a_senior
Members-
Liczba zawartości
2 220 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
12
Zawartość dodana przez a_senior
-
Beata, nie wiem jak u innych, ale u mnie nie da się całkiem pominąć pesla. Sam o sobie daje znać. 😉 I to juz od dłuższego czasu. Może nie tyle na nartach czy rowerze, moich dwóch sportowo-rekreacyjnych pasji. Mając dobrą technikę jazdy nie czuję w tych aktywnościach większych ograniczeń peselowych. Jeżdżę trochę bardziej zachowawczo, zwłaszcza na rowerze i zwłaszcza w gorach, ale większej różnicy od jakiś 20 lat nie czuję. Ale już w chodzeniu, a raczej bieganiu, po górach jest gorzej. Jeszcze 10 lat temu uwielbiałem zbiegać stromymi górskimi ścieżkami. Dziś już tego nie robię, lub robię to sporadycznie, bo odzywają się kolana. Podobnie z szybkimi górskimi podejściami. Już nie podchodzę szybko, nawet gdy wyprzedzam młodych. A wtedy nie wynika to z mojej nadzwyczajnej formy, tylko słabej u tych wyprzedzanych młodych ludzi. 😉 Z drugiej strony nie obawiałbym się zacząć jakiejś nowej aktywności, np. jazdy na rolkach. W końcu mam wypracowane odruchy narciarsko-rowerowe, które zapewne bym wykorzystał. Tak czy tak, nie zacznę, bo rower (a raczej liczne rowery), a nawet zwykłe chodzenie, w pełni wyczerpują moje potrzeby ruchu i przemieszczania się. Natomiast wszystkim martwiącym się własnym peslem proponuję to, co sam od lat staram się realizować. Być aktywnym na co dzień. Ruszać się, gimnastykować, unikać kanapy i TV. Odstawić na ile się da samochód, unikać wind, itp. Do tego trzymać w ryzach własny ciężar, bo to bardzo pomaga i nieźle zapobiega różnym zdrowotnym komplikacjom. Mnie to się udaję od wielu lat.
-
Trochę optymizmu:
-
Piękne tereny. W 2003 roku wybraliśmy się na podróżowanie samochodowo-rowerowe po Ścianie Wschodniej. Zaczęlismy od Roztocza. Mnóstwo wspomnień. Szczebrzeszyn, Zwierzyniec (dobre piwo), Rezerwat Szum, rzeka Sopot :), Rezerwat nad Tanwią... Mnóstwo zdjęć... i moja głupota. Przegrałem zdjęcia z karty pamięci na pendrive. Wtedy pojemności kart w aparatach były niewielkie. I pendrive szlag trafił, niestety. A to se uz ne vrati, nawet gdybym tam znów wrócił. Bo sporo się tam zapewne zmieniło, a smaczek egzotyki zabiła cywilizacja. 😉
-
Krawędzie tępią się najbardziej w okolicach butów i stal "zawija" na boki. Nie spotkałem sie z tym, że takie zadziory nazywa się drutem. Dla mnie drut to coś co robi sie w trakcie ostrzenia. Taki cienki nawis, który zbiera sie na końcu gumką. Ale może czegoś nie wiem. Tak czy tak trzeba to, jak pisze labas, dość często zbierać. Ja robię to, dla wszystkich rodzinnych nart, po każdym kilkudniowym wyjeździe kątownikiem i jednociętym, średnim pilnikiem niediamentowym. Od spodu też warto od czasu do czasu podostrzyć. Najlepiej specjalnym prawidłem 0.5 stopnia, do którego wkłada się pilnik. Robię to od czasu do czasu, ale efekt jest taki sobie. Niestety przy bardziej intesywnej jeździe trzeba zrobić raz w sezonie planowanie spodów w serwisie. Przy mojej jeździe 2-3 tygdnie w sezonie - średnio co 3 lata.
