-
Liczba zawartości
425 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Szymon
-
Co rozumiesz? Duża część ludzi w Indiach żyje z dnia na dzień, nie dostają pensji, a kolację i śniadanie następnego dnia jedzą za to, co przez cały dzień zarobią. Nie wyjdą przez kilka dni z domu to zaczną im umierać dzieci z głodu (na pewno a nie hipotetycznie). A zagrożenie wirusem dla nich jest hipotetyczne, nie wiadomo czy w ogóle zachorują, a jeśli nawet to mało prawdopodobne że umrą. Śmierć głodowa jest dla nich dość pewna jeśli z domu nie wyjdą. Oni nie mają wyboru a Ty chcesz ich napierdalać pałami. Jeżeli próbując ratować niewielką liczbę starców (z niepewnym sukcesem takich działań) powoduje się dużo większe (i pewne) zagrożenie dla wszystkich (również młodych i dzieci) to nie ma to nic wspólnego z humanitaryzmem ani nawet ze zdrowym rozsądkiem. To symptom degeneracji cywilizacji. Tylko żreć i żyć, jak najdłużej, bez względu na koszt ponoszony przez innych.
-
Myślę, że źle liczysz. Gdyby w 54% firm pracowało 54% zatrudnionych w kraju miałoby to sens, ale nie znamy jaki procent zatrudnionych pracuje w firmach małych, jaki w średnich itd. Ale to i tak nie ma znaczenia, bo to tylko chwilowe deklaracje, które za 2 tygodnie mogą wyglądać zupełnie inaczej, a za 2 miesiące po zdarzeniu z sytuacją gospodarczą jaka będzie wtedy, jeszcze inaczej. Pewne jest tylko, że bezrobocie wzrośnie bardzo mocno jak i inflacja, oraz że wiele firm padnie, wielu ludzi będzie miało problem z brakiem pieniędzy na żywność i inne podstawowe potrzeby, wg mnie odczujemy to znacznie dotkliwiej niż wirusa i będzie to duża część społeczeństwa, w każdym przedziale wiekowym.
-
Celowościowe spojrzenie na ten przepis w mojej ocenie dotyczy wyeliminowania sposobów przemieszczania się, które sprzyjają rozprzestrzenianiu się infekcji. Więc dopóki dotyczy ograniczenia kontaktów między ludźmi, zachowania odległości między nimi, itp. to jest ok. Ale np. przemieszczanie się samochodem w pojedynkę nie rodzi praktycznie żadnych zagrożeń (i wiele innych sposobów też nie), więc wymienienie wszystkich sposobów wg mnie (a sądzę, że również w ocenie przynajmniej niektórych składów orzekających) nie mieści się jednak w delegacji ustawowej. Ale EOT.
-
i nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne ... Sposób przemieszczenia się nie ma związku z celem (powodem) podróży. Kropka.
-
O - fajnie, to może znajdziesz czas, żeby odnieść się do postu #70, bo coś mam wrażenie, że w poście #48 kłamałeś, sugerując, że to zgodne z konstytucją, a teraz próbujesz temat przemilczeć. Jakie to prawo pozwala wprowadzić zakaz przemieszcza się ze względu na cel (a nie sposób ) ?
-
Nie oglądam stand upów, nie wiem kto to Kevin Hurt, nie spotykam się też z psychiatrami, ale zapewne masz rację, nie jestem biegły w tym temacie.
