moris
Members-
Liczba zawartości
421 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez moris
-
To i ja się wtrącę. Miałem trzy modele RC4 Fishera (WC SL) - każdą para nart po około 2-3 lata, a następnie przesiadłem się na Volkla (najpierw Racetigera SL. obecnie na SpeedwallSL, do tego mam jezcze parę gigantek Volkla Racetiger GS). Z racji sporej liczby wyjazdów (w sezonie bywam 3-4 razy po tygodniu w Alpach) mogę porównać te dwie grupy nart - jestem zdecydowanie zadowolony z Volkla (zakup Speedwall z roku poprzedniego w cenie 1690), ale również nie mam nic do zarzucenia Fisherom. Nie obawiaj się pierwszej slalomki (jak pisali inni) - jak jeździsz na "6" lub "7", to z pewnością dasz radę (ja przy "jedynce" daję radę.Tym bardziej, że mimo około liczby 12 - 13, tygodniowych wyjazdów w Alpy nie udało mi się zjechać krawędzi w żadnej z nart - trzy z nich jeżdżą jeszcze u znajomych Reasumując - pierwsza slalomka jest z pewnością ok, co do firmy - zdecydowanie mniejsze znaczenie. Jedyne na co zwróciłbym uwagę, to drewniany rdzeń (to był np. mój powód do zakupu Volkla - przy okazji akurat cena pierwszych V była rewelacyjna, więc spróbowałem)
-
Chyba pomyliłem Cię Kolego z innym użytkownikiem, też nazwana K.... Przepraszam. Co do usuwania ślizgu - wiem o tym i dlatego napisałem, że czasem jednak narty lądują w serwisie (z żalem, ale jednak)
-
tak jak przypuszczałem serwisanci się odezwali..... Czekam na pozostałych. Jeździłem na smarach firmowych (Tok i Swix), a następnie na parafinie - w podobnym czasie, w podobnych warunkach. Albo jestem kiepskim narciarzem, (pomimo przejechania w Alpach łącznie około 21 tysięcy kilometrów - trasa plus wyciąg, czyli około 14 tysięcy km samych tras) albo różnica nie jest wyraźnie wyczuwalna. Dla mnie sama prędkość nie jest decydującym wyznacznikiem narciarstwa - osiągam wystarczające dla mnie prędkości. Ciekawszym jest dla mnie wykręcanie zakrętów na slalomkach, więc smarowanie jest dla mnie drugorzędne. Przy mojej ilości wyjazdów rocznie w Alpy zużywam narty w 4-5 sezonów (zazwyczaj pierwsze znikają jednak krawędzie niż obserwuję zmianę w ślizgach). Też się nie ścigam,choć zwykle mało kto mnie wyprzedza. A smarowanie parafiną to dla mnie nie element całości, tylko całość smarowania - nie stosuję żadnych baz, warstw wierzchnich - ale gdybym się ścigał, to pewnie szukałbym lepszych rozwiązań. Reasumując nie widzę osobiście potrzeby dofinansowywania serwisów narciarskich (serwisuję ręcznie sam, narty na maszynie nie lądują w ogóle, lub wyjątkowo raz w czasie eksploatacji, jak pojawią się ubytki przekraczające możliwości uzupełnienia osobiście). Po odbiorze nart z serwisu nie ma praktycznie wyczuwalnej różnicy w smarowaniu od tej wykonywanej samodzielnie, parafinką - może za słaby narciarz ze mnie? Przykłady z kurtek czy samochodów chyba są jednak nietrafione. Na tej zasadzie powinieneś mi zaproponować stosowanie smarów z Pucharu Świata, bo pewnie byłoby lepiej. Kurtkę Markera z membraną 30000 piorę w płynach do tego przeznaczonych. Olej silnikowy stosuję o parametrach zgodnych z zaleceniami lub lepszy..... Ale smary w moim odczuciu nie są aż tak newralgiczne dla narty - zdecydowanie wcześniej zużyję krawędź, niż zmieni się struktura mojego ślizgu. Ale to tylko moje zdanie, nie musicie się z nim zgadzać. Aha jeszcze jedno - nie zauważyłem żadnych plam, wycieków czy kolizji smaru parafinowego z firmowym, choć zdarzały się przypadki stosowania jednego i drugiego rodzaju smarów po sobie (przy okazji serwisu maszynowego) - to tak ad vocem do Piotra Pytanie - czy do drukarek stosujecie oryginalne tonery zalecane przez producenta, czy też może stosujecie zamienniki? (osobiście w dwóch drukarkach od lat stosuję zamienniki, a nawet w jednej od trzech lat dosypuję proszek zakupiony w cenie 25 zł za pojemnik, który wystarcza na dwa napełnienia, przy cenie oryginalnego tonera około 250 zł/sztuka/1500 stron wydruku) - Ale przecież producent zaleca co innego (i wcale mu się nie dziwię....)
