-
Liczba zawartości
14 264 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
213
Zawartość dodana przez Mitek
-
Co to znaczy groziłeś? Proszę o cytata z groźbą. Jeżeli tak coś zrozumiałeś to wybacz. Nie ma mowy o groźbach, tylko edukacja. Przecież sam wiesz, że mówimy na innych poziomach, prawda..? Pozdro
-
Cześć Krzychu rozumiem, że to są dane z pierwszej ręki a nie internetowe pierdolenie? Masz konkretne propozycje rozwiązań... Pozdro
-
Cześć Ależ Szymek posty kieruję do Ciebie bo rozmawiamy ale pisze całkowicie ogólnie. Nie mam żadnego obrazu ciebie ani Twojej jazdy poza tym, że jeździsz wyraźnie lepiej niż pozostała część rodziny. Staram się o obiektywizm ogólny. Pozdrowienia
-
Cześć Zgadzamy się ale niestety ta zasada jest niemożliwa do zastosowania z tej prostej przyczyny, że strefa komfortu sporej części osób jest określana na podstawie zupełnie nieracjonalnych przesłanek, nie mających nic wspólnego z realnym zagrożeniem. To tak jak z kierowcą, który mruga światłami gdy wyprzedzasz a Ty robisz to absolutnie zgodnie z przepisami i z zachowaniem buforu na wyprzedzenie co najmniej jeszcze jednego samochodu. Dlatego też takie osoby trzeba uczyć taktyki jazdy na równi z techniką i zwracać w każdym momencie nauczania ich uwagę na prawidłowe ocenianie sytuacji. Oczywiście z drugiej strony jadący szybciej i pewniej narciarz powinien w każdym momencie uwzględniać interesy jadących przed nim. Nie ciąć ich toru przed a za, hamować gdy nie jest się pewnym, że się przejedzie, do zatrzymania się włącznie. Edukacja musi iść obukierunkowo - że tak powiem - to chyba oczywiste. Analizując tor jazdy można od razu wyczytać czy ktoś kto (wydawało by się) umie jeździć, jeździ dobrze czy tylko szybko. Taką prawdziwą traumę można przeżyć np. we Włoszech w centrach sportowych czy o porach, w których zawodnicy zjeżdżają po treningach. A jak to jeszcze są juniorzy i młodzicy... Ekipa idzie ławą między ludźmi praktycznie na wprost byle szybciej znaleźć się przy busie, omijając ludzi na cm czy skacząc nad nartami. I zapewniam Cię, że jest to jazda w 100% pewna i bezpieczna... dla nich i z ich punktu widzenia. Ale dla osób postronnych nieprzyzwyczajonych, nie umiejących odróżnić bolida od szybko jadącego eksperta to jest szok. Zresztą na zatłoczonych wąskich stokach czy trasach rzadko dochodzi do wypadków poważnych. Do tych dochodzi na szerokich polanach gdy złudzeni przestrzeni zachęca do jazdy na granicy pełnym skrętem. Tutaj trzeba znacznie bardziej uważać bo na kolizyjnej goście potrafią mieć dobrze ponad 100km/h. Warto o tym pamiętać jak się widzi przestronny szeroki i teoretycznie (w tym momencie w tej sekundzie) pusty stok. Ja miałem poważny wypadek gdy byłem na stoku sam przy zamkniętych wyciągach (odczekałem na zamknięcie) na stoku o szerokości kilkuset metrów i długości dobrze ponad kilometr z pełnym wglądem w całość stoku z góry w momencie startu. Jazda bezpieczna po zatłoczonych stokach jest łatwa po prostu wystarczy jechać wolno, na tyle wolno by kontrolować co jest przed i za nami. Nie boimy się pługu - to bardzo pożyteczna i uniwersalna technika. Pozdro
-
