Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 220
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    12

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Pomoże. Cel jest taki by stojąc w naturalnej  (bez żadnych dodatkowych ugięć kolan na boki) pozycji zjazdowej (szpotawość lub xwatość zmienia się przy ugięciu kolan, LeMaster poświęcił butom cały rozdział) narty przylegały całą powierzchnią do podłoża. Nacisk na całą powierzchnię ma być równomierny. Można pokręcić śrubkami i zmienić nieco pochylenie boczne cholewki, ale można też podciąć buty od spodu. Poczytaj np. tu: https://skiracecente...ch-cz-1-canting
  2. Czasem nie wystarczy. W moich butach jest obustronna regulacja bocznego pochylenia skorupy. Nie wiem ile sto stopni, ale trochę jest. Podkręciłem na max w stronę szpotawe, choć wydaje mi się, że mam podudzia dość proste i - jak sądzę - jeszcze trochę brakuje. Po prostu ta regulacja jest niewielka.
  3. a_senior

    Nauka jazdy dzieci

    Nie istnieje. Górole się nie dogadali między sobą. Tyle z niego zostało: https://photos.app.g...QEChjH7GPmVnCn2Swoją drogą był taki sobie, ale był. Na szczęście 5 km dalej i wyżej jest świetny Lubomierz, choć tylko orczyk.   Luśka,   Jeśli kupować to tylko używane. We Francji Decathlon organizował kilka razy w roku giełdę, w tym narciarską (bo na letniej kupiłem rower dla dziecka). Wszystkie narty i buty kupowaliśmy tam. A giełda była czysto rodzicielska, nie było tam zawodowych handlarzy. Do tego dostawało się jakieś bonusy na kupno nowego sprzętu w Decathlonie. W Krakowie kupowałem dla dzieci na giełdzie. Ale kolega kupuje używane w komisie. Nawet bardziej zamienia, bo oddaje stary, wyrośniety i bierze większy. I tak aż do ustalenia się wymiarów. W Modlnicy koło Krakowa.
  4. Master, myślę, że obaj mamy rację i zachodzi pewne nieporozumienie. Ty masz na myśli profesjonalny serwis, w tym ostrzenie krawędzi od spodu, ja - amatorskie poprawianie ich stanu. Zgodzę się z Tobą, że nie da się porządnie wyostrzyć krawędzi od spodu domowymi sposobami. A raczej nie da się tego zrobić w rozsądnej proporcji efektów do włożonego czasu. Chodzi mi o to, że ostrząc średnim pilnikiem z prawidłem 0.5 (takie posiadam) można znacznie poprawić stan krawędzi. Pilnik się trochę ślizga po ślizgu nart, fakt, ale trochę jednak zbiera krawędzi. Zwłaszcza wszelkie wypukłości i zadziory i zwłaszcza w okolicy piętek, gdzie zmiany są najbardziej widoczne. Oczywiście takie ostrzenie i takie efekty są nie do przyjęcia dla profesjonalnego serwisu, ale amatorowi, takiemu jak ja, w zupełności wystarczy.   Dodam, że mam kilka pilników średnich i jeden drobny, którego nigdy nie użyłem. Swoje narty (+ rodziny i znajomych) ostrzę od 1989 r, gdy kupiłem pierwszą porządna ostrzałkę Kunzmanna. Wcześniej też to robiłem, ale sprzęt (jakaś mizerna peerelowska ostrzałka) nie pozwalała na wiele). Teraz ostrzę kątownikiem i pilnikiem, dokupiłem pazur, gumkę. Chyba dokupię jeszcze raszplę.  A moje ostrzenie - zgroza - robię na dywanie w przedpokoju (gdy żona nie widzi). Bez prawideł, choć być może się to wkrótce zmieni. I naprawdę daję radę i nie czynie nartom żadnej krzywdy.
