Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 30.01.2024 w Odpowiedzi
-
z moich ostatnich doświadczeń takie gniecenie nawet od dołu być może najlepiej zlikwidować niewielkim poszerzeniem skorupy w śródstopiu. Wiem, że brzmi dziwnie, ale właśnie uczucie ucisku i pieczenia od dołu ciut za wąską skorupą może być powodowane. Po takim poszerzeniu stopa się nieco rozpłaszcza i inaczej naciska na dół. A robione u mnie było kilkakrotnie. Dopiero teraz mam komfort, a wkładki i dołu nie ruszałem. Natomiast sprawa jest do indywidualnego rozpatrzenia.6 punktów
-
4 punkty
-
Ja te pudełka oprawiam i wieszam na ścianie...ciuchy odsprzedaje na ebay potem... Lepiej kupić coś z merynosem jak sie spocisz to walisz jak pies który właśnie wrócił ze spaceru w listopadowym deszczu.. 🙂4 punkty
-
Typowa 6 dniówka w Austrii - 6-7 h na stoku - temperatura w przedziale -5 do -20: dwie pary skarpet narciarskich z decathlonu + bielizna z Lidla ta za 30 dyszki (mega temat) plus "plastik" za kilka stówek który rady nie dał - no chyba że ktoś lubi "zimny chów cieląt". Rękawice reusch SL (skóra) + wkładki polarowe z decathlonu...Generalnie temat spokojnie można ogarnąć na sprzęcie made in PRL i tu nie ma co tworzyć wielkiej filozofii. Fajnie że odświeżyłeś temat bo muszę majtasy zmienić na drugą stronę....czekaj...czekaj niech się zastanowię - przód był???4 punkty
-
Cześć Krzysiu czy Ty czytasz co koledzy piszą? Definiujesz miejsce ugniatania i ... to wszystko, co Ty chcesz mierzyć albo wycinać, profilować... zastanów się. To tak jak z moim sąsiadem, który żeby sprawdzić czy szafka przejdzie przez drzwi zrobił jej model z kartonu w skali 1:1. A Ty kiedy kupiłeś te buty? Ile dni na stoku mają? Pozdro3 punkty
-
Generalnie to zależy. Mi się w górach udawało zabierać nawet z 20m nad ziemią. W zasadzie to dwa razy miałem coś takiego w okolicach Skrzycznego. Pierwszy raz pod Małą Palenicą na Poddzielcu w Lipowej, czyli najbardziej skrajnym, prawym cyckiem patrząc ze szczytu na Wschód. W zasadzie już miałem lądować, ale trafiłem takie zerko w którym ani nie opadałem ani się nie wznosiłem. Cierpliwość popłaciła, bo po dłuższech chwili zrobiło się z tego nieduże noszenie, na którym zacząłem skrobać się do góry. Ze 200 metrów nad ziemię zaczęło się do rozpędzać i ostatecznie wyjechałem tam na podstawę na cca 2000 metrów i poleciałem na trasę. Drugi przypadek do Kaimówka w Szczyrku tej jesieni. Ta Kaimówka ze szkółką narciarską. Tu wyjechałem z parteru na około 100m powyżej szczytu Skrzycznego. Ostatecznie wylądowałem na tej Kaimówce ale fajnie mi to urozmaiciło lot. Z wyciągarkami sprawa zależy od długości wyłożonej liny, prędkości ciągu i siły wiatru. Typowo można powiedzieć, że hole robi się gdzieś na wysokość 1/3 długości liny. Jeżeli wieje mocniej a pilot dobrze ogarnia, to można i na 1/2 długości liny. Jest jeszcze coś takiego jak hole z nawrotkami, ale wymagają one przystosowanej do tego maszyny i umiejętności pilota. Polega to na tym, że pierwszy ciąg jest standardowo do momentu aż pilot nie znajdzie się nad wyciągarką. Potem wyciągarkowy rozłącza całkiem napęd, a jeżeli to możliwe (elektryczne) może nawet delikatnie wydawać linę. Pilot leci ciągnąć za sobą tą linę na drugą stronę lotniska. Potem zaś odwraca się natarciem w stronę windy. Obsługa zaczyna ciągnąć i proces można powtarzać do momentu, aż na bębnie pozostanie cokolwiek liny. Nie jest to jednak powszechna praktyka, bo jak wspomniałem wyciągarka musi być mechanicznie dostosowana do takiego procederu. Co ciekawe wyciągarki paralotniowe nie podpadają pod