Cześć A czy uwzględniając czytelność jazdy szkółek zdarza Ci się przecinać tor ich jazdy, bo często są prowadzone od brzegu do brzegu? Empatia wykazywana przez Twojego małżonka jest godna najwyższej pochwały, aczkolwiek jest w tym konkretnym przypadku działaniem nieracjonalnym. Uwzględniając różnicę prędkości i charakter toru jazdy bardzo mało prawdopodobne jest aby Twój mąż najechał na takie dziecko. Natomiast gdy dziecko najedzie na niego wina jest dość oczywista, jemu się nic nie stanie a dziecko zazwyczaj ma dość dobrze obrany tor takiej dzidy. Pozdrowienia
-
Cześć W takim razie miejsce zmiany środka transportu było źle wybrane lub niedostatecznie zabezpieczone - sam wiesz jak jest. Pozdro
-
Cześć Osoba początkująca czy też słabiej jeżdżąca jest skoncentrowana na sobie i swojej jeździe. Z tego względu ogarnia bardzo niewielką przestrzeń na stoku. Ta przestrzeń to przestrzeń potrzebna dla poczucia bezpieczeństwa jest oczywiście bardzo różna w różnych wypadkach sytuacjach i może zmieniać się u jednej osoby nawet w czasie jednego zjazdu diametralnie. Gdy w tej przestrzeni pojawia się osoba jadąca szybciej jest natychmiast postrzegana jako "agresor". Do tego dochodzi brak umiejętności oceny czy "agresor" panuje czy nie panuje nad tym co robi oraz panika związana z własnymi działaniami w chwili bycia atakowanym. Najczęściej jest tak, że taka osoba postrzega jako sytuację niebezpieczną zdarzenie,w którym agresor nawet nie zdaje sobie sprawy, że kogoś przestraszył bo po prostu jechał a ominięcie "napadanego" było uwzględnione 100 albo 150m wyżej gdy agresor dla "napadanego" jeszcze nie istniał. Często jest tak, że osoba "napadana" ratując się wywraca się sama a postrzega to jako wywrotkę spowodowaną przez innego narciarza. Dlatego zawsze apeluję o stosowanie podwójnego czy potrójnego bufora nie ze względu, że "nam coś nie wyjdzie" ale z dbałości o psychikę współuczestników narciarskiej zabawy. Co więcej znam chyba dwa przypadki - widziałem je na własne oczy - gdy takie przejechanie obok spowodowało na tyle paniczną reakcję, że upadający doznał kontuzji, niegroźnej ale zawsze. Pozdro
-
Cześć Stałeś w złym miejscu - błąd. Prowadząc węża - sam sobie odpowiedziałeś - nigdy nie miałeś zdarzenia, czyli kontrolujesz sytuacje w 100%. Pozdro
-
Cześć Skoro przytoczyłeś mojego bana ze skionline to może opiszesz kuluary sytuacji obiektywnie oraz działania Jacka w temacie. Pozdrowienia
-
Cześć Rzeczywiście zaczyna zbaczać bo ja piszę tylko i wyłącznie o nartach i narciarstwie a Ty czytasz mnie i postrzegasz przez pryzmat tego co przeczytałeś w sieci na temat unconsious biases co mnie osobiście nie interesuje i nie jest tematem rozmowy. 1. Nie zgadzam się. Gdyby każdy narciarz podchodził do jazdy z odpowiednią (a może nawet - jak twierdzisz - przesadną) dozą empatii nie byłoby żadnych problemów. 2. Stopień zagrażających innym na stoku rozkłada się mnie więcej równo z wyłączeniem Pań, które jeżdżą zazwyczaj (czyli prawie wszystkie - powyżej 90%) z dużym buforem bezpieczeństwa. Dzieci mają inne postrzeganie przestrzeni niż dorośli i to co Ty uważasz za blisko dla nich jest odległością bezpieczną. Dzieci poza tym oczekują podświadomie opieki i pomocy od dorosłych oraz czasami/często mają inną niż dorośli ocenę zagrożenia bo... zazwyczaj nic sobie nie robią. Nie rozpędzają się tak bardzo, mają nisko środek ciężkości, małą masę itd. Tym bardziej, że piszesz o niebieskich stokach gdzie prędkości z założenia są niewielkie i wszystko dzieje się wolno. 