-
Przypomina mi się mój syn w początkach carvingu. Druga połowa lat 90-tych, przełom wieków. Ten uparł się, że nie przejdzie na narty carvingowe dopóki nie opanuje dobrze klasycznego śmigu. I zamiast carvingów kupiłem mu klasyczne 2 m gigantki Dynamica (taka francuska firma, którą przejął bodajże Atomic). Świetne narty. I faktycznie dobrze opanował na nich śmig. :) Potem były przez moment klasyczne slalomki Volkla a później były juz różnej maści carvingowe slalomki.
-
Sorry, pokręciłem. Bukowiny nie znam. Ostatnio byłem tam... hmm niech pomyślę, prawie 40 lat temu na Głodówce. BTW wtedy Białka była mało znana. Kilka drobnych orczyków o ile nie wyrwirączek.
-
A mnie aż skręca by gdzieś jechać. Nawet swat proponował tydzień w Obertauern, gdzie jeszcze nie byłem. Żona pyta czy na pewno nie. :) Ale rozsądek mówi: daj spokój na razie. BTW, Kluszkowce czy Jurgów jak najbardziej, ale Białka? Tam jest jedna przyzwoita, choc dość krótka trasa.
-
True. Tu mój syn na Kasprowym (Goryczkowa) 22 kwietnia 2007 r. Bardzo miękko, by nie użyć bardziej dosadnego określenia. Fischer Race SC 165 cm. Raz go trochę zmłóciło, ale i tak widać, że da się jechać: https://photos.app.goo.gl/Gk8u9m7jESGuXuCR6
-
:) Moi sąsiedzi też się dziwią, że zapylam na dół na piechotę. Z tym niedzielnym odpoczynkiem masz sporo racji, ale nie do końca. Sąsiadka, dobrze przed 50, z początkiem cukrzycy, siedzi cały tydzień w domu. Nie zajmuje się bydłem czy kurami, bo już dawno ich nie mają. Nie nudzi się, ale o przepracowaniu trudno mówić. Tych motorowych crossowców też bym pozabijał. Codziennie po szkole, młodzież organizuje sobie niedaleko ryczące spotkania. Ujeżdżają cudze pola a potem przenoszą się na okliczne dróżki i leśne przecinki.
-
Ano. Ja co prawda jestem urodzonym Krakusem, ale w górach bywam od niemowlęctwa, a ostatnio spędzam w nich rocznie po kilka miesięcy. Znam dobrze tę różnicę podejścia lokalsów i przyjezdnych. Zwłaszcza tych lokalsów co wysoko w górach mieszkają. Dla nas asfaltowanie urokliwej leśnej ścieżki to "zbrodnia", dla nich duże ułatwienie. Z drugiej strony ich podejście do sportu, rekreacji, potrzeby czy konieczności wysiłku jest odmienne. Do kościoła mam blisko 2 km, miejscami stromego, zejścia i podejścia w drugą stonę. Prawie nigdy nie korzystamy z samochodu w drodze na niedzielną mszę, sąsiedzi - zawsze. W głowie im sie nie mieści, że można iść pieszo, bo tak jest zdrowo, ekologicznie. Nawet drobne zakupy w sklepie na dole we wsi robią przy pomocy samochodu. BTW 3 osobowa rodzina ma ich 3. :)
-
Bo za młody byłeś. 🙂 Nie pamietam dobrze, kiedy na polskie na stoki ruszyły pierwsze ratraki. Pewnie gdzieś w połowie lat 70. Ale dobrze pamiętam kiedy nie jeździły, bo wtedy to ja najwięcej jeździłem w życiu. 🙂 Głównie na Kasprowym i w Szczyrku. Sami narciarze "ratrakowali" trasy własnymi nartami. Moje miały wtedy 210 cm. Potem zszedłem na 200 cm. I dało się jeździć, a radocha z jazdy, choć inna, była co najmniej tak wielka jak dzisiaj. Była jazda w puchu i były muldy. Te ostatnie, zwłaszcza na Goryczkowej wiosną bywały po pachy. Mimo wszystko zdecydowanie wolę jazdę na współczesnych mocno taliowanych nartach. Doszły nowe doznania, emocje. I nowe techniki jazdy, które mocno polubiłem i z których korzystam z wielka przyjemnością.
