a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 220 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
12
Zawartość dodana przez a_senior
-
Francuski video kurs “Zostań lepszym narciarzem” - jak zamówić
a_senior odpowiedział a_senior → na temat → Nauka jazdy
W sumie to samo radzi co i tu radzą nasi eksperci. Chcesz zrobić postęp w narciarstwie kup sprzęt z górnej półki. Ta wzmianka o zawodniczych butach to trochę taka licentia poetica, czyli lekka przesada, by podkreślić o co chodzi. A chodzi o to, by się nie bać butów czy nart z górnej półki. A one są potrzebne byśmy poprawili naszą technikę jazdy. A sam Morgan jeździ w jakiś Fischerach z flexem 130 (czyli nie zawodnicze) i najczęściej na sklepowych slalomkach Volkl Racetiger SL (czyli też nie zawodnicze). -
Jak suszyć buty narciarskie?
a_senior odpowiedział Tata_Asi → na temat → Serwis i konserwacja sprzętu
Trzeba sobie wypracować metodę. Ja ściskam jedną rękę górę kapcia, by była jak najmniejsza w obwodzie, a drugą trzymam za tył kapcia tuz przy podeszwie. I wciskam go do skorupy. Potem, gdy już wstępnie wejdzie, wystarczy tylko lekko poprawić. W kwaterach najczęściej są stojaki z grzałkami, więc nie muszę wyciągać kapcia, ale gdy ich brakuje to co wieczór wyciągam i suszę obok kaloryfera (ie na nim). -
Co z tym flexem ? Może warto twardsze buty ?
a_senior odpowiedział mario33 → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
A skąd te porady? -
Fajnie to wszystko opisałeś. Stacja wydaje się w porzo (żona mówi, że to wstyd w moim wieku posługiwać się żargonem młodzieżowym, ale co mi tam ) 50 km tras w zupełności mi wystarczy. Trochę daleko jednak, nawet z Krakowa. Jeno tylko cena za osobę wydaje mi się za niska. Mnie zawsze wychodzi w okolicach 3000 zł na osobę (licząc wszystko). Nie pomyliłeś pierwszej cyfry? Przecież sam karnet to 270-300 Euro. Ja, jako senior, czasem płacę trochę taniej, ale nie wszędzie. Widzę, że na pogodę nie mogliście narzekać. Jeszcze 1-2 takie wyjazdy i nie będziesz musiał odpinać nart. Gabrik, czym fociłeś? Na moje wyczucie jakiś dobry Samsung?
-
Mieszkasz w Oslo? W sumie fajna rzecz jeździć w takim amatorskim klubie. Dużo rowerzystów widuje się na ulicach zimą?
-
Nawet w cytowanej przez Ciebie wikipedii podają, że średnio na podjazdach kadencja wychodzi ok. 70. Ale nie zamierzam się sprzeczać o detale, tym bardziej, że co do zasady się z Tobą zgadzam. Amatorzy jeżdżą (średnio) ze zbyt małą kadencją i powinni ją zwiększyć. A to wcale nie jest takie oczywiste. Tak z ciekawości, ile lat jeździsz intensywnie na rowerze (mam na myśli dorosłe jeżdżenie) i czy masz jakąś zawodniczą przeszłość?
-
Tak jest i u mnie. 80-85. Oczywiście mowa jest o średniej. A czy kadencja nie zależy od długości nóg? Mam długie nogi.
-
Pomyślę. W końcu mam doświadczenia rowerowe w górach. I myślę, że jedno czy drugie piwo dobrze się wtapia w ten biegowy klimat. W okolicy mojej górskiej chatki jest świetna trasa rowerowo-narciarska. Wokół Mogielicy, królowej Beskidu Wyspowego. Ponad 20 km pętelki wokół góry. Lasy, niewielkie podjazdy i zjazdy. Wielokrotnie przejeżdżałem ją na rowerze. Może spróbować zimą na nartach? Ma, jak dla mnie, tylko jedną istotną wadę. Żadnego barku czy sklepiku po drodze. Las, polany, widoki. Czysta natura. Gdzie ja się tego piwa napiję? Mógłbym wozić ze sobą, ale to już nie to.
-
Od dziecka byłem formowany na narciarza zjazdowego. Podobnie ukształtowałem moje dzieci. Ale od dłuższego już czasu sądzę, że biegówki, czy raczej narty chodzone, to o wiele bardziej sensowna forma narciarstwa. Z dala od wyciągów, sztuczności, bliżej natury. Ale już za stary jestem na zmianę. Trochę szkoda. Mój zięć, skądinąd dobry narciarz trasowy, od dłuższego czasu już tylko biega na nartach. A córka zjeżdża. Gdy jedziemy razem, musimy wybierać stacje także pod kątem tras biegowych. Ilości, długości, zaśnieżenia, itp. Ostatnie Kitzbuhel było takim kompromisem trasowo-biegowym.
