Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 513
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    14

Zawartość dodana przez a_senior

  1. a_senior

    Alkohol na stoku

    Mariuszu, podpisuję się pod wszystkimi 4. punktami. Do niektórych na "odwyrtkę", bo to ja wciąż słodzę kawę/herbatę, a żona nie. Bardzo podoba mi się określenie "jakobini" w tym kontekście. Ja używam słowa "ortodoksi", ale Twoje jest lepsze. Swoją drogą zawsze dziwiła mnie ta cecha nieprzejednania, skrajności u niektórych. Blisko stąd, o ile już nim nie jest, do fanatyzmu. Grzane wino jest dobrą alternatywą, gdy na polu (jesteś z Olkusza, więc z Kongresówki, ale pewnie rozumiesz to określenie ) jest b. zimno. Też nie lubię mocnych alkoholi. Nie przepadam też za góralską herbatką.     Szkoda. Zasadniczo to alkohol zbliża ludzi do siebie, no ale Ty nie spełniasz podstawowego warunku - nie pijesz go. Mógłbym jeszcze rozważyć zmianę moich narciarsko-alkoholowych zwyczajów i zostać abstynentem na jeden dzień (wtedy, być może mój wzrok nie byłby zamulony), ale, po pierwsze, byłoby to zbyt duże poświęcenie. A po drugie, trzeba by wymyślić inny pretekst do spotkania niż eksperyment piwny.   Przerzucasz się na biegówki? Jak mój zięć.
  2. a_senior

    Alkohol na stoku

    Estka, jak mi miło. Dzięki za szacun. Czuję się dowartościowany, było nie było, przez kobietę, a takie wyrazy szacunku doceniam podwójnie. Już spieszę z wyjaśnieniami, bo nie zwykłem odmawiać niewieścim prośbom.   Pytasz jak zdobywałem narciarsko-alkoholowe doświadczenie. Oczywiście metodą prób i błędów dokonując swoistego eksperymentu, w końcu moje wykształcenie zobowiązuje. Zaczynałem od jednego piwa na stoku, dawno, dawno temu na początku mojej narciarskiej "kariery". Dużego, bo w końcu duży ze chłop. Badałem jakie są moje reakcje. Jaki to ma wpływ na mnie, czy powoduje zachwianie równowagi, kłopoty z oceną sytuacji? Nie, nic z tych rzeczy. Przeciwnie, wydawało mi się (to oczywiście uczucie subiektywne, ale w końcu dla naszej świadomości to one są najważniejsze), że jeżdżę pewniej i płynniej. Dorzuciłem więc kolejne piwo, przy następnej przerwie w jeżdżeniu. Wnioski podobne, jazda pewna i bezpieczna. Ocena sytuacji wzorowa. Żadnych zagrożeń dla innych i siebie, bez względu na rodzaj trasy czy jej ludzkie zagęszczenie. Spróbowałem więc trzeciego piwa. I tu poczułem, że sprawa się komplikuje. Wciąż jazda była pewna i bezpieczna, ale odczułem niewielkie zachwiania równowagi. A zapewne jako stosunkowo mało doświadczona narciarka nie wiesz jeszcze tego, że równowaga w narciarstwie, zwłaszcza ta fizyczna, dotycząca naszego ciała, to absolutna postawa. Aha, 3 duże piwa to już za dużo dla mnie w jednym dniu jazdy na nartach - pomyślałem sobie. Zredukowałem więc liczbę do dwóch dużych piw. I sądziłem, że osiągnąłem idealny kompromis między moim samopoczuciem, oceną sytuacji, techniką jazdy i bezpieczeństwem. I taki stan trwał latami. Dodam, że w szczególnych przypadkach, będąc w Dolomitach, raczyłem się dodatkowym, jednym czy drugim kieliszkiem bombardino. Dla towarzystwa pań, z którymi wspólnie spędzałem czas. Ale niestety, starość puka do drzwi. Już nie ta odporność i możliwości. Co było robić, musiałem z rezygnować z mojego ulubionego, drugiego kufla piwa. A nawet, wstyd powiedzieć, czasem zadawalam się tylko jednym małym piwem.   Czy oglądałem własne filmy? Niestety, poza jednym zrobionym wiele lat temu, chyba właśnie po jednym dużym, nie mam żadnych filmików. Nie ma mi kto ich zrobić. ;( I nie wiem jak rozpoznać osoby po jednym czy drugim dużym. Ale wiesz co, możemy sami zrobić eksperyment. Umówimy się gdzieś w jakiejś stacji. Ty będziesz mnie filmowała a ja będę pił kolejne piwa. Niezły eksperyment a jego wyniki przekazalibyśmy tu, na forum. Oczywiście wyłącznie w celach szkoleniowych.   A trochę z innej beczki. Zaczęłaś już kuracje alkoholową? Jakieś pierwsze wnioski?   Nie wiem czy odpowiedziałem Ci wystarczająco na wszystkie pytania i wątpliwości. W razie czego pytaj dalej bez wahania. W końcu mam pokaźne doświadczenie narciarsko-alkoholowe.
  3. a_senior