-
Pewnie potwierdzi to KAŻDY sprzedawca i serwisant, tylko co z tego wyniknie? OK, jeśli ktoś jeździ zawodniczo lub amatorsko w zawodach i walczy o setne sekubdy (czy o jednostki zwane "Bródkami - 0,003 sekundy ) Ale w jeździe amatorskiej, rekreacyjnej - nie dajmy się zwariować marketingowemu bełkotowi i czystej reklamie... Powtórzę - rzadko kto jest w stanie wyprzedzić mnie na płaskiej trasie typu dojazdówka - tam dużo większe znaczenie ma technika jazdy na krawędzi niż tylko samo smarowanie Na stromszych stokach smarowanie ma jeszcze mniejszy wpływ na prędkość jazdy (dalej mowa o jeździe amatorskiej rekreacyjnej). Najczęściej w tych miejscach po postu zwalniamy z innych powodów (rozsądek, obawa, zaludnienie na trasie itp) Pozdrawiam, M.
-
czytam Wasze dywagacje i tak sobie myślę - czy ta dyskusja nie sprowadza się trochę do tej o wyższości jednbych świąt nad drugimi? Osobiście od lat smaruję na gorąco parafiną kupioną w aptece (granulki) i narty jadą przyzwoicie (na wyjeździe 6 dniowym zabieg powtarzam po 2 lub 3 dniach - zależy od warunków). Nie stosuję termobagów, cyklinuję na zimno. Nie wiem dlaczego, ale narty jakoś mi jadą, może dlatego, że staram się być zwykle na krawędzi? . Zwykle jestem szybszy od innych, zwłaszcza na płaskim. (tu też staram się być na krawędziach). A może nie mam racji, i po zastosowaniu smarów "firmowych" jechałbym jeszcze szybciej? - a może już zbyt szybko? Za pół kilo parafiny w aptece płacę około 25-30 zł i mam smarowania na 2-3 lata (trzy - cztery pary nart razy cztery wyjazdy tygodniowe, dodatkowe smarowanie podczas wyjazdu). Możecie uznać to za profanację, że to smar zbyt miękki - pewnie będziecie mieć rację, ale ja zdania nie zamierzam zmieniac. Na razie narty mi jadą, ślizg się nie utlenia, jest pięknie czarny Oczywiście sprzedawcy i serwismeni będą was namawiać na smary firmowe - rozumiem ich podejście. Aha - jak raz za czas oddaję narty do serwisu (równanie ślizgu), to po odbiorze nie widzę specjalnych różnic między samrowaniem w serwisie a własnym - może jakiś tępy jestem Kasę za smar "made by xxxxx" przeznaczam na cele wyjazdowe Pozdrawiam, M.
-
kiepskie warunki śniegowe, mało tras i ludziki nieodpowiedni do warunków - to niektóre powody, dla których ograniczyłem się do Alp.. Wrzuciłem sobie filmik z Aiguille Rouge (nie wiem czy to jest od samej góry - nie byłem na górze Szczerze mówiąc, to moim zdaniem jednak Tunel w Alpe d'Huez jest ciekawszy , ale to oczywiście rzecz gustu. W Les Arcs jechałem kawałkiem Aiguille (ale tylko czerwonym, od krzesełka) - ponieważ lodowiec nie działał. W sumie wyglądał jak nartostrada, wąsko, sporo ludzi i nieciekawe nachylenie. Podejrzewam, że najlepiej jest od góry na czarnej - może następnym razem.... Przy okazji - niezła stopka, zakładam że wszędzie tam byłeś - muszę sobie taką zrobić, choć kiedyś jak próbowałem, to mi się nie udało, bo za dużo było znaków Przy okazji - widzę w opisie Skawinę - czyli mieszkamy około 7 km od siebie - ja po drugiej stronie Wisły, a z kominów w Skawinie mam internet drogą radiową, od znanej z pewnością Ci firmy Skaw........
