Skocz do zawartości

Mitek

Members
  • Liczba zawartości

    14 232
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    212

Zawartość dodana przez Mitek

  1. Cześć ??? Marek, oprócz tego trójkąta resztę mam na rowerze zawsze. Czy to jest potrzebne - oczywiście nie. Czy sensowne..? Z mojego punktu widzenia tak bo na długim dystansie nie czuję różnicy, taką mam filozofię treningu. 😉 🙂 - poważnie daje to efekt - wierz mi. Tak rogi są dość popularne i pomagają w długich dystansach przy zmianie chwytu. Mam chyba dwa czy trzy komplety ale do żadnych jak na razie nie nabrałem zaufania ale rozmawiałem na ten temat z paroma osobami, które wiedzą o co chodzi i mam jakieś pomysły w tej kwestii, czekam jednak bo są też inne pomysły. Pozdro
  2. Cześć He he jasne, choć jakby się uprzeć i poprowadzić podjazd po trawersie to można by pewnie do takiego ideału się zbliżyć. Pozdro
  3. Cześć I jeszcze tytułem moich praktycznych doświadczeń na świeżo, że tak powiem: Starałem się (jak byłem w stanie) sprawdzać nachylenie niektórych podjazdów, na tyle , na ile miarodajny jest pomiar nachylenia Garminem Etrex. Wychodzi mi, że po asfalcie czy generalnie dobrej nawierzchni twardej podjazd rzędu 11-12% jest do podjechania jeszcze z pewnym zapasem to już na nawierzchni miękkiej lub nierównej (np. korzeń ze stopniem czy parę głazów) jest to czasami dla mnie nie do podjechania jeżeli odpowiednio nie zaplanujesz i nie wykonasz zmiany przełożeń. Oczywiście można młynkować od dołu ale jest to metoda długotrwała i męcząca. Dlatego tutaj wychodzi zaleta napędów 1x bo odchodzi manewrowanie dwoma przełożeniami jednocześnie choć czasami przy 1x skok jest zbyt duży - trzeba umieć zmieniać. Rybelek stosował raczej technikę jechania miękko - czyli z zapasem i pokonywał praktycznie większość stromych podjazdów bez problemu aczkolwiek trwało to na tyle długo, ze czasami zdecydowanie praktyczniej było zejść i wypchnąć. Przy większych nachyleniach typu 15% i więcej nie używając małej tarczy ja już nie byłem w stanie podjechać. Tu już musi być z przodu 32 albo nawet mniej i coś dużego z tyłu. Choć, tak naprawdę to musze sprawdzić w rowerze co ja tam mam bo mogę się mylić w tych wartościach... Nie wiem jakie są Twoje górskie doświadczenia w tej kwestii? Pozdro
  4. Cześć Stosując ten praktyczny sposób myślenia oczywiście masz rację. Być może uprościłem i stąd nieporozumienie. A więc: Jazda, nawet długotrwała po jednostajnie nachylonym podjeździe 4% nie jest problemem i się po prostu jedzie. A gdy na tym samym odcinku zakładasz powrót na wysokość startu to będzie to już solidny wspinaczkowy wyczyn. Pełna zgoda. Pozdro
  5. Cześć Ja się nie chcę kłócić tylko piszę o wartościach a nie wyimaginowanych trasach 400m na 10km to jest 4% a nie 12% na 3.34, ok, później 3.34 płasko i 3.34 zjazdu. Tak to rozumiem... po prostu. A 4% to nachylenie to jazdy. 12% to nachylenie do bardzo solidnego podjeżdżania. Pozdro
  6. Cześć Wiesławie znasz mnie i wiesz, że piszę wprost, prawda? 3km na 80km to daje niecałe 40m na kilometr. Przy takim nachyleniu jestem w stanie jechać bez przerwy te 80 km bez specjalnego zmęczenia a co do tempa to musiałbym sprawdzić. Tyle. Jak mi z tego zrobisz nawet suwalszczyznę (nie muszą być żadne góry) to większość będzie na granicy przejechania - to jasne. Pozdro
