
KubaR
Members-
Liczba zawartości
233 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Ostatnie wizyty
Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.
KubaR's Achievements
-
Tu wchodzimy w działalność gospodarczą. A wtedy, niestety, to ten prowadzący działalność musi udowodnić, że niczego nie zaniedbał. Czyli musi znać wszelakie wytyczne, w szczególności jeżeli się zajmuje czymś co jest objęte wytycznymi jakichś stowarzyszeń to udowodnić stosowanie się do nich (lub uzasadnić odstępstwa). Ważne jest też do czego się szkoła przyznawała lub chwaliła. To trochę tak jak z polską normą. Niby PN nie są prawem i stosowanie ich jest dobrowolne ale jak gdzies firma się pochwali, że działa zgodnie z PN-jakąś tam to potem jeżeli zarzuty do niej mogą się oprzeć na odstępstwie od PN to firma musi wykazać dlaczego takie odstępstwa były i czy były zasadne. Co więcej gdy da sie wykazać, że stosowanie PN spowodowałoby że nie byłoby problemów to firma ma przegwizdane. Tak ale tu jest kwestia tego dekalogu via regulamin ośrodka. Sam dekalog nic by nie znaczył. Też trzeba wziąć pod uwagę, że Policja i ich wewnętrzne zabawy to nieco inny świat.
-
Najprawdopodobniej jest to odwołanie via regulamin. Adwokat pozwanego byłby ostatnią dupą gdyby nie storpedował samego kodeksu (kodeksu jeżdżący na stoku nie musi znać, regulamin musi). Widzimy orzeczenie, a nie opinię ew. zapis przebiegu rozprawy więc nie wiemy jak ów kodeks został wprowadzony. To raczej pytanie do osoby znającej się na zasadach tworzenia prawa i jego źródłach. Ja tylko jestem prostym ratownikiem górskim który prawo musiał używać jako narzędzia 😄. Natomiast brałem udział w pracach nad tłumaczeniem skali zagrożenia lawinowego (nie z racji owego bycia biegłym, tylko zajmuję się śniegiem w GOPR) i wtedy sugerowaliśmy wprowadzenie przez odwołanie się do skali EAWS. Prawnicy z ministerstwa wskazali, że w naszym prawie wszystkie akty muszą być sformułowane explicite chyba, że np. wynika to bezpośrednio z umów międzynarodowych (prawodawstwo unijne), więc musiałoby być w całości zawarte w rozporzadzeniu. Dlaczego nie jest nie wiem, ale podjerzewam, że całość organizacji i zapewnienia warunków bezpieczeństwa jest przerzucona na gestora. Moim zdaniem to sensowne jest. Nie zawsze jest możliwe jednoznaczne określenie winnego. Dla mnie zbyt szczegółowe prawo jest bez sensu. Prawo powinno nadawać pewien kierunek, a nie rozwiązywać każdy problem. Przynajmniej tak być powinno w idealnym świecie. Tego nie rozumiem. Generalnie osobiście uważam, że nie ważne na czym się jeździ byleby to kontrolować i jeździć bezpiecznie. Nie przesadzaj. Jak będziesz np. jechał do Zakopanego to zajedź do mnie na Mały Luboń - kawa zawsze jest.
-
Tak miałem ale w nieco innej sytuacji. Kontekst był taki, że poszkodowany chciał udowodnić, że uległ obrażeniom ponieważ gestor nie zabezpieczył odpowiednio trasy (klient po uderzeniu przez snowboardzistę wyleciał z trasy i tam się uszkodził). Nie wiem, czy nastąpiło jakieś poszukiwanie faktycznego sprawcy.
-
@SzymQ I tak i nie. Generalnie wspomniany już artykuł 19 mówi w ustępie 1, że to zarządzający odpowiada za zapewnienie warunków bezpieczeństwa osób przebywających na zorganizowanych terenach narciarskich Ustęp 2 do którego się odnosiłem podaje katalog działań "w szczególności" ale nie jest to katalog zamknięty. Ergo prewencja jeżeli ktoś zachowuje się w sposób zagrażający innym podpada pod "zapewenienie warunków bezpieczeństwa". Z drugiej strony Art. 31 zobowiązuje korzystających ze stoku do zachowania należytej staranności w celu ochrony życia i zdrowia własnego oraz innych osób (w tym między innymi zapoznania się przestrzegania zasad panujących na stoku). Więc zgłoszenie problematycznego osobnika powinno skutkować interwencją. Co więcej anulowanie karnetu jeżeli ktoś się zachowuje niezgodnie z zasadami nie musi wiązać się ze zwrotem kasy - to jest jednostronne złamanie umowy (podobnie jak np. anulowanie karnetu gdy przekaże się go innej osobie). Policja też powinna zareagować. Takim wytrychem może być zgłoszenie policji/gestorowi o niebepiecznym kliencie w taki sposób by można to było udowodnić. Generalnie gestorzy są wyczuleni na potencjalne sprawy sądowe, a brak reakcji w przypadku spowodowania wypadku przez takiego zgloszonego jeźdzca burzy może skończyć się odszkodowaniem.