  5. a_senior

    Nauka jazdy dzieci

    Luśka, wiele zależy od dziecka. Dam przykład mojej córki. Mając 3 lata kupiliśmy jej prawdziwe buty narciarskie, jakiś bardzo proste nartki (nie w znaczeniu karwingowym ) i... pomimo kilku prób zabawy na śniegu, daliśmy spokój. Mając 4 lat, szybko oddaliśmy w ręce zawodowej instruktorki (mieszkaliśmy wtedy we Francji). Po kilku godzinach już zjeżdżała z czerwonej trasy techniką płużną nazwijmy to. A na drugi dzień już samodzielnie korzystała z orczyka. Podaję stare zdjęcia z 1990 i 1991. A teraz (2014, czarna ścianka w Galtur) jeździ tak: https://photos.app.g...lFTXv9I6PFkIgz1   Hirmantaz 1990 Hirmantaz 1991 Hirmantaz 1991
  6. Czegoś tu nie rozumiem. Zakładając, że mam wcześniej założoną krawędź 0.5. Ostrząc prawidłem (od biedy można dać kawałek papieru, np. toaletowego ) pilnik, owszem ślizga się częściowo po kawałku ślizgu, ale przede wszystkim piłuje krawędź. Robiłem to wielokrotnie i udawało się. Krawędzie nie są idealnie wyprowadzone jak napisałem, ale jest dużo lepiej niż pierwotnie. Albo więc jestem nadzwyczajnie zdolny albo...
  7. To niestety trwa i nie da się tego dobrze zrobić domowymi metodami. Prawidło 0.5 stopnia, dobry pilnik (używam takiego o średniego Kunzmanna) i... ok. 30 min pracy z jedna parą nart. Ale rezultaty są takie sobie. Nic nie zastąpi planowania w serwisie.
  8. a_senior

    W Białce kradną!

    Niekoniecznie taterników. Moja starsza o 4 lata siostra też taką miała i używała. Mój ojciec, amatorski przewodnik górski, też. Ciekaw jestem czy ktoś jeszcze pamiętam, w swoim czasie bardzo znaną, "horolezkę"?
  9. a_senior

    W Białce kradną!

    Mnie ukradziono tylko gogle we Francji, gdy zostawiłem je w powieszonym na słupie małym plecaczku. W Polsce nigdy nic. Kilka lat temu w Ischgl byłem świadkiem pomstowania Francuzki, której ukradli ze stojaka narty z... wypożyczalni. Dobrej jakości. Zostawili jej w zamian takie byle jakie. Klęła na całego. A działo się to w Idalp, dobrze powyżej 1600 m.   Ale najbardziej spektakularną kradzież widziałem przed kilku laty w Kasinie. Gdzieś już o tym pisałem. Siedzę sobie przed knajpką i co widzę? Z knajpy wychodzi kobieta z mężem, podchodzi do stojaka i nerwowo stwierdza: "nie ma moich nart, ukradli!". Po kilku nerwowych chwilach mąż mówi do niej: "to weź te - i tu wskazał jakieś zacne narty -  i szybko zapakuj do futerału". Tak też zrobili i oddalili się. Siedziałem blisko i obserwowałem scenę. Tak mnie zatkało, że nie zareagowałem. A powinienem. Działo się to tak szybko, było tak niespodziewane, że po prostu zgłupiałem, o co mam do dziś do siebie pretensję. Odsiedziałem jeszcze dobrą chwilę czy ktoś nie zgłosi kradzieży tych zacnych nart, ale nikt się nie pojawił. 
  10. I niech tak zostanie, znaczy by skibus nie jeździł z Białki. Jak dla mnie Jurgów jest w Małopolsce tuż za Jaworzyna Krynicką. Czerwone są uczciwe, czarna nie bardzo czarna, raczej taka purpurowa. Do tego kilka łatwych niebieskich dla zupełnie początkujących. I do tego piękne widoki. Z kwaterę nie jest tak źle. Pamiętam, że bez trudu znaleźliśmy w okolicy, choć podwózka samochodowa konieczna. Duża chałupa, pyszne, niedrogie posiłki.
  11. A ja niestety wielokrotnie widziałem i/lub słyszałem. Może nie tyle by kupować za małe, tego nikt wprost nie mówi, ale na granicy zbyt małego. Sam się zresztą dałem boleśnie nabrać, co zresztą opisałem.  Stąd mój post otwierający.