  7. Cześć O znalazłem choć trochę nieostre ale jest: - podsiodłówka z tyłu to stały element mojego roweru gdzie są sprawy techniczne: dętka, łyżki, zawór do pompowania, dwa naboje, smar do łańcucha, łatki, spinka, kpl. kluczy ze skuwaczem, rękawiczki jednorazowe, szmatka. W tym wypadku powiększony o dodatkową dętkę w miarę uniwersalną 27,5-29, baterie do nawigacji, zapasowe lampy. - trójkąt - materacyk, bivi, jedzenie, żele, kosmetyki - płetewka na ramie - enargia do lamp, ładowarki, telefon, 1 kpl baterii do nawigacji, chusteczki do nosa. - koszyk na kierownicę z bidonem podręcznym i jednocześnie śmietnik - bidon zapasowy pod ramą - na kierownicy - nawigacja, dzwonek, lampa sygnałowa, lampa do jazdy i do tego plecaczek w którym na stałe: śpiworek, bluza z długim rękawem, deszczochron, rękawki, nogawki, skarpetki oraz wrzucone bieżące zakupy na odcinek. Pozdro
  8. Cześć Zupełnie nie masz racji Piotrze. Tak jak napisałem: każdy musi zbudować sobie swój setup SAM, na podstawie doświadczeń. Pisząc o sakwach miałem na myśli sakwy boczne i bagażnik i (choć jak pisałem ludzie też tak ultra jeżdżą) jest to z wielu powodów bzdura. - przeniesienie środka ciężkości do tyłu co powoduje znaczne utrudnienia na podjazdach czy nawet wypychu i wpływa na manewrowość - poszerzenie roweru i haczenie o krzaki i gałęzie - duża objętość zachęcająca do wrzucania byle czego itd. Twoja propozycja jest mi doskonale znana bo akurat kumpel ma ten model. Jest bardzo wymyślny, bardzo drogi i bardzo do dupy. To podsiodłówka na karbonowym stelażu. Już samo to mówi, że jest za ciężka czyli za objętościowa. Do tego dochodzi wyjątkowo skomplikowany montaż wymagający użycia takich dodatkowych małych tulejek. No mówię Ci, Irek, choć lubi takie wymysły i stać go na nie klął strasznie. Dobra podsiodłówka montowana jest szybko i zapewnia szybkie dostępy oraz ma sztywniki żeby po otworzeniu nic się z niej nie wysypało. Oertlieb, którego ma Rybelek montuje się w jakieś 30-45 s na gotowo i zapewnia sztywność a jednocześnie jest lekki. I podsiodłówki i kierowniczki powinny być tak dobrane aby NIE BYŁY ZA DUŻE! Zasada jest taka że: - pakujesz tak aby nie przesuwać środka ciężkości roweru - pakujesz o ile się da jak najniżej - pakujesz tak aby nie poszerzać zarysu roweru - pakujesz tak aby unikać oporu powietrza - pakujesz tak aby była pełna dostępność bez konieczność rozpierdalania całości zawartości jakiejś torby aby wyjąć potrzebny drobiazg Co do plecaka to dla mnie jest on rozwiązaniem nie tyle nawet optymalnym co naturalnym i oczywistym. Jeżdżę z plecakiem o wadze 3-5kg zawsze. Zawsze to znaczy zawsze czyli, że na powiedzmy 10000km bez plecaka jadę pewnie 50. Jest on dla mnie tak naturalny jak dla Ciebie, no nie wiem, ochraniacze przy SL. Z tego względu jest optymalny - DLA MNIE i jest to sprawdzone. Jeżeli miałbym nie brać plecaka to by znaczyło, że jadę zupełnie na pusto czyli pełnego longa a na to mnie na 500 km nie stać... jeszcze. 😉 Pozdro
  9. Mitek

