kurm28
Members-
Liczba zawartości
352 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez kurm28
-
Zrozumiałem, ale wrodzona złośliwość kazała mi się przyczepić. :D:D pzdr k.
-
a ile ma lat i jak na tym orczyku jezdzi? samo, czy z kims obok? z dorosłym, czy z innym dzieckiem? oczywiście odpowiednio wyedukowane o "objeżdżone' dziecko da sobie radę z orczykiem, ale tutaj, jak rozumiem, rozmawiamy o maluchach w wieku około 3-6 lat. pzdr k.
-
ale orczykiem czy talerzykiem, bo to zasadnicza różnica? pzdr k.
-
Orczyk ma ten minus, że wymaga kogoś z drugiej strony dla równowagi. (Oczywiście można jechac samemu, ale to wymaga pewnej wprawy.) Mozna również jechać w układzie dorosły-dziecko, ale wtedy dorosły ma orczyk na wysokości kolan/podudzi, co jest mocno niekomfortowe i na dłuższą metę raczej nie do zaakceptowania. Poza tym, w takim układzie bardzo łatwo o podjechanie orczyka na wysokość łopate/kgłowy małego narciarza, co przważnie skutkuje wywrotką. Myślę, ze branie malucha między swoje narty (lub na nogę - tak, ze jedna narta dziecka jedzie na zewnatrz a druga pomiedzy nartami dorosłego), jest najbardziej wygodne. pzdr k.
-
Dzisiaj Zieleniec Od 9.00 do 14.00 Nowa kanapa - dawna "piatka". Powiem tak - tragedii, nie ma, jak sie chce to sie miejsce znajdzie, ale kamorów i ziemi też nie brakuje. Poza tym trzeba uważać, ponieważ miejscami są potężne płaty lodu (przeważnie tam, gdzie armatki sypią śnieg). Podobnie na sąsiednim stoku - też nowe krzesło - dawniej Grygiel i na Bartusiu. Pogoda przepiękna, ale około 13 zaczęło wiać i żal było patrzeć, jak to co na górze przykrywało lód, zlatuje na dół. Na innych stokach nie byłem. Obawiam się, ze jak nic nie dosypie, to za tydzień trzeba będzie sobie znaleźć coś innego, albo próbować poniżej drogi. Wydaje się, ze tam może być lepiej. pzdr k.
-
Mnie chodziło o to, ze do pewnego momentu - przy tak malym zawodniku - może byc konieczne wymuszenie pewnych zachowań, gdyz wiara w zapal 3,5 letniego dziecka do czegoś, czego nie zna, jest raczej iluzoryczny. Co innego zapał do juz poznanego. Tutaj zgodzę się, że jest prawdziwy i wymaga głównie podsycania. Inna sprawa to doskonalenie. Myślę, ze niewielu młodych zawodników bedzie samo z siebie dążyło do doskonałosci technicznej, chcetnie wykonujac czasami trudne i żmudne cwiczenia. Wtedy może być konieczne wymuszenie pewnych zachowań. (Oczywiście nie mówimy tutaj o jakichś krzykach, czy nie daj Boże przemocy fizycznej, ale o konsekwencji.) pzdr k.
-
Proba jest żadna, gdyż jako że instruktorem narciarstwa nie jestem, nie ucze nikogo jezdzic. Aczkolwiek z obserwacji swoich dzieci oraz dzieci znajomych, wysnulem takie wnioski, chociaz na pewno nie dotycza one wszystkich dzieci. Chodzilo mi raczej o to, ze nie ma sie co sugerowac zapalem 3,5 latka i snuc wizji w oparciu o jego zachwyt nad czyms, czego nie zna. Poza tym, można chyba przyjąc zasadę, że w tak młodym wieku, to rodzice stanowią motor i siłownik, który popycha dziecko w odpowiednim kierunku i nie pozwala na na obieranie innych, mniej porządanych w tej sytuacji drog. Rola instruktora w tym układzie jest nieco wtórna, gdyż dostaje on materiał do obrobienia (3,5 - 4 letnie dziecko), natomiast całą "prace" ukierunkkowania dziecka na narciarstwo, musza wykonac rodzice. Jężeli oni nie będa przekonani, że chcą by dziecko jezdziło i robiło postępy, to przeciez nic z tego nie bedzie. Jeżeli rodzice, będa histerycznie reagowali na kazdy opór, płacz, niechęć dziecka, to równiez nic z nauki nie wyjdzie. pzdr k.