-
Nieźle - nie spodziewałem się kogoś z SF w autobusie Pewnie byliście z tej grupki z tyłu autobusu......- ja z przodu A wam jak się podobało (zwłaszcza w piątek?) Pozdrowienia z pewnej krakowskiej uczelni
-
Niestety na Aiguille Rouge nie dało się wyjechać wtedy, gdy byłem po stronie Arcs - wiał silny wiatr, a drugiego dnia była tam mgła i też nie działał wyjazd na lodowiec. Może następnym razem. BTW - 2 km przewyższenia robiłem słynnym Tunelem w Alpe d'Huez - naprawdę fajne wrażenie Co do telefonu - mój Samsung nie ma GPS, więc aplikacja przynajmniej na razie odpada. Zresztą na nartach zwykle przekładam kartę do starej Nokii 6500 (z klapką) - długo trzyma bateria i nie martwię się, że mogę go uszkodzić
-
Po tygodniu od powrotu z francuskiej stacji Paradiski........ale, po kolei (uprzedzam - będzie długie, za co z góry przepraszam) Piątek, 31 stycznia. Nastał wreszcie dzień, gdy po ponad dwudziestu pobytach we francuskich Alpach pierwszy raz w życiu jedziemy z rodziną do La Plagne - Les Arcs - cel planowany już od kilku lat. Termin wydaje się średnio szczęśliwy - luty, to we Francji jednak troszkę więcej ludzi ale to i tak lepiej niż w połowie lutego - wtedy ferie mają paryżanie. Sobota, 1 lutego. Około godz. 17, po 23 godzinach jazdy autokarem docieramy na miejsce. Podróż nie obyła się bez przygód. Nasza grupa mieszkała w dwóch miejscowościach (Montchavin oraz Les Coches, obszar La Plagne). Po wysadzeniu grupy w Montchavin zjeżdżamy po serpentynach do naszej miejscowości - jakiś "średnio mądry" kierowca busika zaparkował go praktycznie na zakręcie, skutkiem czego przy próbie ominięcia go autokar zawiesił się na wewnętrznej skarpie zakrętu i utknął kołem w dziurze. Podejmowane próby wydostania autokaru z pułapki na nic się nie zdawały. Próbowaliśmy nawet wypchnąć go, ale z góry było to skazane na niepowodzenie. Skończyło się to jazdą w dół po skarpie, autokar przechylił się na bok dość sporo (przednie koło było około metra nad drogą (oczywiście kazali nam wcześniej wysiąść z pojazdu). W końcu dotarliśmy do kwatery - i tu zdziwienie - warunki zupełnie nie "francuskie". Duży, piękny, dwupoziomowy apartament, trzy pomieszczenia plus aneks kuchenny. Takiego lokum jeszcze we Francji nie mieliśmy. Niedziela, 2 lutego Wypoczęci, ze znakomitym samopoczuciem wyruszamy eksplorować nieznany dla nas dotąd ośrodek. Na pierwszy ogień poszło La Plagne. Widok z balkonu - zachęcający, podobnie widoki z pierwszego krzesełka Po chwili docieramy do La Plagne Bellecote i rozpoczynamy jazdę po niesamowitych stokach. Widoczność pierwszego dnia przeciętna, jazda w lekko zachmurzonych górach, miejscami mgła. Na szczęście nie przeszkadza nam to i możemy cieszyć się nowym dla nas ośrodkiem. Przygotowanie tras - jak zwykle po francusku, czyli część wyratrakowana, część nie - mamy zatem pełny wybór. Po całym dniu jazdy (wg ręcznego GPS przebyliśmy łącznie 97km - trasy plus wyciągi) wracamy do apartamentu Wieczorem piękny zachód słońca - na fotce czekający na kolejny dzień sprzęt oraz widok z balkonu... Poniedziałek, 3 lutego. Rano - niespodzianka. Mimo złej prognozy na niebie tylko lekkie zachmurzenie, przez które przebija się słońce. Zabieramy się zatem za śniadanie - i tu niespodzianka - chyba zbyt szybko chciałem zakończyć produkcję opiekanych kanapek, że uszkodziłem pobrany z kraju opiekacz kanapek - (pieczarki, wędlinka, cebula, pomidor, ogórek kiszony plus dwie kromki pieczywa tostowego - było tego chyba za dużo i pękła obudowa ) na szczęście z pomocą paska córki oraz pomysłu własnego udało się reanimować sprzęt i dopiec kanapki Po szybkim śniadaniu około 9.15 wyruszamy na stoki (straciliśmy całe 15 minut, ale cóż, awaria