UDT, tak jak wyciągi narciarskie. Chodź czasami nawet może powinny. Ale to inny temat. Jeszcze mały disclaimer a propos prędkości zniszczenia i maksymalnej. Rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że paralotnia rozlatuje się w locie. Dotyczy to jednak częstej i zaawansowanej akrobacji z bardzo dużymi siłami odśrodkowymi. Były przypadki, gdy podczas wykonywania jakiejś figury acro np. cały rząd linek odpruł się od skrzydła. Właśnie dlatego akro piloci mają ze sobą dwa spadochrony zapasowe, albo BASE system + klasyczny, okrągły spadochron. W typowym locie nie da się rozpędzić skrzydła do prędkości Vne samym zmniejszaniem kąta natarcia, przez używanie tzw. belki przyspieszacza. Prędzej kąt natarcia spadnie do zera i nastąpi podwinięcie frontalne. Nie powinno to mieć domyślnie miejsca, bo skrzydła są tak trymowane, że samą belką nie da się zejść z kątami natarcia tak nisko. Jeżeli jednak zdarzyła by się jakaś turbulencja, która by tutaj pomogła, to po wyjściu po prostu glajt wraca na prędkość trymową i leci dalej. Co do zasady natychmiast należy wtedy odpuścić belkę, bo strzał natarcia przeniesiony przez bloczki może nawet złamać nogę, jeżeli by dalej tą belkę wciskać. Robiąc spiralę nie da się też w zasadzie zniszczyć skrzydła, o ile przechodzi przegląd techniczny. Prędzej dojdzie do blackout na skutek bardzo dużej siły odśrodkowej. W głębokiej spirali prędkość opadania może wynieść 20m/s w dół a łączna prędkość lotu względem powietrza nawet 30m/s, czyli ponad 100km/h. Chodzi tutaj o łączą prędkość jako sumę wektorową po wszystkich trzech osiach3 punkty
-
Mnie rodzice nauczyli prać każdą bieliznę po każdym użyciu, wtedy Lidla nie było.3 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
12 lat jestem uwikłany w aktywne uprawianie paralotniarstwa. Latam około 35 godzin rocznie, czyli dość niedużo. Przez ten okres zaliczyłem zarządy kilku dużych stowarzyszeń paralotniowych (w tym taki odpowiednik PZN) a przede wszystkim miałem okazję zobaczyć jak zmienia się sprzęt, środowisko, poziom wyszkolenia itp. Powtórzę po raz kolejny, bazując na moim 12 letnim doświadczeniu. Twierdzenie, że paralotnia jest niebezpieczna bo może się podwinąć a szybowiec jest bezpieczny, bo jest sztywnopłatem jest po prostu głupie. Przez te 12 lat mogę rzucić kilkoma katastrofami ze skutkiem śmiertelnym w szybownictwie. Dwa wjechania w las na Bezmiechowej. Zniszczenie statecznika poziomowego przy starcie na Bezmiechowej. Wjechanie w korkociagu w las na zachodnim zboczu Żaru. Śmiertelne wypadki w Tatrach podczas zawodów w Previdzy. Wszystko powyższe, to wypadki szybowcowe zakończone śmiercią pilota na miejscu. W szybowcu jest albo spoko albo krew leje się strumieniem. Nie ma w zasadzie stanów pośrednich. Paralotnia ma tą fajną zaletę, że ma bardzo duży zakres potencjalnych konsekwencji. Obrażenia podczas wypadków też są różnorakie. Naszym branżowym uszkodzeniem jest kompresyjne złamanie (zgniecenie) kręgosłupa, które może mieć różne konsekwencje neurologiczne w zależności od okoliczności. Paralotnia NIGDY nie podwija się ot tak bez powodu. Podwinięcia paralotni ZAWSZE wynikają z zaistnienia jakichś konkretnych warunków. Pomijając zły stan techniczny skrzydła i zerwanie opływu laminarnego przez powietrze "przeciekające" przez szmatę, jest to turbulencja. Od startu w zbyt silnym wietrze i wlot w rotor nisko nad startem, przez podejście do lądowania znad przeszkody, przez wlot na zawietrzną stronę zbocza. Kończąc po prostu na wykładaniu w kominie termicznym, najczęściej po jego zawietrznej stronie. Wytłumaczenie