-
Mariuszu, podpisuję się pod wszystkimi 4. punktami. Do niektórych na "odwyrtkę", bo to ja wciąż słodzę kawę/herbatę, a żona nie. Bardzo podoba mi się określenie "jakobini" w tym kontekście. Ja używam słowa "ortodoksi", ale Twoje jest lepsze. Swoją drogą zawsze dziwiła mnie ta cecha nieprzejednania, skrajności u niektórych. Blisko stąd, o ile już nim nie jest, do fanatyzmu. Grzane wino jest dobrą alternatywą, gdy na polu (jesteś z Olkusza, więc z Kongresówki, ale pewnie rozumiesz to określenie ) jest b. zimno. Też nie lubię mocnych alkoholi. Nie przepadam też za góralską herbatką. Szkoda. Zasadniczo to alkohol zbliża ludzi do siebie, no ale Ty nie spełniasz podstawowego warunku - nie pijesz go. Mógłbym jeszcze rozważyć zmianę moich narciarsko-alkoholowych zwyczajów i zostać abstynentem na jeden dzień (wtedy, być może mój wzrok nie byłby zamulony), ale, po pierwsze, byłoby to zbyt duże poświęcenie. A po drugie, trzeba by wymyślić inny pretekst do spotkania niż eksperyment piwny. Przerzucasz się na biegówki? Jak mój zięć.
-
Estka, jak mi miło. Dzięki za szacun. Czuję się dowartościowany, było nie było, przez kobietę, a takie wyrazy szacunku doceniam podwójnie. Już spieszę z wyjaśnieniami, bo nie zwykłem odmawiać niewieścim prośbom. Pytasz jak zdobywałem narciarsko-alkoholowe doświadczenie. Oczywiście metodą prób i błędów dokonując swoistego eksperymentu, w końcu moje wykształcenie zobowiązuje. Zaczynałem od jednego piwa na stoku, dawno, dawno temu na początku mojej narciarskiej "kariery". Dużego, bo w końcu duży ze chłop. Badałem jakie są moje reakcje. Jaki to ma wpływ na mnie, czy powoduje zachwianie równowagi, kłopoty z oceną sytuacji? Nie, nic z tych rzeczy. Przeciwnie, wydawało mi się (to oczywiście uczucie subiektywne, ale w końcu dla naszej świadomości to one są najważniejsze), że jeżdżę pewniej i płynniej. Dorzuciłem więc kolejne piwo, przy następnej przerwie w jeżdżeniu. Wnioski podobne, jazda pewna i bezpieczna. Ocena sytuacji wzorowa. Żadnych zagrożeń dla innych i siebie, bez względu na rodzaj trasy czy jej ludzkie zagęszczenie. Spróbowałem więc trzeciego piwa. I tu poczułem, że sprawa się komplikuje. Wciąż jazda była pewna i bezpieczna, ale odczułem niewielkie zachwiania równowagi. A zapewne jako stosunkowo mało doświadczona narciarka nie wiesz jeszcze tego, że równowaga w narciarstwie, zwłaszcza ta fizyczna, dotycząca naszego ciała, to absolutna postawa. Aha, 3 duże piwa to już za dużo dla mnie w jednym dniu jazdy na nartach - pomyślałem sobie. Zredukowałem więc liczbę do dwóch dużych piw. I sądziłem, że osiągnąłem idealny kompromis między moim samopoczuciem, oceną sytuacji, techniką jazdy i bezpieczeństwem. I taki stan trwał latami. Dodam, że w szczególnych przypadkach, będąc w Dolomitach, raczyłem się dodatkowym, jednym czy drugim kieliszkiem bombardino. Dla towarzystwa pań, z którymi wspólnie spędzałem czas. Ale niestety, starość puka do drzwi. Już nie ta odporność i możliwości. Co było robić, musiałem z rezygnować z mojego ulubionego, drugiego kufla piwa. A nawet, wstyd powiedzieć, czasem zadawalam się tylko jednym małym piwem. Czy oglądałem własne filmy? Niestety, poza jednym zrobionym wiele lat temu, chyba właśnie po jednym dużym, nie mam żadnych filmików. Nie ma mi kto ich zrobić. ;( I nie wiem jak rozpoznać osoby po jednym czy drugim dużym. Ale wiesz co, możemy sami zrobić eksperyment. Umówimy się gdzieś w jakiejś stacji. Ty będziesz mnie filmowała a ja będę pił kolejne piwa. Niezły eksperyment a jego wyniki przekazalibyśmy tu, na forum. Oczywiście wyłącznie w celach szkoleniowych. A trochę z innej beczki. Zaczęłaś już kuracje alkoholową? Jakieś pierwsze wnioski? Nie wiem czy odpowiedziałem Ci wystarczająco na wszystkie pytania i wątpliwości. W razie czego pytaj dalej bez wahania. W końcu mam pokaźne doświadczenie narciarsko-alkoholowe.
