Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 513
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    14

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Pomiędzy francuskim i polskim. O muldach i garbach już pisałem, ale to w sumie drobiazg, jedno słowo. Niestety jest ich więcej, a niektóre są dużo poważniejsze. Jeden szczególnie wydaje mi się ważny. Morgan w swojej gadce często używa pojęcia "równoważenia się na nodze", "być w równowadze na nodze". W zależności od sytuacji na nodze prawej, lewej, wewnętrznej czy zewnętrznej. Ba, zamiast słowo "noga" na ogół używa "stopa". Po naszemu byłoby to mniej więcej: przenoszę ciężar na daną nogę i staram się utrzymać na niej równowagę. Cały czas przewija się to pojęcia "zrównoważenia się na stopie". Oczywiście odciążenie i obciążenie też występuje, ale dominuje to pierwsze. Niestety, jak dla mnie o wiele bardziej sugestywne i bliższe rzeczywistości. Bo przecież narciarstwo to sport równowagi jak powiedziałby w dosłownym, błędnym tłumaczeniu Morgan.      
  2. a_senior

    Kadencja na rowerze

    No popatrz, a ja w tym czasie rowerowałem z żoną 30 km na zachód, w okolicach Smołdzina. Kilka fotek: https://photos.app.g...ioYuuTM9Qh1n1k8
  3. a_senior

    Muldy czy garby?

    Tak mniej więcej było. Na Nosalu zacząłem jeździć dość wcześnie, jeszcze w latach 70-tych. O ile pamiętam, w tym czasie były dwa wyciągi orczykowe, dolny i górny. Górna część była faktycznie stroma i trudna. Często zlodzona. Dolna mniej stroma, ale często zmuldzona. I śnieg bywał różny. Albo miękki, niekiedy zupowaty i wtedy jazda była trudna, albo mocno zmrożony z wyślizganymi, lodowymi pagórami i wtedy było groźnie. Nie pamiętam kiedy zamieniono dolny orczyk na krzesło. W każdym razie Nosal nigdy nie był łatwą górą. Górny odcinek - bo stromo, dolny - bo muldy + trudny śnieg.   Doczepiam 3 zdjęcia z kwietnia 2005. Testowałem wtedy na Nosalu, na dolnym odcinku, bo górny już wtedy nie chodził moje slalomki. Widać zupę. Panie (żona i koleżanka z Zakopanego) szybko odpuściły.  
  4. a_senior

    Muldy czy garby?

    Jaki zdrowy rozsądek. W popieraniu ewidentnego błędu! Niezrozumiałe? Chyba dla nieuków. Lepiej równać w górę niż w dół. Gdy dowiedziałem się, że przez całe lata narciarskie się myliłem w zrozumieniu znaczenia słowa "mulda" to przede wszystkim mi się głupio zrobiło. Że byłem taki niedouczony. W końcu były instruktor.   Posiadam bogatą kolekcje książek narciarskich. Chyba kilkanaście: Lesiewskich, dwie Peszki, Szafrańskiego czy cytowanego Andrzejewskiego nie mówiąc o kilka Śp. Szczęsnego. Zerknąłem co piszą o muldach czy górkach. Tylko w dwóch coś znalazłem. O Andrzejewskim i "Narty 2" już pisałem. Tylko krótki rozdział, Konsekwentnie używa słowa garb, nie pojawia się w ogóle słowo "mulda". Peszko w jednej ze swoich książek poświęcił "muldom" cały rozdział. Zaczyna mniej więcej tak: poprawnie "mulda" oznacza zagłębienie, ale ponieważ powszechne zrozumienie jest inne, ja będę używał tej "niepoprawnej" formy, gdzie mulda znaczy górka. Przecież to wstyd. Popieranie nieuctwa.   Tak czy tak zostaję przy swoim. Garby a to co pomiędzy nimi to mulda. Kompletnie nie zależy mi na tym czy ktoś mnie zrozumie. Tłumaczę dla własnej satysfakcji i pro publico bono. Szkolenie Morgana uważam za świetne, choć nie bez wad. Na pewno przydatne dla chcących się poprawić w narciarstwie już niezłych amatorów. I przy okazji, jeśli tkwią w błędzie, dowiedzą się co znaczy "mulda".
  5. a_senior

    Muldy czy garby?

