a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 224 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
12
Zawartość dodana przez a_senior
-
Te dwa Salomony są do siebie podobne. Różnią się nieco szerokością i wiązaniami, ale różnice są znikome. Ja z tych trzech wybrałbym najtańsze, czyli Volkle. 🙂 Ale jestem z Krakowa. 🙂 Do tego Volkle mają "ułatwiacz" skrętów w postaci przedniego rockera (lekko podniesione dzioby). Długość raczej w okolicy 155 cm, 160 cm też będą OK. Każda znana firma robi dobre narty. Do kolekcji dorzuciłbym jeszcze Rossignole.
-
A tak z ciekawości. Próbował ktoś kiedyś jazdy na takim czymś? Ja nie miałem okazji. Pewnie bym dał rady po kilku, może wielu, próbach, ale wyzwanie spore. Kiedyś próbowałem pojechać na rowerze poziomym. Po kilku podejściach dałem radę pojechać, ale pewnie się nie czułem. No i przez pewien czas jeździłem na Stridzie. Taki specyficzny składak, który składa się i rozkłada w 2-3 sekundy. Pierwsze jazdy były bardzo niepewne, ale potem już było OK. A te welocypedy nazywano także łamaczami nóg. 🙂 Było z czego spaść.
-
Nie. Nie ma żadnego wpływu na pedałowanie. Trzeba dobrze wyregulować pod ciężar. Ale pamietaj, że to jest sztyca pantografowa, bo ta prosta ze sprężyną w środku nie działa prawidłowo. Jedyna wada, prócz o tych co wcześniej pisałem, to lekkie cofnięcie siodeła przy montowaniu i w czasie uginania się sztycy. Trzeba to skompensować przesunięciem siodełka do przodu, ew. wymianą mostka na krótszy. Właśnie wróciłem z wycieczki pieszej na Śnieżnicę, a dokładnie na górną stację wyciągu w Kasinie. Tacy jak Ty rowerzyści mają tam dobrze. Nawet pogadałem chwilę z jednym z nich. Wyjeżdżają na górę krzesłem a potem zjazd jedną z kilku tras na dół. Jak na nartach, od łatwych do trudnych. Wszystko na rowerach stosownych, w kaskach, żółwiach, ochraniaczach. Gdybym miał nawet te 20 lat mniej chyba bym się skusił. Ba, nawet teraz mnie kusi. 🙂 A wracając na przełęcz Gruszowiec zbiegałem odcinkami jak za młodzieńczych lat. Uwielbiałem takie zbieganie nawet po bardzo stromych ścieżkach. Ojciec wyciągał mnie na nudne wycieczki górskie, więc musiałem sobie znaleźć rozrywkę. 🙂 Trochę groźne bo kamienie i żwir, no i wiek, ale dałem rady. 🙂 Aha, i wymyśliliśmy sobie z żona kilka dni nart w najbliższym sezonie. Spanie i jedzenie w ośrodku rekolekcyjnym (zdjęcie) blisko górnej stacji (20 min na piechotę). Niby rekolekcyjny, ale prowadzi też działalność czysto świecką. 🙂 Ceny rewelacyjne: 120 zł za spanie i jedzenie na dobę. Jedyny minus to, że trzeba zostawić samochód na dole i podejść 1 h. Bagaże wywożą za drobną opłatą.
-
Ja też mam taki z pełną amortyzacją. Zostaje cały czas w górach (BTW w dawnej stajni u sąsiadki :)). Stary, niedrogi full, ale wciąż dobrze działa. Kilka razy przymierzałem się do kupna nowego, ale ten stary wciąż jest OK. Natomiast do wszelkiej innej jazdy typu asfalt/gruntówka z wertepami biorę crossa, tego ze zdjęcia. I do niego wstawiłem ową amortyzowana sztycę Suntoura. Dlaczego? Bo po kilku strzałach w kręgosłup na nadmorskich ścieżkach uznałem, że coś trzeba z tym zrobić. Oczywiście najlepiej antycypować nierówności i amortyzować nogami i kolanami, ale czasem nie zauważysz. Zdziwiłbyś się jak skutecznie amortyzuje ta sztyca. Fulla nie zastąpi, ale naprawdę robi dobra robotę. A tak w ogóle to uważajcie na te jazdy wertepowe. Wszelkie wstrząsy się z wolna kumulują w kręgosłupie. Nie odczujecie tego od razu. Nawet nie po 2-3 latach, ale po kilku, kilkunastu już tak. Podobnie z kolanami. Nie przesadzajcie z ciężkimi, siłowymi podjazdami. Kłopoty nie przychodzą od razu, ale znów po kilku, kilkunastu latach. To samo dotyczy jazdy z odkrytymi kolanami w zimne dni. Jak napisał pewien kanadyski lekarz, fachowiec od kolarstwa: "w czasie jazdy chrońcie kolana, trzymajcie je w ciepełku".
