Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 220
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    12

Zawartość dodana przez a_senior

  1. a_senior

    Kadencja na rowerze

    Ja też raz. Pożyczył mi współplażowicz we Francji nad Atlantykiem. Przestrzegał przed bólem kręgosłupa. I był. Dotyczy podobno wszystkich początkujących, bo techniki brak. Jak na nartach. Ale przewróciłem się do wody tylko dwa razy. Za to córka zrobiła kilka kursów i jest w te klocki niezła.   Aha, prócz roweru, nart, pływania, żeglarstwa gram, a raczej dużo grałem, w brydża. I nie lubię i nie lubiłem biegania.
  2. a_senior

    Zjazd w Les2Alpes

    Niesamowite. Jak to zwykle bywa, gość wygrał na podjazdach, których za wiele nie było.   Kilian Bron opowiada o swojej jeździe, taktyce, problemach. Po francusku. Dzień zaczyna się o 3 nad ranem. Prędkości niekiedy bardzo konkretne, ponad 110 km/h.   https://www.redbull....ountain-of-hell
  3. a_senior

    Power bike

    Pewnie mam podobnie. Czyli 44/34/22 i 12/36 (sprawdzę dziś). I jest b. OK. Nie brakuje mi na zjazdach, ale czasem, wbrew pozorom, na podjazdach. Z równowagą nie mam problemu, bo potrafię ustać na stojącym rowerze długo. Do kupna "turysty" się przymierzam od lat, ale pewnie nie kupię bo coraz mniej widzę taką potrzebę. MTB też chciałem wymienić na lepszy a przynajmniej inny. Już, już kupowałem jakiegoś wypasionego fulla, ale w końcu popukałem się w głowę. Bo ten obecny, prosty jednozawiasowy full nadaje się prawie do wszystkiego. I wszystko w nim działa jak należy.   Sporta na zdjęciu obok nie miałem. Ale miał go mój bliski kolega szkolny a ja mu zazdrościłem, bo sam jeździłem na damce siostry. Miałem wtedy 15 lat i marzyłem o "prawdziwym" rowerze. I niedługo go sobie kupiłem. Używanego Favorita, a więc lepiej niż Sport, z czterem zębatkami z tyłu, dwoma tarczami z przodu, gdzie zmieniało się je przy pomocy specjalnej wajchy przy ramie. Mniej więcej wyglądał taki: https://photos.app.g...HwXTpGYjmxRguV8 Kupiłem go w jesieni, w kiepskim stanie, za moje, uzbierane od hojnych ciotek pieniądze. Przez całą zimę rozbierałem go na najdrobniejsze części, czyściłem, poprawiałem, gładziłem, uczyłem się, marzyłem. I oczywiście składałem i regulowałem. To wtedy nauczyłem się rowerów od środka. A od pierwszych wiosennych wycieczek zaczęło się moje rowerowe szaleństwo, które trawa nieprzerwanie do dziś. Bogu dzięki prawie 55 lat.   Odnośnie e-bików. Mam podobne zdanie do Mitka, choć jak wiadomo nieczęsto się z nim zgadzam. Dobry dla inwalidów i innych nie w pełni władnych. Dla "normalnych" bez sensu. Z wielu powodów. Również tych etycznych i ekologicznych w szerokim tego słowa znaczeniu. Źle bym się czuł mając świadomość takiego wspomagania. Wiem o co chodzi bo na takich wspomaganych rowerach próbnie jeździłem. Ale jest inny, równie ważny powód mojej niechęci. Jadąc rowerem, chcę się przy okazji zmęczyć. Mniej lub bardziej. Od razu odpieram zarzut, że po przyjeździe do pracy jest się spoconym. Pocę się przeciętnie i przejeżdżając nawet 10 km, niezbyt wysilonym tempem, nie jestem bardzo spocony, Mniej niż gdybym ten sam dystans pokonał piechotą. Takiej mało potliwej jazdy trzeba się nauczyć. Zresztą przy pewnym wytrenowaniu przychodzi to samo. Ale zakładam, że jadę normalnie. I wtedy oczywiście męczę się i pocę. I chcę tego. I wystarczy mi na pokonanie dystansu, który uważam za właściwy w danych okolicznościach. Coś pomiędzy 50-70 km. Czasem dłużej, a czasem, w górach, dużo mniej. Na e-biku (tym wspomaganym MTB) przejechałbym tyle samo i mniej bym się zmęczył. Tyle że mnie zależy na czymś dokładnie odwrotnym.   Jedyny sens e-biku dla normalnych widzę w mieście. Fakt, mniej się zmęczymy, ale pewne zalety pozostaną. Jednak nie dla mnie. Swój rower miejski codziennie wnoszę i znoszę na półpiętro. Ciężar się liczy. Ten Gazelle wspomagany, który próbowałem, waży ho ho i jeszcze trochę. Tym bardziej nie dla mnie.   Ale nigdy nie mów nigdy. Kto wie, gdy lat jeszcze przybędzie, sił ubędzie, a ducha nieco zostanie....
  4. a_senior