subiektywnych detali dotyczących aerodynamiki i noszeń termicznych dalece wykracza poza zakres tego forum narciarskiego. Zatrzymam się na tym, że w wielu tego typu przypadkach wykładanie się szmaty da się wyłapać zanim jeszcze wejdzie, a gdy wejdzie skrzydło da się wyprowadzić do poprawnego stanu lotu. Nie znam Waszych kolegów i nie chcę ich obrażać ani deprecjonować ich wiedzy. Z drugiej strony argumenty pilota samolotowego, wiatrakowcowego na temat paralotniarstwa przypominają mi sytuację, w której miałbym instruktorowi SITN albo PZN mówić jak ma szkolić. Ja jestem wyszkolony do pilotowania paralotni i poświęciłem bardzo dużo czasu i absurdalną ilość pieniędzy na zdobycie pewnego nalotu i doświadczenia. Miałem kilka dużych wyskładań ale nigdy w powietrzu nie bałem się, że zaraz mogę się rozwalić o glebę. Nie wypowiadam się o pilotażu samolotów, bo nie mam na to uprawnień i nie leży to w zakresie moich zainteresowań. Nie wypowiadam się na tematy narciarskie, bo mam w tym temacie raczej małą wiedzę - wolę po prostu zapłacić Adamowi Duchowi albo innemu instruktorowi, bo wiedza kosztuje. Znam środowisko (nie tylko paralotniowe), również od psychologicznej strony. Wiem jak ludzi potrafią przeceniać swoją wiedzę i twierdzić, że potrafią więcej niż faktycznie. Znowu nie chcę obrażać Waszych kolegów, bo ani Was ani ich nie znam. Zaś jednak nadmienię, że poziom wyszkolenia pilotów GA jest różny. Czasami wręcz słaby. Zdobycie obecnie PPL to kwestia wyłącznie pieniędzy i niczego więcej. Można utyskiwać, że za ""starych czasów"" to było tamto albo sramto. Fakt jednak faktem, że poziom wyszkolenia w APRL był bardzo dobry. Obecnie część pilotów GA ma takie zaufanie do elektroniki, że po zdjęciu klemy z akumulatora spowodowało by szybko wypadek. Jako, że w mojej karierze pilota naoglądałem się duży przykrych obrazków, w tym ciało mojego kolegi podczas okazania zwłok, zapakowane do czarnego worka, tak staram się dać tamtemu środowisku coś z mojej wiedzy i doświadczeń. Powtarzam zawsze, nieco łechtając ego pilotów: Paralotniarz to nie jest jakiś tam zwykły turysta, harcerz, cyklista a nawet narciarz. Paralotniarz jest zgodnie z napisem w dokumencie: "Członkiem personelu lotniczego". Osobą posiadającą (powiną posiadać) bardzo specjalizowane wyszkolenie i wiedzę. Bezpieczeństwo personelu lotniczego zależy wyłącznie od wyszkolenia, wiedzy teoretycznej, nalotu i ogólnego doświadczenia. Im więcej szkolenia i tego wszystkiego, tym mniejsza szansa na doprowadzenie do katastrofy. Zdrowy rozsądek też się przydaje. To taka analogia to narciarskiego: "jeżdzę szybciej niż potrafię, bo lubię zap____ć" Procedury w lotnictwie pisane są krwią tych, którym nie wyszło. Jeden instruktor Polskiego Związku Alpinizmu z Centralnego Ośrodka Szkolenia "Betlejemka" powiedział: Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że paralotnia się podwija, to niech nie lata na paralotni. Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że na nartach można przy____ć, rozwalić sobie kolana i do końca życia kuśtykać albo chodzić o kulach, to niech nie jeździ na nartach. Dla kanapowych specjalistów od ratownictwa górskiego narciarstwo też jest sportem wysoce ekstremalnym i burżujskim. Takim, które powinno zostać obłożone wysokimi rygorami ubezpieczeniowymi, bo przecież "akcje GOPR kosztują" i tego typu zwykłe brednie piep____e bez pojęcia o tym jak działa GOPR. I teraz trochę samopromocji - dwa filmy z mojego niszowego mikrokanału3 punkty
-
3 punkty
-
Dobry wieczór. Chyba się lekko spóźniłam na otwarcie, ale musiałam się odpowiednio przygotować. Ciuchy, makijaż, te sprawy.3 punkty