-
A ćwiczysz? Ja codziennie dawkuję sobie ćwiczenia na kręgosłup i jako tako utrzymuję go w niezłym stanie. Nie tyle co powinienem (vide Kordiankw), ale systematycznie. Ok. 15 min, z jednym dniem przerwy na tydzień. Niestety na nartach, już po pierwszym dniu, zaczynam go mocno odczuwać. Muszą być jakiś przeciążenia, które mu się mocno nie podobają. Codziennie rano muszę go nieźle rozruszać. Bardzo pomagają skłony boczne. Jazda też nie jest taka jakiej bym sobie życzył. Ale tak naprawę nie piję piwa na stoku w celu zmniejszenia dolegliwości. Ze Spiochem się trochę przekomarzałem. Myślę, że to jedno piwa nie ma żadnego wpływu ani na mój kręgosłup ani na moją jazdę. I szczerze mówiąc mógłbym go sobie darować. Ale dlaczego odmawiać sobie przyjemności?
-
Zrozumiałem, od pewnego czasu, niestety. Wytłumaczyłem Ci już w innym poście, że jestem uzależniony. Od alkoholu. Tak już mam. Wpadłem na całego. To jest choroba. Trudna do wyleczenia. Ale w moim wieku już mnie raczej nie wykończy. A nawet jeśli... dzieci odchowane, wnuki mają się nieźle, właściwie moja biologiczna przydatność skończyła się. Cóż, chyba w związku z tym napiję się jeszcze mojej 40% nalewki.
-
Wiem, różnie było z Olimpem. Trochę ryzykuję, ale mi przypasowali. Koniecznie chciałem ze wspomaganiem samolotowym. Może też zaryzykujesz?
-
Jadę, a właściwie lecimy (żona i ja) z biurem podróży nastok.pl (dawny Olimp). Może ktoś się też wybiera lub wybierze?
-
Nie, bo po piwie jeżdżę lepiej technicznie. I z lepsza dynamiką. Trochę mi wtedy odpuszcza kręgosłup, który mi mocno w jeździe doskwiera. Zwłaszcza w lewym skręcie.
-
Ufff... czyli to nie mój przypadek.
-
Nie rozumiem. Czyli słabo? Tak? Ale czy wolno czy słabo technicznie?
-
Dodam, co jest oczywiste: nie mam na myśli pijanych na stoku. Ani nawet podpitych. To są przypadki karygodne, by nie powiedzieć coś bardziej soczystego. Po jednym piwie, zajedzonym tym czy owym, się nie cuchnie. Nie mam na myśli też papierosów palonych w moim pobliżu. Jako byłemu palaczowi, choć nigdy nie paliłem b. dużo, dym papierosowy mi śmierdzi i źle go toleruję. Ale to inny temat. Chyba miałem szczęście, bo nigdy nie spotkałem się z podobnymi przypadkami jak Rega. Zdarzało mi się wstydzić za moich rodaków w gondoli, za ich język (choć tego obcokrajowiec może nie słyszeć) czy głośne zachowanie. Kiedyś jeden z dobrze jeżdżących Polaków obsypał mnie śniegiem przy hamowaniu i przy okazji nieźle przydzwonił o ziemię (karma powraca ). Chyba chciał się popisać. O pijących grupkach w autokarze już kiedyś wspominałem. W sumie tragedii nie było. Ale to wszystko dotyczy trochę innych problemów, w skrócie - zachowania rodaków na alpejskich stokach. I tak zdecydowana większość zachowuje się "normalnie" i niczym nie wyróżnia od reszty.