    Zacząłem ten wątek interesownie, nie z nudów. Po prostu trafiłem na problem i myślałem, że forum coś podpowie. Ostatecznie w moim tłumaczeniu jest jazda po garbach a mulda pojawia się, gdy Morgan mówi o jeździe w zagłębieniu między garbami.   Temat skądinąd jest interesujący dla językoznawcy, bo naprawdę trudno wytłumaczyć dlaczego słowo "mulda" od niem. "mulde" oznaczającego zagłębienie, nieckę, co zresztą potwierdzają wszelkie polskie słowniki, radykalnie zmieniło znaczenie w narciarstwie. Przynajmniej w powszechnym rozumieniu. I nie ma co próbować dorabiać teorii, że mulda to jednocześnie i górka i dołek, itp. Przyznam, że i ja sądziłem, że mulda to górka, aż dobrych kilka lat temu uświadomił mnie, że tak nie jest, niejaki Fredo. Na forum gazety BTW. Dlaczego słowo zmieniło tak radykalnie znaczenie nie wiem. Można to tłumaczyć nieuctwem i głupotą ludzką (przykładów kilka mógłbym podać, np. słowo "parasol" albo "dyżur"), ale to słabe wytłumaczenie.   Swoją drogą niektóre słowa zmieniają znaczenie, ale można na to znaleźć niezłe, logiczne wyjaśnienie. Np. słowo "czerstwy", które oznacza co oznacza, a kiedyś oznaczało "świeży". Do dziś zresztą tak znaczy w czeskim. Poczytajcie wyjaśnienie w necie. Dotyczy produkcji chleba. Bardzo interesujące.
  6. a_senior

    Muldy czy garby?

    Jak są górki to muszą być i dołki, to coś między górkami.   Też jestem zdania, że nie powinno się na siłę wprowadzać polskich odpowiedników. Krzywdę zrobili nam bracia Śniadeccy wprowadzając określenia "całka" i "różniczka" na "integral" i differential". Choć do dziś na mechanizm różnicowy w samochodzie mówimy dyferencjał. A krzywdę nam zrobili, bo cały świat mówi inaczej i tak samo, nawet Rosjanie. Ale w przypadku "muldy" mamy do czynienia z ewidentnym błędem i niekonsekwencją. Mój umysł ścisły się z tym pogodzić nie może. Zresztą nie tylko mój, dałem przykład Stanisławskiego i jego Narty 2. Do tego Morgan tłumaczy jak jeździć po garbach. I jedną z technik jest jazda w muldach.
  7. a_senior

    Muldy czy garby?

    W tym sęk. Można by sobie zdefiniować na początku, jak robią to matematycy, że mulda to górka. I trzymać się dalej tego konsekwentnie. Ale zaraz pojawią się pytania dlaczego tak, przecież wikipedia mówi że mulda to zagłębienie, od niem. "mulde". I będą mieli racje. Uzus ususem, ale w tym przypadku trudno go popierać. Tak jak uzus "wziąść" zamiast "wziąć", który jest po prostu zwyczajnym błędem.   Co innego regionalizmy. Niekiedy durne. Np. krakowski "sznycel", który znaczy kotlet siekany. Dlaczego tak? Bo tak, mimo że ponad 100 lat Kraków był pod zaborem austriackim a tam wiadomo co znaczy sznycel.   W moim tłumaczeniu są już tylko garby, chyba że mowa jest o dołkach.
  8. a_senior

    Muldy czy garby?

