Skocz do zawartości

a_senior

Members
  • Liczba zawartości

    2 511
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    14

Zawartość dodana przez a_senior

  1. Piotrze, mój wpis o znajomym, BTW juz nieżyjącym, nie był przytykiem do Ciebie i Twoich winnych kompetencji. Tak mi się po prostu przypomniało. Dużo wina w życiu wypiłem. W końcu spędziłem we Francji ponad 7 lat dorosłego życia. Do tego mój szwagier Belg jest bardziej francuski niż typowy Francuz. Sery na desery, oczywiście podlewane winem, muszą być po każdym posiłku. Ale na winach znam się średnio. Myślę, że rozpoznałbym typowego Burgunda (ciężkie, mięsiste wino) od typowego Bordeaux. I jestem w stanie odróżnić złe wino od dobrego, ale nic poza tym. Kiedyś nasze centrum odwiedziła wycieczka młodzieży z Lyonu, a ściśle z pod Lyonu. Wraz z nauczycielami. Zgadałem się z jednym z nich, nauczycielem matematyki, który okazała się być byłym winologiem (we Francji bodajże studiuje się to także na uniwersytecie :)). Odszedł z zawodu, bo stwierdził, że jest duża konkurencja i miał dość. Przyznał mi, że najwyżej ceni nie wina fracuskie, włoskie czy hiszpańskie, ale chilijskie.
  2. Przypomina mi się mój znajomy, lekkie snobiszcze, m.in. znawca wina. W dawnych peerelowskich czasach spotykalismy się rodzinnie na różnych imprezach. Na którejś z nich przynieśliśmy domowe wino made in teściowa. Wino zrobione z porzeczek, wiśni, itp., owoców które teściowa powrzucała do dymionu. Wlaliśmy to wszystko w pustą butelkę markowego włoskiego wina deserowego. Na imprezie poczęstowaliśmy owego znajomego. Zanim wyjaśniliśmy mu pochodzenie wina, ten zaczął piać peany nad doskonałym smakiem włoskiego wina i słońca Italii, które w tym winie wyczuwał. I wcale sie przy tym nie wygłupiał. Ostatecznie nie przyznaliśmy się skaś to wino pochodziło. 😉
  3. Ale Wam zazdroszczę, choc nie zawiszczę. Zwłaszcza pogody, bo to w Zillertal nieoczywiste. Spędziłem tam świetny rodzinny pobyt w 2017 r. Udało mi sie nagrać świetny filmik z jazdą córki i żony, która wjechała w kadr. :) https://photos.app.goo.gl/e5svKtY1TmkonwxE7
  4. To się rzadko zdarza. 1 cm różnicy między stopami. :) Bozia Ci krzywdę zrobiła. :) Te buty, w których teraz jeździsz są zdecydowanie za duże. 260 mm to prawie rozmiar 41. https://mcksport.pl/dobor-sprzetu/jak-dobrac-buty-narciarskie/ Próbowałbym dobrać but w okolicach flexu 90 i długości 24.5. Co prawda skrupa tego buta odpowiada długości 24 cm (producenci robią skorupy co 1 cm, a połówki "kombinują" wkładkami lub botkami), ale może się uda z lewą nogą. Pamiętaj, że w dobrym serwisie są w stanie "wydłużyc" skorupę o 0.5 cm. A dlaczego proponuję flex 90 lub więcej. Bo to na ogół gwarantuje dobry but, z odpowiednimi parametrami do coraz lepszej jazdy.
  5. Piękna opowieść z Kaczorem. "a jak będzie trzeba umrzeć, to się umrze, kropka!". Też sobie to czasem powtarzam. BTW, nie rozumiem dlaczego w pewnej modlitwie stoi: "Od nagłej śmierci zachowaj nas Panie". Toż to najlepsza ze śmierci. Byle nie za szybko. :) Ciekawa sprawa z kijami. Też skróciłem o 5 cm i wydaje mi się, że jeszcze skrócę o kolejne 5. Przy moim wzroście 186 cm używałem przez całe życie kijki 130 cm. Teraz jest 125 cm. I pewnie zejdę do 120 cm. Z regulowana długością kijków to bardzo dobry pomysł, bo ich długość zależy od tego gdzie i jak jeździmy. Kiedyś wstawiłem nawet odpowiedni filmik P. Lorenza dotyczący tego. Zasadniczo ludzie jeżdżą ze zbyt długimi kijkami, a reguła doboru ich długości (kąt prosty...) jest do d...
