-
Liczba zawartości
14 243 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
212
Zawartość dodana przez Mitek
-
Cześć Ja takiego nastawu nigdy na oczy nie widziałem a miałem okazje jeździe nawet na SL z PŚ. To są nastawy zjazdowe chyba. Pozdro
-
Cześć No mnie chodzi właśnie o to aby odjazd był ze świadomością, momentu kiedy nie będziesz już w stanie obciążać nogi wewnętrznej i odjeżdżająca pociągnie ciało, a właściwie zmusi do przemieszczenia środka ciężkości co może spowodować rozjechanie na zablokowanym układzie. Filip jedzie nisko i wypuszcza nartę praktycznie do prostej nogi ale cały czas praktycznie 100% ma na wewnętrznej, która praktycznie idzie płasko. Pozdro
-
Cześć Ależ Tomek, to (dla mnie) świadczy tylko, że byłeś z fajną ekipą i zapewniam Cię, że jakby coś się działo ruszyliby z pomocą nie zważając na nic. Znam to bo u nas jest dokładnie tak samo. Swego, czasu przez moją ewidentna głupotę podszytą lenistwem wywinęliśmy z przyjacielem kompletną kabinę na jednym z jazów na środkowej Pilicy. Myślisz, że koledzy nam chociaż trochę pomogli. Jak zorientowali się, że jest pod kontrola i się nie topimy to stali chamy na koronie jazu i płacząc ze śmiechu kręcili filmiki a my w tym czasie ryzykując życie próbowaliśmy wydobyć miotane odwojem rzeczy o kajaku nie mówiąc. Tak zachowują się prawdziwi przyjaciele bo znają nas i wiedzą kiedy sobie radzimy a kiedy trzeba rzucić wszystko i ratować. I wtedy wahania nie ma. Pozdrowienia
-
Cześć Ćwiczenie pokazywane przez Filipa wykonywane w sposób w jaki jedzie - czyli z maksymalnym odjazdem narty postawionej na krawędzi nie jest wcale łatwe a powiedziałbym nawet, że wykonywane bez pewnej świadomości tzn. że ciężar ciała jest na nodze podpierającej cały czas - może być niebezpieczne. To jest ćwiczenie dla dobrych narciarzy. Co do Filipa jako instruktora to raczej nie było nam po drodze z pewnych względów raczej pozanarciarskich ale obserwując jego konsekwentne działanie i pewną filozofie szkolenia wydaje mi się naprawdę dobrym i zaangażowanym fachowcem i warto skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia. Przede wszystkim - co uważam, za wyższy poziom instruktorskiego wtajemniczenia - ma własną wizję szkolenia jako pewnego zintegrowanego programu czy też cyklu działań, podpiera się analizą jazdy sportowej, jest "ćwiczeniowcem" (tu nie zgadzamy się zupełnie). Myślę też, że szkolenie prowadzone przez Rafała będzie podobne bo stosują (może nie zawsze) wymienność - to zresztą bardzo dobra rzecz i dla instruktorów i dla kursantów. U Filipa trzeba być sprawnym bo jeździ nisko i porządnie. Pozdro
-
Cześć To o czym mówisz - jeżeli dobrze zrozumiałem opis ćwiczenia - bardzo fajnie i łatwiej można zrobić np. na talerzyku co może być fajnym wprowadzeniem do wykonywania tej zabawy/ćwiczenia w jeździe. Można sobie wtedy spokojnie zaobserwować jaki kąt zakrawędziowania jest potrzebny do określonego promienia łuku i jak nim sterować.Ta zabawa też jest raczej dla osób panujących nad nartami bo trzeba to robić w taki sposób aby nie wyjeżdżać ze śladu orczyka - nie można łamać przepisów. Pozdro
-
