Skocz do zawartości

Rosa

Members
  • Liczba zawartości

    40
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Rosa

  1. ...i za całokształt P.s. Andrzeju- dobre maniery to czesto zdolność znoszenia złych manier innych-sam wiesz...
  2. Rosa

    Truskawki .... Rosy :)

    Wodzu !!! no co Ty a reaktywacja??? (NIEKTÓRYM jak widać to się udaje;))
  3. Rosa

    Truskawki .... Rosy :)

    Winetou zaklinam się na wszystkich Apaczów Mescalerow - że nie wiem;) ...Oj niech no tylko Franciszek wróci z urlopu dostaniemy po czuprynach za taki bałagan w jego watku:). Ja tylko na laptop wirusy łapie;)
  4. Ad.1...i nawet forumowe "piskleta" to też Marysie:) Ad 2.Nie wiem o co chodzi;)
  5. ...Mitek w kwiatki... ...oczywiście żartuję... Ja narazie jestem na etapie zbierania informacji o nartach, które bedą po pierwsze moje a po drugie dla mnie sterowne, lekkie i w miarę uniwersalne. Wtedy myślę że będa dla mnie również najpiekniejsze.Jak narazie podobają mi się nowe Salomony Instinct Fever ale czekam na więcej opini od użytkowniczek . Moje rossignolki są już niestety do wymiany. To tyle od nastepnej forumowej "kobitki" w temacie najpiekniejsze.
  6. Byłam (jakieś 3 lata temu) świadkiem jak źle zamontowany rower na dachu samochodu- odpadł po czym wylądował na szybie jadącego za nim samochodu.Na szczęście jadący nim pasażerowie przeżyli ale widok tego co się stało- koszmarny.
  7. Do refleksji a seniora dorzucę może trochę statystyki, ale nie z Alpejskiego a z rodzimego podwórka: Blisko 5 ton gipsu zużyto na opatrunki dla ponad dwóch tysięcy poszkodowanych- tak TOPR i szpital w Zakopanem podsumował tegoroczne ferie pod Tatrami. Bywały takie dni, że na oddział trafiało ok. 200 pacjentów. Ratownicy TOPR zwieźli podczas tych ferii ze stoków ponad 1000 osób...:confused: Czy to tylko wina pogody, tłoku na stokach, braku umiejętnmości??? ...Nie -znaczna większość tych wypadków to efekt brawury i braku wyobraźni "narciarzy". ...Żebyśmy mogli czerpać radość z "uprawiania"naszego "narciarstwa"- wszystko jedno jak każdy go pojmuje- czy sportowo, czysto technicznie, czy również rekreacyjnie z podziwianiem ptaszków i jodełek- musimy czuć się bezpiecznie na stoku. A z tym niestety jest coraz gorzej... Po "forumowej lekturze" dowiedziałam się, że około 95% narciarzy jeździ jak chce, jak umie...Pewnie te statystyki jeszcze jakiś czas się nie zmienią... Ale może dzięki postom Mitka, Tadeusza i wielu innych ( tak priorytetowo podkreślających bezpieczeństwo)wzrośnie chociaż o kilka procent ilość narciarzy świadomych tego jak jeździć bezpiecznie.
  8. Historia którą chcę się z Wami podzielić zdarzyła się 23 lata temu a więc prawie jak „Dawno temu w Ameryce”.To był mój pierwszy raz na nartach, chociaż dotyczy mnie tylko pośrednio. Z góry przepraszam- nie umie tak składnie pisać jak Gulliwer ani barwnie jak adaci ale nie mniej jednak spróbuje tą historie ubrać w słowa. Do rzeczy: A rzecz działa się w Beskidzie Wyspowym a ściślej we wsi Kasina Wielka. Uczestniczyłam wtedy w zimowym obozie narciarskim, który obowiązkowo musiałam zaliczyć jako słuchaczka sportowej klasy. Grupa była bardzo liczna więc ze względów organizacyjnych podzielili nas jeszcze na podgrupy. Pech