  6. Cała młoda kadra RASC-u to wg Michała wychowankowie klubu. Bardzo sympatyczni i zaangażowani.
  7. Ajajaj. Tylko pozazdrościć. Kamerzysta świetny. Telefon? Prawie jak Arnault filmujący Morgana. :) Tobie trochę do Morgana brakuje, ale i tak jest dobrze. I te widoki... Zaprawdę powiadam Ci, że nie mogłem pojechać. To już ponad 6 tygodni od ablacji, a ja dalej jestem cienki. Kilka km spaceru czy roweru i słaby jestem. Zaraz, zaraz, może to normalne w moim wieku... Uff, nie, bo przecież przed zabiegiem "szalałem" w Kluszkowcach i Paganella. :) Może sie uda wspólny wypad w przyszłym sezonie.
  8. Rozumiem, że chodzi o cenę. Za pobyt w Paganella płaciliśmy umiarkowanie. A warunki hotelowe, zwłaszcza jedzenie, były znakomite. Na pewno RASC-owi pomógł Covid w negocjacji cen z hotelem. I trochę były tańsze karnety, bo grupowe. Ale jadąc sami wybieramy zazwyczaj kwatery prywatne i własne pichcenie z wypadami od czasu do czasu do restauracji. Pewnie jednak nie unikniemy, my dziadkowie, kolejnych wyjazdów z RASC-iem, bo to świetna okazja na rodzinny wyjazd z dziećmi i fachowo szkolonymi wnukami.
  9. Zareklamuję ich, a co mi tam. :) Warto promować pozytywne poczynania. RASC to warszawski klub narciarski i nie tylko narciarski. Więcej można poczytać na ich stronie i FB. Warszawski, ale przyjmują rodziny z całej Polski. Byłem z nimi przez tydzień, trochę przypadkowo, w Paganella w styczniu 2022. Klub specjalizuje się w szkoleniu dzieci i... dorosłych też, ale o tym za chwilę. Od najmłodszych 4 latków stawiających pierwsze "kroki" do tzw. młodzieży. Głównie Włochy, ale zdarza się i Austria. W Paganella widziałem jak to działa. Przyjechały rodziny z dziećmi. Dzieci były oddawane rano do szkółki prowadzonej przez grupę instruktorów i ich pomocników. Na każdą kilkuosobową grupkę dzieci, przypadały co najmniej dwie osoby dorosłe. Grupy podzielone na lata i umiejętności. Dla rodziców też jest specjalna grupa szkoleniowa. I wygląda to naprawde dobrze. Młoda kadra od dzieci zaangażowana, kompetentna. I stara się. A rodziców szkolił sam szef RACK - Michał (na zdjęciu ten z brodą po prawej). Po południu, przed i po obiadokolacji, dla dzieci prowadzone są różne aktywności, zabawy, konkursy a wyzwoleni od dzieci rodzice mają czas na własne rozrywki. :) W marcu pojechała z nimi córka z rodziną do Folgaridy. Bardzo zadowolona. 6 letni wnuczek był codziennie szkolony i zrobił duże postępy. A bardzo dobrze jeżdżąca córka stwierdziła, że w przyszłym sezonie sama zapisze się do grupy szkolonych rodziców. Nie zaszkodzi się czegoś nowego dowiedzieć. Myślę, że takich klubów jak RASC jest wiele, ale ja znam tylko ten. Myślę też, że tacy początkujący i średniojeżdżący narciarze jak KrzysiekK czy Gabrik powinni się na taki wyjazd zdecydować. 6 dni codziennego szkolenia w super warunkach pod kompetentnym okiem instruktora daje dużego kopa do przodu. Kilka zdjęć. Trzy z rozdania nagród dla uczestników "zawodów". Od najmłodszych do najstarszych czyli rodzców. I jedno zdjęcie z "zawodów" dla najmłodszych.
  10. Prawda. Ale w moim przypadku nie było problemu z wilgocią. W jeszcze poprzednich butach, też za dużych (kupione nowe na giełdzie, spodobały mi się, a nie było mniejszego numeru) wycinałem podobne wkładki ze starej karimaty. Ten sposób w dodatkowymi podkładkami, cieńszymi czy grubszymi, jest niezły nawet w dobrze dopasownych buyach, które z czasem się wygniatają i staja się za luźne. A nawet jak nie pomoże to zawsze warto spróbować.