-
To jest bardzo dobre spojrzenie na sprawę, naprawdę warto przeczytać. A poniżej bardzo dobre wieści z Włoch: https://www.youtube....h?v=DDRiINXik00 Jest tego sporo na youtubie. I to napawa optymizmem, jeśli ktoś nie rozumie przekazu (a wnioskuję, że są tu tacy) to wytłumaczę. Tam umarło wiele osób, a umrze jeszcze więcej. Ale umieranie jest częścią życia, jego zwieńczeniem, a uświadomienie sobie tego faktu (że jest nieuchronne) to podstawa do tego, żeby nie dać się szantażować i zagonić jak bydło do zagrody. Mam nadzieję, że za kilka dni Włosi zejdą z balkonów na ulice, a rząd w bezradności odwoła kwarantanny. Ten naród przetrwa, bo chce żyć godnie i nie boi się śmierci (tak naprawdę grozi ona tylko nielicznym i oni to chyba zrozumieli po kilku dniach niewoli). Pogodzili się z tym, że pewne straty trzeba ponieść - szacun. A my, dajemy sobie wmawiać, że należy ulec szantażowi. I nie chodzi o islamskich terrorystów, Bin Ladena, ISIs, itp., zaszantażowało nas białko DNA/RNA (nie znam się na tym). Wszyscy się posrali i zejdą mieszkać do kanałów jak szczury, wpierdalając konserwy i wąchając własne gówno, przez tyle miesięcy ile będzie trzeba, żeby tylko nie umrzeć. Bez obawy, nie umrzecie, umierają tylko ludzie, szczury raczej zdychają - jest pewna różnica (chodzi o godność). Ja nie chadzam do kościoła, ale jutro chyba pójdę, nie po to żeby się modlić, raczej żeby spotkać wroga i stoczyć pojedynek, zanim upokorzy mnie trzymając w szachu. Pewnie jeszcze się nie zarażę, jeszcze nie jest tak łatwo, ale nie będę go unikał. A jeśli kiedyś go spotkam i jednak przegram, to jestem pewien, że moje dzieci rozdepczą to gówno bosą stopą i pójdą dalej, z podniesioną głową.
-
A ja dziś słyszałem wywód jakiegoś profesora, że nie ma żadnych przesłanek żeby sądzić, że ten wirus będzie się słabiej rozprzestrzeniał w warunkach letnich. Zresztą fala zachorowań przeszła przez kraje ze znacznie cieplejszym i bardziej suchym klimatem niż u nas. Taki Iran jest kilka miesięcy bliżej lata niż my (jeśli chodzi o wilgotność i temperaturę), a jednak ich to nie uchroniło. Grypa lata nie lubi, ale co do koronawirusa nie mamy takich informacji. Ps. ja w piątek jadę do Francji na narty, co będzie to będzie, nie mówię że się nie boję, ale siedząc w domu prawdopodobnie wirus i tak do mnie dotrze, więc chociaż sobie pojeżdżę przed hipotetycznym zgonem. Moja żona jest farmaceutą i pracuje w aptece, prędzej czy później na bank przyniesie to do domu, trzeba tylko liczyć na to, że nasza odporność da sobie z tym radę. Powstrzymanie sie przed wyjazdem do Francji prawdopodobnie i tak nie uchroni nas przed kontaktem z wirusem.
-
Rozumiem, że pijesz do tego, że ani nie jestem lekarzem ani wirusologiem i wypowiadam się w tematach dla mnie obcych. To rzeczywiście prawda, ale posługiwanie się logicznym myśleniem nie jest na szczęście reglamentowane posiadaniem "kartek", dyplomów czy innych papierków, lekarze i inni mędrcy nie mają na to monopolu. O wirusie wiemy, że zarażanie następuje przynajmniej na kilka dni przed wystąpieniem objawów choroby (o ile w ogóle takie wystąpią). Wiemy też, że kwarantanną są obejmowane miejsca, w których ktoś miał objawy i badania potwierdziły, że to ten wirus (badanie też trwa co najmniej dobę). Wynika z tego, że mamy co najmniej kilka dni poślizgu między rozsiewaniem wirusa w danym miejscu a objęciem tego miejsca kwarantanną. W tym czasie co najmniej kilka lub znacznie więcej osób mogło się zarazić i wyjechać w świat rozsiewając wirusa dalej. Nie wychwycą ich badania termometrem ani nawet testem PCR, bo wynik nie jest natychmiastowy i należałoby zaaresztować wszystkich przekraczających granicę chronionej strefy, zrobić wszystkim testy i przetrzymać ich do czasu otrzymania wyników, pomijając fakt, że test PCR nie jest wykonywany rutynowo, a tylko w przypadku istnienia innych mocnych argumentów przemawiających za jego wykonaniem. To wszystko pozwala przypuszczać, że kwarantanna nie zatrzyma wirusa, a co najwyżej ograniczy liczbę miejsc, w które wirus zostanie rozsiany w ciągu najbliższych kilku dni. Ale ponieważ w tych nowych miejscach kwarantanna też będzie ogłoszona za późno, wirus i tak rozprzestrzeni się dalej. Wydaje mi się, że do wyciągania takich wniosków nie jest potrzebny dyplom z żadnej specjalności, ale możliwe że się mylę. Dochodzi jeszcze matematyka, statystyka, prawdopodobieństwo (te dziedziny nie są mi całkiem obce). BTW, mój ojciec był epidemiologiem i terenowym inspektorem sanitarnym, ale to bez znaczenia, już nie żyje a ja nie mam jego wiedzy w tym zakresie. ps. Uczeni mówią chyba to samo co ja, myjcie ręce, unikajcie tłumów, wirus na pewno pojawi się w pobliżu. Zamykanie szkół, hoteli, muzeów, gmin, wstrzymywanie lotów to decyzje polityków a nie uczonych.