    Tłumaczę, w sensie napisów pod, cały jego płatny kurs czy szkolenie. Wiele godzin. Sam wybór butów to 1.5 godziny opowiadania i pokazywania. Oczywiście podzielone na mniejsze odcinki, typu 15-20 min każdy. Sam się sobie dziwię, że to robię, ale "skorom zaczął skończyć muszem" jak to było w piosence o Zośce. Już jestem blisko końca, ale jeszcze chwilę zejdzie. Tak, jak wykupisz będziesz miał komentarz po polsku. I pewnie trzeba będzie przetłumaczyć jego stronę + skróty. Bowiem każdy filmik opatrzony jest krótkim skrótem wyjaśniającym co jest w filmiku. Ale to już jest proste i pójdzie szybko.
  9. a_senior

    Muldy czy garby?

    Nie mogę przestać bo mam z tym problem. Morgan przez 22 minuty opowiada i pokazuje jak jeździć na trasie z garbami. I tylko dwa razy wspomina słowo "mulda". A cały czas mówi o garbach. Oczywiście to wszystko jest bez znaczenia, i tak wiadomo o co chodzi, ale nie dla kogoś kto usiłuje przetłumaczyć z innego języka.   Nawiasem mówiąc w polskich książkach jest z tym różnie. Np. u Stanisławskiego, "Narty 2", konsekwentnie pojawiają się tylko garby
  10. Było o tym wielokrotnie, ale wciąż mam niejasność. Moje tłumaczenie z francuskiego szkolenia Morgana zbliża się ku końcowi. Mam mnóstwo wątpliwości terminologicznych, na pewno nie wszystko tłumaczę jak należy, ale te nieszczęsne "muldy" mnie mocno irytują. Przecież "mulda" do zagłębienie, dolinka obok garbu. Powszechnie mówi się o jeździe po muldach. Żeby to jeszcze było "jazda w muldach". Ale nie, jest jazda po muldach, tak jakby muldy były garbami. A przecież do cholery nie są! Francuzi mają "boss", anglojęzyczni "mogul", Niemcy też mają coś na określenie garbu, kopca. Nikt tam nie jeździć po dolinkach tylko po kopcach! Dlaczego nikt w Polsce, a przecież mamy różne narciarskie gremia, tego nie poprawił i nie uporządkował? Przecież to wstyd!   Proponuję od dziś zamiast jazdy po muldach, używać "jazda po garbach". A jedną z technik jazdy po garbach jest jazda w muldach czy jazda muldami.
  11. a_senior

    Kadencja na rowerze

    Nie do końca. Od lat używam w swoim góralu Suntour XCR LO. Budżetowy, sprężynowy widelec. Tzw. entry level, no może ciut wyżej. Fakt, nie jeżdżę za często po górach, ale się zdarza. Przejechałem na nim jakieś 10 tys. km. A może i więcej. Nic w amortyzatorze nie serwisowałem. Nic z niego nie wycieka, w każdym razie nic w istotnych ilościach. Brak istotnych luzów. Nie muszę, tak jak moi młodsi koledzy, serwisować go co jakiś czas, pompować, sprawdzać.   Za to tylny damper dość szybko złapał luzy i w zasadzie przestał amortyzować. Wymieniłem na nowy, lepszy i jest git.   Napęd 3x9. Tarcze, stalowe, dość tandetne z wyglądu. Ale stalowe, więc niezniszczalne. Dodam, że opanowałem sztukę regeneracji tarcz i zębatek, ale jeszcze nic nie musiałem robić w tym zakresie w moim góralu. Przerzutki przerzucają, hamulce, dość liche linkowe tarczowe Tektro, hamują nie najgorzej. W tym rowerze zmieniłem tylko opony. Łańcuch się kwalifikuje, ale się wciąż "wahom".   Już kilka razy podchodziłem do kupna nowego roweru. Naprawdę mnie stać na dobry, a nawet b.dobry rower, ale po co miałbym go kupować? A nikt mnie do tego nie zmusi, tak jak do kupna nowego samochodu, do którego "zmusiła" mnie żona.
  12. Tyle że Livigno jest wysoko. Trudno porównać z niższym SkiAmade. Zillertal to jednak grupa stacji. A Livigno to jedna, no powiedzmy dwie duże stacje. Fakt, daleko. Byłem tam tylko raz, z biurem podróży, ale zostały mi jak najlepsze wspomnienia i bez alkoholowych akcentów, choć oczywiście to i owo w tym zakresie nabyłem.
  13. a_senior

