-
Liczba zawartości
14 710 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
220
Zawartość dodana przez Mitek
-
Cześć To musisz zapytać Adama a jakiej sytuacji użył takiego sformułowania. My swego czasu z dziećmi regularnie nabijaliśmy na kije uciekające szczury... Pozdro
-
Cześć Hala to zazwyczaj trudne warunki, lodowa nawierzchnia, brak bezpiecznego odjazdu na boki itd. To musi blokować psychicznie, nawet nieświadomie. Tyczka, jak nie jest się dobrze objeżdżonym też blokuje a/i zmusza do boksowania, które pochłania koncentrację potrzebną do jazdy prawidłowym śladem, dlatego uważam że, zwłaszcza dla amatora, który traktuje to raczej jako zabawę edukacyjną jest to znakomite rozwiązanie. Pozdrowienia
-
Cześć Dyziek myślę, że błądzisz. Podchodzisz do sprawy jak instruktor praktyk i na tej kanwie (co ja uważam za słuszne, zwłaszcza dla osób, które chcą skorzystać szkoleniowo z tego tematu) budujesz swoje wpisy, chcąc racjonalnie uporządkować dyskusję. Pamiętaj jednak, że dla części kolegów dyskusja ma zupełnie innych charakter - typowo teoretyczny - i nie ma żadnego przełożenia na praktyczną jazdę a już na szkolenie to ma raczej wpływ zgoła ujemny.Przekaz szkoleniowy musi być prosty i logiczny, maksymalnie dostosowany do konkretnego przypadku - pisze o tym fajnie Adam dając np. przykłady zastosowania w szkoleniu przenośni z innych sportów, znanych uczącemu się, aby znaleźć możliwie najbliższy jego wizji opis ruchu czy cyklu ruchowego. Niezbędnością jest tu ujednolicenie pojęć w ramach istniejącego fachowego języka czego niektórzy koledzy jak widać nie chcą, czy też nie rozumieją. W szkoleniu to jest absolutna niezbędność ale nawet w rozmowach teoretycznych uzgodnienie pojęć jest warunkiem rozmowy. Nie można tworzyć własnego języka i uważać go za jedynie dobrze pisujący zjawisko bo będzie to przekaz zrozumiały jedynie dla autora. niektórzy koledzy chyba o tym zapominają... Pozdro serdeczne
-
Cześć Marcinie Fajnie, że znalazłeś/wymyśliłeś Dynamica. Zawsze był to synonim narty sportowej wysokiej klasy i myślę, że ta idea pozostała w reaktywowanej kolekcji. Również miałem kiedyś narty tej firmy a był to Dynamic VR27 Descente. Właśnie tak - czyli decha zjazdowa - co nie przeszkadzało jeździć na niej po lodowych garbach Bieńkuli lat 90. Wyjątkowy sprzęt. Być może - bo u mnie teraz wszystko się zmienia - będzie okazja zawitać do Pawłowic i dotknąć a pewnie i wymyślisz coś aby się przejechać... Życzę Ci aby Twoja praca/pasja dalej rozwijała się jak dotychczas i dawała Ci satysfakcję. Pozdrów całą rodzinę - przecież sporo znam, ze szczególnymi ukłonami i uszanowaniami dla Pana Mariana - choć jesteśmy/byliśmy po imieniu to jakoś nie przechodzi mi przez gardło taki obcesowy zwrot - który nadal, co widzę po protokołach z eliminacji MPA, ładuje jak należy. Czy ma jeszcze Rossignole KX, które tak obaj sobie chwaliliśmy? Trzymaj się serdecznie.