    Krajoznawczo po okolicy....

    Cześć Nie wygłupiaj się Wiesławie. Ogólny spadek nie jest równoznaczny z tym, że wszyscy "nowi" są gorsi. Po prostu słaby element przeważa. To chyba oczywiste i tłumaczyć nie trzeba. Po prostu zachodzi zjawisko braku selekcji powiązane z ułatwieniem dostępu. Pozdro
  10. Mitek

    Krajoznawczo po okolicy....

    Cześć Marek to wynik obserwacji z różnych przestrzeni aktywności i... jak się chwilę zastanowić oczywistość. Pozdro
  11. Mitek

    Krajoznawczo po okolicy....

    Cześć Jak każde ułatwienie i to doprowadza do spadku poziomu w różnych aspektach, w aspekcie kultury również. Po prostu chamstwo w sposób łatwy i przyjemny może się dostać tam gdzie normlanie by się nie dostało bo by mu się nie chciało. Standard. Pozdro
  12. Cześć Wybacz, że wykasowałem część postu (zostawiam tylko to co mnie interesuje i dotyczy). To co piszesz to tylko liczy. Same w sobie nic nie znaczą. Liczą się profil, droga czy teren, jakoś nawierzchni czy sypka czy twarda, czy mokro czy sucho i jeszcze sporo innych rzeczy. 3km na 80 km jednostajne na jazdę praktycznie nie wpływa. 3km na odcinku 20 km to jest hardkor dla wybranych. Pozdro
  13. Cześć Plecak jak plecak. Scott odziedziczony po Rybelku bo potrzebowała mniejszy. Znakomity jest ten element przylegający do pleców - to wiem. Pozdro
  14. Cześć Wiesz każdy swój rower musi sobie spakować sam pod siebie i trzeba do tego trochę prób i błędów i myślę, że ze dwie trzy imprezy. Nie ma reguły czy jakiegoś złotego środka. Oczywiście bagażnik i sakwy to bzdura ale są osoby, które i tak jechały i kończą ale jest to wożenie powietrza i strasznie przeszkadza w terenie, trawach i na podjazdach. Gro obciążenie powinno być w centralnej części roweru i jak najniżej się da. Jak zrzucę zdjęcia to wkleję bo nawet mam. Ja jeżdżę z plecakiem zawsze więc dla mnie ta forma jest oczywista nie nie jest w żaden sposób męcząca ale sporo osób nie jest w stanie z plecakiem jechać długi ze względu na ból ramion i uczucie "spętania". Pozdro
  15. Cześć Zgadza się. To jest logistyczny problem. Bilety na pociąg można kupić z max 30 dniowym wyprzedzeniem więc czatowaliśmy w nocy 07.05 i udało się kupić bilety rowerowe do Goleniowa. Start z domu 4.20 na rowerach. Odjazd pociągu do Szczecina 05.06. Newralgiczna jest przesiadka do pociągu do Goleniowa bo jest kupa ludzi (początek długiego weekendu), więc za radą Ani, która jechała w zeszłym roku w ten sposób dojechaliśmy nie do Dąbia a do Szczecina Głównego bo stamtąd startuje pociąg do Kołobrzegu. Udało się wsiąść (i wysiąść w Goleniowie, co już nie było łatwe) bez problemu. Z Goleniowa na miejsce startu 33km po asfalcie to moment. W Czarnocinie można było (i tak zrobiliśmy) kupić pakiet w ośrodku Frajda - który jest bazą startową. Łóżko w zbiorówce pasta party przed