Cześć Każda ewolucja, która jest skuteczna jest wykonana dobrze. Natomiast - co słusznie zauważył nasz "Jeżdżący tyłem" (to tak jak "Tańczący z Wilkami" - już tak zostanie) - tak wykonany łuk płużny jest niezgodny z obecnym kanonem tej ewolucji prezentowanym w Programie Nauczania. Swego czasu - koło 2005 roku - wszedł specyficzny Program Nauczania (tzw, carvingowy) gdzie kanon wykonania łuku był bardzo podobny do prezentowanego, czyli: noga wewnętrzna była osią obrotu a noga zewnętrzna - na której była większość ciężaru ciała wycinała łuk, gdzie narta była prowadzona na krawędzi. To była trudno ewolucja i... dla mnie durna jak cały ten program z 2005 roku gdzie wszystko było podporządkowane jeździe ciętej. Jak widać na stokach i sprawdzono to od lat, nie da się nauczać narciarstwa omijając poszczególne etapy szkolenia a dowodem na to jest odejście do lamusa wszystkich propozycji szkolenia spod znaku dr. Kuchlera. Tego typu łuk płużny był traktowany jako ewolucja ćwiczeniowa w celu osiągnięcia wyższego poziomu natomiast łuk płużny jest ewolucją niezależną, która w pewnych sytuacjach jest jedyną możliwą technik,ą bezpiecznego poruszania się na nartach, dlatego też nie należy pługu i łuków płużnych traktować jedynie jako etap w nauce ale jako zbiór technik, których umiejętne opanowanie jest niezbędne każdemu narciarzowi. Natomiast ten konkretny typ wykonania łuku płużnego jest fajnym ale naprawdę trudnym ćwiczeniem na świadomość obciążenia nart, bo zwróćcie uwagę, że noga która jest osią obrotu ma być odciążona... Pozdrowienia
-
Nartowanie Krzyśka, Natalii (alias Leosia) i Rafała
Mitek odpowiedział KrzysiekK → na temat → Nauka jazdy
Cześć Ja chcę powiedzieć, że nie da się jednocześnie przyspieszać i hamować. Pozdro -
Nartowanie Krzyśka, Natalii (alias Leosia) i Rafała
Mitek odpowiedział KrzysiekK → na temat → Nauka jazdy
Na balansie - czyli? -
Nartowanie Krzyśka, Natalii (alias Leosia) i Rafała
Mitek odpowiedział KrzysiekK → na temat → Nauka jazdy
Cześć Krzysiu, rozmawialiśmy o tym, chyba nie raz... Jak się robi coś "na siłę", to zazwyczaj gówno z tego wychodzi. Zastanów się logicznie - chcesz jechać śmigiem hamującym na śniegu, który hamuje....? POzdro -
Cześć He tak wiem o czym mówisz, i stopa podłużnie a nie bokiem i cała na skale itd. Ja po prostu nie miałem szans wstać jak już się wywaliłem a woda lała się zewsząd strumieniami więc... Wiesz jak teraz na to patrzę to zajebiste przeżycie było. Nie myślałem wtedy dokładnie nad działaniami bo bardziej byłem zaabsorbowany tym, że nie wiedziałem dokładnie jakie jest moje położenie a w pobliżu była nisza nieczynnego kamieniołomu z ośrodkiem w którym mieszkałem. I musiałem iść, zsuwać się w przeciwnym kierunku i nie zbaczać bo wiedziałem, że będę miał 10 razy dalej ale się nie zwalę przynajmniej. Chłopie jak dotarłem w końcu do ECEGu to już była tam panika, bo chłopaki z którymi pojechałem dawno już byli w domu a ja na jakimś podjeździe się wygrzałem i mi odeszli. Kolejny przyczynek do tego, że nawet w terenie doskonale znanym i obłażonym jak zmieni się pogoda, jak jest ciemno i leje, można stracić orientację i trzeba się trochę napiąć, żeby dotrzeć w całości. Pozdro
-
Cześć Może to było proste działanie taktyczne, wiesz o co chodzi, należało pojechać bo PZN czy coś tam, bo chcieli uniknąć nagonki typu: gwiazdorzy a w MP już się jej nie chce itd., i od początku był planowany DNF, bo bezsensem byłoby złapanie kontuzji na koniec sezonu w jakichś lokalnych zawodach. Pozdrowienia
-