3. Nie należy do tematu ale odpowiem. Gdybym był po prostu narciarzem Twoja ocena mogłaby być uprawniona. Ale nie jestem bo mam za sobą 25 lat pracy na stoku jako instruktor i opiekun i cały czas - już tylko z pasji - takie zajęcie często zdarza mi się wykonywać. Gdybym - jak piszesz - nie umiał na bieżąco (nie po analizie) wejść w osobę słabszego czy uczącego się narciarza, odczytać jego problemu czy problemów oraz dostosować swój styl jazdy oraz wszystko co robię do jego poziomu byłbym dupkiem i absolutnie do uczenia nie powinienem się brać (takich instruktorów jest zresztą na pęczki). Ale nie jestem - to tylko Twoje teoretyczne założenie pasujące do posiadanej wiedzy i mojego obrazu, który sobie wytworzyłeś aby zbijać argumenty. Co więcej - jestem w stanie się założyć, że jak się spotkamy na stoku (mam nadzieję, że to kiedyś nastąpi) powiem więcej o Twoich problemach niż Ty sam o nich wiesz bo... na tym polegała przez lata moja praca - na postawieniu się w roli początkującego, zrozumieniu co myśli, jak reaguje, jakie ma problemy i zareagowaniu na nie w czasie rzeczywistym. Dwa sezony temu uczyłem na nartach chłopca autystycznego - syna moich serdecznych przyjaciół. Udało się usamodzielnić go narciarsko w dwa dni. Możesz wierzyć lub nie, możesz przytaczać różne źródła ale ja Szymonie naprawdę wiem swoje z doświadczenia i wejście w psychikę kogoś z kim kontakt urywa się w moment jest naprawdę trudne. I to jest wiedza obiektywna, całkowicie obiektywna w sensie schematów postępowania w zależności od sytuacji, modyfikowania tych schematów itd. I to próbuje przekazać - nie dyskutować na ten temat, ja to wiem - chcę po prostu pomóc. 4. Nie należy do tematu i nie wiem o co chodzi. Skiforum to znakomita platforma przekazu, na której funkcjonuje od ponad 15 lat. Poznałem dzięki temu medium mnóstwo wspaniałych ludzi i cały czas poznaję - jesteś znakomitym przykładem. 5. Dobry narciarz - jeżeli nie pamięta - nie jest dobrym narciarzem. Pozdrowienia
-
Cześć Odnalazła go, podziękowała? Pozdro
-
Cześć Nie no Starr - jesteś zajebisty. Dzięki serdeczne. Swego czasu wszystkie syntetyczne posty sobie zapisywałem ale niestety popełniłem błąd i archiwa były tylko na dwóch dyskach i oba się sp... ły w jednym momencie - teraz mam na trzech. :) Pozdro
-
Cześć I celowo w oddzielnym poście do wszystkich: Gdy jeździcie na nartach pamiętajcie, że zdecydowanie ważniejszymi rzeczami jest dobry przegląd stoku i stała ocena tego co się dookoła dzieje, ujemne dostosowanie techniki do umiejętności i sytuacji ( w skrócie - jak wydaje mi się, że przejadę ciętym to jadę ślizgowym, jak wydaje mi się, ze przejadę równolegle - to jadę pługiem itd.), działanie w taki sposób jak wy chcielibyście żeby działali inni, planowanie przejazdów i zachowań pod kątem własnego bezpieczeństwa z uwzględnieniem błędów innych itd. Z tego typu myślenia zwolnieni jesteśmy jedynie wtedy gdy jesteśmy sami na pustym wydzielonym stoku oraz w sytuacji gdy ktoś (instruktor, trener itd.) za nas odpowiada i robimy to co nam każe. Koncentrując się na samej technice jazdy zazwyczaj tracimy z oczu taktykę a jest ona zdecydowanie ważniejsza bo odpowiada za bezpieczeństwo nas i innych i jest do zastosowania na każdym poziomie narciarskiego wtajemniczenia. Pozdro
-