-
No właśnie z tym starczaniem czasu, to jest największy problem. Jak byłem nieco młodszy i dużo bardziej głupi, to wydawało mi się, że jak przeprowadzę się do B-B to będę robił 100 godzin w sezonie, bo Skrzyczne widzę z okna a pod kolejkę mam 20 minut jazdy samochodem. No cóż. Powiem tylko, że narty są dużo mniej frustrującą i zależna od warunków zabawą.2 punkty
-
35 godzin rocznie to nieco poniżej średniej dla "statystycznego latania" Ogólnie przyjmuje się, że typowy pilot paralotni w Polsce, który musi godzić czas na latanie z innymi obowiązkami lata te około 40 godzin. Oczywiście w zależności od pogody w sezonie, bo to ona rozdaje tutaj karty. W mojej i nie tylko opinii 60 godzin to max, co można wyciągnąć nie zaniedbując zbytnio pracy, rodziny (jeżlei ktoś takową posiada). Oczywiście na zrobienie tego 60 godzin wymagany jest co najmniej jeden wyjazd na Słowenię albo do Włoch, bo z Polska pogodą jest ciężko. Żeby zrobić więcej niż 60 godzin to trzeba być albo emerytem, albo rentierem własnej firmy a i rozwód też się tutaj przyda. Po prostu trzeba swoje życie absolutnie podporządkować lataniu i niczemu innemu - bez wyjątków na wyjazdy do mamusi na święta. Przykładowo tutaj są profile kilku moich znajomych, którzy zaliczają się do tych intensywniej latających. Jeden z nich jest zresztą emerytem górniczym, ma te 50 lat i po prostu nic innego do roboty. https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:SebastianB#tab=stats https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:mf1968 https://www.xcontest.org/2022/world/en/pilots/detail:kschmidt Ostatni link do profil kilkukrotnego paralotniego mistrza Polski. Zapewniam, że to co publikuję to tylko jakiś wycinek jego wszystkich lotów. Tu są po prostu tylko te, którymi chce się chwalić 🙂 Co do oskarżania mnie o bycie internetowym mądralą, to jak zwykle typowo tendencyjne komentarze dla zaczepki. Tak tylko wspomnę, że 35 godzin rocznie to wciąż więcej niż zero godzin rocznie, chodź przynajmniej sam piszesz o sobie jak o laiku. Mam za sobą: 12 sezonów, kilka lat intensywnej pracy jako działacz społeczny w kilku stowarzyszeniach, kilka poważnych wypadków widzianych na własne oczy, zaczynając od samych atrakcji, przez uderzenie o ziemię i pakowanie klienta do LPRu. Widziałem jak mój kolega po przeciągnięciu skrzydła uderza w lotnisko i wydaje ostatnie tchnienie. Słowacka policja okazywała mi zwłoki mojego innego kolegi, z którym jeszcze kilka godzin wcześniej jechałem na latanie w Tatry. Zaufaj mi, że powyższe trzy okoliczności, to wystarczająco przej____a sytuacja aby pamiętać, że nie jestem nieśmiertelny. Wiem jaką krzywdę może zrobić mi paralotnia. Po prostu z powodów osobistych akceptuje to ryzyko i latam. Nie ma sensu dyskutować dlaczego to robię i dlaczego akceptuje to ryzyko, bo to wynika z indywidualnej oceny każdego pilota. Aby określić czy coś jest niebezpieczne, należy najpierw określić metryki wg. których będziemy dokonywali oceny. Minimalizacja ryzyka w lotnictwie opiera się między innymi na analizie zdarzeń, incydentów i wypadków oraz wyciąganiu szeroko pojętego morału - bez orzekania o niczyjej winie. Skoro latam 12 lat, żyję i się nie połamałem, to chyba ten aspekt dobrze mi wychodzi, czyż nie? A, że "przez przypadek" muszę jeszcze pracować a zimę wolę poświęcić na narty a nie latanie w Kolumbii albo Teneryfie, to chyba nie problem Post Scriptum: Nalot oczywiście liczy się od momentu oderwania od ziemi aż do lądowania.2 punkty
-