    Podzielę się

    Bardzo dobre uzupełnienie jego innych video dydaktycznych. Taki bardziej zaawansowany carving z krótkimi i średnimi skrętami. 
  14. A to szkoda. Bardzo sympatyczny stoczek. Lata temu, to właśnie tu zaczynaliśmy z żoną corocznie sezon narciarski. Od kilku lat tego nie robimy, ale nie dlatego, że Polczakówka jest be. O Prezydenta się nie martwię. Niezły narciarz, da sobie radę.   O ile dobrze zrozumiałem, to brakuje prądu do szybkiego i całościowego naśnieżania. No i może konkurencja. A także globalne ocieplenie.
  15. a_senior

    Szambo zalewa forum

    To jeszcze trochę trzeba będzie poczekać. Naprawdę ciężka praca i sam się sobie dziwię, że mi się chce to robić. Łamię sobie głowę jak to i tamto przetłumaczyć by było jako tako. A przede wszystkim dużo tego jest. Ale to najbardziej wyczerpujący, i w sumie pasjonujący, kurs jeżdżenia na nartach, a ściśle jego doskonalenia, z jakim się spotkałem. Szkoda, że kosztuje trochę pieniędzy. I niestety tłumaczenie nie zastąpi mówionego oryginału.   I pewnie bym tego nie robił, gdyby nie zbieg okoliczności. Mam trochę wolnego czasu i z racji pracy muszę siedzieć przed komputerem.   A kłótnie, obelgi, naparzania są wszędzie, w tym na każdym forum ludzkim, również tym internetowym. Trzeba do tego podchodzić jak do czegoś normalnego, a nawet do pewnego stopnia zdrowego. Forma upuszczania pary. A przede wszystkim nie brać tego wszystkiego bardzo na serio. 
  16. a_senior

    Szambo zalewa forum

    Przesadzasz. Nie jest tak źle. Niestety jesteśmy społeczeństwem mocno podzielonym, światopoglądowo i nie tylko. Nie umiemy dyskutować, dyskusje przeradzają się szybko w kłótnie i obelgi. Sporo w tym winy polityków, zwłaszcza jednego, który żeruje na emocjach i konfliktach. Ale my, i to już jest wyłącznie nasza winy, dajemy się wpuszczać. Głupie spory polityczne potrafią podzielić rodziny, znajomych nie mówiąc o dalszych relacjach. Przyznam, że i ja uległem tym emocjom. Przez pewien czas unikałem kontaktów, albo ograniczyłem je znacznie, z moimi "przeciwnikami" politycznymi. Ale w pewnym momencie powiedziałem basta. Nie dam się więcej wpuszczać, nie dam satysfakcji tym, którzy liczą na podziały i na tym budują swoją politykę i poparcie. Do tego, gdy się tak bliżej przypatrzyć, nie gadaniom i emocjom wywoływanym przez polityków, ale czynom i poglądom, obraz bynajmniej nie jest czarno biały. Przykładowo, nie głosuję na PIS, ale dość bliskie są mi ich poglądy dotyczące, w uproszczeniu, LGBT. Przynajmniej te deklarowane.   I te podziały i spory wychodzą wszędzie, nawet na forum tematycznym.  A forum nie umiera. Owszem, FB zabiera spora część tortu, ale raczej tę jego gorszą, miałką część. Racje ma także Chris sugerujący, że fora osłabiają smartfony. Młodzież odchodzi od komputerów na rzecz komórek, na których z oczywistych powodów nie da się prowadzić poważniejszej wymiany zdań.   Przyjdzie okres przednarciarski  i narciarski i pojawią się ciekawsze wątki. Na pewno za jakiś czas pojawi się mój, z grubsza zatytułowany "Kurs nartowania wg. Morgana". Jestem gdzieś w połowie tłumaczenia jego serii video. Niestety, mnóstwo pracy. Wg. mnie rewelacja. I na pewno znajdą się opinie, także te krytyczne. I wrócą tematy ściśle narciarskie. I będzie się działo.
  17. a_senior