  11. I to jest prawidłowe. Optymalne jest 2-2.5 cm. Myślę, że masz problem z obszernością butów. Są zbyt obszerne, byc może za szerokie. A może po prostu nie pasują do Twojej stopy. Zanim będziesz wymieniał spróbuj prostego patentu, który ja z powodzeniem zastosowałem do zbyt długich i i zbyt obszernych butów. Do tego już mocno używanych, a więc wygniecionych botkach. Najpierw dołożyłem pod wkładkę w botku (kapciu) filcową wkładkę kupioną od szewca. Podnosi stopę o 2-3 mm. Po jakimś czasie (2-3 lata) poszedłem jeszcze dalej i pod wkładkę Sidasa, którą wstawiłem dawno zamiast tej oryginalnej, dołożyłem starą, oryginalną. Znów podniosło stopę o 2-3 mm. I jeździło mi się w tych butach bardzo dobrze. Żadnych luzów, pełna kontrola (dodam, że jestem dobrze jeżdżącym narciarzem). Niby prowizorka, ale bardzo pomogła. W tym roku jeżdżę w mniejszych, węższych i sztywniejszych nowych butach (Fischer RC4 Carv 130), ale wcale nie jestem przekonany w których butach jeździ mi się lepiej i skuteczniej: w tych starych "optymalizowanych" czy nowych, super fitowanych.
  12. Tak, im większa długość tym większy last. Tu masz przykład z Fischera: https://mcksport.pl/dobor-sprzetu/jak-dobrac-buty-narciarskie/
  13. 72 lada moment. Wciąz nie mogę w to uwierzyć. Kondycha była do niedawna całkiem, całkiem, ale teraz po ablacji serca jeszcze nie doszła do siebie. Musi potrwać. Z tymi dziwnymi pomysłami, choć zależy co się przez nie rozumie, to można w każdym wieku, o ile oczywiście jakie takie zdrowie dopisze. :) Ja mam kilka interesujących pomysłów. A cytrynówka, i kilka innych nalewek, czeka, jak najbardziej. Sezon wiejski zaczynamy gdzieś w okolicach końca kwietnia, może nawet ciut wcześniej. O ile Putin jeszcze bardziej nie zaszaleje.
  14. Beata, nie wiem jak u innych, ale u mnie nie da się całkiem pominąć pesla. Sam o sobie daje znać. 😉 I to juz od dłuższego czasu. Może nie tyle na nartach czy rowerze, moich dwóch sportowo-rekreacyjnych pasji. Mając dobrą technikę jazdy nie czuję w tych aktywnościach większych ograniczeń peselowych. Jeżdżę trochę bardziej zachowawczo, zwłaszcza na rowerze i zwłaszcza w gorach, ale większej różnicy od jakiś 20 lat nie czuję. Ale już w chodzeniu, a raczej bieganiu, po górach jest gorzej. Jeszcze 10 lat temu uwielbiałem zbiegać stromymi górskimi ścieżkami. Dziś już tego nie robię, lub robię to sporadycznie, bo odzywają się kolana. Podobnie z szybkimi górskimi podejściami. Już nie podchodzę szybko, nawet gdy wyprzedzam młodych. A wtedy nie wynika to z mojej nadzwyczajnej formy, tylko słabej u tych wyprzedzanych młodych ludzi. 😉 Z drugiej strony nie obawiałbym się zacząć jakiejś nowej aktywności, np. jazdy na rolkach. W końcu mam wypracowane odruchy narciarsko-rowerowe, które zapewne bym wykorzystał. Tak czy tak, nie zacznę, bo rower (a raczej liczne rowery), a nawet zwykłe chodzenie, w pełni wyczerpują moje potrzeby ruchu i przemieszczania się. Natomiast wszystkim martwiącym się własnym peslem proponuję to, co sam od lat staram się realizować. Być aktywnym na co dzień. Ruszać się, gimnastykować, unikać kanapy i TV. Odstawić na ile się da samochód, unikać wind, itp. Do tego trzymać w ryzach własny ciężar, bo to bardzo pomaga i nieźle zapobiega różnym zdrowotnym komplikacjom. Mnie to się udaję od wielu lat.
  15. a_senior