Cześć Wydawało mi się, że zbaczamy z tematu ale później - a zwłaszcza po przeczytaniu Twojego posta - zastanowiłem się nad sprawą i uważam, że nasza rozmowa jest może nawet bardziej w temacie niż filmiki dotyczące ćwiczeń czy błędów. Otóż: Nie rozumiemy się chyba. Po pierwsze widzę, że określenie łajza wziąłeś do siebie a nie było ono w żadnym momencie użyte personalnie a jedynie miało scharakteryzować pewien typ zachowań na stoku i mój stosunek do niego, więc nie ma się co denerwować i próbować mnie stawiać do pionu - nie da się. Nie da się nie dlatego, że jestem niereformowalnym durniem co próbujesz zasugerować ale dlatego, że ja dokładnie wiem co i o czym piszę bazując na doświadczeniu własnym wyciągniętym z pracy na stoku szkoleń oraz wieloletnich obserwacji stokowych zachowań. Kiedyś napisałem taki temat coś... "Jak bezpiecznie i przyjemnie jeździć na nartach..." - już nie pamiętam. (Może kolega Starr, który się znam na wyszukiwaniu kwitów się dokopie - fajnie by było. W tamtym tekście spisałem szereg punktów w jaki sposób organizować własny wyjazd narciarski od momentu wyboru koncepcji, ośrodka, dojazdu poprzez plan wyjazdu, plany dni po szczegółowe rady taktyczne jak poruszać się po stoku , zgrywać to z godzinami itd. Uważam taktykę przygotowania i spędzania czasu na nartach, łącznie z taktyką wyboru stoków i zachowania się na nich oraz taktyką poszczególnych zjazdów za rzeczy równie (moim zdaniem znacznie bardziej) ważne niż same niuanse techniczne jazdy. Umówmy się, doskonale technicznie jeździ lub będzie jeździć promil. Ja pomimo 50 lat na nartach oraz ponad 25 lat pracy na stoku uważam się za narciarza co najwyżej przeciętnego w sensie techniki jazdy. Natomiast mam doświadczenie w kwestiach taktyki jazdy, bezpiecznej jazdy, zachowania się na stoku, którego myślę, większość narciarzy nie zdobędzie nigdy - i dlatego piszę o sobie dobry. W uproszczeniu: dokładnie wiem jak na danym stoku należy jechać, jaką technikę zastosować w danym momencie, jak jechać, żeby być w 100% bezpiecznym dla siebie i innych, jak jechać i jak obserwować ruch na stoku, żeby mnie ani ludziom pod moją opieką nikt nic nie zrobił, w którym momencie zejść do knajpy i dlaczego itd. Ty operujesz przykładami jakichś zachowań, które utkwiły Ci akurat w pamięci. Każda sytuacja na stoku jest inna. mógłbym pisać, operując przykładami przez wiele dni bez przerwy ale nie ma to sensu. Sprzedaję zachowania czy typy zachowań, które pracują na 100% a nie pojedyncze wyrwane z kontekstu sytuacje bo tak naprawdę dobrze mógłbym opisać parę zdarzeń gdy uległem poważnej kontuzji oraz te gdy asystowałem przy ratowaniu życia czy transporcie ciała - bo to są historie, których się nie zapomina. Teraz wracając do "łajzy" jako typu zachowania. Chodzi o to, że w znakomitej większości stokowych zdarzeń wina nie jest ewidentna lub jest obopólna. Dlatego też podejście roszczeniowe opisujące daną sytuację z punktu widzenia jedynego biednego poszkodowanego mnie razi i jest błędne. W każdej sytuacji należy zachować spokój a gdy nawet emocje wezmą górę to chwilę później należy zadać sobie pytanie czy rzeczywiście zrobiłem wszystko aby zachować się bezpiecznie dla siebie i innych, czy można było postąpić lepiej, rozważniej, bardziej przewidywalnie dla innych itd. Wyjątkowo podam Ci przykład: Włochy, Obereggen węzeł zbiegu dwóch tras z prostopadłych kierunków. Z obu tras ścianki, przed wypłaszczeniem opatrzone czerwonymi płachtami ostrzegawczymi z napisem "rellantare". Teren płaski i przestronny i stoi sporo osób. Zjechaliśmy z synem (wtedy klasyczne 20 kg bo miał 5,5 roku) i