Zawsze taniej wstawić lustro niż zwieźć dwa razy więcej ludzi ze świętokrzyskich wsi....2 punkty
-
Nie interesowałem się ostatnio statystykami ryzyka w tych sportach, a to one mówią więcej niż taka dyskusja, na tym filmie z Nowej Zelandii jest o tym mowa w okolicy 4 minuty filmu, tam glajty wypadają gorzej od szybowców, ale lepiej niż np. downhill na rowerze. Zajawkę na szybownictwo miałem jakieś 30 lat temu, przeczytałem wtedy wszystkie książki o szybownictwie i sportach samolotowych jakie w Polsce wydano, łącznie z podręcznikami pilotażu, z teorii wiem trochę więcej niż kompletny laik. Miałem tylko jeden lot zapoznawczy na Bocianie (właśnie dzięki kumplowi, który już wtedy szkolenia prowadził), kursu nigdy nie zrobiłem, nie miałem wtedy kasy na szkolenie, ale też miałem świadomość ryzyka, co nie było bez znaczenia w ostudzeniu mojego entuzjazmu. Być może to jeszcze przede mną, dzieci praktycznie odchowane, finansowo to też teraz jest w zasięgu, a nawet dziadki za sterami szybowca to nie rzadkość. Może powiem co mi się w paralotniarstwie nie podoba. Na równinach bez napędu nie polatasz, start za wyciągarką jest chyba zdecydowanie za niski na termikę. Zostaje latanie na żaglu w górach, to też stosunkowo niskie loty w dodatku z małymi prędkościami (20-70km/h), poza tym zakresem prędkości jesteś w poważnych tarapatach i po kilku sekundach rozbijasz się o glebę (bo jesteś nisko i mało czasu na ratowanie sytuacji). Gwałtowne zmiany kierunku i prędkości wiatru (o co w górach nisko nad zboczem łatwo) mogą łatwo wyrzucić cię z bezpiecznego zakresu prędkości i złożyć szmatę, przy mocniejszym podmuchu zdmuchnie cię na zawietrzną, a pogoda zmienna jest. Z plusów to "stosunkowo" tani sprzęt, bezpłatne latanie i wolność w wyborze miejsca i terminu (o ile są warunki i masz blisko do gór). Szybowce latają dużo szybciej 80-250-300km/h (najczęściej 120-170kmh przelotowej), gwałtowna zmiana prędkości wiatru raczej nie wyrzuca ich z bezpiecznego zakresu (dużo większy margines), z kolei duża prędkość pozwala szybciej uciec z jakichś turbulencji, o zdmuchnięciu na zawietrzną zbocza też raczej nie ma mowy z takim zapasem prędkości, skrzydła się nie deformują pod wpływem turbulencji. O odporności konstrukcji na turbulencje może świadczyć fakt, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu dozwolone były przeloty na frontach burzowych i latanie w chmurach, a wtedy kompozytów nie było tylko drewno. Na równinach na termice można latać całymi dniami pokonując setki kilometrów na wysokościach 500-1500-2000m, po zaniku noszeń będąc na wysokościach 500-200 masz około 10 minut, żeby poszukać terenu do lądowania i możesz go szukać w odległości jakichś kilku czy nawet kilkunastu km, poniżej 200m masz jeszcze kilka minut, żeby ocenić lądowisko i dobrze do niego podejść. Dla porównania np. taka Wilga będąc na przelotowej 200m po awarii silnika ma około 12 sekund do przyziemienia, to jest dopiero hardcore. No ale paralotnia po splątaniu szmat na żaglu ma do kilku sekund i to nie do lądowania tylko rozbicia się. To wszystko wg mnie sprawia, że lecąc szybowcem jesteś w dużo mniejszym stopniu narażony na zaskakujące sytuacje, które nie dają czasu na reakcję. Nawet przygodne lądowania w źle wybranym terenie często kończą się tylko uszkodzeniem szybowca. Śmiertelne są głownie przeciągnięcia na małej wysokości, ale to bardziej błąd pilota niż jakieś zaskakujące czynniki zewnętrzne czy awarie sprzętowe. Zawody to inna bajka, tam często rywalizacja odsuwa rozsądek na bok. Latanie wysoko i szybko jest zdecydowanie bezpieczniejsze niż nisko i wolno.2 punkty
