Spiochu
Members-
Liczba zawartości
4 031 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
35
Zawartość dodana przez Spiochu
-
Jestem tego samego wzrostu. Te 74 to rozumiem z całym sprzętem narciarskim?
-
Jeśli Volkl jest droższy to go olej i kup takie(swoją drogą ractiger sl rd to były najgorsze slalomki jakie miałem): https://skirace.pl/s...-dlugosc-165_cm To jest droższa wersja z normalną płytą. Slalomki różnych firm są bardzo podobne, więc kupujesz co jest najtańsze, lub testujesz na stoku i wybierasz które Ci lepiej leżą.
-
Cieszy mnie, że sam doszedłeś do właściwych wniosków. SL 165cm będą najlepsze do dalszej nauki. Która firma to już bez znaczenia. Spokojnie znajdziesz jakieś za ok. 1500-1800zł. Więcej nie warto wydawać. Dodatkowo radziłbym obniżyć wagę. Nie jesteś już małolatem i stawy i tak dostaną w kość. Niższa masa to większa szansa na brak narciarskich kontuzji i tym samym szybsze postępy.
-
Super mi się na nich jeździ. Tylko musi być idealnie równo. Na placu skrętność pomaga. Tylko z hamowaniem mam problem bo łatwo się obrócić. Jak jest szerzej to wyhamowuje slalomem, nawet z górki. Prędkości nie wiem jakie., raczej wolno(<20km/h), ale koleżanka jechała ze mną na rowerze i trochę narzekała, że mnie musi gonić. Co do do piszczeli, to sądzę że drgania pobudzają kości do nadbudowy. Bolą tak jak w dzieciństwie i dopiero 2 dni po jeździe.
-
Moje rolki nie tylko maja banan ale jeszcze asymetryczne kolka. Na skitek zuzycia oczywiscie. Nigdy nie byly serwisowane ani nie przekladalem kolek. Miesnie mnie nie bolaly. Godzina jazdy na nartach jest duzo gorsza. Jedynie kosci piszczelowe bola na skutek drgan. Mialem tez problem z hamowaniem na zjazdach z wiaduktow. T-stop jest malo skuteczny.
-
Bardzo sztywne, często bez wyjmowanego botka, bardzo krótka szyna, strasznie telepie na nierównościach. Ja mam takie: https://www.skatepro...l/121-13796.htm
-
Dziś wycieczka rowerowa bez roweru. 28 km na rolkach do slalomu. To chyba mój rekord, bo zwykle jeżdżę tylko po placu.
-
Najbardziej w tym wszystkim przeraża, że taki temat pojawił się na skiforum.
-
“One of the painful things about our time is that those who feel certainty are stupid, and those with any imagination and understanding are filled with doubt and indecision.” ― Bertrand Russell
-
Tyle że obecna dynamika zachorowań jest skrajnie niska (Tak, mówię o tych 800 osobach na dzień.) a służba zdrowia przynajmniej częściowo sparaliżowana od kilku miesięcy. Żyje i ma się dobrze. Słabe trochę takie żarty.
-
W San Marino od 2 miesięcy nie było już zgonu na Covid. We Włoszech jeszcze są, ale bardzo niewiele. Można szacować, na podstawie krajów, które mają już to za sobą. W PL na razie końca nie widać. Nie wiemy jedynie, czy nie pojawi się nowa groźniejsza wersja wirusa. Ale to już właściwie będzie osobna epidemia.
-
Używam takiego samego wskaźnika dla wszystkich przyczyn. Covid jest/będzie główną przyczyną zgonów tylko w szczycie epidemii. W dłuższej perspektywie jego znaczenie będzie małe.Statystycznie powiedzmy 30% z nas umrze na nowotwory, a tylko 0,1% na Covid. Widzisz różnice? Śmiertelność według Twojej (niech będzie że oficjalnej definicji) dla Covid jest niemierzalna. Nie wiadomo ilu rzeczywiście zachorowało. Zresztą tak będzie dla większości chorób. Śmiertelność względem populacji jest dużo łatwiejsza do określenia.
-
Tylko wskaźnik zgony/populacja realnie przedstawia zagrożenie. Tyle że 0,058 % (dla całych Włoch) już nie brzmi tak medialnie.
-
W tym przypadku to nie kwestia budżetu na 500+ ale organizacji. Jakiś wypasiony rezonans, zlecili prawie od ręki. Badanie nie jest specjalnie kosztowne, ale państwowo nie ma anestezjologów, bo wszyscy zaangażowani w Covid. Prywatnie za to nie przyjmują "ryzykownych" pacjentów. Jeśli chodzi jednak o podejście do służby zdrowa to tu pisory robią sobie kpiny. W krajach, gdzie było rekordowo dużo zgonów, śmiertelność wyszła 10x mniejsza niż podajesz. Rekordowo 1,3 promila w San Marino.