-
Cześć Kontuzje przy upadkach na nartach wynikają z braku sprawności ogólnej a nie z braku umiejętności upadania. Jedyne na co można zwrócić uwagę to, że jeżeli już upadamy to na bok przez biodro. Problem właściwie jest tylko z ludźmi, którzy w dzieciństwie nie mieli do czynienia ze sportem, ogólnie nieruchawymi. Uczenie upadków daje dodatkowo przekaz o tym, że upadek jest jakby wkalkulowany w jazdę jest jej elementem, a to nieprawda. Upadek jest ostatecznością i niechcianym finałem utraty kontroli. Osoby, które wdrukowały sobie "wewnętrzne przyzwolenie" na upadki zazwyczaj jeżdżą ryzykownie, szybciej niż pozwalają na to ich umiejętności. Uczmy więc kontroli i techniki i dbajmy o formę ogólną - to wystarczy. W czasach gdy moje dzieci trenowały wyczynowo karate prowadziłem przez parę lat obozy zimowe karateków. To co Ci goście robili i z jakich opresji potrafili wyjść bez szwanku graniczyło z cudem. znakomita większość jeździła słabo technicznie i bardzo siłowo. Upadki były spektakularne ale nigdy nikt nic sobie nie zrobił. Myślę tu o dorosłych zawodnikach bo wśród dzieci to oczywiste. Uruchomienie osoby z traumą po upadku, po kontuzji jest trudne ale dobry JEŻDŻĄCY opiekun da sobie radę. Przede wszystkim odpowiedni dobór stoków na zasadzie powolnego stopniowania trudności. Unikanie stoków przestrzennych (ale np. jeżeli kontuzja nastąpiła po zderzeniu z z drzewem to może być wprost przeciwnie) gęsto zaludnionych, dobre wybiegi, dużo powtórzeń tych samych zjazdów aby ugruntować pewność, dbałość o widoczność i dobre warunki itd. A Tobie Jacku... tak mi się nasuwa, choć to być może stary film... polecam kolanówki na tym etapie. Koncentracja na torze zamiast na zbijaniu tyczek pomoże i zdejmie z ciebie ten ciężar, który wozisz. Pozdro
-
Cześć Nie byłbym sobą gdybym nie podsumował po swojemu, a więc: Byłem na wielu imprezach narciarskich, na wielu imprezach,których głównym nośnikiem informacji były fora narciarskie, trochę też sam organizowałem. Najfajniejszą imprezą powiązaną ze szkoleniem były dwudniowe warsztaty do których udało się zaprosić m.in. wspomnianego Marka Ogorzałka, Martę Berezik czy Konrada Drzymałę. Co ciekawe NIKT z forumowych teoretyków NIGDY w takiej imprezie udziału nie wziął. To symptomatyczne a powody mogą być dwa i oba świadczą o tychże słabo. Niestety ale mnie pewne stwierdzenia czy cytaty pachną tutaj sekciarstwem i płaskoziemstwem i chciałbym je sprawdzić i zobaczyć w praktyce jak są prezentowane przez zwolenników. Cóż nie zobaczę więc pozostajesz Ty Adasiu prezentujący śmig w krótkich spodenkach co dla każdego znającego się choć trochę na narciarstwie jest ucztą. Pozdro Panowie
-
Cześć W Warszawie nad Wisłą też mgły i -1 dzisiaj ale bardzo fajnie. To nie jest lato ale trzeba się rozsądnie ubrać i jazda jest przyjemna. To jest jeszcze ten czas gdy da się jechać dłużej bez ryzyka utraty palców u nóg. A mgły rzeczywiście zajebiste nad wodą. Dzisiaj jadąc mostem obserwowaliśmy taki wylewający się z za zakola rzeki ogrom. Piękny i przerażający efekt jak z EDENu Lema. Pozdro
-
Cześć Ja nie. Dzisiaj pierwsze zimowe rowerowanie.Rano jak jechaliśmy do pracy było biało i -1 przy ziemi. Później pogoda fajna i nawet nie wiało więc nawet pojechaliśmy długa trasą. Nareszcie kupiłem kurteczkę rowerową taka jaką chciałem, właściwie to zasługa Rybelka bo ją wynalazł. A Ona za to kupiła sobie buty takie jakie chciała więc też jest zadowolona. Jutro ma być fajna pogoda więc na rower. Pozdro