-
Mitka już poznałeś, więc nie bierz tego zbyt poważnie. Ale przyznam, że i ja nie przepadam za taką wysoką pozycją. Owszem, po mieście jak najbardziej. Sam jeżdżę na "holenderce" z dość wysoką, a przede wszystkim, wąską kierownicą. Ta wąskość wielokrotnie przydaje się w ciasnych ulicach Krakowa, zwłaszcza na kontrapasach, czyli jazdą pod prąd. Ale do każdej innej jazdy zdecydowanie wolę bardziej pochyloną pozycję. Nawet moja małżonka też taką woli. Bardziej ergonomiczna, mniejsze opory powietrza i takie tam. 🙂
-
Bo? 😉 Ma swoje wady, fakt. M.in. po kilku tys. km łapie luzy, a większym przebiegu, przydałoby się wymienić. Koszt niestraszny. Warto dokupić neoprenową osłonę. Mogę tylko żałować, że wpadłem na nią tak późno. Może miałbym teraz mniejsze kłopoty z odcinkiem lędźwiowym, który przez lata dostawał za żywota na wertepach namiętnie ujeżdżanych na HT.
-
29 w MTB to 28 w crossie i np. w rowerach miejskich, tyle że obszerniejsza opona. Ta sama średnica koła. Na 28 jeździ się od dawna, w tym jeżdżę ja. Dlaczego, znając dobrze ten rozmiar, wprowadzono go w MTB stosunkowo niedawno? Ja tego nie widzę jako postęp, ale jako uzupełnienie oferty. Komponenty i osprzęt nie jest obecnie lepszy Mitku jeśli porównasz klasyczne elementy. Zresztą zawsze były komponenty lepsze i gorsze co miało swoje odbicie w cenie. Osprzęt bezlinkowy ma sens i to rzeczywiście można nazwać postępem a w każdym razie istotną zmianą. A swoją drogą nie wszystko w tych zmianach rowerowych rozumiem. Dlaczego gravele nie mają z przodu amortyzacji. Może dlatego, że byłby to wtedy cross z barankiem jako kierownicą i nie można by tego nazwać gravelem. 🙂 I dlaczego tak mało ludzi używa amortyzowanych sztyc typu Suntour NCX? Dla mnie rewelacja. I dla kręgosłupa również. 🙂
-
Ten postęp technologiczny trzeba traktować z dużą nieufnością i rezerwą. Wiele w tym komercji i wciskania ludowi ciemnoty. W rowerach, komputerach i wielu innych dziedzinach. Faktycznie, niekiedy postęp jest spektakularny, ale trzeba się dobrze orientować w temacie by odróżnić ziarna od plew. Czy postępem jest zmiana wielkości kół z 26 na 29 w MTB? Mam wątpliwości. Raczej poszerzenie oferty. Podobnie z napędami 3x 2x i 1x. Czy poszczególne podzespoły, typu przerzutki, łańcuchy, tarcze... są istotnie lepsze od tych produkowanych 20 lat temu? Czy są trwalsze? Czy ramy, stopy z jakich są robone czy ogólnie materiały (karbon) są lepsze od tych z przed 20 lat? Jak dla mnie istotne było wprowadzenie na szerszą skalę hamulców tarczowych, ale to żadna nowość. Itd. Dużo zmian, to fakt. Ale czy w dobra stronę? Istotna zmiana, czy sie to nam podoba czy nie (mnie nie :)) to wprowadzenie i udoskonalenie elektryków czy de facto motorowerów. Nawet dzieciaki na wsi na takich chcą jeździć i jeżdżą o ile stać na nie rodziców i krewnych (komunie 🙂). W komputerach przesiedziałem całe moje życie zawodowe. Postęp ogromny, choć prawie wyłącznie w technologii, bo koncepcja i zasady działania są niemal te same co w koncepcji Von Neumanna stworzonej w latach 40. ubiegłego wieku. Ale w techologii postęp jest ogromny. Superkomputer na owe czasy zainstalowany w krakowskim Cyfronecie w 1975 r., Cyber 73, jeden z dwóch największych w Polsce, miał trzy dyski. Każdy z nich był sporą szafą z krecącym się bębnem i posiadał pojemność 100 MB. Nie giga, mega! Po kilkunastu latach z tych trzech tylko jeden pozostał sprawny i to dzięki sztuczkom mojego kolegi. Jeszcze na początku lat 90. największy komputer w Polsce miał dysk o pojemności 100 MB! Postęp postępem, ale w laptopach, przynajmniej od dobrych kilku lat, postęp jakby przyhamował. Procesory niby ciut lepsze, ale szału nie ma. Dyski ciut większe, ale znów bez szału. Podobnie ekrany. Dużym krokiem naprzód było wprowadzenie na szeroka skalę dysków SSD co pozwoliło dać drugą młodość wielu starszawym laptopom poprzez wymianę tradycyjnych dysków. I znów, co komu potrzebne i co kto lubi. Najbardziej wymagające dla laptopa są gry. 