sprzętu była nieplanowana). Cel - Les Arcs, zatem wyruszamy pod jedną z największych w świecie kolejek liniowych - Vanoise Expres - jeden wagonik zabiera 200 osób, umieszczonych na dwóch poziomach. W najwyższym miejscu wagonik jedzie ok. 380 metrów nad doliną Vanoise. Po około 5 minutach jazdy jesteśmy po drugiej stronie Paradiski - Les Arcs. Cały dzień jazda w cudownym rejonie, piękne trasy, widoki - kilka fotek poniżej, reszta w galerii (mam nadzieję szybko utworzyć). Ludzi w normie, miejscami - zwłaszcza w dole stacji przy gondoli tłok, u góry nie czekało się w ogóle na wyciągi - na szczęście główne ferie dopiero miały się rozpocząć w dniu naszego powrotu do kraju Jakaś grupka postarała się i zrobiła taki oto "obrazek" butami na śniegu: Niestety - ten w niebieskiej kurtce na dole zdjęcia po chwili przeszedł w nartach przez środek... około 17 jesteśmy już po nartach - bilans dnia to 115km przemieszczenia. Wynik jak na jednak okres feryjny i trochę ludzi na stoku, chyba niezły. Wtorek, 4 lutego Tym razem wybór padł na La Plagne. Pogoda cudowna, pełne słońce i dopiero dzisiaj widać piękno tego ośrodka. Z La Grande Rochete widać trzy interesujące miejsca: 1. Jedną ze stacji 3 Dolin - Courchevel (z lądowiskiem awionetek) 2. Lodowiec obszaru Espace Killy - La Grande Motte (na zdjęciu udało się uchwycić jadący wagonik oraz wyciąg orczykowy) - jakość zdjęcia kiepska, ale duży zoom, widoczność kiepska no i aparat typu kompakt 3. Mont Blank - niestety trochę za chmurą, ale to jednak on ... . Można nawet zrobić sobie fotkę na krzesełku.... Cały dzień jazdy, wrażenia super, tym bardziej, że słyszeliśmy, że we Włoszech pogoda nie za ciekawa.... Wynik: 123 km...... środa i czwartek - jazda w La Plagne i Les Arcs (po jednym dniu). Pogoda - środa słonecznie, czwartek pół na pół, z przewagą jednak lekkiego zachmurzenia. Wyniki: 105 oraz 110 km. Piątek, 7 lutego - ostatni dzień wyjazdu na nartach. Rano - na początku lekka konsternacja - za oknem chmury, mgła... - nie tak miał wyglądać ten ostatni dzień (tak na początku pomyśleliśmy). Jedziemy jednak (choć po drodze na wyciąg widzimy sporą grupkę wracających do domostw narciarzy - myślimy - hmmm. może być kicha). Jednak decydujemy się na wyjazd... - docieramy w chmurach na wysokość około 2500 i pcha się na usta tekst "widzę chmury, chmury widzę.....) Szybka decyzja - na dole było trochę więcej widać, zresztą - pobliskie trasy w Les Coches mamy najmniej obadane - jedziemy w kierunku domu. Plan był taki - jeździmy gondolką, w dół trasami w lesie - pada cały czas śnieg, ale widoczność ok. Po godzinie zrywa mi się mocowanie paska od gogli - próba jazdy w okularach lub na gołe oczy nieudana - nie da się, śnieg zasypuje oczy - decyzja - zjazd do stacji i wizyta w Intersporcie. Okazuje się, że spotykamy Francuza, który dzień wcześniej sprzedawał nam pizze - szybki rzut oka i po pięciu minutach mam naprawione za friko gogle - jak widać są jeszcze ludzie, którzy potrafią pomóc bezinteresownie. Wracamy na stoki i do samego końca dnia jeździmy chyba w najlepszych warunkach - ciągle padający śnieg, cały czas świeży puch po kolana, jazda poza trasami w lesie, w puchu po trasie - po prostu bajka. Tym bardziej, że padający śnieg i mgła wypędziły większość ludzi ze stoków - zostali tylko ci najbardziej zakręceni... Do tej pory takie warunki nie zdarzały się często, więc cieszyliśmy się z tego co mamy - zwłaszcza, że rodzinka nie miewała takich warunków. Po kilku zjazdach obie moje panie polubiły je i cieszyliśmy się jak dzieci, pisku i śmiechu było przy trym co nie miara (szkoda tylko, że aparat szybko parował i zdjęcia nie są najlepsze...) . Pod koniec dnia opady ustały, puch