-
AMEN! Pozdrowienia
-
Cześć Wiesz Szymek szeroka narta i krawędź to jest w ogóle jakaś sprzeczność. Nie chodzi o to, że się nie da, ale to trochę tak jakbyś kupił sobie robioną terenówkę z amorami o dużym skoku i wykrzyżem jak traktor, pojechał na tor i dziwił się, że jesteś blisko dachowania na każdym zakręcie. Przecież Ty chcesz się bawić na nartach w nieco inny sposób, kupiłeś szerokie żeby jeździć na ślizgu, żeby narta płynęła po śniegu, żeby NIE CIĘŁA tylko sunęła całą powierzchnią po śniegu. Jestem daleki od ułatwiania za wszelką cenę procesu nauczania jazdy na nartach ale kupowanie zjazdówki żeby się uczyć śmigu to jednak lekka przesada. Aha a praca rąk...FF wożą ręce wzdłuż ciała albo machają nimi jak wariaci i jakoś żyją. Pozdrowienia
-
Cześć Myślę - nie "wiem" tylko "myślę" - że w rozkminianiu wznosimy się tutaj na poziom zaawansowany czy też bardzo zaawansowany a to jest wiedza podstawowa. To nie jest "nasz" błąd tylko pytających, którzy brną w niuanse skrętu ciętego a później się okazuje, że nie umieją stać w butach narciarskich. Nie wpadłbym, że dla Ciebie może to być nieoczywiste po prostu. Pozdro
-
Cześć Maciek, Marek słusznie - mój oczywisty błąd. Przepraszam. Powinno być frontalnie do linii spadku stoku czy też kierunku jazdy a nie nart. Oczywisty błąd. Pozdrowienia
-
Cześć OK jasne, choć (wybacz Maćku) ale masz dar komplikowania przekazu - przynajmniej dla mnie. Natomiast z ostatnim zdaniem oczywiście się nie zgodzę chyba... że śmig postrzegasz tak jak się go jeździło w latach 70 - wtedy zgoda. Śmig od przynajmniej 30, a może więcej lat - przynajmniej mnie już takiej jazdy uczono na CKI a był to początek lat 90 chyba - jeździ się frontalnie. No chyba, że mówimy o jakichś śmigach w terenie nadzwyczaj stromym itd. Pozdro
-
Cześć He he... O przepraszam, ja nie powiedziałem, że narty się "nie podnosi". Stwierdziłem jedynie, że w jeździe sportowej dąży się do tego aby narty były cały czas na ziemi, no chyba, że akurat Russi wymyślił sobie skok ale i wtedy dąży się do jego jak największego skrócenia. A to, że się podnosi - oczywiste - łatwiej jest obrócić jedna nartą stojącą na śniegu niż dwie. 😉 Pozdro
-
Cześć 10-12 lat to już są goście, z którymi śmiga się wszędzie - z synem jeździłem tak w wieku niecałych lat 6 - i nie ma problemów a nie tylko w rzadkim lesie (nie wiem dlaczego to jest oczywiste, że ma byc rzadki). Pozdro
-
Cześć Ok. Jasne ale ... czy jest w ogóle możliwe stanie - ja nawet nie mówię o jakiejkolwiek jeździe na nartach bez - ugiętych kolan? Nie. Dwa: jak "angulujesz" z samych kolan to możesz to robić w bardzo niewielkim zakresie bo biodra idą w kontrze - tak jak piszesz. Więc tak naprawdę - w sensie mechaniki jazdy w skręcie - biodra muszą iść za kolanami. Inaczej biodra blokują ruch angulacyjny i ciągną w kierunku rotacji do zamierzonego skrętu (odciążenie tyłów) a tego nie chcemy, jeżeli mówimy o jeździe ciętej. Pozdro
-