🙂Osobiście do typowych zastosowań, czyli internet, obróbka zdjęć, składanie filmów i takie tam, używam kilkuletnich laptopów Lenovo. Ostatnio kupiłem za 800 zł (sic!) Lenovo T480 z procesorem I5 (jakaś nowsza generacja) i SSD 256 GB. I Windows 11. Bateria trzyma kilka godzin. Wcześniej dla żony T460. A wciąż mam w całkiem dobrym stanie dwa 10-letnie Lenovo X230. Niezniszczalne.
-
Może tak. W pracy mam, a właściwie miałem, podobnego do Mitka w sensie rowerowania osobnika. Nawet jeździł na tych samych maratonach co Mitek i pewnie go spotkał. Do pracy też dojeżdżał na rowerze jakieś 25 km w jedną stronę. Tenże mój kolega jeździ na lekko zmodyfikowanym MTB typu Unibike. Chyba ostatnio zmienił rower na trochę lepszy, ale dalej jest to średniak. Takie średnie Volvo w samochodach. Jeżdżę SUV-em AWD bo muszę. Inaczej nie dojadę do mojego górskiego domku. Inaczej nigdy bym takiego nie kupił. Ale przyznaję, że polubiłem ten typ samochodu z różnych względów.
-
Czy pamiętamy? 🙂 Miałem i używałem ich w życiu kilka. A jeden z nich intesywnie w Szwecji, gdzie spędziłem 2 miesiące na saksach w 75 r. Dojeżdżałem na nim do pracy (fabryka Ericcsona w Soederhamn), a w weekendy do tamtejszych dzikich i pustych lasów by zbierać lingon (nasza brusznica) i sprzedać go w punkcie. Było potem na obrączki ślubne. 🙂 Jeden z Wigry 3 ukradziono mi w pracy w Krakowie a jeszcze innemu pękła rama i udało mi się dokupić nową w sklepie. Na koniec, ten Wigry z wymienioną ramą też ukradli ze strychu. 🙂 Zasze traktowałem te różne Wigry jako idealny środek transportu na małe odległości. Nie czytam uważnie dyskusji sprzętowej. Blisko mi do zdania Mitka. Gravel uważam za przejaw mody (ciekaw jestem jaki będzie modny jego następca). Dodam, że na różnych rowerach szosowych (kolarkach) przejeździłem prawie 30 lat życia. Myślę, że w kupowaniu rowerów jest tak, jak wszędzie indziej, np. w kupowaniu samochodów. Dla zdecydowanej większości wystarczy dobry średniak. Np. z obecnej, względnie taniej Kia Sportage, jestem bardzo zadowolony. Gdybym przez przypadek wygrał na loterii drogi i wypaśny BMW, Lexus czy Merc... szybko bym go sprzedał. Pieniądze na lokatę dla... wnuków. 🙂 A kolejny samochód... czemu nie znowu Kia Sportage. Choć obecna ma tylko 100 tys. przebiegu. Chyba nie zdążę jej zmienić. 🙂 Dla przeciętnego miłośnika rowerowania (asfalt, grunt, leśne ścieżki) optymalny wydaje mi się cross lub HT gdy więcej jeździmy po pwertepach. Np. taki Giant Roam 2 (ten właśnie proponuję różnym znajomym) kosztuje niewiele ponad 3 tys. zł. Do trudniejszej jazdy w górach, choć bez ekstremów, IMHO powinien być dobry full, ale w granicach 10-15 tys. zł. można znaleźć dużo sensownych modeli. Do bardzo trudnych jazd górskich typu enduro (ostre zjazdy, skoki) rower typu enduro. 🙂 Ceny bardzo konkretne. Ale kto z forumowiczy, poza Piotrem, uprawia takie coś? 🙂 Ja uprawiałem dawno temu, ale wtedy pojęcie enduro było jeszcze nieznane. 🙂 I jeszcze jedno. Rower to nie narty. O ile uważam, że warto kupować narty z górnej półki, nawet będąc tylko narciarskim średniakiem, o tyle z rowerami jest inaczej. Nie ma co przepłacać w przypadku typowych rowerów. Chyba że chcemy szpanować innym szpanerom.