starem i śniadanko tak że luksus. Rzeczy nadprogramowe pakuje się w plecaczek czy worek i organizator przewozi na metę a resztę na rower i w drogę. Sprzęt po serwisie ale i tak straciłem najmniejszą tarczę z przodu już na początku. Okazało się jednak - z czego jestem dumny - że większość podjazdów, których dwa lata temu nawet nie próbowałem teraz dygałem ze średniej tarczy. Kluczem dla mnie są dwie rzeczy: - nowe pewne opony. W tym konkretnym wypadku nasze opony były wyborem idealnym (ja na drutowych Smart Sam, jak zawsze a Ewka na Maxxis Recon Race). Te Rybelka nawet chyba lepsze bo szybsze na drodze. - świadoma jazda w sensie dbałości o sprzęt. Tutaj to po prostu trzeba też mieć szczęście bo zjazdów po kamienistych szutrówkach czy po kamienistym niczym jest naprawdę dużo i musisz się nauczyć ufać sprzętowi ale pamiętać żeby nie przeginać ze skakaniem czy waleniem w głazy. Zresztą wiesz jak zjeżdżać, kierownicy się praktycznie nie trzyma tylko pilnuje żeby nie wypadła z rąk i wtedy rower sam świetnie wybiera. Co do czołówki... to jest inna filozofia jazdy, trochę wóz albo przewóz. Goście jadą na pusto, tylko światła, wiatrówka i koniec. Szybkie gravele na specjalnie dobranych gumach i noga jak u słonia oraz znajomość trasy i taktyka jazdy bez przerwy. Ja wiozłem ze sobą jakieś 10kg rzeczy a goście nawigacje i bidon. Mój rower waży goły 15 kg a tam całość 8-9 kg. Są niesamowici i wcale nie tacy młodzi jak się wydaje. Leszek Pachulski - główny organizator i pomysłodawca - jechał na zrobionym specjalnie pod imprezę KTM. Cały czas uśmiechnięty, wyprzedzając gadał ze wszystkimi, uśmiechnięty i wyluzowany i na mecie był w 31 czy 32 h a jest 67 rocznik tylko... jeździ na rowerze na nie muli, jak to się mówi. Ale to nie jest jakiś zaplanowany trening tylko pasja. Najgorszy dzień trzeci, męczące nieosłonięte i słabe drogi, mocny wiatr w twarz oraz słońce i bardzo dużo sztywnych krótkich górek na które nie wejdziesz na rozpędzie tylko trzeba je katować mieleniem. Tak naprawdę nie podjechałem dwóch podjazdów. Na Siemierzyckiej Górze zabrakło mi ostatnich 10 metrów ale tam jest ponad 30% i nie miałem przełożenia i piachu w rejonie jakiejś wsi na S. którego w ogóle nie atakowałem bo nie było sensu. Sporo górek wprowadzałem ale raczej dlatego, ze wiedziałem, ze i tak na górze będę musiał czekać albo po prostu trzeba było odpocząć, zmienić pozycję, rozprostować nogi a wtedy straty są najmniejsze. Rybelek ciągnął wszystko aż mnie mroziło, że gdzieś padnie, poza kryzysem gdzieś między 70 a 60 km od mety gdzie zafundowała sobie złe samopoczucie parówkami zjedzonymi pod ogórki małosolne i popitymi kefirem. 🙂 Przeglądów nie robiłem żadnych - smarowanie łańcuch po przetarciu - a po umyciu w Świeszynie z błota to nawet zapomniałem i zrobiłem to dopiero rano. Pozdro
  16. Mitek

