciekawą górą jest położony ok. 60 km od Teheranu uśpiony wulkan Demawend(nieco poniżej 5700 m). Iranem rządził wtedy szah i porządku pilnowała policja z odpowiednio długimi gumowymi pałami. Wiec był porządek. Pod Alam Kuh przyjeżdżali Polacy się wspinać. Jest tu mały lodowiec i dużo pól firnowych. Idąc tu z miejscowości Rudbarak(1200 m), położonej na północnej stronie tego łańcucha, spotykamy facetów z mułem, na którego grzbiecie przytroczone są dobre narty zjazdowe. Od słowa do słowa-bo my też lubimy narty- wyjaśnia się, że to czołowy zawodnik tego kraju, który wraca z treningu na płatach firnu. To są całkowicie puste do dziś góry, bez żadnej infrastruktury i jakiś jedyny wyciąg funkcjonuje niedaleko Teheranu. Śnieg miał na pewno dobry, bo na czterech kilometrach, rano był lekki mróz.
-
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Pojechaliśmy do Wschodniego Tyrolu, aby pochodzić nieco po górach. Mają tu świetny wynalazek, tzw. Osttirol Card. kosztuje toto 39,5 EUR i jest wpakiecie na siedem dni, codziennie kolejki(w jednej z ośmiu miejscowości), baseny, zamki i inne atrakcje. Kolejki nas interesowały, ponieważ Alpy mają to do siebie, że nad doliną(600-1500 m) są strome stoki i rośnie na nich las i inne krzaki. Wyzej pasie się bydło, nawet do 3000 m(owce) i jeżdżą w zimie narciarze. Jakie takie szczyty rozpoczynają się, gdzieś od 2500 m(z wyjątkiem Dolomitów). Powyżej 2,5 km są więc skały, a gdzie od 3 km lodowce(najpierw na północnej stronie). Wiec, aby wyjść na pierwszą lepszą ciekawą górkę to z doliny mamy dwa kilometry w górę- jeszcze pół biedy. Ale dwa kilometry w dół! Dawniej to się nam zdarzały takie wyrypy. Teraz tak do tysiąca jeszcze kolana wytrzymują. A zresztą spacery po lesie możemy sobie urządzać w Gorcach. Stąd takie ważne są kolejki, raczej jednak dość drogie. Mieliśmy w tej karcie Molltalergletscherbahnen i w pobliżu Ankogelbergbahnen. Pojechaliśmy w środę 21 sierpnia na górę. Na dole do kreta czekała grupa małolatów z krzywymi kijkami. Mieli pecha, na górze siąpiło i po dwóch godzinach pojechali na dół. W następny dzień miała być poprawa pogody, więc mówię do żony-może by tak raz w życiu pojeździć na nartach w pełni lata. Za parę dni jedziemy nad Adriatyk. Niestety żadna wypożyczalnia nie jest tu otwarta. Po co? Żaden biznes-jak ktoś tu jedzie w lecie to z własnym sprzętem. Okazuje się, że we Flattach jest człowiek, który mam sprzęt z nartami i wypożyczalnię. Dość przypadkowo jest w tym sklepie. Wypożyczy i będzie rano o ósmej, gdy będzie pewien, że jutro przyjedziemy. Zdecyduje w zależności od pogody. Ale dopiero wieczorem. Mieszkamy w Lienz na kampingu Seewiese, ponad pięćdziesiąt kilometrów od Fllatach. Umawiamy się na telefon z numerem w pieczątce z nagłówkiem "Ski Academy pan taki to a taki". Jedziemy rano. Góry we mgle, ale ma być lepiej. W Fllatach, przy skręcie do stacji kreta jest świetlna tablica, informująca o działalności kolei. Po to aby nie pędzić samochodu sześćset metrów górę. Ale pech-leci napis "...geschlossen". Pan jest w sklepie. Niemożliwe-geschlossen. Są mgły, ale pokazuje się i słońce. Dzwoni do obsługi kolei. Tak-zapomnieli pezełączyć wczorajszy napis. Faktycznie po południu już wczoraj mocno lało i zamknęli kolej. Narty mamy typu "premium", jakieś Rossigniole. Buty trudno dopiąć, bo wypracowane od setek różnych stóp. Ale jest fajnie. To tylko Szpas! Był fajny Szpas. Śnieg nie gorszy niż na lodowcach na początku maja w południe. Może nawet lepszy. Mgła się przydała, bo się dość przyzwoicie trzymał. Zjechaliśmy w sumie 23 razy. Różnica poziomów ok.250 m z pod