    Alkohol na stoku

    A ćwiczysz? Ja codziennie dawkuję sobie ćwiczenia na kręgosłup i jako tako utrzymuję go w niezłym stanie. Nie tyle co powinienem (vide Kordiankw), ale systematycznie. Ok. 15 min, z jednym dniem przerwy na tydzień. Niestety na nartach, już po pierwszym dniu, zaczynam go mocno odczuwać. Muszą być jakiś przeciążenia, które mu się mocno nie podobają. Codziennie rano muszę go nieźle rozruszać. Bardzo pomagają skłony boczne. Jazda też nie jest taka jakiej bym sobie życzył. Ale tak naprawę nie piję piwa na stoku w celu zmniejszenia dolegliwości. Ze Spiochem się trochę przekomarzałem. Myślę, że to jedno piwa nie ma żadnego wpływu ani na mój kręgosłup ani na moją jazdę. I szczerze mówiąc mógłbym go sobie darować. Ale dlaczego odmawiać sobie przyjemności?
  4. a_senior

    Alkohol na stoku

    Zrozumiałem, od pewnego czasu, niestety. Wytłumaczyłem Ci już w innym poście, że jestem uzależniony. Od alkoholu. Tak już mam. Wpadłem na całego. To jest choroba. Trudna do wyleczenia. Ale w moim wieku już mnie raczej nie wykończy. A nawet jeśli... dzieci odchowane, wnuki mają się nieźle, właściwie moja biologiczna przydatność skończyła się. Cóż, chyba w związku z tym napiję się jeszcze mojej 40% nalewki.
  5. Wiem, różnie było z Olimpem. Trochę ryzykuję, ale mi przypasowali. Koniecznie chciałem ze wspomaganiem samolotowym. Może też zaryzykujesz?
  6. Jadę, a właściwie lecimy (żona i ja) z biurem podróży nastok.pl (dawny Olimp). Może ktoś się też wybiera lub wybierze?
  7. a_senior

    Alkohol na stoku

    Nie, bo po piwie jeżdżę lepiej technicznie. I z lepsza dynamiką. Trochę mi wtedy odpuszcza kręgosłup, który mi mocno w jeździe doskwiera. Zwłaszcza w lewym skręcie.
  8. a_senior

    Alkohol na stoku

    Ufff... czyli to nie mój przypadek.
  9. a_senior

    Alkohol na stoku

    Nie rozumiem. Czyli słabo? Tak? Ale czy wolno czy słabo technicznie? 
  10. a_senior