    Kadencja na rowerze

    Ja też raz. Pożyczył mi współplażowicz we Francji nad Atlantykiem. Przestrzegał przed bólem kręgosłupa. I był. Dotyczy podobno wszystkich początkujących, bo techniki brak. Jak na nartach. Ale przewróciłem się do wody tylko dwa razy. Za to córka zrobiła kilka kursów i jest w te klocki niezła.   Aha, prócz roweru, nart, pływania, żeglarstwa gram, a raczej dużo grałem, w brydża. I nie lubię i nie lubiłem biegania.
  18. a_senior

    Zjazd w Les2Alpes

    Niesamowite. Jak to zwykle bywa, gość wygrał na podjazdach, których za wiele nie było.   Kilian Bron opowiada o swojej jeździe, taktyce, problemach. Po francusku. Dzień zaczyna się o 3 nad ranem. Prędkości niekiedy bardzo konkretne, ponad 110 km/h.   https://www.redbull....ountain-of-hell
  19. a_senior

    Power bike

    Pewnie mam podobnie. Czyli 44/34/22 i 12/36 (sprawdzę dziś). I jest b. OK. Nie brakuje mi na zjazdach, ale czasem, wbrew pozorom, na podjazdach. Z równowagą nie mam problemu, bo potrafię ustać na stojącym rowerze długo. Do kupna "turysty" się przymierzam od lat, ale pewnie nie kupię bo coraz mniej widzę taką potrzebę. MTB też chciałem wymienić na lepszy a przynajmniej inny. Już, już kupowałem jakiegoś wypasionego fulla, ale w końcu popukałem się w głowę. Bo ten obecny, prosty jednozawiasowy full nadaje się prawie do wszystkiego. I wszystko w nim działa jak należy.   Sporta na zdjęciu obok nie miałem. Ale miał go mój bliski kolega szkolny a ja mu zazdrościłem, bo sam jeździłem na damce siostry. Miałem wtedy 15 lat i marzyłem o "prawdziwym" rowerze. I niedługo go sobie kupiłem. Używanego Favorita, a więc lepiej niż Sport, z czterem zębatkami z tyłu, dwoma tarczami z przodu, gdzie zmieniało się je przy pomocy specjalnej wajchy przy ramie. Mniej więcej wyglądał taki: https://photos.app.g...HwXTpGYjmxRguV8 Kupiłem go w jesieni, w kiepskim stanie, za moje, uzbierane od hojnych ciotek pieniądze. Przez całą zimę rozbierałem go na najdrobniejsze części, czyściłem, poprawiałem, gładziłem, uczyłem się, marzyłem. I oczywiście składałem i regulowałem. To wtedy nauczyłem się rowerów od środka. A od pierwszych wiosennych wycieczek zaczęło się moje rowerowe szaleństwo, które trawa nieprzerwanie do dziś. Bogu dzięki prawie 55 lat.   Odnośnie e-bików. Mam podobne zdanie do Mitka, choć jak wiadomo nieczęsto się z nim zgadzam. Dobry dla inwalidów i innych nie w pełni władnych. Dla "normalnych" bez sensu. Z wielu powodów. Również tych etycznych i ekologicznych w szerokim tego słowa znaczeniu. Źle bym się czuł mając świadomość takiego wspomagania. Wiem o co chodzi bo na takich wspomaganych rowerach próbnie jeździłem. Ale jest inny, równie ważny powód mojej niechęci. Jadąc rowerem, chcę się przy okazji zmęczyć. Mniej lub bardziej. Od razu odpieram zarzut, że po przyjeździe do pracy jest się spoconym. Pocę się przeciętnie i przejeżdżając nawet 10 km, niezbyt wysilonym tempem, nie jestem bardzo spocony, Mniej niż gdybym ten sam dystans pokonał piechotą. Takiej mało potliwej jazdy trzeba się nauczyć. Zresztą przy pewnym wytrenowaniu przychodzi to samo. Ale zakładam, że jadę normalnie. I wtedy oczywiście męczę się i pocę. I chcę tego. I wystarczy mi na pokonanie dystansu, który uważam za właściwy w danych okolicznościach. Coś pomiędzy 50-70 km. Czasem dłużej, a czasem, w górach, dużo mniej. Na e-biku (tym wspomaganym MTB) przejechałbym tyle samo i mniej bym się zmęczył. Tyle że mnie zależy na czymś dokładnie odwrotnym.   Jedyny sens e-biku dla normalnych widzę w mieście. Fakt, mniej się zmęczymy, ale pewne zalety pozostaną. Jednak nie dla mnie. Swój rower miejski codziennie wnoszę i znoszę na półpiętro. Ciężar się liczy. Ten Gazelle wspomagany, który próbowałem, waży ho ho i jeszcze trochę. Tym bardziej nie dla mnie.   Ale nigdy nie mów nigdy. Kto wie, gdy lat jeszcze przybędzie, sił ubędzie, a ducha nieco zostanie....
  20. a_senior