Cześć Do trzech razy sztuka - uważaj. Ja miałem dwa poważne wypadki w górach - po drugim po prostu przestałem się wspinać. Wiesz chodzi o to, żebyś po prostu uważał, bo skoro tak często się wywracasz to znaczy, ze kontrola nad jazdą jest przeciętna. Pozdro
-
Cześć Bo umiejętna i kontrolowana jazda na wprost to wbrew temu co sądzą laicy spora umiejętność i duże wyzwanie dla psychiki. A jeszcze jak chcesz jechać w pozycji zjazdowej i troszkę poskręcać na szybkości... Pozdro
-
Cześć Myślę, że obojętność to współudział. Ja się nie interesuje wyborami, nie interesuje polityką ale interesuje mnie moje życie i moich dzieci, zwłaszcza dzieci a to jest systematycznie i programowo niszczone. Brachol, ale to temat humor, zostawmy to. Pozdrowienia serdeczne
-
Cześć O to fajnie spędziłeś rowerowy dzień. U nas niestety jest to jazda do pracy więc o przygody trudno. Rano - wychodzimy z domu o 6.10/6.20 jest super ale powrót to masakra bo już wyległą tłuszcza, która w zimne dni chowa się w norkach. No to Ci powiem, że jak chcesz w miarę szybko jechać to musisz się orientować i być przygotowanym na wszystko. A my jeszcze do tego wszystkiego jesteśmy absolutnymi kosmitami bo szanujemy przepisy drogowe i innych użytkowników - ale to oczywiście do czasu. Też parę razy złapałem takie zbocza i szczerze mówiąc to jest po prostu walka o życie. Raz w Górach Świętkorzyskich na jesieni jechałem gdzieś w terenie w nocy i złapała mnie burza. /musiałem się jakoś dostać na dół do Chęcin chyba a tu nie dawało rady zrobić kroku, nie dawało rady puścić drzewa. W końcu - tak jak mówisz położyłem rower na boku i trochę zapierając się nim a trochę nogami zjechałem na dupie po liściach i tej glinie dobre kilkaset metrów. Teraz to się fajnie wspomina... ale krzywdę można sobie było zrobić. Baw się tam super bo masz gdzie, zazdroszczę oczywiście. Pozdro
-
Cześć U... to musiało być u Was ciepło. U nas kolo 12.00-13.00 też było ale jak wyszedłem koło 16.00 to już nawet padało... krótkiego rękawka nawet nie miałem, nie przewidziałem, jakbym prognozy nie zrozumiał. A z kominiarkami mam to samo. Nie rozumiem w ogóle. Pozdro
-
Pamiętaj, że spora część decydujących jest sowicie opłacana np. z ukradzionych mi pieniędzy, więc nie spodziewam się fajerwerków. Złodzieje złodziei zawsze poprą. Pozdro
-
Cześć Gość, który założył ten ślad musi być wybitnym mistrzem, tak myślę. Pozdro
-
Cześć No to mamy podobnie. Zaraz wychodzę z pracy i wsiadam na rower i poza koszulką z długim rękawem oraz nogaweczkami na kolana, reszta z porannej jazdy ląduje w plecaku. Też wolę zmarznąć niż chociaż trochę się przegrzać. Wzrost intensywności załatwia sprawę i i tak zawsze wracam spocony... Pozdro
-
Cześć No i wkurzył wszystkich, a taki się wydawał sympatyczny, uśmiechnięty.... Tomek, zróbcie tam za nas parę skrętów, nie muszą być jakieś super techniczne, za mnie śmigiem oczywiście. Bawcie się super! Pozdrowienia
-
Cześć E tam Marek, trochę wiało i tyle. Wiesz ja to tylko w małej części opieram na swoich odczuciach ale widzę na stokach dziesiątki ludzi, którzy nawet w kolejce są tak spoceni w tych pancernych kurtkach, że naprawdę nie wiem jak normalnie egzystują. Zgadzając się z Wami, że zdanie iż cokolwiek wiem o ciuchach było mocną przesadą to jednak mam wrażenie, ze występuje pewien standard ubioru narciarskiego, taka sztampa, wiesz, że musisz mieć specjalną koszulkę, softshell, kurtkę, kominiarkę itd. a czy to w danej chwili jest realnie potrzebne czy nie.. Pozdrowienia serdeczne