stanęliśmy wśród innych narciarzy. Gdy się odwróciłem w Kacpra wjechał na szybkości Włoch. Strzelił go z boku w taki sposób, że Kacperion wyciął w powietrzu 450 stopni i padł na glebę. Od razu było widać, że nic mu nie jest ale był przestraszony i ryczał. Włoch leżał i się podnosił - ledwo jeździł i go poniosło po prostu. I co teraz ? Opierdol oczywiście był, gość się kajał itd. Ale na spokojnie to ja nie zachowałem się jak należy i ja byłem winien temu, że gość w Kacpra uderzył bo nie puściłem go przodem asekurując ciałem od stoku. Błąd opiekuna - mój błąd - ewidentny i to nie jeden: nie zaasekurowałem jak należy, wyluzowałem się zupełnie a jeszcze byłem na stoku i to w strefie zatrzymywania się czyli strefie bardziej niebezpiecznej niż stok itd. Czy Włoch popełnił błąd - oczywiście, pewnie niejeden: szybkość nie dobrana do umiejętności, brak reakcji przy wjeździe do strefy niebezpiecznej, brak kontroli otoczenia itd. Ale za samo zdarzenie - tak jak ono przebiegło, za to, ze to syn został uderzony - winę ponoszę ja. I tak należy do tego podchodzić Pozdrowienia
-
Cześć Czasami nie ma wyjścia, tym bardziej jeżeli rodzice powierzyli Ci ośmiolatków w dobrej wierze, że będą bezpieczni. Bardzo często widzę rodziców, którym wydaje się, że sami ledwo jeżdżąc opiekują się swoją pociechą na stoku. A już zupełne kuriozum to jak rodzice tłumaczą i próbują wymusić na instruktorze jakieś działania będąc na etapie łuków płużnych. Pozdro Ale rzeczywiście zbaczamy z tematu... chociaż...?
-
Cześć Nie sugeruję żadnych rękoczynów, no co Ty. Po prostu wiem, że wystarczy dobrze stanąć, przysłonić się odpowiednio, wykonać lekki ruch. Wiesz jak jeździłem z dziećmi zdarzyło mi się przynajmniej parę razy osłaniać je przed bolidami. Jednego nawet zwieźli. 😉 Pozdro
-
Cześć Jak go widziałeś i w Ciebie trafił to cud, że żyje. Pozdro
-
Cześć Piszesz cały czas o sobie a ja pisze obiektywnie bo... potrafię te kwestie ocenić obiektywnie. Jeżeli nie jesteś w stanie zrozumieć, że młodzi ludzie, dzieci.. po prostu są dziećmi zawsze to... trudno. Masz pretensje do snowboardzistów, dzieci, młodzieży, opiekunów... kogo jeszcze? A może to Ty nie potrafisz prawidłowo ocenić sytuacji, niebezpieczeństw... Zastanów się spokojnie bo coś... za dużo tych "niepoukładanych" w Twoich postach. Ja też jeżdżę na nartach i wierz mi, nie miewam takich sytuacji. Żeby unikać niebezpieczeństw na stokach trzeba te stoki czytać i czytać ludzi na nich jeżdżących. Z większości wyciągów w Polsce stok, po którym jeździmy jest dobrze widoczny i wystarczą dwa wjazdy aby zdefiniować niebezpiecznych i trzymać się od nich z daleko - czyli być w przeciw fazie. Nie wiem kto obrażą żeby forsować poglądy - ja nie forsuje żadnych poglądów - pisze jakie są obiektywne fakty. Pozdro Aha i jeszcze: Jeżeli chłopaczynę poniosło i przejechał mi po nartach ale powiedział sorry to w ogóle nie ma sprawy - to są tylko narty Jeżeli chłopaczyna - oby nie - trafia we mnie, to mogę mu tylko współczuć bo ważę 93kg i stoję na nartach w porównaniu z nim jak betonowy kloc. Jak jesteś na nartach masz obowiązek uwzględniać błędy innych, słabszych, a zwłaszcza dzieci i planować jazdę tak aby pomóc im przetrwać trudne chwile. Tobie - narciarzowi jak rozumiem jeżdżącemu - nic zrobić nie mogą bo są lżejsi, mniejsi i słabiej stoją na nartach a jak dobrze postawisz nogę to mogą się o nią połamać.
