Dorzuce i ja swoje trzy grosze. Co prawda moje dzieci sa juz dorosle, ale wciaz pamietam, gdy byly male. Synowi sam pomagalem stawiac pierwsze kroki, a raczej zjazdy. Efekty byly takie sobie. Ale 3.2 letnia corke od razu oddalem do szkolki. Efekty niesamowite, po jednym dniu nauki samodzielnie zjezdzala (i wyjezdzala na krzeselku z opiekunka) z czerwonej trasy. Jedyny warunek jaki nam rodzicom postawiono - nie pokazywac sie dziecku. Nauka trwala przez kilka dni. Moja pierwsza rada zatem. Powierzyc maluchy profesjonalistom. Zrobia to znacznie lepiej od samych rodzicow, nawet instuktorow. Nauczanie narciarstwa takich maluchow przypomina przedszkole czy nauczanie poczatkowe w podstawowce. Nawet najlepszy nayczyciel z liceum nie bedzie w tym dobry. Gdy tylko dzieci nieco podrosly, zapisalem je do klubu. Jak na klub, malo komercyjny, bez zawodniczych aspiracji, choc z mocnym akcentem sportowym. Znow moja rada, a pisze to z pozycji bylego instruktora narciarstwa. Taki pobyt w klubie, wsrod rowiesnikow, gdzie liczy sie wspozawodnictwo miedzy mlodymi, gdzie slucha sie uczacych i nie ma miejsca na kaprysy, jest o wiele bardziej skuteczny niz to, co sami mozemy ich nauczyc i to nie tylko w zakresie narciarstwa. Troche kosztuje, fakt, taniej byloby wyjechac razem, ale to inwestycja bezzwrotna, jak zwykle wobec dzieci, dajaca ogromna satysfakcje im i nam, rodzicom. Poczucie dobrze spelnionego obowiazku. Jazda na nartach jest zawsze duza frajda, tym wieksza, gdy sie to robi dobrze.