chciał, że instruktor pod opieką którego miałam zgłębiać tajniki narciarstwa uległ tuż przed wyjazdem poważnemu wypadkowi. W ostatniej chwili powierzyli nas komuś kto ze słowem instruktor niewiele miał wspólnego. Przez dwa dni ubijaliśmy śnieg na oślej łączce, podchodziliśmy jodełką pod stok i chyba nawet spróbowaliśmy coś w rodzaju pługu – to było wszystko o ile pamiętam. Po tych morderczych dwóch dniach wytypował kilka osób, które nadawały się (wg Niego) do jazdy na stoku głównym. Wybrałyśmy się wobec tego na Śnieżnice- oczywiście na piechotę. Już sama droga była ciężka. Narty przecież w tamtych czasach to nie dzisiejsze carvingi a z ośrodka w którym mieszkałyśmy było „kaaaawałek”. Jednak taka nobilitacja…, wyróżnienie naszego guru dodawała nam skrzydeł. Dotarłyśmy. Pan instruktor podprowadził nas pod stok i powiedział coś, co tłumacząc na język Owsiaka znaczyło-„róbta co chceta”. Cudem doczepiłyśmy się do orczyków i po kilku nieudanych próbach wyjechałyśmy na sam szczyt. Gorzej było z odczepieniem się na górze ale na szczęście ofiar nie było więc o tym nie będę już pisać. Tam konsternacja co robić dalej…Okazało się, że oprócz nas na stoku jest też jakaś grupa z AWF-u krakowskiego, która odbywała podobnie jak my swój obóz. Postanowiłyśmy podpatrzeć jak inni się uczą. I stojąc powyżej tej grupy obserwujemy, patrzymy co w trawie piszczy…Studenci ustawieni w szeregu przyglądali się jak ich prowadzący( w stosunku do nas był ustawiony tyłem- to ważne) pokazuje pług. Moja koleżanka Ela ( na marginesie muszę dodać kobitka o bardzo niskim wzroście i kruchej budowie anatomicznej) przykucnęła sądząc chyba, że z pozycji parteru lepiej wszystko zobaczy. W pewnym momencie jej narty zaczęły jechać, zdążyła tylko zrobić przysiad i centralnie wjechała instruktorowi między nogi. Pewnie by jej się udało bezkolizyjnie przejechać mu w tych kuckach( jak wspomniałam kruszyna z niej była), ale gdzie tam, zachciało jej się za wcześnie wstać. Wzięła więc „gościa” na swoje „bary” i przez kilka metrów powiozła. Chłopina zaskoczony totalnie w końcowym efekcie zrobił tylko salto w tył i gdyby nie utwardzony stok to pewnie czubkami nart wbił by się w górę... Jak się domyślacie oprócz nich na śniegu leżeli wszyscy jak żyw na stoku. Jego grupa też – nie mogliśmy utulić się ze śmiechu. Na szczęście pan instruktor miał duże poczuciem humoru i jeszcze udzielił nam kilku cennych wskazówek. Tego samego dnia wracając ze stoku na kwatery Ela postanowiła poprowadzić nas krótszą drogą, żeby już nie dźwigać tych „ciężarów”. Wymyśliła, że pojedziemy na nartach przez pola pod samą chałupę gdzie mieszkałyśmy. Spadł właśnie świeży śnieg więc powinno się nam to udać. Po perypetiach ze Służbą Ochrony Kolei (przekraczałyśmy tory w niedozwolonym miejscu) w końcu doczepiłyśmy się do nart i pomału suniemy… Raczej to była zimowa wersja nordic walking niż jazda na nartach w świeżym puchu, ale może już marudzę… Ela oczywiście prowadziła i tak się przejęła tymi skrótami, że wjechała w przyprószony świeżym śniegiem gnojownik beskidzkiego bacy. Na szczęście gospodarz był w pobliżu i szybko pomógł nam ją z stamtąd wyciągnąć. Te jej„skróty” unieruchomiły ją na kilka dni w łóżku ale cała historia zakończyła się szczęśliwie. Obóz nam zaliczono. A dziś Elka świetnie radzi sobie nie tylko na dwóch deskach Pozdrawiam Maria
