Najgorszy jest brak wyobraźni u tzw "zjeżdżaczy". Jeśli dodamy do tego tłum na stoku to mamy gotowy przepis na nieszczęście. Ale niestety tak to wygląda i dlatego omijam Białkę (i nie tylko) szerokim łukiem (mimo iż podziwiam jako przedsięwzięcie biznesowe). Nawet nie chodzi o mnie tylko o to, że obecnie moje dzieci zaczęły jeździć na nartach (6 i 8 lat). Takie maluchy nie mają szans w zderzeniu z dorosłym. Jeśli chcę z nimi pojeździć to mogę zapomnieć o przyjemności z jazdy w takich miejscach jak Białka. Głowa lata mi jak radar, zaczynam się pocić pod kaskiem nie z wysiłku fizycznego tylko próbując ogarnąć sytuację w promieniu 10 metrów od nas, jednocześnie pilnuję żeby dzieci same w kogoś nie wjechały albo za bardzo się nie rozpędziły.... uf nareszcie na dole, chwila wytchnienia na krzesełku...