  12. Masz rację lobo. Dobór buta jest trudną, wieloparametrową sprawą. Ja zająłem się tylko jednym: długością. I zrobiłem to celowo, bo sądzę, że przesadnie zachęca się, nie tylko na tym forum, do wyboru zbyt ciasnych butów. W każdym razie kompromis: efektywność/wygoda nie jest zachowany. Do tego dochodzi problem marznięcia, a nawet gorzej, palców w czasie nartowania, o którym niewiele się mówi. Przypomina się o nim dopiero, gdy nas to osobiście dotknie.   Geometria skorupy i doprowadzenie "podwozia" do stanu równowagi są bardzo ważne. Pochylenie boczne można nieco skorygować śrubkami (niewiele), o ile but takie posiada, można wkładkami a być może podcięciem spodów. Do tego dochodzi zbyt mocno eksponowany index flexu. LeMaster poświęcił w swojej książce butom cały długi rozdział i żaden na temat doboru nart. Ale ja w tym wątku zwróciłem uwagę tylko na jeden aspekt, który w skrócie można ująć: uważajcie na zbyt krótkie buty. 
  13. Tak, to trochę zmienia obraz rzeczy. Być może następne buty tak potraktuję. Rozumiem, że jest to forma wyciągania buta. Takie odbarczenie wzdłuż. Czy tak? Region kostek niestraszny. Już skutecznie odbarczałem. 
  14.   Oczywiście, ale do tego każdy dochodzi dość szybko. I każdy ma swoje małe "sztuczki". Ja też, zwłaszcza po ponad 50 latach jeżdżenia na nartach. Harpia, nie wiem czy jesteś zawodowcem czy amatorem, który myśli, że jest zawodowcem. A może na odwrót? Myślę, że przykładasz dużo wagi do różnych szczegółów. Czy za dużo? Nie mnie oceniać.     Wyprostowanej. Pomiar nie jest oczywisty z różnych względów, ale można to zrobić z dość dużą dokładnością, powiedzmy 2-3 mm. I trochę zmienia się z czasem.
  15. Znów napiszę małą prowokację. Od wielu lat, nie tylko w Polsce, wszyscy radzą by kupować możliwie małe buty narciarskie, że amatorzy mają tendencję do kupowania zbyt dużych butów. Prawda, ale nie można przesadzać i w drugą stronę. Buty nie mogą być za krótkie!  Bo to grozi różnymi konsekwencjami. Sam jestem tego przykładem. Moje stopy mają długość: lewa 28 cm, prawa - niestety - 28.5 cm. Przez większość narciarskiego życia kupowałem rozmiar 28 (w notacji EU 44). Skutek: cierpienie na stoku i dwukrotne prawie odmrożenie palców. Najgorsze było w Kaprun, jeszcze chwila i naprawdę bym źle skończył. To samo przeżył mój kolega instruktor, dziś zamieszkały we Francji. Od tej pory, świadomie, kupuję ciut za duże buty. Ma być 29 lub 45 jak kto woli. Trochę za duże, ale wspomożony odpowiednimi wkładkami Sidasa, jest OK. Może niektórzy skarżący się w innym wątku po prostu kupili za małe buty.   I druga rzecz. Nawet trochę za długie buty (celowo piszę za długie, a nie za duże) nie są tragedią. Wiem, pronacja, duży palec i te rzeczy. Dla amatora, nawet dobrego, a za takiego wciąż się mam, bez większego znaczenia. Ważne by było trzymanie boczne wzdłuż całej stopy. To zapewniają klamry. A że końcówki palców mają trochę przestrzeni? W czym to przeszkadza? Owszem pomaga, bo przy większych mrozach nie marzniemy tak bardzo. Palce nie są ściśnięte.   Osobiście radzę moim znajomym. Nie kupujcie za małych butów, bo to może być groźne, a na pewno mocno niekomfortowe. Narty mają być dla amatora przede wszystkim rozrywką, przyjemnością, nie zmaganiem się z bólem spowodowanym zbyt ciasnymi butami. Howgh
  16. Nikt nie proponuje Jurgowa (Jurgów-Hawrań), tego blisko Białki. Nie było mnie tam kilka lat, ale wtedy był bardzo OK.
  17. Masz rację. Z ciekawości zerknąłem kiedy Austria ma ferie. Byłem w Zillertal 4-11 luty 2017 i wtedy miał m.in. Wiedeń. A więc ferie w pełni. Ciężko znaleźć termin bez jakiś ważnych ferii. Jadę w okolice Kitzbuhel 30-6 styczeń 2018 i wpadam w ferie dla całej Austrii. Potem połowa lutego w Cortina we Włoszech. Nie widzę włoskich ferii, ale może będą holenderskie.  