    Alkohol na stoku

    Dodam, co jest oczywiste: nie mam na myśli pijanych na stoku. Ani nawet podpitych. To są przypadki karygodne, by nie powiedzieć coś bardziej soczystego. Po jednym piwie, zajedzonym tym czy owym, się nie cuchnie.    Nie mam na myśli też papierosów palonych w moim pobliżu. Jako byłemu palaczowi, choć nigdy nie paliłem b. dużo, dym papierosowy mi śmierdzi i źle go toleruję. Ale to inny temat.   Chyba miałem szczęście, bo nigdy nie spotkałem się z podobnymi przypadkami jak Rega. Zdarzało mi się wstydzić za moich rodaków w gondoli, za ich język (choć tego obcokrajowiec może nie słyszeć) czy głośne zachowanie. Kiedyś jeden z dobrze jeżdżących Polaków obsypał mnie śniegiem przy hamowaniu i przy okazji nieźle przydzwonił o ziemię (karma powraca ). Chyba chciał się popisać. O pijących grupkach w autokarze już kiedyś wspominałem. W sumie tragedii nie było. Ale to wszystko dotyczy trochę innych problemów, w skrócie - zachowania rodaków na alpejskich stokach. I tak zdecydowana większość zachowuje się "normalnie" i niczym nie wyróżnia od reszty.
  11. Maciek S zapytał w wątku o wypadku na Słowacji: "Drodzy  narciarze-piwosze, chodzi o walory smakowe, czy efekt działania alkoholu??? Nie piszcie, ze niewielka ilość alkoholu Wam nie przeszkadza. Napiszcie, czy Wam pomaga. pomińmy przypadki kaca, kac jest niebezpieczniejszy od lekkiego spożycia."   Nie chcę, w końcu głupotami, zaśmiecać poważnego wątku o śmiertelnym wypadku na nartach, więc tworzę nowy temat. A zauważyłem, że jakakolwiek wzmianka o piwie na stoku, nawet niewinna, w jakimkolwiek wątku, powoduje reakcje ortodoksów. Może więc warto skanalizować problem.   Zanim odpowiem, kilka uwag. Tak, jestem jednym z wielu, którzy często raczą się jednym piwem w trakcie narciarskiego dnia. Przeważnie w trakcie lunchu, po kilku godzinach jeżdżenia. Jeżdżę głównie w Alpach, sporadycznie w Polsce, z różnych względów, stąd moje obserwacje dotyczą ośrodków alpejskich. Podobnie jak ja, piwo zamawiają tam powszechnie w różnych restauracyjkach na stoku. Jak napisał bartolomeus, całymi rodzinami. We Włoszech dodatkowo bombardino. Widuje się także różne mocniejsze sznapsy. Ale kończy się na jednym, piwie, bombardino czy sznapsie! Nie widziałem tam nigdy pijanego czy nawet tylko lekko podpitego osobnika. W tym także Polaków.   Pierwszy wniosek jaki się nasuwa. Dlaczego piwo na stoku leje się na całego a nie widać jego ujemnych skutków? Bo inna jest kultura picia. Tam się pije bardzo umiarkowanie. U nas, jak doskonale wiemy, różnie z tym bywa.   Dlaczego w ogóle piję piwo w trakcie narciarskiego dnia? Bo lubię jego smak, zwłaszcza w Austrii piwo ma lekko pszeniczny smak. Gasi pragnienie i nawet jeśli jest to wrażenie subiektywne to działa. A niewielka ilość alkoholu rozluźnia mnie i uspokaja. W żadnym wypadku nie ma wpływu na moje możliwości motoryczne, a jeśli już już to w dobrą stronę, tzn. jeździ mi się lepiej i pewniej. Ale różnica jest znikoma. Do tego picie piwa, powtarzam - jednego, jest dla mnie przyjemnością. Dodatkową, w pięknych okolicznościach przyrody. Kac jest nieznaną mi przypadłością, bo nigdy nie przekraczam dawki, która mogłaby go spowodować. I dodam na koniec, że w ciągu całego mojego długiego nartowania w różnych miejscach Europy, po piwie lub nie, nigdy nikogo na nartach nie uszkodziłem.   Tyle. Spodziewam się ostrych reakcji od dwubiegunowych ortodoksów, osobników binarnych w mojej nomenklaturze, dla których istnieją tylko dwa kolory: biały i czarny. Nic to, biorę to na klatę. I w żadnym wypadku nie zachęcam do spożywania alkoholu na stoku nawet w śladowych ilościach. Każdy czyni według własnego rozumu i sumienia.
  12. a_senior

    Veteran?