-
Moja córka - obecnie 6 lat tez do wielu rzeczy się zapala okrutnie... ale przeważnie do pierwszych schodów. Jak się robi trudno, to nagle cała miłość znika. Dlatego też z dystansem podchodził bym do tego entuzjazmu. Prawda - może brutalna - jest taka, że dziecko będzie jeździło, jeżeli będzie dobrze poprowadzone, ale tez w pewnych okresach przymuszone do nauki, czyli jezeli taka będzie niezachwiana wola rodziców (lub przynajmniej jednego znich). Gdyby mój tato mnie pytał za małolata, czy chcę wstać w sobote o 6 rano, żeby o 7.00 być w autokarze a o 9.00 na stoku, to pewnie dzisiaj narty bym oglądał głównie w TV. Podobnie gdybym trzy lata temu, pytał moje dziecko, czy łaskawie wstanie rano, ubierze się i pojedzie na nartki, to pewnie do dzisiaj nic by nie umiała. Oczywiście narty to musi być zabawa, przyjemność, rozrywka. Musi być atrakcja przebywania z rodzicami czy rówieśnikami, wspólna zabawa, przerwa na kanapkę i coś słodkiego, czekoladka po całym dniu na śniegu.... ale też, jak zajdzie potrzeba, musi być twarda ręka, usztywnienie stanowiska i wymagania co do pracy nad techniką, czy nawet nad poznawaniem podstaw. Może to co pisze nie jest zbyt popularne, ale moim zdaniem innej drogi nie ma. Wnioski - raczej nie ma co liczyć, ze pójdzie gładko, lekko i przyjemnie, zwłaszcza z takim maluchem (wiem co piszę, bo to przerabiałem). Trzeba się nastawić na trochę walki, płacz, opór i ogólna rozpacz. Przemyśleć wcześniej jak reagować na takie sytuacje i konsekwentnie realizować plan. Maluch szybko się przekona, ze nie taki diabeł straszny i później będzie już jak w bajce. Pzdr k.
-
Słuszna uwaga....
-
Dzieki Ta tabelka będzie głównym punktem programu wybijania z głowy tego pomysłu ;-) pzdr k.
-
Witam Prosze o radę w sprawie używania przez kobietę wiązań juniorskich. Kobieta - waga około 50 kg, umiejętności - początkująca, wzrost - jakieś 163 cm. Znajomy kupił dla owej pani (zony swojej), wiązania marki Rossignol comp j Lolita. Skala wypięcia do 4,5 DIN. (Pan w DECATHLONIE powiedział, ze takie moga byc.) Moje pytanie: Czy przy takich parametrach, pani ta możne używać tych wiązań, czy raczej nie? Moja osobista opinia byla taka, ze wiązania dla dzieci powinny być dla dzieci, a dla kobiety trzeba kupić wiązania damskie. Niestety nie miałem argumentów mocnych na poparcie swojego stanowiska. A może nie mam racji......? Proszę Was o opinie w tej sprawie. Dziekuje Pozdrawiam k
-
włałsnie - np., że to buty robione dla niemieckiej stacji telewizyjnej :cool: a na poważnie - osobiście nigdy o takim czymś jak buty rentalowe nie słyszałem. jeżeli jednak istnieją, to podejrzewam, że (rozumując w miare logicznie), można założyć, ze to takie trochę człapaki, które muszą pasowac w miarę na każdego. ani za twarde (bo ci, którzy takich butów potrzebują to przewaznie mają swoje), ani za miękkie. ot takie średniawki. szału pewnie nie ma, chociaz jak sa nowe to tez dadzą radę. pzdr k. (oczywiście wszystko pisene powyżej to tylko efekt mniej lub bardziej rozwiniętego poziomu myśłeniea abstrakcyjnego i moze nie mieć nic wspólnego z przwdą :cool: ) k.