  18. Przysięgam, że nie Mogę Ci jeszcze podrzucić kilka takich. Filmuje od kilku lat, tyle że te wcześniejsze filmowałem kamera i skupiałem się głównie na jeździe dobrze jeżdżących moich dzieci, a te ww. są filmowane aparatem w Zillertal i chciałem uchwycić chwilę.
  19. Fakt, ostatnio mało jeżdżę na polskich stokach. Trochę z lenistwa, trochę ze starości. Na Pitztalu nie byłem, ale np. 3 razy pod rząd jeździłem do Ischgl. Tam też nie brakuje trudnych tras, zwłaszcza z Palinkopfa. Kilku dobrze jeżdżących, w tym moja córkę, widziałem, ale reszta była równie przeciętna jak na dwóch filmikach, które wystawiłem wyżej.   Jeszcze jedno. Zapewne na moje wątpliwości zawarte w poście otwierającym wątek ma wpływ wiek. Bo też różnie w zależności od niego podchodzimy do wielu spraw. Nie jest to obraz czarno-biały, ale różnice są widoczne. Kiedyś np. uwielbiałem oglądać relacje sportowe, także narciarskie. Dziś prawie tego nie robię. Podobnie w samym podejściu do narciarstwa. Kiedyś "cisnąłem", jak to ktoś napisał, ile wlezie. Z Kasprowego grzałem na dół jak najszybciej i sprawiało mi to dużą frajdę. Od dawna już przestała mnie interesować szybka jazda. Kiedyś starałem się jeździć do upadu, od świtu do nocy, możliwie bez przerw. Od dawna już się to zmieniło. Dziś liczy się przyjemność z możliwie dobrze technicznie przejechanej trasy, z licznymi odpoczynkami niekoniecznie wynikającymi ze zmęczenia. A przede wszystkim odkryłem w narciarstwie dodatkowe zalety. Możliwość miłego spędzenia czasu z najbliższymi. Z rodziną i znajomymi.
  20. Pamiętam wpisy znajomej z Sopotu na liście dyskusyjnej, jeszcze z czasów przed forumowych. Opowiadała o najeździe "Ruskich" na stoki Nosala. Tak właśnie opisywała ich jazdę.   Ale prawdą jest, że tam gdzie jeżdżę, czyli różne ośrodki alpejskie, rzadko się takich widuje. Zawodników, ani nawet takich, którzy chcieliby jeździć jak zawodnicy, też prawie się nie widuje. Ludzie na ogół jeżdżą tak jak na załączonym filmiku z Zillertal z zeszłego sezonu. W ogóle ten mój otwierający post jest czysto teoretyczny, bo w praktyce właśnie widzimy to  https://photos.app.g...1kahOBXtxy5R2A3lub to: https://photos.app.goo.gl/5WodMiCXGqt0bciC3
  21. Wiele z tego co robimy na co dzień można porównać ze sportem. Spacer do sportowego chodu, a jogging do biegów na zawodach lekkoatletycznych.  Technika tego faceta być może pochodzi z zawodniczej jazdy. Ma na pewno z nią trochę wspólnego, ale przede wszystkim jest optymalnie dopasowana do trasy.  Jak dla mnie facet jedzie rodzajem śmigu hamującego o zmiennym rytmie, stosując wszystkie znane mi techniki, w tym carving.   Fakt, Staszka Tatkę pamiętają starsi. I drugi fakt, nawet ja stary zaczynam od internetu. Jeśli tu czegoś nie ma, to nie istnieje. Dodam, że wielu z tych co pamietaja Staszka, choć nie ja, chodziło na co wiosenne rajdy tatrzańskie do 5 stawów, które prowadził. Taki rodzaj freeride'u. Trochę o nim napisałem tu: http://www.kochamnar...nislawem-tatka/