-
Maciek S zapytał w wątku o wypadku na Słowacji: "Drodzy narciarze-piwosze, chodzi o walory smakowe, czy efekt działania alkoholu??? Nie piszcie, ze niewielka ilość alkoholu Wam nie przeszkadza. Napiszcie, czy Wam pomaga. pomińmy przypadki kaca, kac jest niebezpieczniejszy od lekkiego spożycia." Nie chcę, w końcu głupotami, zaśmiecać poważnego wątku o śmiertelnym wypadku na nartach, więc tworzę nowy temat. A zauważyłem, że jakakolwiek wzmianka o piwie na stoku, nawet niewinna, w jakimkolwiek wątku, powoduje reakcje ortodoksów. Może więc warto skanalizować problem. Zanim odpowiem, kilka uwag. Tak, jestem jednym z wielu, którzy często raczą się jednym piwem w trakcie narciarskiego dnia. Przeważnie w trakcie lunchu, po kilku godzinach jeżdżenia. Jeżdżę głównie w Alpach, sporadycznie w Polsce, z różnych względów, stąd moje obserwacje dotyczą ośrodków alpejskich. Podobnie jak ja, piwo zamawiają tam powszechnie w różnych restauracyjkach na stoku. Jak napisał bartolomeus, całymi rodzinami. We Włoszech dodatkowo bombardino. Widuje się także różne mocniejsze sznapsy. Ale kończy się na jednym, piwie, bombardino czy sznapsie! Nie widziałem tam nigdy pijanego czy nawet tylko lekko podpitego osobnika. W tym także Polaków. Pierwszy wniosek jaki się nasuwa. Dlaczego piwo na stoku leje się na całego a nie widać jego ujemnych skutków? Bo inna jest kultura picia. Tam się pije bardzo umiarkowanie. U nas, jak doskonale wiemy, różnie z tym bywa. Dlaczego w ogóle piję piwo w trakcie narciarskiego dnia? Bo lubię jego smak, zwłaszcza w Austrii piwo ma lekko pszeniczny smak. Gasi pragnienie i nawet jeśli jest to wrażenie subiektywne to działa. A niewielka ilość alkoholu rozluźnia mnie i uspokaja. W żadnym wypadku nie ma wpływu na moje możliwości motoryczne, a jeśli już już to w dobrą stronę, tzn. jeździ mi się lepiej i pewniej. Ale różnica jest znikoma. Do tego picie piwa, powtarzam - jednego, jest dla mnie przyjemnością. Dodatkową, w pięknych okolicznościach przyrody. Kac jest nieznaną mi przypadłością, bo nigdy nie przekraczam dawki, która mogłaby go spowodować. I dodam na koniec, że w ciągu całego mojego długiego nartowania w różnych miejscach Europy, po piwie lub nie, nigdy nikogo na nartach nie uszkodziłem. Tyle. Spodziewam się ostrych reakcji od dwubiegunowych ortodoksów, osobników binarnych w mojej nomenklaturze, dla których istnieją tylko dwa kolory: biały i czarny. Nic to, biorę to na klatę. I w żadnym wypadku nie zachęcam do spożywania alkoholu na stoku nawet w śladowych ilościach. Każdy czyni według własnego rozumu i sumienia.
-
Długość kijków - wątpliwości
a_senior odpowiedział a_senior → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Adamie, zacznę od pierwszego. Nie zrozumiałeś mnie. Bynajmniej nie chcę powiedzieć, że dyskusja jaka się wokół rozwinęła, wypowiedzi innych, to bicie piany. Nie, chodzi o to, że ja wszystko co miałem do powiedzenia w tym temacie już powiedziałem, a ściśle - przedstawiłem. Bo sam mam wiele wątpliwości, co zresztą zaznaczyłem w tytule. I w tym sensie moja dalsza dyskusja w temacie długości kijków byłaby "biciem piany". Nic już więcej istotnego nie mam do powiedzenia. W temacie długości kijków. Może będę miał coś do dodania jak trochę potestuję różne długości. Jedno sprostowanie. Morgan przy wzroście 192 cm używa kijków 110 cm do typowej jazdy trasowej. Do jazdy po lesie w głębokim śniegu już 120 lub 125 cm. I nikogo z tym wzrostem nie zachęca do długości kijków 110 cm! To jego indywidualny przypadek. Może faktycznie ma nieproporcjonalnie długie ręce? On proponuje długości między 61 a 65% długości ciała. Czyli w jego przypadku wyszłoby średnio 121 cm. Morgan nie jest słabym instruktorem. Myślę, że jest b. dobrym. O tym chociażby