szczytu Schareck do dolnej stacji jednego ze szczytowych krzeseł. Może wybierzemy się tu na kilka dni na początku kwietnia. Poniżej skiknajpy jest jeszcze parę tras. U góry jeszcze kilka wariantów zjazdu czerwonego i czarnego. Ten do jeżdżenia był niebieski. Wyciąg jeździ czternastej. Spotkaliśmy kilku naszych deskarzy. Przyjechali na cały tydzień. Sensu to wielkiego nie ma-jeśli się jeździ nie zawodniczo tylko amatorsko. To tylko zabawa. Nam jeździło się bardzo łatwo. Byliśmy zaaklimatyzowani i w niezłej kondycji po kilku pieszych wypadach. Koszty tej zabawy to 150 EUR(karnety i sprzęt). Nie wiadomo czy to był koniec sezonu, czy początek następnego? Załączone miniatury -
Nie biorę, tylko że nie zrozumiałeś tego co napisałem. Ja wcale nie tłumaczę, tylko przytaczam przykłady jakby wyglądało tłumaczenie przy pomocy największego słownika. I wcale nigdzie nie stwierdziłem, że to jest właściwe. To jedno. Drugie - jak w danym języku nie można znaleść odpowiednika słowa tłumaczonego, to powstaje problem. W tłumaczeniach należy być konsekwentnym. I wiem jakie są problemy, ponieważ w swoim zawodzie tymi sprawami się nieco zajmowałem. Dla mnie obraz jest jasny. Nie ma żadnych skrętów wężowych. Są śmigi z pochłanianiem, połykaniem, kompensacją -jak zwał to zwał. To wszystko. Nie mam ochoty, dla dalszej dyskusji, bo ona nic nie wniesie. I jeszcze mogę się jeszcze dowiedzieć czegoś o moim prywatnym organizmie lub życiu.
-
Witam! Nie zawsze jest zgoda na pewne zagadnienie wśród uczonych. Lubię być ścisły. I może od początku. Na stronie www.skiakademie.at opisano krótko powojenną historię rozwoju technik narciarskich, cytuję malutki fragment: "Beim 2. Internationalen Skikongreß in Davos(1953 r-DK) provoziert KRUCKENHAUSER vor allem die französischen Skilehrer indem er die Rotation beim Schwung ablehnt und in einer Demonstration seine Skilehrer mit geringsten Körperbewegungen und geschlossenen Beinen Kurzschwingen lässt. Diese Form des Schwingens bezeichnet er als „Wedeln". "Wedeln", które oznacza wachlowanie, merdanie, oganianie się wprowadził więc Kruckenhauser demonstrując ten dawniejszy śmig, ze złączonymi nogami i odrzucając rotację(szkoła francuska) przy skręcie. Patrząc z tyłu na jadącego śmigiem to jest takie wachlowanie, czy merdanie nartami. Podobne wrażenie się ma, gdy się patrzy na ruch wiosła, umieszczonego z tyłu łódki i nazwanego "godille". Stąd, to co pokazał Kruckenhauser, Francuzi nazwali, jak sądzę, "godille". G. Joubert nazywa "godille" wszelką jazdę skrętami, dodając tylko pewne wyjaśnienie, np: "la godille stem"(z pługu), "la godille trace large"(szerokim śladem-równoległe narty szeroko), "la godille freinage"(hamująca), "la godille classique"(kristiania klasyczna). Wreszcie mamy u niego "la godille avalement ou godille S"(czyli z "avalement" lub z "S"). "Avalement" nie jest skrętem, tylko odciążeniem(na garbie kompensacją-nie czytałem Ogorzałka może sie mylę). Skręt z tym odciążeniem jest skrętem "S". Była u nas przetłumaczona książka Kruckenhausera nosząca tytuł "Śmig". Zginęła mi i nie dowiem się, jaki miała tytuł w języku niemieckim. Jeśli "Wedeln", to znaczy, że "Wedeln", 'Godille" i "Śmig"(mówiło się śmiga na nartach) to samo. Będąc konsekwentnym należało mówić jeździmy śmigami, z pługu, z oporu, na nartach równoległych, odciążeniem dolnym, górnym, na krawędziach, krótkim i długimi skrętami itd. Ale pojawiły się w naszym języku skręty "wężowe", co niby sugeruje coś zupełnie nowego. To wszystko, to tylko historia. Teraz mamy tylko karwing! Pozdrawiam
-
Taktyka bezpiecznego i przyjemnego narciarstwa