-
Nie znam aż tak szczegółów, wrócili z nart z północnych Włoch, nie wiem jaką mieli temperaturę, ale jakie ma to znaczenie jeżeli większość przechodzi chorobę łagodnie a nawet bezobjawowo, czy temperatura 37,5 świadczy o tym, że to nie ten wirus? Po prostu takie podejście świadczy o tym, że te działania to pozory. Władze mają świadomość, że żaden kraj na świecie nie jest w stanie powstrzymać rozprzestrzenia się tego wirusa (co najwyżej je spowolnić) i każde pieniądze na to wydane pójdą w błoto. Z drugiej strony jest opinia publiczna, nadchodzą wybory itp., trzeba stworzyć wrażenie, że stają na głowie żeby to powstrzymać, że są gotowi. Te testy są podobno dość drogie (słyszałem o kilku stówkach), wątpię też, żeby były dostępne w dużych ilościach (nagle wyprodukowano miliony?). Więc w mediach mówi się jedno, a działają tak, żeby jak najmniej ludzi zakwalifikować na te testy i żeby u nikogo nie wykryć, nie siać paniki i ograniczyć koszty tej operacji, a potem się powie, że zrobili wszystko co było możliwe, a Polska i tak broniła się najdłużej w Europie. Osobiście jestem zdania, że nie należało robić nic, uświadomić tylko ludzi, że sami powinni zadbać o siebie i zachowywać się ostrożniej (wszystko inne jest bez sensu), a wmawianie nam, że rząd nad tym na razie panuje to bzdury. Ale nie odnosi się to tylko do Polski, jak słyszę o zamykaniu hoteli czy całych gmin i więzieniu ludzi wbrew ich woli to nóż mi się w kieszeni otwiera, bo specyfika wirusa jest taka, że kwarantanna przychodzi o kilka dni za późno i nie może być skuteczna. Lekarze raczej na pewno są tego świadomi, więc przyjęcie podejrzanego pacjenta na oddział oznacza dla nich najprawdopodobniej tyle, że przez następnych kilka tygodni nie wrócą do domu, na ich miejscu też bym gościa przegonił, bo po co dać się uwięzić na oddziale, skoro wirus i tak już poszedł w miasto. I chętnie wyjechałbym teraz w Alpy, ale ryzyko kilkutygodniowego aresztu wydaje mi się znacznie groźniejsze dla mnie niż wirus.
-
Grupa znajomych mojej siostrzenicy kilka dni temu wróciła z nart we Włoszech (studenci medycyny), dwoje z nich miało objawy przeziębienia, gorączkę itp., w miarę uświadomieni więc od razu zgłosili się na oddział zakaźny w jednym z łódzkich szpitali. Usłyszeli - idźcie chorować do domu, nie mamy nawet testów na koronawirusa, nie jesteśmy w stanie nic zrobić, to na pewno zwykłe przeziębienie. Wiec nie wykrycie w Polsce żadnego przypadku świadczyć może o tym, że słabo wykrywamy na tle innych krajów.