-
Ale wiesz, że to ustawka. Poprzebierali się w stare sprzęty, choć na codzień jeżdżą w tych "normalnych". Choć nie jestem pewien czy w kaskach. 🙂 Richi Berger to świetny narciarz, wciąż bardzo aktywny. Ma świetny cykl szkolenia na YT. To dzięki jego filmom zacząłem przed laty rozumieć na czym polega współczesne narciarstwo. Jeden z forumowiczy przekazał mi wiele lat temu kultowy film Richiego z koreańskim komentarzem. A pozostali na filmie to byli demonstratorzy austriaccy, też znakomici narciarze, specjalizujący się w jeździe... w muldach. 🙂 Ale to prawda, ci goście pojadą na przysłowiowej sztachecie od płota. I to jak pojadą.
-
:) Zobaczy się. To już moja 2. ablacja. Po pierwszej, 9 lat temu, nie wytrzymałem i pojechałem po 2.5 tygodniach do Ischgl. Tyle że raczej się nie oszczędzałem, bo mi to oszczędzanie trudno przychodzi. :)
-
Dzięki za miłe słowa. :)
-
Mam nadzieję, że chwilowo nie jeździ. Jestem po zabiegu ablacji serca (4 luty) i przez 3 miesiące powinienem unikać większych wysiłków. Nie wiem czy wytrzymam, bo mimo wszystko planuję Alpy na poczatku kwietnia. To tak tytułem informacji. :)
-
To nie do końca jest tak. To nie jest nudny styl. Największą frajdę daje nie sama jazda w skos stoku, ale moment przejścia. Czujesz sie nieważki, narty przechodzą pod Toba a Ty czujesz że płyniesz i tańczysz. W skręcie ześlizgowym czy mieszanym też to czujesz, ale nie tak wyraźnie. I jakie emocje. :) Jeszcze raz polecam filmik Japończyka o 5 skrętach. Akcent trudny, wiele żargonu, ale dobry pokaz. Każdy typ skrętu ma swoje zastosowanie w odpowiednich warunkach, które oferuje nam Matka Natura, jak to ładnie określił ów Japończyk. Do tego każdy ma własne upodobania. Ja jadę bardziej średnim niż długim carvingiem wszędzie tam, gdzie jest w miarę płasko, w miarę równo i nie ma wielu ludzi. Gdy jest stromo, wąsko czy muldziasto przechodzę na mieszany skręt krótki, a gdy jest naprawdę stromo - mocny ześlizg i mocne NW z przeskokiem jeśli trzeba.
-
Dziękuję. Niestety, zdaję sobie z tego sprawę. Póki co nie jest źle. Trochę w tym sobie pomagam, ale tempus fugit jak mawiali starożytni. Z drugiej strony nigdy w życiu nie miałem tyle wolnego czasu. Wcześniej dom, praca, dzieci. Kolejność dowolna. Bywały lata, gdy jeździłem na nartach tylko kilka dni w roku. A teraz? Mnóstwo wolnego czasu ograniczonego covidem i zdrowiem. No i Putinem, jak źle pójdzie. 😉
-
Adamie, o czym Ty piszesz. :) O jakich polskich warunkach. Wielu z nas w ogóle w Polsce nie jeździ. Ja jestem coraz bliżej tego. Emerytura, jakie takie możliwości finansowe i o ile Putin nas nie wykończy to postaram sie przez kilka najbliższych lat jeździć po kilka tygodni w roku w Alpach. Może wyskoczę na kilka dni gdzieś w Małopolskę, ale głównie Alpy. W końcu uprawiamy narciarstwo alpejskie. :) Materiał pozostaje jak najbardziej szkoleniowy, choć nie dla początkujacych, ale już dobrze jeżdżących. Facet klarownie pokazuje typowe skręty, które każdy dobrze jeżdżący amator powinien opanować i umieć stosować. Do tego tłumaczy gdzie jakie skrety powinny byc stosowane. Żaden ze mnie mistrz, ale opanowałem wszystkie pokazywane w stopniu przyzwoitym. Najgorzej w muldach, tu trudno osiągnąc poziom pokazywany przez Japończyka, ale można przynajmniej próbować. Prócz pokazywania samego skrętu, gość wymienia podstawowe błedy jakie często sie popełnia. A więc np. przy carvingu niepotrzebnie pracujemy tułowiem zmniejszając nacisk na zewnętrzną narte, przy skręcie krótkim - za mocno obracamy narty, zamiast wcześniej ustawić je na krawędzi, w muldach - nie wciskamy nart po przejeździe przez garb, itd. Klarowne, proste, komunikatywne, nieprzegadane.