    Sytuacja w UA

    Trochę optymizmu:
  16. a_senior

    Sytuacja w UA

    Piękne tereny. W 2003 roku wybraliśmy się na podróżowanie samochodowo-rowerowe po Ścianie Wschodniej. Zaczęlismy od Roztocza. Mnóstwo wspomnień. Szczebrzeszyn, Zwierzyniec (dobre piwo), Rezerwat Szum, rzeka Sopot :), Rezerwat nad Tanwią... Mnóstwo zdjęć... i moja głupota. Przegrałem zdjęcia z karty pamięci na pendrive. Wtedy pojemności kart w aparatach były niewielkie. I pendrive szlag trafił, niestety. A to se uz ne vrati, nawet gdybym tam znów wrócił. Bo sporo się tam zapewne zmieniło, a smaczek egzotyki zabiła cywilizacja. 😉
  17. Krawędzie tępią się najbardziej w okolicach butów i stal "zawija" na boki. Nie spotkałem sie z tym, że takie zadziory nazywa się drutem. Dla mnie drut to coś co robi sie w trakcie ostrzenia. Taki cienki nawis, który zbiera sie na końcu gumką. Ale może czegoś nie wiem. Tak czy tak trzeba to, jak pisze labas, dość często zbierać. Ja robię to, dla wszystkich rodzinnych nart, po każdym kilkudniowym wyjeździe kątownikiem i jednociętym, średnim pilnikiem niediamentowym. Od spodu też warto od czasu do czasu podostrzyć. Najlepiej specjalnym prawidłem 0.5 stopnia, do którego wkłada się pilnik. Robię to od czasu do czasu, ale efekt jest taki sobie. Niestety przy bardziej intesywnej jeździe trzeba zrobić raz w sezonie planowanie spodów w serwisie. Przy mojej jeździe 2-3 tygdnie w sezonie - średnio co 3 lata.
  18. Przypomina mi się mój syn w początkach carvingu. Druga połowa lat 90-tych, przełom wieków. Ten uparł się, że nie przejdzie na narty carvingowe dopóki nie opanuje dobrze klasycznego śmigu. I zamiast carvingów kupiłem mu klasyczne 2 m gigantki Dynamica (taka francuska firma, którą przejął bodajże Atomic). Świetne narty. I faktycznie dobrze opanował na nich śmig. :) Potem były przez moment klasyczne slalomki Volkla a później były juz różnej maści carvingowe slalomki.
  19. a_senior