-
W tym roku nie udzielam się na tym forum wcale (brak czasu oraz sensu dyskusji z pewnymi dogmatami). Ale właśnie mam minutkę a zdanie kolegi lobo doprowadziło mnie do pewnych przemyśleń. To bardzo typowy i egoistyczny komunikat, moje jest najmojsze i nic mnie nie obchodzi, że część ludzi jedzie na narty po relaks a nie wyczyn i chcą się poczuć swobodnie nie narażając niczyjego bezpieczeństwa (pijąc w granicach prawa, np. w Samnaun 0,9 promila za kierownicą). Uznanie, że ich relaks jest mniej ważny od Twojej "ułudy" bezpieczeństwa jest właśnie tym egoizmem. Cały czas mówimy o ilościach nie przekraczających norm. To, że Ty masz własne normy jest wyłącznie Twoim problemem, nie masz prawa wymagać, że inni się do tego zastosują bo Tobie wydaje się, że będziesz wtedy bezpieczniejszy. Mnie np. może się wydawać, że ludzie po 1 piwku jeżdżą bezpieczniej, ale nie jestem egoistą i nie wymagam od wszystkich, aby to piwko wypili. Dopóki w granicach prawa, to wara od zachowań czy upodobań innych.
-
Pytanie zasadnicze - po co kominiarką zasłaniać usta? Jedyny racjonalny powód wg mnie to nie wdychanie bardzo mroźnego powietrza bezpośrednio do ust. Czyli "materiał" kominiarki ma ogrzewać powietrze przy wdechu i sam odbierać ciepło przy wydechu. Napisałem w cudzysłowie "materiał" bo on jest bardzo lekki i ma znikome ciepło właściwe, więc praktycznie nie ma możliwość akumulacji ciepła, a nie ma również grzałek elektrycznych w kominiarkach. Więc jeżeli "materiał" może zakumulować jakieś ciepło, to tylko dzięki wodzie, która się na nim kondensuje (woda ma chyba najwyższe ciepło właściwe wśród wszystkich substancji nam znanych), a w tym konkretnie przypadku bardziej się liczy ciepło przemiany fazowej (woda/lód), które jest gigantyczne w porównaniu z ciepłem właściwym. Nie da się też uniknąć kondensacji jeżeli w wydychanym powietrzu przy temperaturze 36oC jest blisko 100% wilgotności względnej, a na zewnątrz -20oC. Nie ma takiego materiału na którym nie doszłoby do kondensacji w tych warunkach, co najwyżej może być materiał hydrofobowy, z którego woda szybciej spływa i nie wsiąka w niego. Ale wtedy, bez zawartości wody, taki materiał nie ma zdolności akumulacji ciepła i ogrzania wdychanego powietrza. Nie byłoby więc sensu zasłaniać nim usta. Z kolei materiał nasiąknięty wodą i częściowo zamarznięty będzie stabilizował temperaturę wdychanego powietrza w kierunku 0oC. Więc chcąc mieć "cieplny komfort oddechowy" trzeba się pogodzić z soplami na kominiarce, a jeśli wymyślą materiał na którym nie będzie dochodziło do kondensacji i szronienia, to nie ma najmniejszego sensu zasłaniać nim usta, bo to nic nie da, wdychane powietrze nadal będzie bardzo mroźne. No chyba, że w tym miejscu zainstalują grzałkę elektryczną, ale obawiałbym się o wagę baterii do tej grzałki, które umożliwiłyby kilkugodzinne nartowanie. Podsumowując - pokochaj mróz w nozdrzach, albo sople na kominiarce, bo raczej nie doświadczysz zadowalających rozwiązań technicznych.