-
Tak też może być. Ale w tych przypadkach w których miałem styczność litera nie zostawiała marginesu na ruch. A w kilku innych gdzie ten margines był większy (i sprawy były nieco inne) sędziowie potrafili się zachować zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Podobnie prokuratorzy. P.S. Żeby nie było - nie bronię sędziów et consortes dla zasady - nie mam nic wspólnego ze środowiskiem prawniczym, no może poza tym, że pijam rum z sąsiadem okresowym który jest prawnikiem. Bronię bo takie miałem doświadczenia. A jakieś skromne doświadczenie z prawem (a szczególnie w kontekście narciarskim) mam ze względu na to, że przez kilka lat byłem biegłym sądowym w zakresie bezpieczeństwa w górach i na zorganizowanych terenach narciarskich.
-
Ileś razy miałem do czynienia z sędziami/prokuratorami (głównie w kontekście narciarskim). Generalnie nie widziałem dbania o własny interes czy jakiejś bezduszności. Natomiast, niestety, sędziowie muszą się poruszać w granicach prawa a ono jest w większości ultra logiczne ale z tzw. poczuciem sprawiedliwości nie ma często wiele wspólnego.
-
Szanowni, Kodeks FIS nie stanowi żadnej normy prawnej w Polsce. Kiedyś odwołanie do tegoż kodeksu znajdowało się w rozporządzeniu ale wraz z wejściem w życie ustawy z 2011 roku straciło owo rozporządzenie ważność. Jednakże jest on (kodeks FIS) wprowadzany niejako tylnymi drzwiami - otóż Art. 19. 2. tej ustawy mówi o tym że zapewnienie bezpieczeństwa na zorganizowanych terenach narciarskich polega między innymi na: "określeniu i upowszechnieniu zasad korzystania z danego terenu, obiektu i urządzenia;" czyli narzuca obowiązek stworzenia regulaminu korzystania z danej stacji narciarskiej. I w tych regulaminach zwykle (nie znam takiego gdzie nie byłoby) są wyszczególnione punkty które są kopią zapisów kodeksu FIS, czasem nawet z odwołaniem do źródła. Więc można przyjąć, że jednak w jakiś sposób on w Polsce funkcjonuje (przynajmniej na większości stoków). Dalej nie jest też tak, że z automatu całą winę przypisuje się temu co jest wyżej. Przykład z snowboardzistą można rozszerzyć np. na dwie osoby poruszające się mniej więcej równolegle przewidywalnym, okreslonym torem (np. serią zakrętów o powtarzalnym promieniu) i nagle jedna z nich zmienia rytm/promień i zajeżdża drugiej drogę. W takim przypadku mimo, że teoretycznie ten drugi najechał go z góry, może on (zajeżdżający) zostać uznanym winnym lub współwinnym zdarzenia. I faktycznie w trakcie sprawy sądowej będzie to wałkowane z różnych stron. Tak jeszcze a'propos nieszczęsnego podchodzenia. Generalnie niechęć do dopuszczenia np. skiturowców do podchodzenia wynika również z ustawy: Art. 27. 1. Narciarskie trasy zjazdowe oraz nartostrady są jednokierunkowymi drogami przeznaczonymi wyłącznie dla narciarzy i snowboardzistów, a trasy biegowe wyłącznie dla narciarzy uprawiających narciarstwo biegowe. K.
-
Hmm, Ja to prosty chłop jestem, więc nie idę w polemikę. Ale po mojemu, w ludzkich słowach, to chłopa wybiło, przy lądowaniu mu się zaczęły narty krzyżować to i się ratował. A dalej to już "szkolny błąd, szkolny błąd" jak mawiał niejaki JZ komentując zawody....
-
W mordę.... Chyba się do tego Zwardonia wybiorę żeby ci wódkę postawić. Dawno mnie nic tak nie ucieszyło.... Szczerze mówiąc jak czytam wywody o technice jazdy to ni chuja nie rozumiem. Mam nawet obie książki le mastera, a nawet "The Science of Alpine Ski Racing" ale ni chuchu. K.
-
Weź się za skialpinizm 😄 Jeszcze gorzej.....
- 193 odpowiedzi
-
- 3
-
-
- krotkiskret
- narty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z tego co doczytałem w info podawanych przez Anjan Truffer to: twardy śnieg, kiepskie łopatki, wind chill do -30 panika Generalnie z tym, że zapewne już byli na granicy wychłodzenia to możesz mieć rację. K.