    Materiały szkoleniowe

    Cześć A nie masz przypadkiem bardzo agresywnie naostrzonych tych nart? Pozdrowienia
  17. Cześć Jeszcze nie dostałem. Na razie jem. Pozdro A dla zainteresowanych mapa i profil pierwszego dnia z mojego zapisu. To najłatwiejszy dzień Pomorskiej, choć najbardziej piaszczysty.
  18. Cześć Nie bardzo da się odpowiedzieć na takie pytanie. To nie jest wycieczka a jazda w pewnym limicie więc "zespół" może się składać jedynie z dobrze znających się i dobranych osób o podobnych możliwościach i stylu jazdy. Dla przykładu: My z Rybelkiem mamy wyjeżdżone tysiące godzin wspólnej jazdy ale tu większość drogi odbywała się oddzielnie. Nawet sekcje asfaltowe jechaliśmy oddzielnie. Nawet jak razem zaczynaliśmy jakiś podjazd to czasami przy pierwszym rozwidleniu na górze czekałem na Rybelka parę minut. W takiej formule nie da jechać się razem bo albo jedna albo druga osoba się zamęczy. Z Anką - naszą przyjaciółką - z którą zaplanowaliśmy od początku do końca tą Pomorską - widywaliśmy się tylko wieczorem i rano i - czasami - na Pitstopach a ostatni dzień jechaliśmy cały czas oddzielnie. Nie da się jechać razem. Jak zatrzymujesz się żeby na kogoś poczekać 20-30 razy to to nie robi różnicy ale jak 200 czy 300 to już robi i jesteś dwa razy bardziej zmęczony przez hamowanie, zsiadanie, stanie, ruszanie, ustalenie rytmu jazdy itd. Pozdro
  19. Cześć Dzięki za kibicowanie - czuło się takie lekkie pchanie w plecy choć wszystko nas hamowało. Pomorska zaliczona, trasa w tym roku, trudna z paru względów: - bardzo sucho i trudność odcinków piaszczystych znacznie wzrosła - niestety wiatr na odcinku kaszubskim w twarz, silny - miejscami 7m/s co spowalniało nas miejscami o 10km/h - bardzo dużo pyłu i kurzu - straty wynikające z przeczekiwania burzy i później jazda przez zalane drogi i zmiękły lepki piach, bardzo energochłonna. - bardzo wiele zniszczonych - kiedyś pięknych, bo pamiętam - leśnych dróg. Ciśnie się na usta takie sformułowanie, że leśnicy to zwykła banda skurwieli. Ale więcej pozytywów: - ludzie jak zwykle na trasie i przy trasie - zajebiści. - taktycznie rozegranie noclegów perfekcyjne - dzięki łączeniu sił zgodnie z regulaminem oraz hojności serca ludzi postronnych - znakomita trasa a zwłaszcza nowe końcowe sekcje w pobliżu Sopotu z zajebistymi długimi zjazdami - kolejny raz przygotowanie sprzętowe oraz umiejętna jazda na piątkę - żadnych większych awarii, nawet gumy ani jednej. Powiem szczerze, że często sam nie wierzę ile zwykły rower potrafi wytrzymać. - w sumie dobra pogoda. - już w momencie kończenia jest plan na dalsze starty czyli jest moc. Czas jazdy to 32,51,18 czas na rowerze to 42,40,21 czas całości to 57,50,00 chyba więc 15h to 2 nocne komfortowe postoje. Garmina wyłączałem w momencie schodzenie z roweru i włączałem w momencie siadania więc pomiary są dość rzetelne. W kwestii taktyki jazdy, techniki jazdy, średnich, sprzętu to... ciężko to porównywać z jakąkolwiek jazdą w koło komina bo dochodzi zmęczenie i niewyspanie i ich pokonanie jest kluczowe. Kluczem jest tu jazda bez przerwy. Oraz naprawdę porządne planowanie, pakowanie i nie marnowanie czasu na bzdury co nam nie do końca wyszło. Połączenie w takiej imprezie jazdy dla przyjemności z przyjaciółmi czy w ogóle jakimś zespołem, w sensie przeżywania wrażeń i bycia razem (w ramach regulaminu samodzielności oczywiście) z jazda na wynik jest absolutnie niewykonalne z bardzo wielu oczywistych powodów. W każdym razie planujemy teraz może GLG albo Warmię... Pozdro PS Sok pomidorowy włącza się ( w głowie) drugiego dnia pod koniec.
  20. Cześć Jeszcze sześć godzin i jedziemy. A co ma wysokość siedzenia do kierowania.... Tu raczej chodzi o ergonomie ruchów na kierownicy. Oczywiście przy przekładni bezpośredniej musisz siedzieć blisko - czyli wysoko. Natomiast... nie widzę związku w jeździe po ulicach. Trzymajcie się. Pozdro