-
Janie, nie chce mi się tego ciągnąć, robiłem to tylko dlatego, że miałbym satysfakcję gdybyś zrozumiał i że ja potrafiłem to wytłumaczyć, ale nie zawsze się to udaje i nie za wszelką cenę. Nie wiem po co pytasz o wykształcenie czy zawód, masz jakiegoś asa w rękawie na tym polu? Jestem zwolennikiem tezy, że tego typu dyskusje należy podpierać wyłącznie rzeczowymi argumentami, ale kiedy ich zabraknie niektórzy uciekają się do licytacji dyplomami, skoro Ci na tym zależy to niech będzie w takim stylu. Kiedyś zrobiłem mgr ekonomii na uniwerku łódzkim. Miałem iść na polibudę, ale stwierdziłem że tam za mało fajnych lasek studiuje. To był błąd, bo nie ma zakazu wyrywania lasek z innej uczelni, a szybko doszedłem do wniosku, że ekonomiści nie są potrzebni światu a jedynie jakimś socjalistom, którzy odeszli od idei wolnego rynku, wpadli w tarapaty i usilnie potrzebują pomocy kogoś, kto podpowie jak sztucznie sterować gospodarką, żeby odwlec w czasie klęskę, uchronić ich głowy przed ścięciem i stwarzać pozory, że wszystko jest dobrze. Uważam to za zawód godny pogardy, w ogóle nieprzydatny ludziom uczciwym, a wręcz im szkodzący. Prawa ekonomii rządziły światem najlepiej, kiedy nie mieliśmy świadomości, że takie prawa w ogóle istnieją, a później było już tylko gorzej, nie będę do tego dokładał swojej ręki. Później zajmowałem się różnymi rzeczami, od programowania, poprzez marketing dla internetowej branży porno , pozycjonowanie na wyszukiwarkach po produkcję kosmetyków. Ale w końcu poszedłem na tą polibudę, zrobiłem mgr inż. inżynierii środowiska, potem uprawnienia budowlane do projektowania i kierowania robotami budowlanymi w specjalności instalacyjnej w zakresie sieci, instalacji i urządzeń cieplnych, wentylacyjnych, gazowych, wodociągowych i kanalizacyjnych i od jakiegoś czasu zacząłem pracować w tym zawodzie, projektując i wykonując w/w instalacje, co zresztą bardzo przypadło mi do gustu i czuję się w tej branży jak ryba w wodzie. W każdym razie lubię fizykę i matematykę, to chyba jedyne nauki, których nie da się skazić jakąś ideologią czy poprawnością polityczną, bo one wtedy ewidentnie przestałyby działać. Można powiedzieć, że są najbardziej obiektywne wśród nauk, a "pierdolenie" w tym temacie demaskują bezlitośnie. Potrzebujesz jakichś wyliczeń? Ale i tak uprzedzam, że nie będzie mi się chciało, albo uwierzysz mi na słowo, albo trwaj we własnych poglądach, w sumie to moja porażka, że nie udało mi się tego Tobie wytłumaczyć, będę musiał z tym żyć, ale chyba dam radę.
-
Czyli jednak rozumiesz mechanizm, tylko jakoś nie umiesz go przenieść z czaszki na kask, a konstrukcje kasków, które widziałem mają działać dokładnie w ten sam sposób co pękająca czaszka, maja pęknąć i trwale się odkształcić (a nie amortyzować, czyli ugiąć się i ponownie energię oddać odwlekając to w czasie i zmniejszając przeciążenie). Ale one nie działają jak materac czy trampolina, a żeby chronić mózg przed wstrząsem (przy uderzeniu np. w śnieg) tak powinny działać. Jest tak jak napisałeś, STREFA ZGNIOTU! Pochłania część energii i nie przenosi pełnego przeciążenia dalej i też go nie oddaje po czasie. A jaką strefę zgniotu ma kask uderzający w ubity śnieg - praktycznie żadną. Jaką strefę zgniotu ma wtedy czaszka ubrana w kask - też żadną. Najbardziej obrywa mózg. Z kolei jak uderzamy w coś ostrego i twardego to kask prawdopodobnie pęknie i się wgniecie i wolałbym go wtedy mieć, żeby zadziałał zamiast strefy zgniotu czaszki (która i tak jest wtedy w rezerwie). Ale waląc w śnieg w kasku, nie masz strefy zgniotu w kasku, wyeliminowałeś strefę zgniotu w czaszce i pozostaje strefa zgniotu w śniegu, która też dla kasku jest gorsza. Jak walisz gołą głową, to masz lepszą strefę zgniotu na śniegu i w zapasie strefę zgniotu w czaszce, która niekoniecznie zadziała na śniegu, ale na pewno prędzej niż w kasku. Krótko mówiąc, kaski z twardym wypełnieniem (innych nie spotkałem) chronią przed uderzaniami w ostre i twarde przedmioty, w pozostałych wypadkach chronią tylko przed urazami skóry, kosztem zwiększenia ryzyka dla mózgu. A pewnie zdecydowana większość uderzeń jest o śnieg, dopóki nie są za mocne, ktoś może pomyśleć "dobrze że miałem kask, bo by bardziej bolało i bym sobie guza nabił". Ale jak uderzenie jest mocniejsze, to podejrzewam, że kask może zaszkodzić. Nie chcę teraz zmyślać, ale czy Schumacher miał pękniętą czaszkę? Bo zdaje mi się, że nie miał pomimo, że uderzył podobno w kamień. Może kamień był za płaski a kask za twardy, może gdyby dał sobie wtedy tym kamieniem zrobić dziurę w czaszce ocaliłby mózg? Ale miał kask, żeby chronić czaszkę kosztem mózgu i żeby guza sobie nie nabić. I chyba nawet sobie guza nie nabił, choć nie znam szczegółów, wszystkie istotne uszkodzenia były chyba wewnętrzne, a urazu głowy zewnętrznego zdaje się, że nie miał. Jeszcze czegoś nie rozumiesz, Janie?