-
Sama nazwa wskazuje. "Jazda dowolna" a nie start o wyznaczonej godzinie, na wytyczonym zboczu i przejazdy tak by dostac wiecej punktow od sedziow. Glupio sie pytasz a sam ta idee swietnie realizujesz.2 punkty
-
Cześć Mój tata miał wujka, którego kolega widział gościa którego ciotki mąż pracował z żoną najbardziej zajebistego pilota w województwie mazowieckim w latach 1955-1956. 😉 Nie znam się zupełnie na lataniu ale z ciekawością czytam wypowiedzi latających - praktyków. Natomiast sama dyskusja przypomina mi trochę spór narciarze - deskarze, gdzie to niestety narciarze zazwyczaj okazywali się tępogłowymi konserwatystami. Co ciekawe - zaciekłość w atakowaniu kolegów snowboardzistów była zawsze odwrotnie proporcjonalna do narciarskiej wiedzy i umiejętności. Dla mnie wszyscy umiejący czymkolwiek latać to po prostu goście. Pozdro2 punkty
-
@Mitek pomijasz drobiazgi a że zrobiłem swój rekordzik ostatnio w bucie alpejskim to nie pominę. a) temperatura w sklepie i na stoku jest nieco inna - but zachowuje się totalnie inaczej. W praktyce dla komfortu jadąc na stok kładę buty przy nawiewie Bonina zeh zakładanie to mordęga. Po 10 godzinach nie zauważyłem, że nie dopiąlem zupełnie 🙂 b) większość sensownych butów ma mikroregulacje i możliwość zmiany ustawień - prawy mam inaczej niż lewy c) wkładka custom robi robotę d) po pierwsze nie szkodzić - nie ma co mieszać maszynek i patentów sportowych do rekreacji. Curex poszedł SL na PI robiąc 8 w butach z wypożyczalni (wątpliwe 70) bo ganialiśmy uciekiniera czworonoga i w zamieszaniu butów (120) zapomniała z chałupy. A potem stwierdziła że egzamin trwał długo i przynajmniej nie musiała się męczyć. Swoje sportowe do tele którym praktycznie tylko jeździ nawet prowadząc zajęcia ma 130 e) wczoraj zaskoczył mnie wynalazek firmy na "A" - do plastikowego języka dali wysciółkę która wręcz obowiązkowo się podwija i krawędź plastiku piłuje nogę. Z tym to nikt nic nie zrobi a to że użytkownik nie wiedział że można botka wyjąć ze skorupy projektanta nie ratuje 🙂 M.2 punkty
-
Marek, a rozporek z tyłu czy z przodu? Z kim śpisz w Zwardoniu, ja bym brał takie i takie na wszelki wypadek 😉. pozdro2 punkty
-
Kiedyś byliśmy na wyjeździe 5 dniowym w Dachstein west ,dla mnie chyba najlepszym w życiu, nie ze względu na same trasy, ale całą otoczkę,piękna pogoda ,widoki, dwa metry śniegu ,świetny apartament w Gosau, wspomniane przez Ciebie Hallstatt. Jeden dzień spędziliśmy na Krippenstein niby jedna trasa, podają ,że ma 11 km, ile faktycznie nie wiem,ale jest moc. 1500 metrów różnicy wysokości początek pierwsze 5 km niebieski z niesamowitymi widokami, przechodzi w konkretną czerwoną trasę,zjechałem 5 razy i kilka razy górnym krzesełkiem, dodatkowo jeden wjazd starą zabytkową gondolą i miałem dosyć. To był jeden z moich najlepszych dni na nartach. Na trasie pusto, w gondoli jeździło może po 30 osób, z czego część bez nart, a część na freeride. A 4 Berge pod względem tras i przygotowania, to dla mnie najlepszy ośrodek w jakim jeździłem.2 punkty
-
W idealnych warunkach: Na SL R11-13 najlepiej mi sie jezdzi 45-60km/h. "Gigantki" R17-19m 50-70km/h. Tutaj dużo zależy od elastyczności bo są takie co lubią podkręcać i takie co robią to niechętnie. Prawdziwe gigantki 70-80km/h+ Oczywiście piszę o jeździe na krawędzi nie na wprost. Im gorsze warunki tym mniejszy komfort aż do całkowotego zaniechania szybkiej jazdy.1 punkt
-