pozostał... Nawet na górze można było zrobić pożegnalne zdjęcie. i zjechać widokową trasą pod Vanoise Expres i dalej w stronę Les Coches Bilans dnia - 79 km w puchu, poza trasą, w pełni szczęścia. Podsumowując - pięć dni w super warunkach, przy mniejszym lub większym słońcu, cudowne widoki, śniegi od metra do dwóch i pół oraz jeden dzień w puchu po kolana. Przejechane łącznie około 532 km w tym 79 w puchu ostatniego dnia. Z dotychczasowych moich doświadczeń wynika, że z bilansu dnia około 65-70% przemieszczenia to trasy, pozostałe to wyciągi Większość była z tego ostatniego dnia niezadowolona, my byliśmy szczęśliwi. Ośrodek Paradiski dla mnie wszedł do pierwszej trójki ulubionych, muszę tu niedługo wrócić Cały wyjazd chyba dobrze oddają zdjęcia córki - jest super, z pewnością tu wrócimy Pozdrawiam, M. PS - przeklejone z innego forum (własny tekst)
-
Wróciłem z La Plagne Relacja tutaj: (nie będę dwa razy pisał tego samego...może mnie nie ukrzyżujecie http://www.kochamnar...la-plagne-2014/
-
Ja od lat mam ustabilizowaną strategię na wyjazdy narciarskie - i prawie nigdy nie stałem w Alpach w kolejkach dłużej niż 2-5 minut (i to tylko w mmiejscach newralgicznych) Stategia: 1. Planowanie wyjazdów w odpowiednim terminie i miejscu - unikam Francji od drugiego tygodnia lutego do trzeciego tygodnia marca - zawsze jadę w drugim tygodniu grudnia na rozpoczęsie sezonu (unikamm lodowców w listopadzie - patrz post o treningu ekip zawodowców) - kiedyś do Włoch, teraz do Francji - głównie 3 Doliny lub Tignes- Val d'Isere - zawsze wyjazd do Francji pod koniec marca - jest super pogoda, już nie ma tłumów feryjnych, szczególnie z Francji i Holandii - obowiązkowy wyjazd na weekend majowy do Tignes - Val d'Isere - zwykle działa okoo 80%b tras w obu ośrodkach i nigdy nie ma tłumów - ale - trzeba uważać podczas zjazdu do dołu stacji - bywa ciężki i mokry śnieg - możliwość kontuzji kolan. U góry jest super,temp. często około zera lub 2-3 stopnie na minusie, gdy w miasteczku bywa około plus 10 - 15 - ferie małopolskie - tu w zależności od terminu. Jeśli jest to styczeń - bez problemu Francja. Jeśli początek lutego - można jeszcze zaliczyć Francję (jak w tym roku - 31.01 do 08. 02 - La Plagne - Les Arcs - udało się bez większych kolejek - patrz punkt 2). Jeśli jest to połowa lutego - absolutnie NIE Francja, a szczególnie duże ośrodki, raczej Włochy i mniej modne stacje 2. Wybór ośrodka - w szczycie sezonu lepiej wybrać stacje mniej uznane i modne ( trzy lata temu w połowie lutego byliśmy w SuperDevoluy - Francja - ośrodek mały - ok. 100 km tras, za to rodzinny, bez tłumów i oszołomów). W sezonie niższym odwrotnie - warto wybrać ośrodki większe, renomowane - zwykle działa wększość tras, a ludzi nie ma dużo i ceny są przyzwoite 3. Wybór strategii poruszania się - zwykle unikam miejsc, gdzie pchają się wszyscy - przykładowo - gdzy jeździłem w Madonnie di Campighlio a mieszkałem w Marilevie problemem było stare krzesełko na Monte Vigo od stromny Madonny. Około godziny 15 był tam nieludzki tłok. Więc zawsze byłem tam już przed 14, bez kolejki wracałem do Marlievy i jeździłem w Marilevie bez kolejek do końca dnia - w czasie, gdy inni stali w kolejce na Monte Vigo.... Podobnie można planować w innych ośrodkach. Pozdrawiam, właśniewróciłem z La Plagne - Les Arcs. M.
-
nie stosowałem, ale zadaję sobie pytanie "po co?" - dla mnie zdecydowanie ważniejszą częścią narty jest jednak jej dolna strona (ślizgi i krawędzie). Gdyby tutaj coś takiego wymyślono, to byłoby moje wielkie WOW, wierzchem narty się nie przejmuję, zwykle po 3-4 sezonach zmuszony jestem do wymiany nart. Ale jeśli dla kogoś liczy się grafika wierzchnia, to czemu nie? Pozdrawiam, M.