    Podzielę się

    Nie mogę za dużo pisać, bo Morgan tu zagląda, a z tłumaczem googla rozumie prawie wszystko, Z Morganem pracuje niejaki Arno, fizjoterapeuta, bardzo dobry kamerzysta. I on filmuje wszystkie jego pokazy i ewolucje. I robi to bardzo, bardzo dobrze. A Jeremy robi to sam, może z pomocą Morgana, ale widać skromniejsze środki. Choć szczerze mówiąc, też wolę taki oszczędny i równie sympatyczny, przekaz, który jest u Jeremy'ego. Morgan jest czasem trochę przegadany. Choć z drugiej strony tak pięknie i dobitnie mówi. I aż go skręca by to co mówi, precyzyjnie dotarło do oglądających.
  5. a_senior

    Podzielę się

    Dawałem już tu video innego szpeca francuskiego, Jeremy'ego. Tłumaczy dlaczego wleczemy koniec kijka, a niekiedy dotykamy ręka wewnętrzną śniegu. https://youtu.be/4abew2hgVwI
  6. a_senior

    Przebieg

    I paradoksalnie ja też. Tzn. jako rowerzysta najbardziej obawiam się... innych rowerzystów. Niektórzy, w przeciwieństwie do zdecydowanej większości kierowców, są nieprzewidywalni. Wczoraj na krakowskich Plantach, takiego deptaku wokół ścisłego centrum Krakowa, gdzie są piesi i rowerzyści, widziałem zapylającego z niemałą prędkością na rowerze starszego pana. Chyba jeszcze starszego ode mnie. Wystarczy by jakieś dziecko, a tych tu nie brakuje, nagle odbiło w bok i nieszczęście gotowe.   Aha, i jeszcze na temat hybryd Toyoty. Kolega ujeżdża z powodzeniem od paru lat Yarisa. Nie wiem jak to się dzieje, ale faktycznie mało to pali. Również w trasie, a w końcu ma wolnossące 1.5 l. Ok. 4.5 l benzyny. Miasto czy trasa. 
  7. a_senior

    Przebieg

    Mitek jest miejskim rowerowym neofitą, więc rozumiem jego entuzjazm. W Krakowie poruszanie się czymś innym niż rowerem, ew. pieszko na krótkim dystansie, jest bez sensu. Pewnie, rozwożenie dzieci, duże zakupy w podmiejskich hipermarketach, itp. Nie mówić o rekreacyjnych wyjazdach na narty, rower, itp. Ale w dużym stopniu da się poruszać w mieście bez samochodu. Nawet większe zakupy robię na rowerze. I lituję się nad zdenerwowanymi staniem w korkach, wkurzonymi na życie i cały świat, bezradnie trąbiącymi, zapuszkowanymi biedakami. Ich wybór.   Rower w mieście to prawie same zalety. Gdybym mieszkał pod miastem, to dowoziłbym rower na kilka km przed miastem i dalej na rowerze. Zdrowie, endorfiny, zyskany czas, nie mówiąc o oszczędności na paliwie. Brak brzucha, wzorcowa waga, niezła forma - to także zasługa roweru. Nie mówiąc o bardzo korzystnych statystykach zdrowotnych typu serce, rak. I tylko dwie wady. Gdy pada deszcz lub śnieg jest trudniej, choć da się. Podobnie gdy jest ślisko. I druga poważniejsza wada. Można mieć wypadek, a na rowerze jego skutki są groźniejsze. Choć nie narzekam na kierowców, od paru dobrych lat ich reakcje są wręcz uprzejme, to zdarzy się czasem jakiś burak, który chce mi zaszkodzić. Trzeba wyrobić sobie odruchy obronne. Od kilkudziesięciu lat jeżdżę na rowerze po mieście. Miałem tylko dwa incydenty samochodowe, trochę z własnej winy. Bez skutków. I może 2-3 poważne upadki spowodowane różnymi okolicznościami, np. złamaniem się ramy.   Dlatego wszystkich zachęcam do roweru w mieście. Można trzymać garniaka w pracy a jeździć w casual jak to się teraz mówi. Kupić sobie dobra furę i od czasu do czasu zajechać nią by pokazać, że "mom" jak to mówił baca. A na co dzień pomykać rowerem. Przez rok, tylko po mieście, przejechałem na nim prawie 3500 km.
  8. a_senior