    Co z nim?
  13. Adamie, zacznę od pierwszego. Nie zrozumiałeś mnie. Bynajmniej nie chcę powiedzieć, że dyskusja jaka się wokół rozwinęła, wypowiedzi innych, to bicie piany. Nie, chodzi o to, że ja wszystko co miałem do powiedzenia w tym temacie już powiedziałem, a ściśle - przedstawiłem. Bo sam mam wiele wątpliwości, co zresztą zaznaczyłem w tytule. I w tym sensie moja dalsza dyskusja w temacie długości kijków byłaby "biciem piany". Nic już więcej istotnego nie mam do powiedzenia. W temacie długości kijków. Może będę miał coś do dodania jak trochę potestuję różne długości.    Jedno sprostowanie. Morgan przy wzroście 192 cm używa kijków 110 cm do typowej jazdy trasowej. Do jazdy po lesie w głębokim śniegu już 120 lub 125 cm. I nikogo z tym wzrostem nie zachęca do długości kijków 110 cm! To jego indywidualny przypadek. Może faktycznie ma nieproporcjonalnie długie ręce? On proponuje długości między 61 a 65% długości ciała. Czyli w jego przypadku wyszłoby średnio 121 cm.   Morgan nie jest słabym instruktorem. Myślę, że jest b. dobrym. O tym chociażby świadczą opinie uczestników staży, które organizuje. Niestety recenzje są po francusku. O tym, że on i inni instruktorzy jego teamu (Labo du Skieur, 4 osoby) maja powodzenie, świadczy fakt, że staże, bądź co bądź nietanie, mają komplet uczestników. Do tego świetnie jeździ, choć to akurat nie jest b. istotne w samym nauczaniu innych. I wcale nie przeszkadzają mu pozornie za krótkie kije.   Z mojej strony filmów raczej nie będzie. Jedyny jaki posiadam zrobił mi wiele lat temu znajomy. Gdzieś go tu wrzucałem. Patrząc na niego istotnie wydaje mi się, że kije mam za długie (186 cm wzrostu, 130 cm kije). Ale to było dawno temu. Dziś dobijam 70-ki, kręgosłup trochę przeszkadza w jeździe. I niestety będzie coraz gorzej.
  14. Nie, nie byłyby i sam o tym napisał. Czytaj uważnie.   On sobie zdaje sprawę. Napisał mi, że jeździ off piste, gdy tylko spadnie świeży śnieg. Pewnie jakieś 30 dni w roku. A może więcej.
  15. Myślę, że wiesz co mam na myśli. Wystarczy np. popatrzeć na trening, nawet dzieci, na tyczkach. Tak się nie jeździ na trasach. Widziałem takich treningów sporo w Kitzbuhel. Nawet jakieś włoskie dzieciaki trenowały. Różnie to im wychodziło, ale przyjemnie było popatrzeć.   Oczywiście zawodnicy chcieliby pojechać czystym ciętym skrętem, ale tak się nie da. Bo prawa fizyki obowiązują.   Ale żeby nie było. Nie mam nic przeciwko analizowaniu jazdy zawodników, zwłaszcza w slalomie. Nawet na takim amatorskim forum jak nasze. To na pewno jakoś tam się przekłada na naszą amatorską jazdę. Ale nie przeceniać. I dobrze zdawać sobie sprawę, że tak jak oni na trasach nie pojeździmy. Przynajmniej zdecydowana większość z nas.   