Cześć Być może, czego mu serdecznie życzę. Widzisz ja nigdy nie byłem napięty na narciarstwo sportowe, nigdy sportowo nie jeździłem i nigdy nie chciało mi się przyłożyć do ciężkiej treningowej pracy - zupełnie inaczej niż np. taki kol. Spiochu. Przyczyny tak naprawdę były u mnie dwie: strach przed prędkością i utratą kontroli oraz szeroko pojęty brak motywacji. Ale... Na podstawie własnych wieloletnich doświadczeń i obserwacji wiem, że nic tak nie kształtuje ogólnego poziomu narciarza jak trening sportowy. Stąd zawsze - choć sam tego nigdy nie robiłem i mnie nie interesowało - będę podkreślał zdecydowaną wyższość zorganizowanego treningu sportowego nad każdą inną forma nauczania narciarstwa. To po prostu widać gołym okiem, nawet gość nie musi jeździć ale po tym jak stoi, chodzi w butach czy nosi narty widać jaką ma swobodę i naturalność operowania sprzętem. Wystarczy parę lat za dzieciaka i taka baza jest już nie do nadrobienia w inny sposób. Znam oczywiście osoby - ale to są jednostki - które doszły do solidnego poziomu bez epizodu sportowego ale to są naprawdę jednostki, które doszły do porządnego poziomu głównie ilością dni na stoku oraz systematycznym doszkalaniem z elementami jazdy sportowej. Tak to postrzegam. Stąd możesz odnosić wrażenie pewnej gloryfikacji jazdy sportowej jako formy treningu ale... to jest po prostu stwierdzenie oczywistego faktu. Ja sam wyrosłem z jazdy wolnej i freestylu, który - gdy się tym zajmowałem - był zupełnie inna dyscyplina niż dzisiaj. Obecnie FS kojarzy się głównie z parkiem i ewolucjami powietrznymi a wtedy były to głównie ewolucji na śniegu - balet oraz mogul - czyli jazda po muldach. Były okresy kiedy przez cały sezon nie miałem na nogach (poza szkoleniem innych) normalnych nart - tylko zabawa. Myślę, że to jest taka droga jaką i Ty sobie wyobrażasz - chciałbyś drążyć (taki mi się wydaje z Twoich opisów) bo nie sądzę abyś był na tyle pozbawiony instynktu samozachowawczego aby próbować dużych skoków. U mnie to tak było w dużym skrócie i tak postrzegam szkolenie - stąd może pewien dualizm (czy też niekonsekwencja) w moich wypowiedziach. Serdecznie Cię pozdrawiam
-
Cześć Poczekaj, jeżeli zadałeś takie pytanie to znaczy, że postrzegasz trochę inaczej niż ja osoby biorące udział w dyskusji. Dla mnie odpowiedź jest oczywista i moim zdaniem powinna być oczywista dla każdego. Jeżeli to był jakiś test to przepraszam, że zepsułem zabawę. Natomiast co to jest za nazewnictwo - Fliegend ? Brzmi jak nazwa jakiegoś działa pancernego z II wojny. 🙂 Albo Norwegerhupf - to jest jednak zabawny język. Wiesz ja byłem szkolony - w końcu jakoś tego instruktora zrobiłem - i unifikowałem się regularnie a nawet jeździłem na różne obozy doszkalające ale nigdy nie pamiętam takiej rozkminy szczegółów. Co więcej, z punktu widzenia szkoleniowego zawsze uczulano nas na konieczność ograniczania gadania, którego i tak nikt nie przyswaja - podobno około 7% tego co mówimy na stoku zostaje. Chodzi o to, że zbytnia koncentracja na szczegółach powoduje niepożądane efekty w postaci: - przesadnych oczekiwań w dążeniu do ideału - traci się z oczu cel główny kosztem celów pośrednich - traci się realizm w ocenie przydatności i stosowalności technik w praktyce Założę się, że ten chłopak z filmiku o LeMasterze nawet nie słyszał ale na stoku wklepie każdemu, podobnie np. syn Marka. To zresztą zahacza o szerszy problem filozofii szkolenia, również sportowego. Pamiętam gdy nasi trenerzy ustawiali w pocie czoła 8 czy 9 latkom jakieś wymyślne slalomy taki Włoch brał grupę i 3 godziny zapieradalał z gówniarzami po lesie. I dziwić się później, że goście jeżdżą wszystko i wszędzie. Nie ma problemów z wyważeniem, automatyzmem reakcji pewnego rodzaju autentyczna umiejętnością improwizacji w rzeczywistym czasie jazdy. Na takiej bazie można wykształcić wszystko. A jak ktoś katuje tylko jeden typ skrętu w sterylnych warunkach... Pozdro serdeczne =