    Przebieg

    W moim Peżocie 307 też się wysoko siedzi. Taki prawie van. I właśnie takie minivany najbardziej mi leżą. Ale moda jest na suvy, choć nie ma to większego sensu. Miejsca w środku, przy porównywalnych rozmiarach zewnętrznych, mniej, ciężar większy, prześwit dużo większy, choć w ogromnej większości jeżdżą po asfalcie i nie jest to potrzebne. I pali więcej od "zwykłych" z tym samym silnikiem. Koszty utrzymania wyższe, itp. Ale moda jest. Zwłaszcza panie lubią takie wielkie... suvy. Czują się w nich bezpieczniej, choć, jak dla mnie, nie wyglądają w nich dobrze.   Widoczność w KIA Sportage dla pasażerów z tyłu zapowiada się fatalnie. Małe szybki. No ale i mnie ten suv dołapie. Ale będę należał do tego promila właścicieli, którzy skorzystają z napędu na 4. W zeszłym roku próba dojazdu do domku Peżotem skończyła się na holowaniu traktorem.
  9. a_senior

    Przebieg

    Bo trafiłeś na takie co pozwalały. 1.5 D Renault nie pozwalały, choć producent zapewniał, że tak. Zwłaszcza dotyczy to silników turbo. Moja wiedza wynika z praktyki i Motoru, takiego czasopisma. Czytam od lat. Producenci podaję 30 tys. km na wymianę oleju, bo to dobrze brzmi propagandowo.    Oczywiście, masz rację, każdy silnik bierze olej. Bo musi. Pytanie, ile go bierze. Jeśli 0.1 - 0.2 l na 1000 km to nie bierze. Jeśli 0.5 l to już się można zastanawiać czy bierze.  A niektóre trochę biorą zwyczajowo, np. owe 0.5 l i tak ma być. Mój Peżot bierze ok. 1.5 l na 10000 km i to jest jego norma. 
  10. a_senior

    Przebieg

    To może też, ale problem diesli Toyoty D-4D (i 2.2 l)  był, i pewnie jest, inny. Przepalająca się uszczelka pod głowicą. Ale nie wystarczy tylko jej wymiana, bo uszkodzona jest głowica i blok. Ponoć są sposoby na uratowanie silnika, szlifuje się blok i głowicę, ale tylko raz. W każdym razie duża wtopa. Nawet Toyota sie przyznała wymieniała w pewnych sytuacjach całe silniki. Nie dotyczy to starszych diesli Toyoty, które były niezniszczalne.   Ale żeby nie było. Małe 1.4 D Toyoty maja same zalety. A Renault 2.0 D, skonstruowane razem z Nissanem też są bez zarzutu. Niestety, kupując trzeba się naprawdę dobrze rozeznać albo spytać kogoś fachowego. Jednak narty kupuje się łatwiej.   Faktycznie diesle Fiata JTD są OK, choć drobiazgi, i to poważne, się zdarzają. Np. głupia uszczelka w pompie oleju za 30 zł. Niewymieniona w porę załatwia silnik.   Aha, mój benzyniak VW 2.0, 8v, stary, poczciwy, w Passacie III, przejechał ok. 400 tys. km. Do końca nie brał oleju. Sprzedałem samochód, bo był bardzo stary.
  11. a_senior

    Trochę HUMORU

    Znów od szwagra. Pewnie znane. https://photos.app.g...bpfG7Hx1K2aFCQ9
  12. a_senior

    Trochę HUMORU

    Ten instruktor w niebieskim, Fernand Bonnevie, był przez 60 lat instruktorem w Val d'Isere. Zmarł w 2013 w wieku 98 lat. Nauczał do 80 roku życia. Nieźle. Nazywał się, nomen omen, Bonnevie czyli "Dobreżycie".
  13. a_senior

    Trochę HUMORU

    Wziąłem jego tekst i wrzuciłem do tłumacza googla, więc przepraszam za ew. niedoróbki, choć i tak odrobinę poprawiłem. Rozmowa z dobrym lekarzem.
  14. a_senior