-
Ale ja pisałem o uderzeniach prostopadłych w powierzchnie płaskie, w pewnych warunkach kask może zaszkodzić. Posługuję się starą fizyką i ją rozumiem. Kask ma na tyle twarde wypełnienie i tak dużą powierzchnię kontaktu z głową od wewnątrz, że nie jesteś w stanie tego wypełnienia zagnieść działając głową od wewnątrz, ono w ten sposób praktycznie nie amortyzuje. Więc jak uderzasz prostopadle w powierzchnie płaską to cała nadzieja w tym, że to nie kask a podłoże będzie amortyzatorem (np. wgniecie się śnieg). Ale działając z taką samą siłą na śnieg łatwiej go wgnieść na małej powierzchni niż na dużej. Głowa bez kasku ma mniejszą powierzchnię kontaktu ze śniegiem niż w kasku i głębiej się w nim zagłębi po takim samym uderzeniu. Można sobie wyobrazić pewne graniczne warunki w których ta różnica zadecyduje o wstrząśnieniu mózgu. Czaszka wgnieciona do wewnątrz często uszkadza mózg, śmiertelnie. Dlatego uderzając głową o skałę (krawędź schodka, metalowy słupek) wolałbym mieć kask, uderzając o śnieg (nawet trochę mocniej ubity) nie koniecznie i nie w każdym przypadku.
-
Bo niektórzy mogą myśleć, że w kasku są znacznie bezpieczniejsi, a to ułuda. Ja noszę kask bo chroni od wiatru, podniesione gogle nie upijają mnie w czoło, na mrozie jest ciepło, odkąd mam dobrze wentylowany model głowa mi się nie poci, jest szansa, że ochroni mnie przed niektórymi urazami, np. po oberwaniu nartą w łeb.
-
Dokładnie tak jak piszesz. Kluczowym aspektem przy uderzeniach prostopadłych jest strefa zgniotu, która może zmniejszyć przeciążenie działające na mózg. Jeżeli uderzymy w ostry kamień, to jest szansa że wgniecie on skorupę kasku zamiast naszej czaszki, dodatkowo zmniejszy przeciążenie i nas uratuje. Jeżeli walimy w ubitą i płaska powierzchnię śniegu, to kask raczej nic nie da, a nawet zaszkodzi. Wszak głowa ma mniejszy promień krzywizny niż kask i mniejszą powierzchnię kontaktu z płaską powierzchnią, jest większa szansa, że wgniecie śnieg (zrobi dołek w śniegu) i będzie jakaś strefa zgniotu chroniąca mózg. Bez kasku jest większa szansa na nabicie sobie guza, rozcięcie skóry, ale mniejsza na wstrząs mózgu. Ale i tak chyba lepiej mieć wstrząs mózgu niż wgniecioną czaszkę. W każdym razie kask chroni nas bardziej przed obcierkami i uderzeniami punktowymi w ostre przedmioty, natomiast praktycznie nie chroni przed uderzeniami o powierzchnie płaskie, ma zbyt twardą wyściółkę. Tyle, że gdyby miał bardziej miękką, nie chroniłby przed uderzeniami punktowymi. Co do cech osób jeżdżących w kasku, to zapewne są tacy, którym kask dodaje brawury i zakładają go w celu przesunięcia granicy ryzyka, jak i ci, którzy są przesadnie ostrożni, dlatego jeżdżą w kasku nawet w fazie płużenia na oślej łączce. A pomiędzy nimi cała masa ludzi noszących kask dla wygody lub mody, bez specjalnej korelacji ze skłonnością do ryzyka. Dobrze dobrany i wentylowany kask daje komfort i dla mnie to jest podstawowa zaleta kasku. Nie przypominam sobie sytuacji, w której kask mnie przed czymś uratował, wysoki jestem to zdarza mi się pierdyknąć w łeb przy wysiadaniu z gondoli, ale bez kasku pewnie bym nie pierdyknął, bo byłbym ze 3 cm niższy i moje ciało wie, o ile trzeba głowę pochylić, a podświadomie nie uwzględnia poprawki na kask i pewnie stąd te kolizje.