-
czy znacznie droższe? za tydzień jadę do 3 Dolin za 1590 zł (wszystko oprócz wyżywienia, pełny karnet 3 Doliny i lokum przy trasach - dokładnie 2 metry na piechotę i jestem na trasie) W maju byłem Tignes Val d'Isere za 1750. Co do czasu jazdy - wyjazd piątek po południu, dojazd sobota ok. 17(w sumie około 25-26 godzin max do najdalszych odwiedzanych przeze mnie ośrodków) - tylko i wyłącznie transport autokarem - nie interesuje mnie zmęczenie jako kierowcy. Wyjazdy na 4 dni 2 razy w miesiącu są w moim przypadku nierealne, tym bardziej, że żona pracuje w szkole a córa jest w gimnazjum. Łatwiej mi się wybrać 2 razy z nimi i dwa razy samemu na tygodniowe eskapaady... Ale masz rację - każdy wybiera to co lubi. Mnie jakoś Austria nie przekonała. We Francji mniej jest Polaków, ale w zasadszie mnie to nie przeszkadza, a nawet czasem............. Również życzę udanego białego
-
Widzisz - ja nikomu nie krytykuję jego wyborów, ani nie oceniam jego preferencji. Nikomu też nie piszę jedź do Francji, to się przekonasz... Jestem bezgranicznie zakochany w stacjach francuzkich z pełną świadomością ich zalet i wad. Infrastruktura w większych ośrodkach francuzkich jest dla mnie wystarczająca- nie zależy mi na podgrzewanych kanapach lub wszędzie osłonach typu kapsuła. Mógłbym pisać, że owszem, czasem Francuzom nie chce się przygotowywać codziennie każej trasy lub robią to inaczej niż Austriacy czy Włosi. Ale właśnie dzięki temu oprócz super przygotowanych tras typu sztruksik można też pobawić się na trasach z garbami, kopnym śniegiem a przede wszystkim poza trasami, co tam jest na porządku dziennym, a przede wszystkim całkowicie legalne (poza oczywistymi miejscami zagrożonymi). Zresztą- przy ośrdkach o wielkości 200-300 km tras i więcej nawet jak co druga trasa jest pozostawiona w stanie "wczorajszym" to dla mnie tylko zwiększa atrakcyjność ośrodka - mam więcej wyborów - trasa typu sztruks, trasa z rozjeżdżonyum śniegiem lub off piste. I jeśli to dla kogoś nie jest zaletą - to jego problem, niektórzy widocznie muszą mieć tylko sztruks! Zdjęcie nart z awatara pochodzi właśnie z Francji, zrobiłem go w Alpe d'Huez tak około południa. Inne zdjęcia też zgodzin okołopołudniowych zamieszxczałem kiedyś w postach, można sobie poszukać (jest np. zdjęcie z trasą z samymi muldami oraz zdjęcie mojegoladu na dziewiczej trasie z puchem ponad kolana) Najlepsze jest dla mnie to, że od kiedy pojechałem pierwszy raz do Francji (malutka stacja Valfrejus + La Norma - "tylko około 65 + 65km tras ) to już wtedy wiedziałem, że tam będę spędzać większość wyjazdów alpejskich, mimo prawie dwukrotnie większej odległości od ośrodków w Austrii. Od tamtego czasu zacząłem jeździć do oraz większych ośrodków, a do samej Francji uzbierało mi się już 22 tygodniowe wyjazdy . PS - temat na tyle mnie zainspirował, że postanowiłem uruchomić bloga opisującego moje wszystkie wyjazdy narciarskie. Uzbierało sie tego 34 wyjazdy w Alpy prze te kilkanaście lat, niektóre wspomnienia będą trochę zamazane, ale spróbuję. O wynikachdziałalności poinformuję jak będę miał czym się pochwalić PS-2 Janie - to jest nas już dwóch lubiących przede wszystkim kryterium "NARTY" Pozdrawiam
-
czytam wątek i się zastranawiam nad sensownością rangowania ośrodków narciarskich, a konkretnie nad kryteriami i ich doborem. Pytanie - co bierzemy pod uwagę: 1. aspekty narciarskie tpu - tylko warunki na trasach/dostępność i legalnośćjazdy poza trasami/ ilość tras / jakość tras 2. infrastrukturę (czy zależy nam na podgrzewanych kanapach, czy wyciągi mają być tylko wydajne?) 3. warunki zakwaterowania? (ciasne, ale przyzwoite "na stoku" - (Francja) czy komfortowe ale czętęsto konieczność dojazdu samochodem czy skibusem (Włochy, Szwajcaria czy Austria) - mowa oczywiście o wyjazdach "budżetowych", hotele kilkugwizdkowe wszędzie się trafią bezpośrednio przy trasach 4. A może apres ski? - knajpki, dyskoteki , imprezownie.... 5. a może zakupy wolnocłowe (czytaj Livigno itp.) 6. a może kompromis między tymi kryteriami - tylko w jakich proporcjach - wagach? W zależności jak ustawimy priorytety uzyskamy inne rankingi - ale czy to jest porównywalne? Przeglądając ranking z pierwszych postów absolutnie dla mnie jest on odmienny od mojego osobistego (nawet zakładając, że w niektórych ośrodkach po prostu nie byłem). Dla mnie liczy się zdecydowanie tylk kryterium nr 1 plus zakwaterowanie "na stoku" W takim rankingu u mnie zdecydowania Francja. 1. 3 Doliny 2, Tignes Val d'Isere 3. Paradiski (La Plagne Les Arc) 4. Les 2 Alpes 5. Alpe d'Huez (w zasadzie dla trasy Tunel, Sarene i kilku innych) 6. Les Sybelles 7. St Gervais - Megeve 8. Cervinia - Zermatt 9. Laax (szwajcaria) - głównie dla wydzielonych, ale nieprzygotowywanych obszarów off piste (coś około 14o km takich "tras"), same przygotowywane trasy średnie 10. Valloire - Valmenier Praktycznie sama Francja - powodt - dużo tras (wilekiość ośrodków wymieniionych w rankingu ma ponad 200 km oznaczonychg tras), możliwości jazdy poza trasami - we Francji wolno jeździć wszędzie tam, gdzie nie zabraniają tego specjalne znaki (a te jak są, to wiadomo dlaczego) oraz mieszkanie bezpośrednio przy stoku poza klasyfikacją pozostaje Aiguille du Midi - ze zjazdem Valle Blanche - tego się nie da porównać do niczego innego w Europie, ale to raczej wycieczka widokowa niż trudne narciarstwo - za to widoki są przecudowne. POzdrawiam, za tydzień ruszam w 3 Doliny na rozpoczęcie sezonu.....