    Nalewki

    Może nie 50 lat temu, ale..., niech policzę..., jakieś 38 lat temu, a więc w pełnej krasie stanu wojennego, do produkcji nalewek i innych trunków uzyskiwałem podstawowy surowiec we własnym mieszkaniu. Skrzyknęliśmy się w kilku, jeden z nas był chemikiem, i zaczęli produkcję, której jednym z motywów była walka z reżimem. Czyli pozbawianie go ewentualnych zysków ze sprzedaży alkoholu. Każdy z nas zorganizował część potrzebnego sprzętu. Chemik - chłodnicę i oczywiście know-how, ja - m.in. bańkę na mleko z odpowiednim wyjściem. Zacier robiliśmy z cukru. Po dwukrotnej destylacji, przepuszczeniu przez aktywny węgiel dostawaliśmy wysokoprocentowy, czysty, powiedzmy spirytus, który używaliśmy do produkcji różnych napitków. Przez 2-3 lata aparatura krążyła cały czas pomiędzy 4 mieszkaniami (dołączył mój ojciec). Zabawa była przednia. I emocji nie brakowało, bo podobno milicja węszyła. Zasłaniało się okna, ale resztki po destylacji, wylewane do kibla, mogły zdradzić. Nikt nigdy nie wpadł.
  15. a_senior

    Trochę HUMORU

    I jeszcze jeden fragment. Krótki kurs z tego samego filmu. Też trochę o wbijaniu kijków. Z polskimi napisami. https://youtu.be/ZQnITJAOxko
  16. a_senior

    Trochę HUMORU

    Dwa fragmenty kultowego dla Francuzów filmu "Les bronze font du ski" (u nas był pt. "Slalom niespecjalny"). Dotyczą m.in. wbijania kijków, po ichniemu "plante les batons". W pierwszym, instruktor (*) pokazuje klasyczny skręt NW, po ichniemu "flexion-extension". Czyli zejście w dół, wbicie kijka, wyjście w górę. Klient, ten w żółtym ma w pewnym momencie dość, pada, instruktor proponuje mu kieliszek ciepłego wina. Pod koniec tego fragmentu jeszcze raz upomina go w sprawie wbijania kijków. A drugi fragment to sen kursanta. I teraz już wiadomo z czym kojarzy się Francuzom "plante les batons" i dlaczego się śmieją, gdy to słyszą.   (*) Gość chciał wynająć atrakcyjną instruktorkę, bo przez cały film jedno mu w głowie, ale zamiast niej przeszedł ten w niebieskim.   https://www.youtube....h?v=ccX82HusMuY https://www.youtube....h?v=TmQ_HI2RQP8
  17. Moja siostra jest lekarzem laryngologiem specjalizującym się w zawrotach, błędnikach i tych rzeczach. Do tego pracuje w szpitalu w Luksemburgu, gdzie mają świetnie wyposażony gabinet. Kiedyś, gdy wspólnie zjeżdżaliśmy w podobnych warunkach, choć nie tak ekstremalnie mglistych, wytłumaczyła mi dlaczego dostaje się nudności gdy błędnik wariuje. Normalne zjawisko.
  18. a_senior

    Rower - 2019

    Moja cykloza przechodziła różne fazy. Niewątpliwie istnieje, ale jakby zmieniła akcenty. W każdym razie dzień bez roweru to dzień stracony. Mam kilka rowerów, z których najczęściej używam... mieszczucha. Nawet dzisiaj. Wybrałem się na samotną krótką (ok. 30 km), asfaltową z krótkim odcinkiem terenowym wycieczkę podkrakowską. I po chwili wahania pojechałem na mieszczuchu. 3 biegi w piaście, słabo hamujące hamulce bębnowe. Nie przebierałem się w żadne specjalne ciuchy. I była radocha.
  19. a_senior

    Rower - 2019

    Jak inni napisali. D... musi się ułożyć. Kiedyś, w dobie skórzanych siodełek, układało się siodełko. (Moje najwygodniejsze siodełko w życiu było właśnie takie: twarde, skórzane.) I dalej tak niekiedy jest, ale dziś dla amatorów królują siodełka żelowe, które się nie formatują. Eksperymentowałem z wieloma siodełkami, ale najlepiej wypadło to: Selle Royal lookin. Selle royal produkuje różne typy siodełek, te lookin to taki mtb-trekking. W każdym razie mnie podeszło.
  20. a_senior