Dziadek Kuby odpowiedział Mitek → na temat → Narciarstwo
Komuś, kto pełni rolę lidera w jakiejś zaprzyjaźnionej grupie poleciłbym nauczyć się prawie na pamięć terenu narciarskiego, szczególnie w Alpach. Chodzi o trasy, ich trudności, wyciągi, połączenia wyciągów itp. Bardzo to ułatwia podejmowanie decyzji, gdzie zjechać i gdzie aktualnie jesteśmy, np. w stosunku do miejsca zamieszkania. Zawsze tak robiłem, bo nawet jadąc z biurem podróży, poruszaliśmy się z żoną własnymi drogami. Miałem też zawsze, oprócz mapek tras, mapę wydawnictwa Kompas. Bardzo dobre mapy(1:50000) obejmujące cały obszar ALP. Można się wtedy bawić dodatkowo w "przewodnika". Tu jest taki szczyt, lodowiec, dolina itp. To pomaga, nawet we mgle, bo "widzi" się w wyobraźni teren i trudniej jest zrobić jakąś głupotę. -
Dodam jeszcze, że wszyscy jeździmy techniką wężową(wirujemy po stoku) w rozumieniu G. Joubert`a, tylko że stosujemy różne rodzaje "wiraży". Począwszy od pługa, oporu, nart równoległych(kristiania), po skręt "S", który jest najbardziej wężowaty. I który musi być wykonany przez "zniesienie" garbu(też wirtualnego), aby był skrętem "S". G. Joubert nie używa jakiegoś specjalnego określenia na sposób jazdy śmigiem. Rozróżnia pojedyncze skręty(wiraże) o małym i dużym promieniu, ale o różnym sposobie inicjacji i prowadzenia. Można przyjąć tłumaczenie "śmig", ale "śmig S", czyli śmig wykonany przy pomocy "avalement". Będzie to skręt o małym promieniu, a jeśli "coupe"(cięty) to na krawędziach. A jak nazwiemy skręt o dużym promieniu, też z odciążeniem przez "avalement"? Kristianią "S". Oba są jazdą "wężową" w rozumieniu G. Joubert`a.
-
Dowcip po polega na swobodnej interpretacji tłumacza. Ja to zdjęcie Patryka już umieściłem na tym forum w wersji francuskiej. Tłumacz uparcie tłumaczy słowo "godille" jako śmig, a dla G. Joubert`a słowo to określa sposób jazdy po śniegu "zakrętami" i używane jest w odniesieniu do wszelkich skrętów: z oporu, kristianii, śmigu hamującego itd. Skręty te(wiraże) mogą być z różnym odciążeniem NW, przez "avalement". Przy okazji "avalement" pochodzi od czasownika "avaler" i ma wiele znaczeń, min. można je tłumaczyć jako: znoszenie, połykanie, pożeranie, wchłanianie itp. Garb muldy powinien być raczej zniesiony przez podciągnięcie kolan i pochylenie klatki piersiowej. Ale przyjęło się u nas połknięty. Nie ma skrętów wężowych, to tylko wymysł tłumaczy tej książki, która jest cytowana i następnej "jak się nauczyć samemu jeździć na nartach". Nie mogli sobie poradzić ze słowem "godille". Ten wąż się tylko pojawia(w wyobraźni) jak będziemy wiosłować wiosłem z tyłu łódki i zobaczymy ślad ruchu pióra wiosła na wodzie-to jest "godille"-wąż. A u G. Juoberta ciąg kolejnych wiraży, nieważnie jak inicjowanych i prowadzonych, to "godille". Może to wyjaśni pewne nieporozumienia.
-
Nie ma raczej techniki lepszej czy gorszej. Jest tylko technika(rozumiana jako inicjacja skrętu, jego prowadzenie, szybkość ruchu) bardziej lub mniej przydatna w danych okolicznościach. Zawodnik jak wygra zawody, to w tym momencie jego technika przejazdu jest najlepsza. Choć optycznie ktoś mógł jechać znacznie "ładniej". Narciarz jeżdżący dla przyjemności wybiera taką technikę jaka w danym momencie na danym stoku, śniegu, używanych nartach, umiejętności, zmęczenia...itp jest dla niego najlepsza. Nawet najlepszy specjalista "czystego" karwingu wybierze skręty z oporu, czy nawet pług, gdy przyjdzie mu zjechać z ciężkim plecakiem po jeszcze cięższym śniegu, lub między drzewami w lesie. Inaczej nie zjedzie. Więc pług wtedy będzie lepszy od jazdy na krawędziach.