BTW, po każdej wizycie w Alpach, zwłaszcza w Austrii, trochę śmieszą mnie tutejsze Polaków dyskusje. W tym moje Przecież tam jedna średniej wielkości stacja narciarska to całe nasze polskie ośrodki do kupki wziąwszy. Średnia, a przecież jest jeszcze kilka, o ile nie kilkanaście, bardzo dużych. Przecież my tu nie mamy tak naprawdę gdzie jeździć. Może sobie dać spokój z tym narciarstwem? Przynajmniej z narciarskimi dyskusjami. Dla tych 1-2 wyjazdów rocznie w Alpy? Ze strata co najmniej 2 dni na dojazd. Taki przeciętny mieszkaniec Salzburga czy Innsbrucka. Ten to ma gdzie pojeździć po pracy. Albo wyskoczyć na weekend, co prawda w korku, do pobliskiej stacji typu Zell am See. Nie mówiąc o takich, którzy w górach lub ich pobliżu mieszkają. Gdzieś to pisałem niedawno. Rozmawiałem kiedyś ze znajomym Austriakiem, mieszkańcem Innsbrucka. Chwaliłem się, że jestem narciarzem, że lubię narciarstwo. "Poważnie?" - zapytał. "A góry to tam jakieś macie?" - dodał z ironią. Nawet nie chciałem odpowiadać, że mamy w Polsce dwie trasy porównywalne z alpejskimi: do Kotła Gąsienicowego i Goryczkowego. Z tym, że tą drugą obsługuje przedpotopowe siodełko, że trasy ze względów ekologicznych nie są śnieżone... Ech... idę na rower.  
  16. Hmmm... A co ma wspólnego umiejętność parkowania z szeroko pojętą umiejętnością bezpiecznej jazdy czy umiejętnością kierowania jak to nazywasz? Np. mój kolega. Wieloletni kierowca. Ostrożny i pewny. Nie umie zaparkować na kopertę. Moja żona. Ta potrafi, ale nie za bardzo jej to idzie. Gdy wracamy z imprezy z podpitym mężem, czyli mną , choć ona prowadzi, zawsze ja parkuję pod domem, bo jej to nie wychodzi. Jeździ ostrożnie, pewnie, bezwypadkowo. I takich osób znam mnóstwo. Jeżdżą bezpiecznie i pewnie od lat, ale słabo parkują. Znam też jednego takiego, który świetnie i szybko parkuje. Tyle że dość często zdarzają mu się różne stłuczki a nawet gorzej. Umiejętność parkowania, to wg mnie najmniej ważna sprawa w całym wachlarzu umiejętności kierowcy. 
  17. Toteż nie twierdzę, że nie należy tych technik znać czy próbować się nauczyć. Ale z zastosowaniem na typowych trasach to już inna sprawa. Tak się nie jeździ a raczej lepiej tego nie robić w typowych warunkach. Natomiast zdecydowanie lepiej więcej poświęcić czasu na opanowanie technik, które zawodnikom tak sobie się przydają. Np. wspomniany krótki skręt carvingowo-ześlizgowy.
  18. Nie da się w praktyce podostrzyć ręcznie krawędzi od spodu bez podniesienia. Właśnie jestem po ostrzeniu 2 par Volkli. Od spodu ostrzyłem z prawidłem 0.5 i było co ostrzyć. Boki na klasyczne 88 stopni. Na koniec gumka.
  19. Nie miałem szans. Tylko 3 dni jeżdżenia. Nawet tych głównych ośrodków nie udało się do końca rozpoznać. Gdybyśmy byli, tak jak zwykle, 6 dni, na pewno do niego zaglądnęlibyśmy, choćby przez to, że trasy były mocno obciążone dziećmi i młodzieżą. Nie, nie było żadnych mrożących w żyłach krew. Wszytko to jeździ dość dobrze i w miarę bezpiecznie. Z naciskiem na słowo w "miarę". W każdym razie w czasie tych 3 dni nie miałem żadnej kolizji. Ale było tłoczno a nawet bardzo. Pewnie tutejsze ferie. Ew. niemieckie.
  20. Cały dzień. Nawet w naszym Hollersbach jest cały czas lekki mrozik. A górą żadnych mokrych muld. Takie zwykłe, twarde oczywiście się zdarzają, ale to wynika z konfiguracji trasy. Jak będzie za kilka dnie tego oczywiście nie wiem.