-
Może poćwicz zmianę biegów? http://www.zeperfs.c...1-6-bluehdi.htm Tu podają 8.5 s:
-
Jak ktoś ma inny pogląd niż Twój, to od razu jest głupcem? Ślepe naśladownictwo to za to szczyt mądrości? Strategicznie i na podstawie analizy ryzyka to Covid (w obecnej postaci) jest bardzo mało istotnym zagrożeniem dla państwa. Jeśli nie będzie żadnych restrykcji, to w Polsce na Covid umrze ok. 40 tys. ludzi. Głównie starych, chorych i słabych. Z tej samej analizy wynika, że w ciągu każdego kolejnego roku będzie w Polsce umierać ok. 400 tys. osób z zupełnie innych przyczyn. Strategicznie, należy skupić się na dłuższym horyzoncie czasowym (10-20 lat) i eliminować (lub zmniejszać) zagrożenia, w kolejności od najważniejszego. W takiej perspektywie, największymi zagrożeniami medycznymi są choroby układu krążenia i nowotwory, Rząd może podjąć wiele działań które znacznie zmniejszyłyby śmiertelność na te choroby. Skoro z powodu Covida można było wprowadzić całkowity lockdown to można również Np.: - Wyeliminować z rynku gówniane żarcie - Ograniczyć dostęp do używek - Ograniczyć poruszanie się samochodami - Poprawić czystość powietrza i wód - Promować aktywność i zdrowy tryb życia - Poprawić profilaktykę i leczenie w.w. chorób Zamiast jednak podejmowania tych istotnych działań, które przedłużyły by życie milionom obywateli, mamy pierdolenie o Covidzie, gdzie podjęte kroki, mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Osobną kwestią jest samo zagrożenie epidemią (choroby znacznie groźniejszej niż Covid). Strategicznie, rzeczywiście może to być bardzo poważny problem. Rolą ministerstwa zdrowia powinno być przygotowanie społeczeństwa na najgorsze.. Zarówno pod względem procedur, sprzętu, czy personelu medycznego, jak również kształtowania zdrowego stylu życia. Kształtowanie zdrowych i silnych organizmów, powinno się zaczynać już od mentalności rodziców, czy też państwowych placówek przedszkolnych i szkolnych. Przykładowo: Obowiązkowe 2h/dziennie zajęć na powietrzu, dla każdego dziecka, czy zakaz reklamy słodyczy i fast foodów, nie spowoduje załamania gospodarki.
-
Ale czego są winni? Że dzieje się to, co przewidzieli już w marcu? Kwarantanny i maseczki, to tylko odwlekanie problemu w czasie. Prędzej czy później wszyscy się zarazimy. Pewnie ok. pół promila umrze. Trzeba żyć dalej...
-
Prowadziłem B7 2.0 TDI. Bardzo dobre auto. Świetnie wystrojone zawieszenie. Dobry układ kierowniczy i reakcja na gaz. Fotele też bardzo wygodne. Dla mnie tylko za długie. To porównanie nie było żartem. W Dacii tragedia. Zero wyczucia auta. Do tego plastikowa kierownica w słabszych wersjach. B8 sporo ale tylko jako pasażer.
-
Miałem okazję prowadzić Dustera przez 200km po górach. (w tym moje ulubione serpentyny). W porównaniu do Dacii, to nawet Passat wzbudza ogromne emocje. Zdecydowanie odradzam, no chyba, że ktoś nie lubi jeździć samochodem.
-
Nie chodzi o ślinienie się, ale zwykłe zagadywanie. Bardzo podobne jak kiedyś w realu. Problemem jest system, czyli masowość. Kiedyś typowy Mirek zagadał (mniej lub bardziej sensownie - to nie uległo zmianie) do kilku koleżanek w okolicy. Teraz zagaduje w necie do kilkuset, albo nawet kilku tysięcy.
-
Czyli jak mężczyźni podrywają kobiety, to mają problem ze sobą. Jeśli tego nie robią, to stracili jaja. Brakuje tylko "facet to świnia!"
-
Są SKRAJNIE niesymetryczne. W realu już niekoniecznie, ale w sieci tak to wygląda. Nie wierzysz, wklej swoje zdjęcie z młodości i odpal jakiś gówno-portal. Potem zrób tak samo, ale z (dawnym) zdjęciem żony/koleżanki. A on jest gruby?
-
Popularność pornografii na pewno wzrosła (wśród kobiet pewnie nawet bardziej) i jest to negatywne zjawisko, ale widzę pewną lukę w Twoim rozumowaniu. Skoro kobiet nikt nie "podrywa", to kto pisze te wszystkie wiadomości? Moim zdaniem różnica jest taka, że "podrywanie" przeniosło się do sieci. Oczywiście można nad tym ubolewać, ale dotyczy to również wielu innych dziedzin. Gdyby kobiety nie były masowo "podrywane" nie rosły by ich wymagania. Dawniej wystarczył ktoś przeciętnej urody, mający pracę, trochę kultury i schludne ubranie. Teraz przeciętna 20-paro latka, chciałaby bogatego modela i podróżnika, takiego jak mają blogerki na instagramie.
-
Niektórzy nawet się znają, kiedyś by to wystarczyło. Dzięki, nie znałem tego pojęcia. Jeśli powstała taka definicja, to znaczy, że widocznie jest dużo takich gości. I tu pojawia się pytanie, skąd się nagle wzięli? Kiedyś nie było takiego zjawiska. Co do dzieci, to większość kobiet chce je mieć (na pewno większy % niż mężczyzn). Jak więc możesz to utożsamiać z zaspokajaniem potrzeb faceta? To już prędzej jest odwrotnie.