    Podzielę się

    Nie mogę za dużo pisać, bo Morgan tu zagląda, a z tłumaczem googla rozumie prawie wszystko, Z Morganem pracuje niejaki Arno, fizjoterapeuta, bardzo dobry kamerzysta. I on filmuje wszystkie jego pokazy i ewolucje. I robi to bardzo, bardzo dobrze. A Jeremy robi to sam, może z pomocą Morgana, ale widać skromniejsze środki. Choć szczerze mówiąc, też wolę taki oszczędny i równie sympatyczny, przekaz, który jest u Jeremy'ego. Morgan jest czasem trochę przegadany. Choć z drugiej strony tak pięknie i dobitnie mówi. I aż go skręca by to co mówi, precyzyjnie dotarło do oglądających.
  21. a_senior

    Podzielę się

    Dawałem już tu video innego szpeca francuskiego, Jeremy'ego. Tłumaczy dlaczego wleczemy koniec kijka, a niekiedy dotykamy ręka wewnętrzną śniegu. https://youtu.be/4abew2hgVwI
  22. a_senior

    Przebieg

    I paradoksalnie ja też. Tzn. jako rowerzysta najbardziej obawiam się... innych rowerzystów. Niektórzy, w przeciwieństwie do zdecydowanej większości kierowców, są nieprzewidywalni. Wczoraj na krakowskich Plantach, takiego deptaku wokół ścisłego centrum Krakowa, gdzie są piesi i rowerzyści, widziałem zapylającego z niemałą prędkością na rowerze starszego pana. Chyba jeszcze starszego ode mnie. Wystarczy by jakieś dziecko, a tych tu nie brakuje, nagle odbiło w bok i nieszczęście gotowe.   Aha, i jeszcze na temat hybryd Toyoty. Kolega ujeżdża z powodzeniem od paru lat Yarisa. Nie wiem jak to się dzieje, ale faktycznie mało to pali. Również w trasie, a w końcu ma wolnossące 1.5 l. Ok. 4.5 l benzyny. Miasto czy trasa. 
  23. a_senior