-
Największy jest ambaras z tłumaczeniami. G. Joubert używa na jazdę skrętami(jako pewien ciąg kolejnych skrętów) określenie "godille". Zarówno przy skrętach z oporu, jak i na nartach równoległych, w tym także dłuższych skrętów(kristiania-godille classique) jak i krótkich śmigów. Słowo "godille"(czasownik "godiller") wielki słownik francusko - polski tłumaczy jako "oporowanie"(?) w narciarstwie. Inny słownik tłumaczy to jako wiosło z tyłu łódki a wiosłowanie z tyłu jako "godiiller". Ślad na wodzie jest wtedy wężykiem. Pojedynczy skręt to "virage". I mamy: wiraż z odbicia, wiraż z "odrzutem"(jet-virage), wiraż "ślizgowy"(virage glisse), wiraż z "avalement"(połykaniem garbu, wirtualnego garbu) itd. Nie ma w jego tekście słowa serpent(wąż) czy wężowy. Tłumaczenie "godille" jako jako skręty wężowe(wijący się wąż) jest logiczne. Także skręt "S"(choć logiczniej byłoby "esowanie"(brr!)), też ma sens. I jeszcze jedno, do skrętu "S" dochodzimy przez jet-virage. Autor rozróżnia skręt "S" z ześlizgiem i cięty(coupe). Pisze też o skręcie "S" z "odstawieniem" narty wewnętrznej w bok(w górę i do przodu), czy też rozpoczęciem skrętu "S" od kroku łyżwowego. Tłumacz musi być świetnym fachowcem w swojej dziedzinie. Żaden słownik tu nie pomoże. Bo po prostu nie ma właściwych odpowiedników. Stąd najlepiej jest czytać, jeśli ktoś może oryginał, aby wiedzieć, co autor miał na myśli.
-
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Ładna wycieczka! -
JARK, cyt: "Moim zdaniem należało by pamiętać kto z tej skali / skal czerpie, komu służy i do czego jest wykorzystywana. W większości wypadków jest ona pomocna (przynajmniej w jakimś stopniu) osobom które pytają o narty. Dla kogoś kto miał już pierwszy kontakt ze stokiem skala jest zrozumiała i czytelna a przecież o to chodzi. Natomiast ktoś jeżdżący już na jakimś (wyższym) poziomie, bez problemu opisze to co robi na stoku." Sądzę, że to jest najważniejszy cel tej skali. Jeżeli chcemy ludziom pomóc, to muszą się w miarę możliwości jak najdokładniej określić. Ostanie kilka stopni to doświadczeni narciarze i tu stopień służy do zaspokojenia swego "ego". Z tego nie wynika nic praktycznego, bo wiadomo, że jakby sobie każdy z nas dobierał towarzyszy do jakiejś wspólnej jazdy, to najpierw sprawdził by w praktyce(na stoku, poza stokiem) jego umiejętności.
-
Gdzieś w latach siedemdziesiątych pojawiło się tłumaczenie książki G. Jouberta "Comment Se Perfectioner a Ski"(jak się doskonalić w jeździe na nartach- z roku 1966), które zostało przetłumaczone na kilka języków, min. na polski. Tam było przetłumaczone pojęcie skrętu "S", wykonywanego o ile się dało na krawędziach(ówczesnych nart) tak, aby ślad łuku skrętu na śniegu był jak najwęższy. Gdzieś mi ta książka zginęła. Trudno mi powiedzieć, czy użyto w naszym tłumaczeniu słowo cięty. Posiadam w domu późniejszą książkę G. Joubert`a wydanie z francuskie "Pour Apprendre Soi Meme a Skier(jak się samemu nauczyć jeździć na nartach)z roku 1972. Przez wiele lat przed każdym sezonem ją sobie czytałem. W tej książce jest ostatni rozdział poświęcony analizom technicznym skrętu i pedagogicznym nauczania. W tym rozdziale jest akapit-Szerokość dziobu, szerokość piętki narty. Cytuję fragment: "W momencie, gdy narta, położona płasko na śniegu, zostanie przechylona na krawędź, następuje "zaczepienie" narty przy dziobie i rozpoczyna się skręt, tym bardziej zaakcentowany, im dziób jest szerszy. Gdy skręt się już rozpocznie, łuk boczny narty(p. narta karwingowa-mój dodatek) ma tendencję do utrzymywania skrętu(jego łuku)". Jest to nic innego, jak opis działania narty przy skręcie dzisiejszym, ciętym. W tej książce jest więcej analiz jak się zachowuje narta w zależności od szerokości dziobu, piętki i narty pod butem. Świadomość skrętu ciętego istniała w głowach trenerów od dawna. Tylko brak było odpowiednich nart. Stąd karwing to narty, rewolucja w ich technologii i konstrukcji, a w dużo mniejszym stopniu "rewolucja" w technice skrętu. Co najlepiej udowodnili zawodnicy, ponieważ zmuszeni dbać o czas przejazdu, "przestawili" się bardzo szybko.