    Rower - 2019

    A ja smaruję. Właśnie tym woskowym White Lightening.
  21. a_senior

    Pasje

    To podobno najlepsze organy w Krakowie, choć do tych najlepszych w Polsce im pewnie daleko. Ja słyszałem ją na organach oliwskich. Ta toccata i fuga d-moll jest piękna i do pewnego stopnia niesamowita. Bo brzmi jakby powstała w XX wieku. Muzyka bez granic czasowych. Bach napisał wiele wspaniałych kompletów preludium+fuga na organy i instrumenty klawiszowe (bo fortepianu w dzisiejszym rozumieniu wtedy jeszcze nie było). Moim dzwonkiem w telefonie jest fuga nr 2 c-moll z I t. Das Wohltemperierte Klavier. Ale to wszystko jest mocno off narciarskie. Choć nie do końca.
  22. a_senior

    Podsumowanie sezonu

    Fajny wątek. Niestety u mnie coraz mniej narciarstwa rzeczywistego a coraz więcej wirtualnego. Na nartach byłem w tym sezonie dwa razy. Pierwszy, nietypowy w Witowie. Narty były przy okazji, bo głównym celem było spędzenie Wigilii i Świąt BN w szerszym rodzinnym gronie w naturze. No powiedzmy, naturze mocno ucywilizowanej. Było bardzo sympatycznie, rodzinnie i było też trochę narciarstwa. Mój prawie 3 letni wnuczek odbył swój pierwszy udokumentowany zjazd na nartach, a ja przekonałem się, że nowe Volkl SL to jest to.   https://photos.app.g...UdEiSSPN1h6j5i6   No i tydzień w Saalbach, o którym już pisałem. Pogoda i zdrowie dopisało.   https://photos.app.g...8Hbfx1e8HYqkx79
  23. a_senior

    Pasje

    Chyba nie skorzystam, ale przekażę żonie. Ona lubi nowinki. Muzyka poważna jest moja pasją od dawna, choć nie mam (prawie), żadnego wykształcenia muzycznego. W przeciwieństwie do żony i dzieci. Bacha poznałem i pokochałem stosunkowo późno. A prawie nowym odkryciem jest jego Wielka Msza h-moll, którą "odkryłem" rok temu. Nawet wstydzę się napisać ile razy od tej pory ją odsłuchałem. I dziwię się, że tak rzadko jest grana. Na pewno jest kosztowna do pełnego wykonania w filharmonii czy kościele, ale dlaczego tak rzadko słychać jej fragmenty w radio? Np. muzycznej dwójce. A niektóre aż się proszą. Wesołych Świąt Ci życzę. I Zdrowych.   Aha, w dyskusji z Warszawiakami nie wyciągał bym zakurzonych stereotypów. Po pierwsze, niechęci galicyjsko-kongresowe to przeszłość. Z różnych powodów już bardzo słabo obecne. Wydaje mi się, ale tylko wydaje, że może być coś na rzeczy u Poznaniaków z ich wciąż obecną niechęcią do Warszawy i jej mieszkańców. Po drugie, "prawdziwych Warszawiaków już nie ma". Nawet moja 80 kilku letnia ciotka, która odbudowywała Warszawę z powojennych zgliszcz pochodzi z Krakowa. O pochodzeniu obecnych Warszawiaków nawet szkoda mówić, bo wszyscy wiemy jakie jest. Ale jeden z moich wnuków jest już rodzonym Warszawiakiem. A po trzecie, będąc częstym gościem w Warszawie, choćżem Krakus, nabieram coraz większej sympatii to naszej stolicy i jej mieszkańców. "Warszawa da się lubić".
  24. a_senior

    Pasje

    Ktoś kto zna, ceni i kocha Bacha nie może być zły. Ja nie widzę u mojego Krajana (Wieliczka to prawie Kraków, ba, to będzie wkrótce Kraków ) żadnego zła, kurestwa czy płatności. Może Ci zaszedł za skórę?  Nie czytam niektórych wątków, np. tego o polityce, więc mogło mi coś umknąć. Póki co traktuje Krajana jako pełnowartościowego forumowicza. Narciarsko początkującego, ale w wielu innych dziedzinach mocno zaawansowanego. Wesołych Świąt.
  25. a_senior

    Pasje

    To w połowie jak u mnie. W połowie, bo klasycznej współczesnej nie lubię, nie cenię, nie rozumiem i nie znam. Kolejność dowolna. W przeciwieństwie do muzyki Bacha. Tę znam i lubię a nawet dużo więcej. Dla mnie jest Bach i długo, długo nic. Gdzieś ktoś powiedział (nawet wiem kto), że jego muzyka to dowód na istnienie Boga. I jeśli ten istnieje w jakiejkolwiek "postaci" to się z tym całkowicie zgadzam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...