  22. Bardzo być może, jak mówi znajomy lekarz. Tak, Między 1964 a 1968 bywałem na Kasprowym lub Gubałówce, gdy pogoda, zwłaszcza silny wiatr, odcinał Kasprowego, prawie w każdą zimową niedzielę. Od początku stycznia do połowy kwietnia. Jako rocznik 50' miałem wtedy... - łatwo policzyć. Na wyjazdy z Krakowa do Zakopanego zabierał mnie ojciec - zapalony narciarz, choć do końca życia nie nauczył się technik równoległych. I na pewno wtedy się widzieliśmy, najpewniej w kolejce lub w kolejce do kolejki. Nie jeździłem wtedy dobrze.   Książki Jouberta i Vuarneta, niektórzy mówią o Joubercie jako ojcu współczesnego narciarstwa, oczywiście czytałem, choć chyba nie pasjonowałem się nimi w takim stopniu jak Ty. To ta para "badaczy", bo tak należałoby ich nazwać, wyprowadziła Francuzów na medalowe szczyty. Oni skupieni byli na narciarstwie sportowym, zawodnikach, zawodach, medalach. Amatorami w zasadzie się nie zajmowali. Czytałem je po polsku, bo francuskiego wtedy nie znałem, a nawet lekceważyłem (życie mnie za to pokarało ).   Tak, i wtedy i teraz, najlepszymi narciarzami, przynajmniej na typowych trasach, są zawodnicy, obecni lub byli. I to jest normalne. Pamiętam, że jednym z motywów, którymi zachęcano nas do jeżdżenia na tyczkach było "warto ćwiczyć na tyczkach, bo skręcasz nie tam gdzie chcesz, ale gdzie musisz". I to jest oczywiste. Nieoczywistym jest to w jakim stopniu warto wykorzystać techniki stosowane w slalomie (jak najszybciej znaleźć się na dole jadąc po torze przeszkód) w amatorskiej jeździ na zatłoczonych stokach. I na ile one są one dla nas przydatne.
  23. To jeszcze jeden. Jedno z moich ulubionych preludiów Bacha z Das Wohltemperierte Klavier. Dziewczyna jest niesamowita. I do tego bardzo ładna. 
  24. No cóż. Nie spodziewałem się tylu wyważonych i rozsądnych komentarzy. Oczekiwałem raczej nagonki i oburzenia dla obrazoburcy. A tu nic z tego. Do tego temat otworzyłem na tym forum przez pomyłkę. Miał pójść na inne. Najlepiej mnie podsumował mlodzio w poście #22. Właśnie tak to widzę. Ale rzecz nie jest oczywista. Mitek ma racje pytając na kim mamy się wzorować. Na Heniu? Na pewno nie. Tyle że te zawodnicze wzory też nie są dobre.   Tak, dość dobrze znam historię narciarstwa, również z własnego doświadczenia. I dobrze znam to zauroczenia, nas amatorów, narciarstwem sportowym. W 68' odbyłem kurs pomocnika instruktora prowadzony przez słynnego Staszka Tatkę. Na kim się wtedy wzorowaliśmy, co było naszym ideałem? Austriacka szkołą kontrrotacji. W uproszczeniu  - tułów w jedną, narty w drugą stronę. Dlaczego? Bo Austriacy wygrywali zawody, rzekomo tak jeżdżąc. Idiotyczna technika, na szczęście zapomniana. W 70' a może 71' uczestniczyłem w kusie instruktorskim. Co było naszym ideałem? Avalement, błędnie tłumaczony jako "odchylenie". Dlaczego? Bo wygrywali Francuzi rzekomo stosując tą technikę. Narciarzy amatorów ogarnęło szaleństwo. Każdy wkładał do tyłu butów łyżki zwiększające oparcie tyłu butów na łydki. Dlaczego? Bo tak przecież jeździli zawodnicy... przynajmniej tak się nam amatorom wydawało. A stoki były wtedy trochę mniej zatłoczone niż dzisiaj, ale tylko trochę mniej. I te wszystkie kontrrotacje i "kristianie odchyleniowe" były równie użyteczne dla przeciętnych narciarzy jak dzisiejsze...   A co do muzyki i kanonów. Ostatnio zauroczony jestem pięknym utworem ABBY w wykonaniu jednej z najlepszych mezzo sopranistek świata Sophie von Otter. Śpiewa m.in. arie Bacha, ale potrafi też śpiewać tzw. "białym głosem". Piękne, nostalgiczne. Wspomnienia dojrzałej kobiety, która znalazła się w swoim pokoju z dzieciństwa. 