-
Dzięki za życzenia. Robie co mogę by go podtrzymać. Znaczy się zdrówko. Czyli jedziesz od Tyńca, gdzie spożyłeś. 🙂 Podjazd pod klasztor Kamedułów (to Mordor?). Podjazd pod alejkę, która prowadzi do kopca Kościuszki to poważna sprawa. Raczej z buta. Ale potem już po równym. To czym hamujesz? Nogami? 🙂 Będzie ciężko. 🙂 Był czas, że codziennie jeździłem pętlą: wałami Rudawy, podjazd pod ZOO, zjazd do Kamedułów, kawałek wałami Wisły, powrót wałami Wisły z drugiej strony, podjazd pod Al. Waszyngtona, zjazd do Błoń.
-
Naparzanki były, są i będą. Takie som ludzie jak mawiała pewna przekupka. FB to nie dla mnie. Popróbowałem, ale toto mi nie psuje. Do sezonu jeszcze daleko. Myślę, że tematy narciarski znów się pojawią na SF w stosownym czasie.
-
Z powodu "cenzury"? Chyba nie. Też jestem ciekaw dlaczego. Poważnie. Może dlatego, że SF + SL wystarczy w dobie słabnących forów? A i tu się niewiele dzieje wyłączając grupkę kilku, którzy dyskutują o wszystkim tylko nie o nartach. 🙂 O polityce też się znajdzie bo jakżeby faceci mogli o niej nie mówić. No i grupka forumowiczy spotyka się od czasu do czasu w realu a to bardzo zbliża. Swoją drogą to bardzo pozytywny fakt to spotkanie w realu w dzisiejszych czasach. Przypomina mi się co usłyszałem na jednym z kazań w kościele. Na pogrzeb młodego człowieka przyszło b. mało ludzi. W czasie mowy pogrzebowej ksiądz przypomniał, że zmarły miał wielu przyjaciół... na FB. A ja dzisiaj wracam na wieś. Pierwsze co zrobię po przyjeździe to wezmę rower i pojadę na przełecz Słopnicką z końcowym super zjazdem terenowym. Po drodze zbiorę 1-2 kg jeżyn, bo jest ich pełno. Na sok, bo drzemów w spiżarce już pełno, a nalewki jeszcze nie wypite. Tym chętniej pojadę, że pan doktor w szpitalu, z którego właśnie wróciłem, na pytanie czy mogę mocno podjeżdżać na rowerze oświadczył krótko: "ćwiczyć". 🙂
-
Dla dobra sprawy załóżmy, że tak było. 🙂 Swoją drogą w moim otoczeniu jest b. mało niepijących (w domyśle alkohol :)) w tym jeden były alkoholik. Zdecydowana większość pije umiarkowanie. Ale gdyby, np. ze względów zdrowotnych, musiałbym zupełnie zrezygnowac z alkoholu nie miałbym z tym większych problemów. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o paleniu papierosów. Paliłem przez ok. 20 lat, 10-12 sztuk dziennie i rzucenie nałogu było bardzo trudne i na szczęście skuteczne.
-
Jak dla mnie na jedno wychodzi. W każdym razie Mitek najwyraźniej żartu nie załapał. I ja też nie.