    Gdzie planujecie pojechać

    Sorry, pokręciłem. Bukowiny nie znam. Ostatnio byłem tam... hmm niech pomyślę, prawie 40 lat temu na Głodówce. BTW wtedy Białka była mało znana. Kilka drobnych orczyków o ile nie wyrwirączek.
  20. a_senior

    Gdzie planujecie pojechać

    A mnie aż skręca by gdzieś jechać. Nawet swat proponował tydzień w Obertauern, gdzie jeszcze nie byłem. Żona pyta czy na pewno nie. :) Ale rozsądek mówi: daj spokój na razie. BTW, Kluszkowce czy Jurgów jak najbardziej, ale Białka? Tam jest jedna przyzwoita, choc dość krótka trasa.
  21. True. Tu mój syn na Kasprowym (Goryczkowa) 22 kwietnia 2007 r. Bardzo miękko, by nie użyć bardziej dosadnego określenia. Fischer Race SC 165 cm. Raz go trochę zmłóciło, ale i tak widać, że da się jechać: https://photos.app.goo.gl/Gk8u9m7jESGuXuCR6
  22. a_senior

    Gdzie planujecie pojechać

    :) Moi sąsiedzi też się dziwią, że zapylam na dół na piechotę. Z tym niedzielnym odpoczynkiem masz sporo racji, ale nie do końca. Sąsiadka, dobrze przed 50, z początkiem cukrzycy, siedzi cały tydzień w domu. Nie zajmuje się bydłem czy kurami, bo już dawno ich nie mają. Nie nudzi się, ale o przepracowaniu trudno mówić. Tych motorowych crossowców też bym pozabijał. Codziennie po szkole, młodzież organizuje sobie niedaleko ryczące spotkania. Ujeżdżają cudze pola a potem przenoszą się na okliczne dróżki i leśne przecinki.
  23. a_senior

    Gdzie planujecie pojechać

    Ano. Ja co prawda jestem urodzonym Krakusem, ale w górach bywam od niemowlęctwa, a ostatnio spędzam w nich rocznie po kilka miesięcy. Znam dobrze tę różnicę podejścia lokalsów i przyjezdnych. Zwłaszcza tych lokalsów co wysoko w górach mieszkają. Dla nas asfaltowanie urokliwej leśnej ścieżki to "zbrodnia", dla nich duże ułatwienie. Z drugiej strony ich podejście do sportu, rekreacji, potrzeby czy konieczności wysiłku jest odmienne. Do kościoła mam blisko 2 km, miejscami stromego, zejścia i podejścia w drugą stonę. Prawie nigdy nie korzystamy z samochodu w drodze na niedzielną mszę, sąsiedzi - zawsze. W głowie im sie nie mieści, że można iść pieszo, bo tak jest zdrowo, ekologicznie. Nawet drobne zakupy w sklepie na dole we wsi robią przy pomocy samochodu. BTW 3 osobowa rodzina ma ich 3. :)
  24. a_senior

    Giganci minionej epoki

    Bo za młody byłeś. 🙂 Nie pamietam dobrze, kiedy na polskie na stoki ruszyły pierwsze ratraki. Pewnie gdzieś w połowie lat 70. Ale dobrze pamiętam kiedy nie jeździły, bo wtedy to ja najwięcej jeździłem w życiu. 🙂 Głównie na Kasprowym i w Szczyrku. Sami narciarze "ratrakowali" trasy własnymi nartami. Moje miały wtedy 210 cm. Potem zszedłem na 200 cm. I dało się jeździć, a radocha z jazdy, choć inna, była co najmniej tak wielka jak dzisiaj. Była jazda w puchu i były muldy. Te ostatnie, zwłaszcza na Goryczkowej wiosną bywały po pachy. Mimo wszystko zdecydowanie wolę jazdę na współczesnych mocno taliowanych nartach. Doszły nowe doznania, emocje. I nowe techniki jazdy, które mocno polubiłem i z których korzystam z wielka przyjemnością.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...