-
Cześć Praktycznie normalna jazda to Fliegend - reszt to wymysły wykonywane głównie na wewnętrznej. Ale zabawa jest fajna. Mnie chodziło o to, że bawi się nartami na filmie młody ZAWODNIK. Chodzi o to, że jak chcemy się nauczyć jeździć na nartach to cel jest tylko jeden - nie ma jazdy takiej czy innej - jest jazda na nartach z pewnym technicznym kanonem. Jak go opanujemy będziemy mogli robić na nartach wszystko - jak ten chłopiec. Jak będziemy kombinować nigdy nie dojdziemy do celu. Pozdro
-
Cześć Już widzę jak goście rozkminiają teorię. 🙂 Freestylowców i deskarzy zawsze szanowałem za ten luzik. Pozdro
-
Cześć Marku ja tak naprawdę nie wiem o czym jest ta dyskusja, próbuję ale tak do końca nie wiem. Koledzy rozkminiają jakieś niuanse mające znaczenie przy jeździe skrajnie dokładnej, sportowej więc piszę, że w jeździe sportowej narty leżą na ziemi a każda utrata kontaktu ze śniegiem to strata. Poza tym jak lecisz jesteś niesterowny - to proste i oczywiste zasady. Z mojego punktu widzenia - praktyka narciarskiego to w większości dyskusję o niczym - nikogo tym twierdzeniem nie chcę urazić, po prostu takie detale w praktycznej zabawie na śniegu znaczenia nie mają i tyle - takie moje zdanie. Rzeczywiście posty kolegi Petera są w tej rozmowie takim głosem realnego rozsądku i chwała mu za to. Pozdro
-
Cześć He he to ciekawe. Jak zaczynałem jeździć na nartach no to były te jedne wymarzone. Później ilość zaczęła się rozrastać ale raczej nie ze względu na chęć posiadani różnorodnego sprzętu tylko raczej niemożność sprzedaży dość zajeżdżonych nart wyczynowych. Ale były to czasy gdy jeździłem z 4 parami - zasadnicze, zapasowe, na muldy i baletki. Doszło do tego, że zacząłem tracić rachubę, które posiadane w domu narty są moje a które nie spośród 10 czy 15 par. Ostatnimi laty ta ilość się sukcesywnie zmniejsza i tak właściwie to w tej chwili własnych w nart do jazdy nie mam. Jedyne moje narty to Rossignol RPM - najbrzydsza narta na świecie ale całkiem dobra tylko, że w stanie agonalnym oraz baletki - Blizzard Acrobatic na których już właściwie nie bardzo mogę jeździć. Narty zazwyczaj pożyczam. Zawsze coś się załatwi. Tak, że odnosząc się do Twojego powyższego wpisu to może być tak jak krzywa Gaussa. Ilość rośnie dochodzi do jakiegoś maksimum i później zaczyna spadać dążąc do zera... Natomiast nie wydaje mi się aby była jednoznaczna korelacja pomiędzy ilością nart a umiejętnościami. Znam sporo "kolekcjonerów" którzy na stoku raczej nie błyszczą. Pozdrowienia serdeczne
-
Cześć A co religia czy służący jej kościół ma wspólnego z mafijną działalnością Rydzyka. Przecież realnie to jest koleś bliżej białego spiczastego kaptura niż sutanny. POzdro
-
Cześć A czy widzisz jakiś problem aby chuja podciągnąć ustawowo pod faszystę i zlicytować mu celowo (na służbę zdrowia i edukację) to toruńskie imperium? A tą hołotę do roboty - ileż miejsc do uporządkowania, lasy sadzić itd. Pozdro