-
Spiochu, dałbyś spokój. Jak dla mnie słabe. Nie ma co się "szczycić" liczbą podziękowań za powyższy wpis, bo ludzi niechętnych Mitkowi tu nie brakuje i lubią gdy się mu dowala. Jak dla mnie też słabe z ich strony. Ludzie tak mają od zawsze. 🙂
-
Nic z tego. Za mądre to dla mnie. 😉 Bardziej przemawia do mnie doświadczenie niż teoria. Choć specjalizację na studiach zacząłem od fizyki teoretycznej, ale szybko przestawiłem się na doświadczalną (cząstki elementarne). A potem były już tylko komputery. Wino i piwo "odkryto" jakieś 5000 lat p.n.e., choć podawane są różne daty. Od tego czasu zebrało się kilka doświadczeń. 😉 One do mnie bardziej przemawiają niż mądre teoretyczne wywody. Do tego mam swoje własne doświadczenia z długiego przebiegu życiowego. W tym sporo doświadczeń alkoholowych. 😉Przekonałem się np., że lubię piwo (BTW odkryłem je w Belgii wiele lat temu gdy pracowałem jako rozwoziciel piwa Stella Artois w Liege). Lubię też wino. Jakże mógłym go nie polubić skoro mieszkałem we Francji ponad 7 lat. Nie lubię wódki i innych mocnych alkoholi. Do tego obserwuję innych, np. mojego belgijskiego 94 letniego szwagra. Pije dużo wina na codzień (i nie tylko wina), je dużo czerwonego mięsa i nie unika ruchu. Nigdy nie palił.
-
Ależ oczywiście, że sie da. Tylko co to za życie. 🙂 Nie będę sie wgłebiał w książkę tej pani. Na pewno chemicznie rzecz biorąc ma sporo racji, choc nie wykluczam, że za kilka lat inna pani lub pan, po innych badaniach wykryje, że umiarkowanie spożywany alkohol jest b. dobry na to czy tamto. Mimo wszystko zastanowił bym się dlaczego w krajach, w których pije się umiarkowane ilości alkoholu żyje się średnio dłużej. Dieta wszystkiego nie wyjaśnia. Podobny paradoks dotyczy cholesterolu. Badania pokazują, że jego nadmiar, konkretnie tzw. złego cholesterolu LDL, szkodzi układowi krążenia, prowadzi do zatykania tętnic i w konsekwecji do zawałów. Tylko jak wytłumaczyć fenomen francuski. Francuzi mają średni rzecz biorąc wysoki cholesterol i stosunkowo mało zawałów. A na dobroczynny wpływ umiarkowanych ilości alkoholu na nasz organizm mam proste wytłumaczenia. Jego picie, zwłaszcza w towarzystwie, poprawia nasz humor, czyni nas bardziej zadowolonych a to ma bardzo pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Jak wiadomo smutki i stresy mają za to wpływ fatalny. A na koniec "Sardyńska" recepta na długowieczność: Aktywność - Sardyńczycy bardzo dużo chodzą Dieta - prosta dieta bogata w naturalne produkty (kozi nabiał, warzywa i owoce) Relacje rodzinne - każdy mieszkaniec może liczyć na wsparcie i szacunek bliskich Życie chwilą, bez stresu i pośpiechu w otoczeniu pięknej przyrody Codziennie kieliszek czerwonego wina
-
Tyle że to się ma nijak fo faktów, a jak mnie uczono na studiach, jeśli teoria nie zgadza sie z faktami to jest do d... 🙂 Wsród krajów gdzie ludzie żyją najdłużej alkohol, głównie w postaci wina, spożywa się... umiarkowanie. Ale się spożywa. Zresztą jako katolik nie mam wyboru. Mój prorok jednoznacznie wskazał co trzeba spożywać. 🙂 W końcu nie zamieniał wina w wodę tylko na odwrót. 🙂 Swoją drogą sposób spożywania alkoholu pod różnymi postaciami świadczy o naszej kulturze i stopniu ucywilizowania. 🙂 A teorie, zwłaszcza głoszone przez rozmaitych uczonych, jak uczy życie, potrafią się zmieniać radykalnie i być różne w zależności od samych uczonych. Np. myć się często i dokładnie czy rzadziej i pobieżnie (ostatni artykuł w Polityce) albo margaryna czy masło albo papierosy szkodzą czy nie (dzis wiemy, że bardzo szkodzą, ale był czas, że nie szkodziły wg niektórych uczonych 🙂). Nie mówiąc o ekonomii, gdzie nawet laureaci Nobla potrafią reprezentować przeciwstawne teorie. W fizyce, wydawałoby się nauce "obiektywnej", to samo. A w narciarstwie. Ileż to tu było dyskusji a nawet kłótni na temat jedynie słusznych technik jazdy. Do wszelkiego typu radykalnych stwierdzeń i teorii trzeba zachować umiar, spokój, nieufność i dużo zdrowego rozsądku.