  21. Z tymi niebieskimi w rejonie Restkogel wygląda tak. Wiele z nich jest naprawdę niebieskich, by nie powiedzieć zielonych... do pewnego momentu. Bo przychodzi konkretna czarna ścianka. Zmuldzona, stroma i twarda. Niektóre czerwone i niebieskie w zasadzie się od siebie nie różnią. I każda z nich może w pewnym momencie przekształcić się w czarną ściankę. Nie, nie narzekamy. Bardzo je lubimy, ale taki początkujący, próbujący swoich sił na niebieskich, bo tak zapewniają  oznaczenia, może się zdziwić. Nie znam dobrze ośrodków austriackich związanych z dwutysięcznikami. W zeszłym roku było Saalbach, w tym Kitzbuhel. I mam podobne odczucia co do tras niebieskich. Natomiast dobrze znam 3-tysięczne Ischgl z Galtur i Kappl, gdzie byłem 4 razy czy Soelden, gdzie byłem tylko raz. Ale tam nie miałem tego wrażenia. Każdy kolor był adekwatny do stopnia trudności i oczekiwań. Czerwone były regularnie czerwone, podobnie niebieskie. A czarne były konkretnie czarne, BTW bardzo dobre, jak ta w Soelden.   I szczerze mówiąc, a raczej pisząc , wolę te wielkie ośrodki. Ale nie narzekam i na te małe. Bardzo np. lubię atmosferę tutejszych wiosek i miasteczek. To nasze Hollersbach, z kościółkiem wydzwaniającym czas, sklepikiem do którego zachodzą tutejsi, sympatycznymi, pustawymi knajpkami. I pięknymi widokami na góry (dołączam widoczek z naszego balkoniku). Można się przespacerować tu i tam, poczuć tutejszy dostani spokój, bynajmniej nie nudny ład i porządek.Dobrze im się tu żyje, przynajmniej takie są tego pozory, bo co siedzi pod spodem, tego nie wiemy. Ale zapewne coś siedzi, jak to w życiu.  
  22. Taki dziwny, nietypowy wyjazd rodzinny. Dziadki + dzieci + wnuki. Jazda na nartach przeplatana z babysittingiem. Mieszkamy w uroczym Hollersbach. Pogoda bajkowa i bajeczna, warunki b. dobre. No może trochę twardo miejscami. Trasy niezłe, choć jak mówi moja córka, wszystkie co najmniej czerwone, ale Austriacy, by nudy nie było, niektóre z nich określili jako niebieskie.   Kilka zdjęć.  
  23. Nie ma osobnego tematu, nie ma jednego testu jak dobierać. W którymś odcinku poświęconym chyba ćwiczeniom Morgan opowiada trochę o długości kijków i tłumaczy dlaczego jego są tak krótkie.   Nie warto lekceważyć zaleceń ekspertów z prawdziwego zdarzenia. Oni, tzn. Morgan i Jeremy jeżdżą i szkolą ludzi mniej więcej 300 dni w roku. Rok w rok.   Ale jeśli im nie wierzymy (Francuziki ) to warto poczytać artykuł, który podrzuciłem. To wg mnie najlepiej jeżdżący w wolnej jeździe narciarze na świecie. Taki np. Reilly McGlashan to czysta science fiction, jak pisze Jan na forum KN. Podrzuciłem kiedyś kilka video z nim, np. jada w muldach. I oni zalecaja raczej krótkie kije. Max. 65% długości ciała.   Nie wiem czy skorzystam z ich rad, ale na pewno nie napisałbym o nich "bzdura". Przed lękiem o ośmieszenie się.
  24. Hmmm. Jeremy to były zawodnik. Morgan zacytował pewien artykuł: https://eliteskiing....zing-ski-poles/  Wg. niego moje kijki powinny mieć ok. 120 cm. Maksymalnie.
  25. Nie, na razie skracać nie będę. Ale pomysł z przetestowaniem różnych długości zastosuję. Stać mnie na 5 Euro dziennie. Na pewno wiele zależy od sylwetki. Kiedyś jeździłem dość nisko, teraz, pewnie trochę wyżej. Wiek robi swoje. Choć dziś zaimponowałem młodszemu ode mnie o dobre 30 lat koledze pompkami. Zrobiłem kilka szybkich.   A jutro wyjazd. Kierunek Kitzbuhel.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...