świadczą opinie uczestników staży, które organizuje. Niestety recenzje są po francusku. O tym, że on i inni instruktorzy jego teamu (Labo du Skieur, 4 osoby) maja powodzenie, świadczy fakt, że staże, bądź co bądź nietanie, mają komplet uczestników. Do tego świetnie jeździ, choć to akurat nie jest b. istotne w samym nauczaniu innych. I wcale nie przeszkadzają mu pozornie za krótkie kije. Z mojej strony filmów raczej nie będzie. Jedyny jaki posiadam zrobił mi wiele lat temu znajomy. Gdzieś go tu wrzucałem. Patrząc na niego istotnie wydaje mi się, że kije mam za długie (186 cm wzrostu, 130 cm kije). Ale to było dawno temu. Dziś dobijam 70-ki, kręgosłup trochę przeszkadza w jeździe. I niestety będzie coraz gorzej. -
Długość kijków - wątpliwości
a_senior odpowiedział a_senior → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Nie, nie byłyby i sam o tym napisał. Czytaj uważnie. On sobie zdaje sprawę. Napisał mi, że jeździ off piste, gdy tylko spadnie świeży śnieg. Pewnie jakieś 30 dni w roku. A może więcej. -
Myślę, że wiesz co mam na myśli. Wystarczy np. popatrzeć na trening, nawet dzieci, na tyczkach. Tak się nie jeździ na trasach. Widziałem takich treningów sporo w Kitzbuhel. Nawet jakieś włoskie dzieciaki trenowały. Różnie to im wychodziło, ale przyjemnie było popatrzeć. Oczywiście zawodnicy chcieliby pojechać czystym ciętym skrętem, ale tak się nie da. Bo prawa fizyki obowiązują. Ale żeby nie było. Nie mam nic przeciwko analizowaniu jazdy zawodników, zwłaszcza w slalomie. Nawet na takim amatorskim forum jak nasze. To na pewno jakoś tam się przekłada na naszą amatorską jazdę. Ale nie przeceniać. I dobrze zdawać sobie sprawę, że tak jak oni na trasach nie pojeździmy. Przynajmniej zdecydowana większość z nas. BTW, po każdej wizycie w Alpach, zwłaszcza w Austrii, trochę śmieszą mnie tutejsze Polaków dyskusje. W tym moje Przecież tam jedna średniej wielkości stacja narciarska to całe nasze polskie ośrodki do kupki wziąwszy. Średnia, a przecież jest jeszcze kilka, o ile nie kilkanaście, bardzo dużych. Przecież my tu nie mamy tak naprawdę gdzie jeździć. Może sobie dać spokój z tym narciarstwem? Przynajmniej z narciarskimi dyskusjami. Dla tych 1-2 wyjazdów rocznie w Alpy? Ze strata co najmniej 2 dni na dojazd. Taki przeciętny mieszkaniec Salzburga czy Innsbrucka. Ten to ma gdzie pojeździć po pracy. Albo wyskoczyć na weekend, co prawda w korku, do pobliskiej stacji typu Zell am See. Nie mówiąc o takich, którzy w górach lub ich pobliżu mieszkają. Gdzieś to pisałem niedawno. Rozmawiałem kiedyś ze znajomym Austriakiem, mieszkańcem Innsbrucka. Chwaliłem się, że jestem narciarzem, że lubię narciarstwo. "Poważnie?" - zapytał. "A góry to tam jakieś macie?" - dodał z ironią. Nawet nie chciałem odpowiadać, że mamy w Polsce dwie trasy porównywalne z alpejskimi: do Kotła Gąsienicowego i Goryczkowego. Z tym, że tą drugą obsługuje przedpotopowe siodełko, że trasy ze względów ekologicznych nie są śnieżone... Ech... idę na rower.
-
Hmmm... A co ma wspólnego umiejętność parkowania z szeroko pojętą umiejętnością bezpiecznej jazdy czy umiejętnością kierowania jak to nazywasz? Np. mój kolega. Wieloletni kierowca. Ostrożny i pewny. Nie umie zaparkować na kopertę. Moja żona. Ta potrafi, ale nie za bardzo jej to idzie. Gdy wracamy z imprezy z podpitym mężem, czyli mną , choć ona prowadzi, zawsze ja parkuję pod domem, bo jej to nie wychodzi. Jeździ ostrożnie, pewnie, bezwypadkowo. I takich osób znam mnóstwo. Jeżdżą bezpiecznie i pewnie od lat, ale słabo parkują. Znam też jednego takiego, który świetnie i szybko parkuje. Tyle że dość często zdarzają mu się różne stłuczki a nawet gorzej. Umiejętność parkowania, to wg mnie najmniej ważna sprawa w całym wachlarzu umiejętności kierowcy.