-
janek - proszę Cię, przeczytaj cały wątek. przecież nikt tutaj nie pisze o średniozaawansowanych tylko o poczatkujących. już mi się nie che trzeci raz tłumaczyć. pzdr k.
-
to yanosik stary - Ty naprawdę czytałeś to, co napisałem i chociaż przez chwilę starałeś się zrozumieć, czy tez z marszu założyłeś, ze mam siebie za super speca od nart i najchętniej to bym wszystkich początkujących ze stoku wywalił? opanuj się, nie krzycz, daruj sobie kolorki, napij się meliski i spróbuj jeszcze raz przeczytać moją wypowiedź. specjalnie dla Ciebie powtórzę: uważam, ze niedouczeni narciarze, którzy na początku swojej przygody narciarskiej (bo trzeci, czwarty a nawet 10 dzień na nartach, to zupełny początek), starają się udowodnić, jacy to są super i pchają się na trudną trasę, stanowią zagrożenie zarówno dla samych siebie, jak i dla innych narciarzy. nie dlatego, ze nagle wyjadą pod moje, pędzące bez opamiętania przedz siebie narty, tylko dlatego, ze ich umiejętności sa za małe, aby skutecznie kontrolować swoje poczynania na trudnej górze, czego efektem może być włałsnie wjehanie w kogoś, lub po prostu w las. pokaz mi jedno miejsce, gdzie twierdzę, że wszyscy powinni schodzić mi z drogi kiedy jadę. jedno jedyne.... obawiam się, ze Ci się nie uda, bo akuratnie moja filozofia jazdy na nartach jest zupełnie inna. uważam, ze jako ktoś, kto na nartach jeździ ponad 20 lat, mam obowiązek uważać na siebie oraz, albo a zwłaszcza na innych narciarzy ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy się dopiero uczą. zawsze staram się przewidywać, co może zrobić ten, który jedzie poniżej i zawsze staram się zachować dużą odległość, od omijanego narciarza. Problem polega na tym, że Ty rozpatrujesz narciarstwo w kategorii sprawdzania siebie, a ja w kategorii dobrej, aczkolwiek niebezpiecznej zabawy, w której konieczne jest, aby jej uczestnicy byli odpowiedzialni za swoje postępowanie. zarzucasz mi jakieś kompleksy, zadufanie i inne bzdety. szczerze mówiąc, to uważam, iż kompleksy mają Ci, którzy za wszelką cenę starają się na siłę udowodnić innym jacy są ekstra. daleko mi od takich potrzeb a już, na pwno nie mam zamiaru realizować ich kosztem swojego, albo cudzego zdrowia. raz jeszcze - ochłoń, pomyśl, przeczytaj jeszcze raz tym razem ze zrozumieniem) i może dostrzeżesz to, co naprawdę napisałem pzdr k
-
skarpety spec narciarskie. z pogrubieniem na piszczelu, mięciutkie jak kaczuszka. raczej to nie to. co raz bardziej zaczyna mnie przekonywac teoria zbyt wielkich butów. faktem jest, ze lekko mi pięta chodzi w górę (no ale podobno lekko może). w tym szonie butów nie wymienię (mam nówki salomonki), ale postaram się ustabilizować i mocniej ścisnąć w łydce..... a moze jakaś wkładeczka do kapcia (albo pod kapeć), żeby było ciasniej. hmmmmmm... to może się udać
-
Dzięki za oddzew. No cóż, jeżeli chodzi o "prostość" ;-) moich piszczeli, to faktycznie pozostawiają wiele do życzenia, ale to skrzywienie raczej "piłkarskie" i nie wpływa na obtarcia. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, ze but jednak jest za luźny i przez to noga za bardzo chodzi w cholewce..... hmmmm... znaczyt się trzeba będzie to poobserwować i ewentualnie pograć dociskiem na łydce. (podobała mi się teoria uczulenia . stawiam jednak moje nowiutkie Fischerki (których jeszcze nie mam ), że to raczej nie to. odizolowywałem miejsca styku nogi ze skarpetą włałsnie podpaskami i niewiele to dawało.) zastanawiam się jeszcze, czy czasami nie za mocno dociskam przody. jestem nauczony narciarstwa w szkole klasycznej i tam dociskanie języków to jak jedno z 10 przykazań. może przesadzam..... Bzyk - nie chcę Cię martwić, ale obawiam się, ze wymiana buta nie pomoże. Napisz jeszcze, ile wzrostu ma Twój syn. Moze to jest kwestia stosunku dł cholewki do długości piszczela - no wiecie, klasyczna dźwignia (ramię razy siła, czy jakoś tak). Długi piszczel, niska cholewka, punkt nisko, ramie do góry wielkie... nacisk na punkt spory...). sam nie wiem. To Kneissl race carving masz rację, nie robią się oczywiście dziury w kości :eek: Dziury, albo może "dziury" powstają w miejscu, gdzie zetrze się naskórek, a jak dalej jeżdżę, to i skóra i coś tam jeszcze tak, że widać to czerwone co jest poniżej. ;-) Uwierz mi - boli to jak cholera, bo to normalna rana jest. Oczywiścietakie ekstremum nie zrobi mi się po jednym dniu jazdy i jak narazie tylko raz udało mi się doprowadzić do takiego stanu, ale to tylko i wyłacznie dlatego, że było mi żal pięknych warunków i stwierdziłem, ze "jakoś to będzie". AHA - i nie były to mięśnie. Po 20 latach czynnego uprawiania sportu, rozrózniam ból mięśni od bólu żywej rany. pozdrawiam k.
-
Witam Ponieważ to mój pierwszy temat na forum, to dwa słowa o mnie: Mam 31 lat, od około 24 na nartach, średnio w roku około 30 dni na deskach. 184 cm w grę, w dól 91 kg. Typ raczej sportowy. Moje pytanie dotyczy piszczeli, a konkretnie tego, że od kilku sezonów mam je niemiłosiernie poobcierane. Problem jest niewielki, kiedy jestem na nartach jeden dwa dni, ale kiedy ubiegły sezon rozpocząłem od tygodniowego wypadu, to jak zacząłem jezdzić w niedzielę, to w czwartek miałem dziury na piszczelach, krew, mięsko na wierzchu i dzień przerwy (chociaz obecna na miejscu pani lekarz - a w zasadzie dwie, zalecały przerwę tygodniową). Oczywiście moje podejżenia skierowały się w pierwszej kolejności do butów. A to za twarde, a to stare... no róznie sobie myślałem. Chcac nie chcąc wywaliłem moje stare Langi i zakupiłem Salomonki. Też twarde, ale z pięknym mięciutkim języczkiem. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po 3 hodzinach jazdy, moje piszczele zaczęły napierniczać tak samo jak w starych Langach :eek: . (Mam jeszcze nadzieję, ze to wynik tego, ze były (piszczele znaczy sie) lekko rozbite po męczarniach w Langach i przez to bardziej podatne na takie kontuzje.) Jednakze kozystając z okazji, że na forum jest tylu ludzi, którzy na nartkach śmigają, chciałbym prosić o konsultacje i może jakieś pomysły, co zmienić, zeby było lepiej. (Ubieranie podwójnych skarpetek, przekładanych kalesonkami, czy też wkładanie grubych.... podpasek:D bezpośrednio na nogę niestety niewiele pomaga.) czy ktos tak jeszcze ma????:confused: :confused: :confused: pzdr kurm
-
A pamiętacie na czym kiedyś jeździliście?
kurm28 odpowiedział tomformat → na temat → Sprzęt narciarski
guzik tam wyrwirączka była to zwykła lina na kołach (znaczy jedno na dole, drugie na górze), na której jak chciało się jechać, to albo trzeba było trzymac się ręką liny (żegnajcie rękawiczki:D ) albo przypiąć się takim specjaklnym kluczem, który woziło się przypiety do pasa pasem. no i weź teraz człowieku nie wypnij się w porę, bo klucz przymarzł do liny i nich na dodatek nie zadziała wyłacznik... :eek: :eek: :eek: to co kolega opisuje, to szczyt osiągnięć wyciagarskich, stosowany obecnie w miejscach, gdzie nie opłaca sie postawić słupóe i orczyka - często w szkółkach narciarskich. k.