-
Cześć Wiesz... ja dużo czasu jeździłem z deskarzami właśnie i to bardzo fajne czasy, zjazdy, imprezy. Dwie rzeczy rzucające się w oczy to: przeciętny zapalony deskarz potrafi naprawdę wiele zrobić dla jednego naprawdę fajnego zjazdu - u narciarzy rzadkość ( Ci co jeżdżą free...). I druga rzecz - nic nigdy im nie przeszkadzało a już zwłaszcza nigdy nie słyszałem aby narciarze zrobili im coś złego, za to od narciarzy nasłuchałem się pretensji do deskarzy... człowieku jakbyś słyszał te nieogarnialne bzdury budowane na jakimś zasłyszanym jednym fakcie. 🙂 Pozdrowienia
-
Cześć Nie masz racji. Nie piszę o urazowości ale o badaniach na kursantach w trakcie szkoleń i o ich zachowaniach. Nigdy w życiu - a spędzałem na stoku czasami i 60 dni w sezonie z grupami dzieci żaden deskarz nie spowodował przy mnie czyjegoś upadku czy urazu natomiast narciarze wielokrotnie. /wybacz ale powtarzasz pewne obiegowe półprawdy. Pozdro PS I jeszcze edytuję bo dotarło do mnie co napisałeś: Ja dorosły facet nie potrafi na tyle kontrolować przestrzeni wokół siebie, że nie potrafi uwzględnić jazdy małego dziecka to... nie wiem jak takiej łajzie pomóc. To on powinien pomóc temu chłopcu czy dziewczynce, może doradzić, może zwrócić uwagę, może zatrzymać czy złapać jak poniosło. To jest dziecko i z założenia podlega specjalnej ochronie i koniec. Zgadzam się natomiast co do opiekunów ale najczęściej są to ludzie, którzy z nartami i sportami zimowymi mają tyle wspólnego co ja z szydełkowaniem i sami potrzebują pomocy bo zafascynowani bezładnym ślizganiem się pociechy kręcąc jej filmik telefonem tracą kontrolę nad rzeczywistością. Pozdro
-
Cześć Do dzieci czy młodych narciarzy nie powinno się raczej mieć pretensji. Oni się uczą zachowań, tak jak uczą się życia. Zwróć uwagę kto najczęściej ginie na stokach lub ulega poważnym kontuzjom, kto bierze udział w zderzeniach. To zazwyczaj dorośli faceci często po 40, często też z krótkim - jak na wiek - stażem narciarskim a zdecydowanie zburzoną oceną własnych możliwości i umiejętności. To zresztą potwierdzają statystyki zachowania kursantów. Kobiety, nawet te szybko jeżdżące (celowo nie mówię dobrze) rzadko powodują sytuacje kolizyjne. Pozdro
-
Cześć Wiesz piszę to co pisze nie z braku szacunku czy chęci podkreślenia swojej wyższości ale... Na nartach odniosłem szereg poważnych kontuzji, z których reperkusjami borykam się do dzisiaj i dlatego uważam, że zapobieganie poprzez pewną formę edukacji, jest lepszą drogą niż leczenie ran. Sądzę, że jesteś na tyle do świadczonym narciarzem, że masz bardzo dobrze określony próg bezpieczeństwa swojej jazdy. Tu nie chodzi o możliwość upadku samego w sobie ale o utratę kontroli (z czym każdy upadek się wiąże) w normalnym ruchu narciarskim i stwarzanie przez to zagrożenia dla innych. Własne upadki to sprawa każdego narciarza - pełna zgoda. Ale utrata kontroli i niedostateczny bufor bezpieczeństwa może spowodować kontuzje u kogoś postronnego - wiesz o co chodzi. Ty masz tą świadomość ale powiedz tak z ręką na sercu ilu jest takich ludzi na stoku? Pozdro
-
Cześć Tego typu tłumaczenia i usprawiedliwianie się kończy się zazwyczaj przy pierwszej poważnej kontuzji lub gdy się kogoś poturbuje na stoku bo... "był lód którego wcześniej nie było". Pozdro
-
Nordica SpeedMachine 3 120, wymiana podeszwy z gripwalk na stary typ alpejski
Mitek odpowiedział karnasw → na temat → Narciarstwo
Cześć Z mniejszego buta większy (w granicach tych mm oczywiście) zrobisz zawsze. Z buta za dużego (nawet o te parę mm) mniejszego nie zrobisz nigdy. Pozdro -
Cześć Wybacz ale porównywanie upadków zawodników, którzy z założenia jadą na granicy możliwości i walczą o czas z jazdą w normalnym ruchu narciarskim jest... śmieszne. Pozdro