-
Hmm, źródła lokalne podają też wersję z zamarznięciem i paniką: Anjan Truffer im Interview zur Tragödie an der Tête Blanche (nzz.ch)
-
Trzymam kciuki! Nie. Napisałem na Małym Luboniu. Jest takie osiedle w Naprawie: Mały Łuboń, faktycznie jest na jego zboczach, dośc wysoko (moja chałupa jest na 700m npm). Jak wiesz gdzie był bar "Luboń" nad starą zakopianką to to osiedle jest powyżej. Miejsce fajne tylko czasem czuję się jak w opowieści "Domek w Beskidach" (lub Karkonoszach....). Ale za to widok z okna jest niezły:
-
Chyba nie, tak jak piszę mam do siebie większe pretensje o to, że za bardzo odpuszczam... Za dużo widziałem dzieciaków które były tak mocno pchane przez rodziców, że w momencie jak tylko miały coś do powiedzenia to odstawiały narty na lata.... A jak przywołujesz swój temat tarzańsko historyczny to wspomniana wyżej Janka (co się dobrze zapowiadała - nie uważasz, że jakby napisać opowiadanie "O Jance co się dobrze zapowiadała" to tytuł byłby taki w stylu "Na skalnym podhalu"?) ma imię po siostrze swojej prababki (jak to nazwać? Praciotka?) która grała główną rolę w filmie przywołanym przez Ciebie w wątku Pięcistawy: zresztą będąc zawodniczką narciarską.... Może się geny jeszcze odezwą....
-
@Marcos73 Filmik się mnie podoba 😄 A wiesz, że widziałem gdzieś badania, że ogólnie rzecz biorąc nie ma dużej różnicy pomiędzy tymi co zaczynali bardzo wcześnie a tymi co w wieku 8-10 lat. Chodziło ofkorz o zawodników. Ja mam niestety nieco inne doświadczenie. Starsza córka zaczęła jak miała 3.5 roku. Była indoktrynowana od początku, w nosidełku zwiedziła na nartach wiele miejsc, a wcześniej nawet zamontowałem fotelik samochodowy do pulek transportowych (i tak znalazła się w wieku 7 miesięcy w schronisku Pod Łabskim Szczytem - miałem jakieś wykłady dla KW Wrocław). Dało to ciekawy efekt, bo na początku jazdy normalnej nie mogła zatrybić o co biega w jeździe na wyciągu - przecież narty służą do tego żeby iść do schroniska, albo z tatą na zrobienie profilu pokrywy, ewentualnie całą rodziną na zjedzenie zupki gdzieś w lesie. A nie jak chomik w te i nazad... W każdym razie jak już zaczęła jeździć (tylko instruktor) to w lutym pierwszego sezonu zjechała sama z Hali Krupowej przez las do psiej doliny. Było śmiesznie bo obie dziewczyny wzięliśmy w nosidełkach ale coś nas tknęło, że skoro my idziemy na nartach to może wziąć Janki nartki. Myśleliśmy, że się poślizga koło schroniska. Z niewiadomych dla mnie przyczyn nie wzięliśmy jej kijków. Ale jak zobaczyła, że my jedziemy w dół na nartach to odmówiła nosidełka i oświadczyła, że ona też musi. Akurat były idealne warunki - twardo i na tym tak z 15 cm świeżego, więc jak to jej miejscami gdzie było stromiej pługiem rozgarnąłem to sobie ona w tym świetnie kręciła (tyz pługiem). Jak zjechała do Psiej Doliny to również odmówiła zapakowania w nosidełko albo wzięcia na hol, a że nie miała swoich kijków to zabrała mamie jeden z jej, który nawet złozony był większy od niej, i posługując się nim jak gondolier albo Mathias Zdarsky dopchała się te 2 km do parkingu. Ja byłem w ekstazie. Potem jeździła całkiem ok, szybko, z kontrolą, lubiła to. Część moich kolegów była nią wręcz zachwycona. Niestety w zeszłym sezonie oznajmiła, że ona nie lubi nart, jeździ tylko dlatego, że reszta rodziny jeździ itp. Zmieniła jej się tez technika, zaczęła jeździć na tzw. kangura - być moze to wynika z poczatku dojrzewania i zmiany roporcji. Co ciekawe jak pojedzie gdzieś gazem za mną i to i udaje jej się wyciąć skręt ładnie i banan się na twarzy pojawia, ale jak widzi, że ja to widzę to od razu jest "ja tego i tak nie lubię". Więc niestety z naprawdę dobrze zapowiadającej się narciarki na razie nic nie wyszło. I główkuję czy to dojrzewania, czy jakiś bunt, czy coś wlazło w głowę czy asperger. Nie naciskam, np. w tym roku spędziłem kilka razy dłuższy czas, siedząc z nią w knajpie na stoku gdy żona z młodszą śmigały. Ponieważ mam jakieś narciarską/górsko/śniegową obsesję to trochę mi szkoda.... Tak więc sam doświadczyłem, że wczesny super start nie koniecznie procentuje w przyszłości.