Zgadzajcie się zatem. Byłem świadkiem tego egzaminu. Rozmiar zagadnień był naprawdę spory. Od historii narciarstwa, przez bezpieczeństwo, pomoc, do najważniejszego czyli techniki jazdy. Nie było chyba tego co kiedyś na państwowym egzaminie czyli anatomii człowieka. Nie było też ciągnięcia za uszy, w myśl zasady: płacę i wymagam (zaliczenia). I bardzo dobrze. Bo wiem, że niedociągnięcia były zarówno w technice jazdy jak i gadce o niej. Tylko proszę nie mówcie stale o ogromnej różnicy pomiędzy instruktorem/egzaminem zależnie od miejsca/instytucji go ustanawiającej. Często mam ochotę zrywać te dumnie noszone naszywki sitn pzn. Zwyczajnie mi za nich wstyd. Tych 'instruktorów' znaczy. Pozdrawiam, arfi.