-
Do tego w różnych kategoriach wiekowych. 🙂 A obaj są dobrze w tym co robią. Te mitkowe 30 km w jedną stronę do pracy naprawdę imponuje. A Spiochu szaleje z powodzeniem na górskich trasach i singletrackach. Aż dziw, że odkrył to tak poźno. Ja uwielbiałem we wczesnej młodości leśne zjazdy po nierównych ścieżkach. Przypominały mi jazdę na nartach. A że miałem Favorita na szytkach to po każdym takim "zjazdowym" dniu było mocne centrowanie kół. 🙂 Pierwszy lichy MTB z ok. 1990 r., tandetny chińczyk, to było dla mnie radosne odkrycie. Tyle że wtedy przekroczyłem już barierę 40-ki.
-
I brawo. Szczerze. 🙂 W swoim szczycie rowerowania na przełomie wieków daleko mi było do takich osiągów. Na ogół był to podkrakowski wypad w dolinki, z solidną porcją podjazdów (i zjazdów :)), teren mieszany, ale dojazd asfaltowy. Najczęściej pojedynczy wypad to było ok. 70-100 km. Średnia pewnie ok. 20 km/h. choć tym sie nigdy nie przejmowałem. Rower jak na zdjęciu poniżej z 1997 r. Niedługo dołożyłem przednią amortyzację. Nie brałem też udziału we wszelkiego typu maratonach czy zlotach, bo rower dla mnie to raczej samotność i intymność. I na takim rowerze jak na zdjęciu jeździłem też w góry. Dawało sie jeździć, ale dopiero po kupnie fulla 2010 r. poczułem różnicę. Dziś, np. zjeżdżając do mojego domku krętą, nierówną leśną ścieżką, nie wyobrażam sobie jazdy np. na crossie. Samobójstwo. 🙂 I dlatego mam dwa rowey. A ten trzeci miejski wynika ze specyfiki jazdy w Krakowie. Z której najważniejszym elementem jest możliwość pozostwaienia pod sklepem roweru bez większego strachu, że po powrocie go nie zastaniesz. 🙂
-
Fakt. W tym sęk. 🙂 Ja trzymam rowery (w tym 2 żony) w piwnicy (full na ogół zostaje w górach). Spinam je ulockiem, ale wiem, że ryzykuję. To jeden z powodów, dla których nie zdecydowałem się na zakup drogiego roweru. Ten miejski trzymam wręcz na klatce schodowej. Ma blokadę na tylne koło, taką podkowę. I jak do tej pory nikt go nie ukradł, choć zostawiam go tylko tak zapętego byle gdzie. Lekko pordzewiały, wygląda mało zachęcająco. Przed kupnem crossa jeździłem wszędzie na fullu z oponami 2.1'. I dało się, ale crossem w lekkim terenie i na asfalcie, a takie mam podkrakowskie warunki, jeździ się dużo lepiej. Dodam, że dołożyłem do crossa amortyzowaną sztycę. Przez moment myślałem nad zakupem gravela (ciągoty starego szosowca), ale dałem sobie spokój.
-
A w górach po trudniejszych trasach jeździsz?
-
To nie tak. Ja używam trzy rowery. Full (stary, ale jary) do jazdy w górach, cross do jazdy pod miastem i holenderkę do jazdy w mieście. Mieszkam w centrum, więc te odległości miejskie są u mnie stosunkowo małe. I każdy z nich jest optymalnie dobrany do warunków. Wątpliwości mam tylko nad Bałtykiem, gdzie zwykle spędzam 2 tygodnie wakacji. Zabrać fulla czy crossa? Każdy z nich ma swoje plusy dodatnie i ujemne w tamtych warunkach. 🙂 A nart od wielu lat używam jednych. Slalomki. Ale jeżdżę głównie on piste. 🙂 Doklejam jeszcze zdjęcie z rowerkami wnuków. Prawda że ładne? Na razie mają tylko po jednym. 🙂
-
Myślę, że mnie by pasowały te 22/34 a nawet 22/36. Nie było okazji spróbować. Trochę zależy też od wielkości kół. Ja wciąż jeżdżę na 26 (jeśli kiedykolwiek kupię nowy to będzie 27.5) i przy tych samych układach tarcza/koronka tylna jest ciut bardziej miękko niż przy większych kołach. Właśnie wróciłem z małego wypadu. Ach co to był za zjazd. 🙂 Niby łatwy, ale na drobnych kamyczkach nietrudno się wyp...