-
Cześć Ja też tak Ciebie trochę zrozumiałem ale chciałem się trochę pomądrzyć a i cytaty fajne ze starych pism znalazłem. Wiesz z tymi sportowymi nartami to też jest tak, że.... trzeba jeździć i być objeżdżonym z nartą sportową. Ja adaptuję się szybko i całe życie jeździłem na nartach sportowych ale różnice konstrukcyjne wyczuwam rzadko a jeszcze jakbym miał je nazwać - w sensie co zrobiono konstrukcyjnie z którym elementem itd. - nawet nie próbuję i (powiem szczerze) do opisów takich różnic w jeździe przez amatorów mam stosunek bardzo ambiwalentny... (oczywistym jest, że mówimy i porównujemy o konkretny typ narty np. męski SL a nie na przykład męski z damskim bo to oczywista głupota) Syn ma objeżdżone sporo nart SL. Jest porządnym wyszkolonym narciarzem amatorem ale np. sportowo nigdy nie jeździł i On te różnice już widzi. Samych komórek Rossi wyróżnia przynajmniej trzy rodzaje i każda nowa jest trochę inna i inaczej się na niej jeździ. Można powiedzieć, że jest specjalistą od takiej narty. Ale co i za co jest odpowiedzialne też nie powie. Dla przykładu mieliśmy teraz dwie SL - męski katalogowy sprzęt i damską komórkę. Komórka pomimo, że o 8 cm krótsza była o tyle cięższa, że niosąc narty do samochodu aż się zdziwiłem, że taka różnica jest możliwa. A wyjeździć z tych nart te różnice to już trzeba naprawdę umieć. Pozdro
-
Cześć Marku to jasne - i ja tak myślę, ale - jaka byłaby satysfakcja z zemsty... 😉 Wiesz taka osobista własna. Wyobraź sobie, stoisz, obok pręgierz a do niego przywiązany taki np. Ziobro a ty przypadkiem masz w ręku bat... Apropos, żeby było po narciarsku. Pręgierz to od niemieckiego pranger. A Manfred Pranger jeszcze tak niedawno szokował mnie taką max siłówką na slalomach PŚ - jeden z moich ulubionych zawodników to był Pozdro
-
Cześć Jak dla mnie sezon mega udany przynajmniej z trzech powodów: - miałem ze względów planowanych zabiegów oraz finansowych nie jeździć w ogóle (być może 1 dzień był planowany ale na biegówkach) a jeździłem chyba z 8 czy nawet 10 dni. Oczywistym jest więc, że Piotra zadowolenie z wyrobienia normy jest niczym w stosunku do mojego zrobienia 800 czy 900% planu. - poznałem kolejnych znakomitych ludzi do czego SF się przyczyniło poprzez Adasiowy i Beaty Zwardoń oraz istnienie Czarnego Gronia. - drugi dzień w Zwardoniu był najlepszym moim dniem narciarskim od co najmniej pięciu lat. Zawieja, która wymiotła ludzi oraz dosypała świeżym śniegiem spowodowała, ze można było jeździć swobodnie w świeżym śniegu na zupełnie pustym stoku a nawet zakładać ślady w świeżaku. Niestety przez ostatnie parę lat nie miałem tego szczęścia nawet w alpejskich kurortach - tylko rżnięcie po zlodowaciałej skorupie co jest dla mnie surogatem narciarstwa. Niniejszym więc serdeczne dzięki wszystkim, którzy się do tego przyczynili ze szczególnym wskazaniem na Adasia, Beatę, Marków, Piotra, Tomka, Damiana, Szymka, Krzysia, Mateusza, oraz ich przyległości i rodzinek, że ograniczę się tylko do osób aktywnych obecnie na forum. Pozdro A najbardziej to dziękuję Rybelkowi bo ona sprawia, że w ogóle jeszcze jeżdżę.
-
Cześć I jakieś ścierwo przytuliło kilkadziesiąt albo więcej tysi w imię dobra narodu. Słuchajcie ich trzeba eksterminować póki tutaj jeszcze są bo niedługo będą rozbiory a oni spieprzą wcześniej. Pozdro