  9. Witam Dziś wróciłam z mojego pierwszego wypadu w Alpy. Dzięki przychylności ludzi z forum udało się przez tydzień pobyć w Dolinie Stubai. Wybraliśmy lodowiec aby nagły atak globalnego ocieplenia nie przeszkodził nam w bliskich spotkaniach trzeciego stopnia ze śniegiem. Stubai- 30 km. od stolicy Tyrolu Innsbrucku, kilka lodowców połączonych nartostradami i wyciągami tworzy największy lodowcowy ośrodek narciarski na świecie. Sporo tam tras czerwonych (każda ma alternatywną niebieską), jest też jedna Wilde Grube- ekstremalny szlak na dno doliny(ok. 10 km.).Mozna też próbować sił i ustanawiać rekordy prędkości na rozstawionych tyczkach do giganta, wspinać się na wieży do wspinaczki lodowej a dla dzieci stworzono klub narciarski Myszki Miki. Łącznie przeszło 100 km tras przygotowanych z austriacką starannością. W ciągu 7 dni naszego pobytu tylko przez 2 dni można by było "przyczepić" sie do pogody- wiało i było mgliście.( Z tego powodu mam nadciągnięte mięśnie szyi od wypatrywania w "mleku" uciekającego przede mną "STASZEWY"- ten chłopak to prawdziwy talent narciarski a ja Alberto Tomba nie jestem- to tak na marginesie:)) Tyrol to kraina jabłek- prawdziwy przysmak to apfelstrudel z sosem waniliowym, który degustowaliśmy obowiązkowo z espresso w austriackiej gospodzie. Wracając do Polski odwiedziliśmy miasteczko Kitzbuhel we wschodnim Tyrolu, blisko granicy z ziemią Salzburską. To też jeden z najbardziej znanych i prestiżowych ośrodków sportów zimowych w Austrii. Niestety padał śnieg z deszczem, warunki narciarskie były więc kiepskie dlatego tylko "męska" część naszej świętokrzyskiej grupki próbowała sprawdzać swoje umiejętności na stromej trasie "STREIF"- na której rozgrywa się zawody Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Panowie zgodnie stwierdzili, że infrastruktura Stubai bardziej godna polecenia. Dopiero przyjechałam ze Stubai, ale wiem, że muszę tam wrócić. Jeszcze jedno zdanie prywaty: DZIĘKUJĘ WAM CHŁOPAKI(Pawel_PS, Staszewa) za ten wyjazd i za "opiekę" na stoku i nie tylko:) Maria
  10. Nie preferuje jazdy ze słuchawkami w uszach- zresztą jak większość forumowiczów. Chociaż muszę się przyznać, że jestem od niej uzależniona. Właściwie i w wyobraźni i w duszy ciągle mi gra.Ggybym miała wybrać podkład muzyczny do filmu z szusującymi narciarzami na pewno szukałabym w utworach Freddiego Mercury, Joe Satrianiego czy Gary Moora, Morricone- ale nawet jazzowe "Take Five" Dave Brubecka sie nadaje. Po nartach dla mnie najlepszy zawsze i wszędzie jest STING a do snu katie Melua.
  11. Rosa

    Idą Święta... Życzenia

    -Puk, puk - Kto tam? -Merry - Jaka Mary? - Merry Christmas-:) Wszystkiego co dobre, miłe, szczęśliwe i radosne niech będzie WAM bliskie i trwałe w Święta Bożego Narodzenia a zegar Nowego Roku niech odmierza tylko pomyślne godziny. Mary (a włąsciwie nie Mary a Marysia)
  12. Rosa

    Na narty sam ?

    W Arce Noego nie było miejsca dla singli:) - ale na stoku rządzą inne prawa. Ja podpisuje się pod pierwszą teorią.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...