-
Buty Rossignol Allspeed - brak opinii?
a_senior odpowiedział daroo → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Regulacja flexu to bajer, ale brak regulacji cantingu, czyli popularnie mówiąc pochylenia bocznego cholewki buta. -
Świetnie to opisałeś. Właśnie tak jest z błędnikiem. Mój najgorszy uraz, choć na szczęście niegroźny, miał miejsce w takich warunkach jak opisałeś. Myślełem, że stoję, a jechałem. Naciągnięte ścięgno w lewej nodze. Siostra zajmuje się zawodowo w Luksemburgu badaniem błędnika. Ma specjalne urządzenie do tego. Wytłumaczyła mi dlaczego tak głupiejemy we mgle. Ale wystarczy nawet tzw. "biały dzień" (po franc. "journee blanche"), czyli lekko zamglony dzień, po świeżym opadzie, gdy nie widzimy struktury śniegu. Głupiejemy tak, jakbyśmy jechali we mgle. Spróbujcie stanąć na jednej nodze i zamknąć oczy.
-
Świetny materiał. Krótki przegląd wszystkich skretów, z którymi mamy do czynienia ze wskazaniem podstawowych błędów, które niektórzy z nas robią. Spóbuje przetłumaczyć, bo nie wszyscy rozumieją język Szekspira, a filmik warty uwagi.
-
Ja też nie widziałem. Sam zresztą też nie robię. Ale, po pierwsze, zawsze sie rozciągam się przez kilka minut rano po wstaniu z łożka. I po drugie, pierwsze zjazdy są bardzo spokojne. Słuszna uwaga Mitka o ostatnich zjazdach. Mój dobrze jeżdżący swat zrobił sobie kilka lat temu poważną krzywdę przy ostatnim, robionym na siłę, zjeździe. Ja od dobrych 30 lat świadomie odpuszczam ostatnie zjazdy, gdy tylko mam jakikolwiek wątpliwości co do mojej "świeżości" by to tak eufemistycznie nazwać. :) Podobnie jadąc samochodem dłuższy dystans bardzo uważam na ostatnie kilometry skupiając się ponadprzeciętnie. Mnie to ominęło, ale kilku znajomych miało poważne wypadki już dojeżdżając na miejsce.
-
🙂 Na początku jeden niebieski daje rady. I jeden deskarz nieźle umie jechać na... tyłku. 🙂 Swoją drogą byłem tam kilka lat temu i o płynności mojej jazdy nie było mowy, delikatnie rzecz ujmując. Z wyjątkiem przejazdu córki, która wszędzie, nawet tam, zjeżdża tak samo krótkim skrętem. Niestety filmu nie zrobiłem.
-
Gabrik, przecież Reily sobie jaja robi. A Wy na poważnie. Nie widzicie co pisze pod filmem? O 1 kwietnia.
-
Dużo było o moich "prostych" nogach. Wrzucam zdjęcie moich goleni. Trochę nieostre, ale i tak można ocenić czy żona prawdę mówiła. :) Moim zdanie trochę kłamała. :) Odnośnie regulacji cantingu w butach. Patrząc na swoje zdjęcia, już w 1986 r. w moich Dachsteinach była obecna. Nie pamietam czy jedno czy dwustronna. A później wszystkie nasze rodzinne buty miały juz dwustronną regulację. Oczywiście, że można się było bez niej obejść. Swój kurs na pomocnika robiłem w sznurowanych butach Krosno, a instruktorskie w butach klamrowych bez żadnej regulacji. I dało się. Podobnie jak dało się jeździć na moich pierwszych nartach bez wzmacnianych krawędzi. Samo drewno. :) I to na Kasprowym.