  25. se7 Narciarze wyszkoleni od podstaw na nartach przeznaczonych do jazdy na krawędziach (celowo nie podaję specyfikacji) nagle dostają narty z lat siedemdziesiątych + załóżmy 20lat czyli koniec XX wieku dłuższe o 10-20cm   Myślę, że mieliby kłopoty i to duże. Ale nawet tacy starzy narciarze jak ja, zaczynający na długich ołówkach (było nawet 210 cm w szczycie), mieliby kłopoty z powrotem. Kiedyś, już po przestawieniu się na karwingi, i to stosunkowo długie 180 cm, spróbowałem ponownie 200 cm slalomki Volkla. Tragedia.   Dziadek Kuby A co komu przeszkadza, że ktoś tam czyta książki o technice, podpatruje zawodników, rozdzielając jeden skręt na klatki. Próbuje ich imitować, jednocześnie zdając(albo nie zdając) sobie sprawę z przepaści dzielącej nawet bardzo dobrego amatora od przeciętnego zawodnika   Absolutnie nic nie przeszkadza. Sam to robię czytając mądre książki i analizując przejazdy różnych ludzi. Nawet to i owo próbując. Ale to jest rodzaj hobby. Coś mogę z ich jazdy skorzystać, ale wiem, że w warunkach polowych ich techniki są dla mnie tak sobie przydatne. Bo zupełnie inne są uwarunkowania.   Harpia Dążę do jazdy na krawędzi najdłużej jak się da ( mam na myśli nawet bardzo strome trasy). Czasami (często) się nie da i to jest dla mnie mały dramat      Rozumiem, że tak lubisz, że sprawia Ci to frajdę, ale nie dlatego, że tak jeżdżą zawodnicy w slalomach a Ty starasz się ich naśladować. Bo po stromych i zmuldzonych trasach można jeździć innymi metodami, bardziej skutecznymi niż carving za wszelką cenę.   zajac   To te osoby piszą tutaj najwięcej merytorycznie wartościowych treści i trudno żeby nie odwoływali się do przykładów "z górnej półki", po prostu tych najlepszych. A najlepszymi są zawodnicy, którzy startują w zawodach i których można obserwować, podziwiać itp.   Tyle że oni nie jeżdżą w warunkach jakich my jeździmy. I nie te cele sobie stawiają.   spiochu  Na nartach nie dojeżdża się do pracy ani na zakupy. Narty nie są więc jak jazda autem po drogach, tylko jazda po torze. Opłacasz wyznaczoną trasę i ciśniesz. W założeniu jak najszybciej, jak najlepiej lub dla jak największej frajdy (patrz drift autem).   Ale nie jesteś na stoku sam. Jak jesteś, możesz sobie cisnąć do woli, ale na ogół na stoku masz pełno ludzi. I w tym sensie to przypomina jazdę samochodem po drodze. Jeśli ciśniesz wśród ludzi to jesteś po postu niebezpieczny. Dla siebie i innych.   Nie, nie chodzi mi o to by w ogóle nie zawracać sobie głowy sportowym narciarstwem zjazdowym, bo w typowych warunkach nie jest ono zbyt przydatne dla amatora. Chodzi mi o zachowanie odpowiednich proporcji i uświadomienie sobie prostego faktu. Techniki stosowane przez zawodowców w zawodach slalomu służą do najszybszego pokonania trasy. Odpowiednio przygotowanej i, z wyjątkiem tyczek, pustej. Pozbawionej ludzi! My jeździmy po przeważnie zaludnionych trasach. Naszym celem, prócz zapewnienie sobie frajdy, jest zachowanie bezpieczeństwa. Do tych celów techniki zawodnicze niekoniecznie są optymalne.   I gdybym miał postawić za wzór do naśladowania, cel do którego (po odjęciu odpowiedniej liczby lat chciałbym dążyć w narciarstwie byłaby to wielokrotnie tutaj pokazywania jazda Richarda Bergera. Niewiele ma wspólnego z jazdą zawodnikow w slalomie. Tu jest wszystko najlepsze co można znaleźć w amatorskiej jeździe po dość stromym, dość zmuldzonym stoku. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...