-
Potwierdzam - jestem na "odbiorze" już kilka miesięcy, sądzę, że pozostanę "niepisaty" jeszcze jakiś czas. Mam nadzieję, że przetrwamy zarówno spamowanie jak i chamstwo, a po odpowiedniej ignorancji forum wróci do normalności. Też zauważyłem, że merytorycznych dyskusji jest jak na lekarstwo - czy tego chcieliśmy? PS - lista "Ignorowanych" ma się dobrze. Pozdrawiam, M.
-
Osobiście sprawdzałem moje narty z komórkami z tego samego rocznika (chyba 2009) i bez pomiaru suwmiarką komórki miały gołym okiem widoczne cieńsze krawędzie - może teraz się to zmieniło. ALe za swoje SL (te z avatara) zapłaciłem 1600 - nie sądzę, by w tejcenie dało się dorwać komórki - zresztą - nie widzę dla siebie takiej potrzeby/. Co do rysowania nart - mam porysowane wierzchy od różnych przygód na nartach - raz mi spadły na beton, ktoś przejechał po nich na stoku, ktoś je podeptał w kolejce w Polsce, a i gleba też się zdarzyła (dobry narciarz się podobno nie przewraca, więc chyba jestem słaby:D). I prawdę pisząc - mam to głęboko w poważaniu.... - o wiele bardziej przejmuję się ślizgami, (w jednej narcie mam dwie wklejki wym ok. 10x40 mm) - zalewam rysy i po problemie. Nie widzę możliwości jeżdżenia po normalnym stoku i poza nim bez zrobienia prędzej czy później nartom kuku. Jeślio ktoś pize, że po 20 testujących nie ma żednej rysy, to mu wierzę, ponieważ testy najczęsciej robione są przed sezonem, na dedykowanyum stoku, bez tłoku - stąd możlia jazda bez porysowań. Pozdrawiam
-
nie widziałem wątku, ale jeśli to nie były Volkl lib Stockli, to i tak nie interesowałyby mnie. Poza tym pisząc nie stać mnie nie miałem na myśli tylko zakupu - z tego co wiem, to komórki mają trochę mniej krawędzi, więc pewnie szybciej by mi się zużyły. Poza tym do jazdy rekreacyjnej chyba nie widzę u siebie komórek - nie bawię się w zawody na poważnie - a te przejazdy, które mi się zdarzają, to raczej jako zabawa. Na zawody skiforum się nie wybieram:D, więc pozostaną przy pierwszej sklepowej narcie.
-
Nie stać mnie na komórki. Różnicę w cenie wolę wydać na dodatkowy wyjazd w Alpy. Zresztą, nie jestem przekonany do nich. Do jazdy rekreacyjnej (nie walczę o sekundy) te co mam w awatarze są idealne - wystarczająco twarde i jednocześnie wystarczają na kilka sezonów (mowa o utracie krawędzi i sztywności). Moje są chyba kupione w 2009 roku i mam wrażenie że jeszcze jeden sezon wytrzymają, choć krawędź już bardzo cieniutka... @Harpia - to, że folia dobrze się układa to jedno, ale wyliczenie i projekt połaci folii przed naklejaniem w moich nartach chyba byłoby jednak uciążliwe. - choć efekt mógłby być fajny, a n pewno niepowtarzalny Użytkownik moris edytował ten post 29 czerwiec 2013 - 00:45
-
' Orientowałeś się może jak taka folia zachowuje się na mrozie przy jednoczesnych odkształceniach? - w sumie niezły pomysł, sam bym coś pokombinował, ale nie wiem jak się folia sprawdzi? No i "niestety" moje dechy nie mają płaskiej górnej powierzchni, tylko jak to u Volkla jest profil "3D"
-
Super muzyką do szusowania jest "the sound of silence" - i nie chodzi mi o utwór duetu Simon and Garfunkel, ale o brzmienie ciszy gór. Dla mnie najpiękniejszym jest dźwięk jaki wydają narty na twardm stoku, gwizd wiatru w uszach i szelest przesuwanego śniegu. A i jeszcze cisza jaką słychać jadąc w puchu poza trasą, gdzie tylko z oddali słuchać cichy dźwięk wyciągu, jakieś odgłosy jadących narciarzy (i snowboardzistów - choć ich skrobanie akurat napawa mnie trochę lękiem, zwłaszcza jak słyszę ich zaraz za sobą ) Szanując prawa innych do słuchania muzyki cieszę się, że w dużych rozległych ośrodkach są miejsca, gdzie nie słychać puszczanej przez głośniki muzyki. Nie wyobrażam sobie jazdy ze słuchawkami w uszach - i głównym powodem nie są tu sprawy ani bezpieczeństwa, ani zdowotne. Pozdrawiam, M.