-
Fajne! Zamieszanie w definicjach wprowadza nowicjuszy w zakłopotanie. Przez to dana dziedzina wiedzy staje się bardziej tajemnicza i dostępna tylko dla nielicznych wybrańców. A jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o monopol.
-
Pogoda może być(na samej górze) od minus dziesięciu z zadymką, do plus dziesięciu z pięknym słońcem. Krem na pewno, ciemne okulary też. Ubranie lepiej dostosować do minusów, a później się rozbierać, niż odwrotnie. Każda prognoza, z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, to wróżenie z fusów.
-
Nie wiem skąd się wzięły opinie, że Racetiger(konkretnie SL Racing-160 cm, r=12,7) wymaga dużo siły. Być może moje nie młode nogi są tak silne. Kupiłem tą nartę, jaka drugą, po Atomic GS9 170 cm, r=15. Mój wzrost 175 cm. Bo na stromszych stokach i twardym terenie chciałem sobie ułatwić jazdę. Pierwsze zdziwienie po zakupie-są dużo lżejsze od tego Atomika(bo drewno). Bardzo łatwo się nimi manewruje(czytaj zmienia krawędź, skręca). Pięknie wchodzą w skręt i nie potrzeba wcale dużej siły, aby jechać na krawędziach. Odnoszę wrażenie że mniej jej potrzeba, aby ją wygiąć, niż GS9. Narta oparta na końcach i naciśnięta w środku wiązania jest znacznie bardziej elastyczna(miększa) niż Atomic. Lepiej trzyma na twardym śniegu. Wydawało mi się, że kupiłem o 5 cm za krótką. Ale przy szybszej jeździe długim łukiem jest stabilna. Nie znaczy, że polecam te narty. To są tylko moje doświadczenia, bo czasami czytam różne, skrajne, obiegowe opinie o nartach.
-
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Nie przez Łysą. Najprościej przez Jurgów. Nowy Targ, Białka Tatrzańska, Jurgów, Podspady(Słowacja). Oszczędza się z 10 km przez Łysą i jazdę po górach. Z Białki do T. Łomnicy ok. 45 min. -
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Zdjęcia są. Proszę poszukać temat "Jak się nauczyć jeździć w kopnym śniegu" i ostatni post niżej podpisanego. To są zdjęcia z tego stoku. Wyjazd i zjazd kolejką jest wliczony w karnet narciarski. Kosztuje niestety ponad 600 koron(cena w internecie). Dojazd pod samą dolną stację w Tatrzańskiej Łomnicy. Przy dużym ruchu narciarskim może nie być miejsc i trzeba zostawić niżej samochód. Wybieram się z żoną w najbliższą sobotę. Ale to jest zależne od pogody. Główną przeszkodą jest wiatr. Jak na Kasprowym. -
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Dokładnie wyciąg ze Skalnatego Plesa(Kamienny Staw- bo jest tam mały stawek) jeździ z 1787 m na 2185 m. Łomnica ma nieco ponad 2600 m. Stok narciarski jest południowo wschodni i jest położony na Łomnickim Ramieniu(grani - z drugiej strony skalistej)). Jest to najwyżej położony w Tatrach stok, na którym są jedyne w tych górach płotki przeciwlawinowe(prawie obecnie zasypane). Bardzo brzydkie, bo z blachy ocynkowanej. Jest to świetny teren do jazdy poza trasowej, bo bardzo rozległy i dostępny z krzesełka. Ja ktoś jest dobry w tej materii, może jeszcze podejść w stronę szczytu Łomnicy i zjechać b. stromymi polami śnieżnymi. -
I jeszcze coś o "ekstremalnym" puchu. Autentyczne. Daty nie pamiętam, ale ok. dwadzieścia pięć lat temu. W październiku zrobiła się w Tatrach zima. I spadło na Kasprowym ok. metra śniegu. Dwudziestego tego miesiąca w niedzielę(to pamiętam) wpadło mi do głowy, aby pojechać z nartami na górę i ubić sobie pólko. Będzie zaprawa przed sezonem. Kolejka kursowała jeszcze wg. rozkładu letniego. Nie byłem jedynym wariatem w holu kolejki. Zebrało się ze dwadzieścia osób. Niestety na zewnątrz była zamieć, wiatr i prawdziwa zima. Ktoś rzucił hasło, aby zjechać do dolnej stacji krzesła(oczywiście nie kursowało) na Gąsienicowej, tam będzie spokojnie i tam sobie ubijemy pólko. To był dziwny zjazd, bo ten bardzo lekki puch leżał na zamarzniętej trawie. Jak się nierówno obciążało narty, to jedna z nich wpadała głęboko, po tzw. jaj..., docierając do tej trawy. Jechałem szusem z samej góry i niebyła to szybka jazda. Należało właśnie siedzieć maksymalnie na tyłach, ze złączonymi nartami, aby posuwały się do przodu. To było ekstremum w puchu na trawie. Pólka się nie dało dobrze ubić, bo lekko ubity śnieg leżał na warstwie sprężynującej trawy. Ten śnieg później całkowicie stopniał.