  21. Cześć Jasne, wiosną zeszłego roku umówiłem się z Krzysiem Moruńkiem w jego rejonach. Zdzwaniając się z nim patrzyłem na mapę i wytyczony ślad i stwierdziłem, że mam (już nie pamiętam wartości dokładnie) 20 min. dodałem więc 5 min na zapas i tyle. Okazało się, że po wiosennych nawałnicach przez ostatni kilometr, może półtora było na trasie tyle nałamanych drzew, że musiałem większość czasu nieść rower przez las bo ścieżkami nie dało się w ogóle przejść. Zła ocena sytuacji wynikająca z niewiedzy. Tutaj nie miało to znaczenia poza czasem Krzysia ale gdyby to nie było 1km tylko 30 to już robi się cały dzień... Dlatego też często tak rygorystycznie pisze o tych samotnych wyprawach w góry bo gdy jesteś sam czasami nawet drobna sytuacja może spowodować poważny problem - a z partnerem czy w grupie możliwości jest nieporównanie więcej. Oczywiście, że nie dotyczy to wyczynowców bo tu sprawa jest zazwyczaj tak przebadana a doświadczenie tak duże, że nie da się porównywać. Pozdro
  22. Cześć Ja po prostu nie lubię SUVów jako koncepcji - co nie znaczy, że Ty masz ich nie lubić czy też nie cenić. No właśnie się cieszę, wierz mi Marku, że to jest autentyczna radość - dla mnie. Oczywiście mógłbym się zaasekurować kupić elektryka czy też super ultra lekki sprzęt itd. - i z pewnością byłoby łatwiej ale... dla mnie to by było trochę jak wyjście na Kasprowy z tlenem i tragarzem - taka filozofia. W zeszłym roku Rafał - brat Rybelka - pojechał Pomorską na facie. Wybrał sprzęt, który jakby zaprzecza idei prawidłowego doboru, ciężki, wolny, opory toczenia gigantyczne, przełożenia tylko terenowe, rozpędzenie i utrzymanie 28/28,5 km/h to jest maks dla objeżdżonego gościa itd. Wszyscy się z niego śmiali ale... robili sobie z nim zdjęcia i zdjęcia roweru bo był jedyny, który na takim sprzęcie sobie poradził i - chociaż postąpił absolutnie wbrew logice - był podziwiany przez tych, którzy z wyboru się śmiali i miał zajebistą satysfakcję jak przejechał na kołach wszystko. Sam napisałem, że to wyścig ale myślę, że to raczej rajd bo nie ma na trasie bezpośredniej rywalizacji. Start jest rozciągnięty na ponad dwie godziny - ja to tak trochę po samochodowemu rozróżniam. Ja pierwsze dwa lata jeździłem na zblokowanym amorze i otwierałem tylko w terenie. Później zrozumiałem, sprawdziłem, że to bezsens i teraz jeżdżę cały czas na otwartym. Przy samym przodzie jak nie dajesz z nogi straty są naprawdę iluzoryczne. Wiesz to jest tak jak z tym gravel czy MTB. Na takiej Pomorskiej przy optymalnej konfiguracji obu rowerów zysk z gravela to są minuty, parę minut, może 10-15 maks. Więcej stracisz jak nie zaplanujesz dobrze zakupów w sklepie. Dla ścigających się na sekundy ma to ogromne znaczenie - dla mnie żadne. Pozdro serdeczne
  23. Cześć W góry nie chodzę od dawna - za młodu się nałaziłem a teraz trzeba wybierać to co bardziej fascynuje, czy też jest większą zabawą - oczywiście dla mnie. Ale można to porównać w jakiś sposób do kajaków. Dla przykładu: - byliśmy teraz na Łupawie - rzeka trudna ale łatwe dojazdy do wody, przetarta i przecięta (tu zdecydowanie ktoś przesadził ale zrobił to bez uzgodnień i wiedzy chcąc udostępnić rzekę dla każdego i po prostu...ją zniszczył. Pomimo, że legendarna i technicznie trzeba się orientować, nie jest żadnym wyzwaniem chyba, że popłyniesz "na wodę". - byliśmy dwa lata temu na Liwie. Rzeka nieprzetarta i niepływana i wojna jest non stop i choć płynie blisko sporych miejscowości, to jest solidnym wyzwaniem, nawet dla opływanej ekipy - my nie daliśmy rady. Po prostu fizycznie nie byliśmy w stanie na ciężko. W Beskidach też można zginąć ale to już trzeba przestać myśleć w pewnym momencie. Pozdro
  24. Cześć Nie pierdolcie koledzy bo doskonale wiecie o co chodzi. Honnold czy Messner to zawodowcy a mnie chodzi o leszczy, którzy chcą ich naśladować w Beskidach bo się naczytali książek i maja ego... Pozdro
  25. Jeżeli podejmujesz jakąś działalność w górach sam to nie ma o czy m gadać - amatorszczyzna.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...