-
tylko poziostaje dalej pytanie czy telefon ma zastąpić aparat? i za jaką cenę? Parzyłem w sieci - najtaniej znalazłem Nokie 808 za około 1700 zł. Dla mnie cena nie do przyjęcia - telefon ma służyć do dzwonienia i sms, a do otek dla mnie istnieją inne sprzęty. Obawiam się, że marketingowcy skutecznie zrobili nam wodę z mózgów, i wmawiają, że telefon może zastąpić aparat fotograficzny.... Osobiście od kilkunastu lat nie zapłaciłem za telefon więcej niż 49 zł, a ostatnio biorę za złotówkę (Samsung Galaxy S5700, Sony Ericson Xperia mini). i NIE mam najwyąszych taryf, bo pewnie inne tel też miałbym za kilka złotych.
-
W tej ostatniej konkurencji niestety moja druga, lepsz połówka też na ogół dyskwalifikuje nawet lustrzankę (a bo tu widać jakiś szczegół....). Zdecydowanie bardziej lubi jednak zdjęcia z kompaktu (bo on nie pokazjue, że jeden włosek odchylił sie o kilka stopni w lewo lub prawo:D, co nestaty w jakości lustra można zaobserwować Zresztą, jak tylko próbuję zamontować w body obiektyw portretowy 50mm światło 1.4, to już widzę, że szykują się kłopoty typu - znowu ten "beznadziejny" obiektyw, ktrego ona po prostu szczerze nienawidzi (choć nie iem dlaczego, wg. mnie wychodzi na zdjęciach super, ale kto by tam do końca zrozumiał kobietę. I na dodatek zaczyna się podobnie u córki (14 lat) - no, chyba, że ja nie umim robić zdjęć......kobietom.....
-
Dokładnie tak jest. Też mam pasję foto (choć amatorską) i poza wyprawami typu narty i kajaki użuwam lustra i 2-3 dodatkowych szkieł, ale to trzeba gdzieś upchnąć (torba czy plecak - na żagle zabieram i lustro i G12). W wątku padło pytanie o aparat w cenie około 500. więc raczej dla autora pozostaje chyba jednak kompakt - z pełną świadomością jego aparatopodobności. Pozdrawiam M.
-
U mnie telefon odpada, bo na narty i kajaki mam specjalny model - chyba najlepszy jaki kiedykolwiek miałem, i pewnie będę miał - to stara poczciwa Nokia 6550, zamykan na klapkę, aparat już nie działa - coś mu się porysowało, zaparowało - nie wiem, zresztą, jaego jakośc była naprawdę niska (model sprzed ładnych kilkunastu lat.). Telefen w zasadzie nie do zajechania, a ma super zaletę - na baterii przy około godziny rozmów dziennie (za granicą nie wykorzystuję nawet tego) w warunkach zimowych wytrzymuje przynajmniej 3-4 dni. No i jest malutki, trudny do zagniecenia (a jeden już dotykowy tak załatwiłem - schyliłem się mając go w kieszeni razem z jakimś na chwilę włożonym śrubokrętem - coś tam dłubałem). Ta Nokia została raz została zatopiona w basenie ogrodowym, parę razy wypadła na kostkę brukową - i dalej kurcze nie chce się zepsuć... A te nowe smartfony (używam na codzień) to trochę delikatne są i krótko na baterii działają. Edit: Śpiochu - nie przesadzajmy. telefon zawze będzie tylko telefonem, nigdy nie będzie prawdziwym aparatem ani kamerą - praw optyki nie da się pokonać. Chyba, że mówimy o cyknięciu foki na pamiątkę - to tu mogę się zgodzić, że coś tam da sie pstryknąć, ale nigdy obiektyw telefonu o ograniczonej ogniskowej i rozmiarach geometrycznych nie będzi mógł być lepszy od nawet przeciętnego kompaktu z obiektywemo normanyc rozmairach dla kompaktów. I rzecz nie jest absolutnie w braku czy występowaniu wizjera czy ekranu typu live. Nie wspominam oczywiście o lustrach, bo to inna bajka. Użytkownik moris edytował ten post 29 maj 2013 - 14:24