-
Ja jeździłem z Chlebu dawniej, gdy tu jeszcze było podwójne krzesełko jeżdżące bokiem. Tylko jeden dzień. Trasa w dwu trzecich(patrząc z dołu) biegła równolegle do krzesełka i była to wąska przecinka leśna. Na której były monstrualne muldy. Trasa nowej kolejki(w miejsce krzesełka) ma ok. 1800 m długości, przy różnicy poziomów 750 m, z tym że góra jest bardziej łagodna a stromizna przypada na dolną część. Z mapy widać, że obecnie jej przebieg jest taki sam jak dawniej. Na pewno została zmodernizowana. Ale stromości raczej nie zlikwidowano. Może jest szersza. Zaliczyłbym ją do grupy najbardziej stromych, ogólnodostępnych tras, po jakich jeździłem. Takie trzy Nosale(od samej góry) jeden nad drugim. Chętnie bym się tam wybrał, tylko na jeden dzień z Wadowic to za daleko. Sądzę, że można na niej zdrowo popracować. Dodam jeszcze, bo dzisiaj ostatni raz zjechałem z Hali Miziowej do Szczawin czarna trasą. To ten zjazd z Chlebu to była w dwu trzecich bardzo podobna trasa(jak najstromsza część czarnej), tylko bez porównania dłuższa. Ale na pewno ja poszerzono, jak modernizowano kolejkę.
-
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Spóźnione podziękowania za informacje. Byliśmy przed ósmą. Już był mały horror z ludem samochodowym. Krzesło wolne, ale w miarę wygodne. Do jedynego orczyka na górze kolejka zakręcona jak spinacz do papieru. Chłopcy z gopru nie wiadomo dlaczego uwielbiają spalać etylinę między tłumem narciarzy, popisując się na swoich szybkich pojazdach mechanicznych. Wykonaliśmy parę zjazdów do Szczawin i ustawiliśmy się do kolejki, aby zdążyć w czasie ważności karnetu wsiąść na kolejkę, bo inaczej 8 zł nie nasze. Potem jeszcze stanie w kolejce do kasy, aby oddać karnet i dzielny marsz przez błoto i specyficzne "schodki", skonstruowane z desek i małych kamyków do naszego małego autka. Pa, pa Pilsko, ładna góro, ale tu szybko nie wrócimy. Należałoby zlikwidować całą infrastrukturę narciarską i zostawić Pilsko skiturowcom. Do tego się świetnie nadaje. Nie będę się wybrzydzał na nowe schronisko, bo czego można oczekiwać po architekcie, któremu projekt zatwierdzał sekretarz partii w centrali PTTK za rządów marszałka. -
Byłeś ostatnio na nartach - pochwal się.
Dziadek Kuby odpowiedział spyder → na temat → Relacje z wyjazdów
Panowie o której ruszają wyciągi na Pilsko. Nie byliśmy tu lata całe. Jak jest daleko od parkingu do krzesełka(dojście w butach narciarskich). Liczyliśmy z żoną na Skrzyczne, ale niestety śnieg zamienił się błoto. Pięknie dziękuję za informacje. -
No faktycznie jak się dobrze wpatrzyć, to na ściance poniżej Grzebienia tego śniegu było cieniutko. Chyba zmienię zdanie.