-
Są 3-punktowe imadła, w których środkowy element to knaga mocująca sznurek a boczne to tylko podpórki, więc raczej nie da się go nie użyć bo narta w ogóle zamocowana nie będzie. Ale bardzo długo dawałem sobie radę na imadle 0-punktowym i wtedy nie używałem środkowego punktu. Z tego co wiem takie imadła mają największą rzeszę zwolenników, nie wiem tylko ile Ci za takie zapłacą.
-
A to Pezid-Vertical, z innej perspektywy. Ale nie ma co pękać, nawet ten leszcz zaliczył tylko 1 upadek, 2 razy w 1 zjeździe się nie da.
-
Tu na zdjęciu WOjtasa jest widok na wszystkie trasy z Masnerkopfa, ten początek 160 robi wrażenie.
-
Jurek - pomyliłeś. to na zdjęciu po prawej to Pezid-Vertikal (145) - na Masnerkopfa gondola nie jeździ. A ta po prawej z Masnerkopfa (160) jest wg mnie znacznie bardziej stroma ale trochę krótsza, w dobrych warunkach nie sprawia jednak żadnych trudności, za to przy małej ilości śniegu, oblodzeniu i przecierkach prawie nie ma śmiałków żeby się tam wypuścić, ewentualny zjazd kilkaset metrów dupą po kamieniach działa na wyobraźnię.
-
Nie wiem, ale dziś w USA w jakimś kampusie żelbetonowa kładka dla pieszych się zawaliła na drogę i chyba 6 osób zginęło (nowo wybudowana - rok temu, za 19 mln $), normy budowlane złe, czy jakiś człowiek (projektant, kierownik budowy, producent stali/betonu, itp) zawiódł? U nas za tyle kasy to by tytanowa była i czołgi mogły po niej jeździć, ale nawet te budowane w latach 50-60, w czynie społecznym przez pijanych robotników i przy braku materiałów budowlanych w kraju, stoją i zawalić się nie chcą.
-
Panowie, to wyciąg Doppelmayr, pełno tego na świecie jeździ i nic się nie dzieje (na pewno ma odpowiednie zabezpieczenia), pytanie tylko czy i jak był serwisowany. Podobno był zepsuty przez kilka dni i go naprawili właśnie, tylko kto i jak? Może Sasza hamulce drutem podwiązał, bo się zepsuły (np. elektromagnesy wysiadły) i przeszkadzały wyciągowi jechać, tam zapewne nie takie prowizorki się robi, a osoby odpowiedzialne przymykają oko i udają, że nie wiedzą, zarabiać trzeba. Inna sprawa, że najbardziej ucierpieli chyba ci, którzy spanikowali i bali się zeskoczyć albo zeskoczyli za wcześnie z większej wysokości, chociaż pod koniec było stosunkowo nisko i względnie bezpiecznie, zimna krew się przydaje.
-
To nie poświęcenie tylko ciekawość, poświęceniem by było, gdybym tej ciekawości nie zaspokoił. Parowanie zachodzi w każdej temperaturze, topnienie tylko w ściśle określonej i czas nie ma tu nic do rzeczy, pod warunkiem że był wystarczająco długi, żeby próbka osiągnęła zadaną temperaturę i zdążyło się z niej wytopić to co mogło w danej temperaturze - nie pamiętam ale co najmniej 0,5-1 godz w każdej z temperatur.