    Przebieg

    Mitek jest miejskim rowerowym neofitą, więc rozumiem jego entuzjazm. W Krakowie poruszanie się czymś innym niż rowerem, ew. pieszko na krótkim dystansie, jest bez sensu. Pewnie, rozwożenie dzieci, duże zakupy w podmiejskich hipermarketach, itp. Nie mówić o rekreacyjnych wyjazdach na narty, rower, itp. Ale w dużym stopniu da się poruszać w mieście bez samochodu. Nawet większe zakupy robię na rowerze. I lituję się nad zdenerwowanymi staniem w korkach, wkurzonymi na życie i cały świat, bezradnie trąbiącymi, zapuszkowanymi biedakami. Ich wybór.   Rower w mieście to prawie same zalety. Gdybym mieszkał pod miastem, to dowoziłbym rower na kilka km przed miastem i dalej na rowerze. Zdrowie, endorfiny, zyskany czas, nie mówiąc o oszczędności na paliwie. Brak brzucha, wzorcowa waga, niezła forma - to także zasługa roweru. Nie mówiąc o bardzo korzystnych statystykach zdrowotnych typu serce, rak. I tylko dwie wady. Gdy pada deszcz lub śnieg jest trudniej, choć da się. Podobnie gdy jest ślisko. I druga poważniejsza wada. Można mieć wypadek, a na rowerze jego skutki są groźniejsze. Choć nie narzekam na kierowców, od paru dobrych lat ich reakcje są wręcz uprzejme, to zdarzy się czasem jakiś burak, który chce mi zaszkodzić. Trzeba wyrobić sobie odruchy obronne. Od kilkudziesięciu lat jeżdżę na rowerze po mieście. Miałem tylko dwa incydenty samochodowe, trochę z własnej winy. Bez skutków. I może 2-3 poważne upadki spowodowane różnymi okolicznościami, np. złamaniem się ramy.   Dlatego wszystkich zachęcam do roweru w mieście. Można trzymać garniaka w pracy a jeździć w casual jak to się teraz mówi. Kupić sobie dobra furę i od czasu do czasu zajechać nią by pokazać, że "mom" jak to mówił baca. A na co dzień pomykać rowerem. Przez rok, tylko po mieście, przejechałem na nim prawie 3500 km.
  24. a_senior

    Przebieg

    W moim Peżocie 307 też się wysoko siedzi. Taki prawie van. I właśnie takie minivany najbardziej mi leżą. Ale moda jest na suvy, choć nie ma to większego sensu. Miejsca w środku, przy porównywalnych rozmiarach zewnętrznych, mniej, ciężar większy, prześwit dużo większy, choć w ogromnej większości jeżdżą po asfalcie i nie jest to potrzebne. I pali więcej od "zwykłych" z tym samym silnikiem. Koszty utrzymania wyższe, itp. Ale moda jest. Zwłaszcza panie lubią takie wielkie... suvy. Czują się w nich bezpieczniej, choć, jak dla mnie, nie wyglądają w nich dobrze.   Widoczność w KIA Sportage dla pasażerów z tyłu zapowiada się fatalnie. Małe szybki. No ale i mnie ten suv dołapie. Ale będę należał do tego promila właścicieli, którzy skorzystają z napędu na 4. W zeszłym roku próba dojazdu do domku Peżotem skończyła się na holowaniu traktorem.
  25. a_senior

    Przebieg

    Bo trafiłeś na takie co pozwalały. 1.5 D Renault nie pozwalały, choć producent zapewniał, że tak. Zwłaszcza dotyczy to silników turbo. Moja wiedza wynika z praktyki i Motoru, takiego czasopisma. Czytam od lat. Producenci podaję 30 tys. km na wymianę oleju, bo to dobrze brzmi propagandowo.    Oczywiście, masz rację, każdy silnik bierze olej. Bo musi. Pytanie, ile go bierze. Jeśli 0.1 - 0.2 l na 1000 km to nie bierze. Jeśli 0.5 l to już się można zastanawiać czy bierze.  A niektóre trochę biorą zwyczajowo, np. owe 0.5 l i tak ma być. Mój Peżot bierze ok. 1.5 l na 10000 km i to jest jego norma. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...