Ja sobie właśnie tak prawdziwych narciarzy wyobrażam. Nie zdejmują butów i odzieży przez cały sezon, nawet do spania, żeby nie marnować czasu na przebieranki. Nikt ich nie czuje, bo nie marnują czasu na pobyt w pomieszczeniach, a na powietrzu aż tak nie czuć. A nawet jak czuć, to jeżdżą tak szybko, że się rozejdzie. Po powrocie rozbierają się metodą "na gniazdo", które zostawiają tuż przy drzwiach, w pełnej gotowości. Pranie chwilę schnie, a przecież kolejny wyjazd może się zdarzyć o każdej porze dnia i nocy.1 punkt
-
W tym miejscu bolą mnie stopy w trzech przypadkach. 1) Za długo chodzę/stoję na szpilkach. 2) Mam źle dobrane skarpetki/rajstopy do butów. Są za duże, za cienkie, są kiepskiej jakości, albo wcale ich nie mam, a powinnam, lub odwrotnie. 3) Mam mam bardzo wygodne, płaskie buty, chodzę w nich często i długo, a potem odkładam je do szafy i wyciągam po latach. W pierwszym przypadku zdejmuję buty, w drugim kombinuję, w trzecim - kupuję nowe.1 punkt
-
W listopadzie poza weekendami to rzeczywiście (pisze raczej o Tatrach w innych górach turystycznie bywam bardzo rzadko)1 punkt
-
I to jest i moja szkoła którą uprawiam. Pranie skarpet narciarskich pod prysznicem też uprawiam jak @Adam ..DUCH … jakoś mi się najbardziej ekonomiczna względem czasu ta metoda wydaje 🤣1 punkt
-
Narty i buty to kompletny złom i teraz przepraszam za krytykę - realnie ale to poważnie realnie twój poziom oceniam na...no nie da się ocenić ale przypuszczam że nie jesteś w stanie wykonać żadnej z ewolucji z poziomu podstawowego wykonać w sposób poprawny, tu mam na myśli łuki płużne, skręt z pługu, skręt równoległy ześlizgowy, skręt NW. Buty - nowe z flex w granicach 90-110, narty - drugi katalogowy sort GS na wzrost lub narty kros nieco poniżej wzrostu. Ale zanim to zrobisz zainwestuj ok 100 pln w instruktora który realnie oceni twoje aktualne umiejętności i z pewnością doradzi jaki sprzęt kupić.1 punkt
-
Zapewniam Cię że klocek plus opalarka to bardzo prosty i szybki sposób na odbarczanie 👍 stosuję od wielu lat. Ostatnio dołączyłem butelkę po winie 😁 i klin drewniany w okolicy pięty buta .1 punkt
-
1 punkt
-
Ze sportów "lotniczych" to w zeszłym roku zacząłem latać na takim małym "samolociku podwodnym", kapitalna sprawa, dużo bezpieczniej a frajda nie mniejsza niż na nartach. No i cały rok można tak się bawić jeśli tylko wieje, nawet na lodzie z łyżwami czy na śniegu z nartami. A gdy wiatr za słaby.1 punkt
-
Litości. Proszę. NIE NIE I JESZCZE RAZ NIE. Naprawdę, ja latam 12 lat i wiem co piszę a ty bardzo ale to bardzo nie masz racji. Hol za niski na termikę? Proszę bardzo https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:ukaszprokop Do tego wypis lotów z tego tylko jednego lotniska, bo nie działa bez logowania. Widzę, że opierasz swoją wypowiedź na wiedzy sprzed 30 lat, jak gdyby rozwój technologiczny tego sportu w ogóle nie nastąpił. Ciąg dalszy polemiki pod tym screenem Idąc dalej. Paralotnie mają obecnie prędkośc trymową w zakresie od 35 do 40km/h. Prędkość przeciągnięcia od 18km/h do 22 km/h. Maksymalną od 55km/h do nawet 70km/h. Oczywiście to w zależności od masy startowej. Paralotni nie da się w zasadzie rozpędzić powyżej prędkości zniszczenia. Tu nie ma czegoś takiego jak Vne. Prędkość maksymalna, to po prostu prędkość na minimalnym kącie natarcia. Moje obecne skrzydło może być złożone w 1/3 i nawet nie zmienia kierunku. Dopiero po złożeniu połowy glajta znad głowy zaczyna nieco skręcać w stronę zaklapioną, ale utrata kierunku jest dość wolna i da się ją skontrować. Można sobie ściągnąć celowo znad głowy pół szmaty i utrzymać kierunek lotu na wprost - wiem, bo bawiłem się w ten sposób. Oczywiście skrzydła wyczynowe o klasyfikacji EN-C oraz EN-D są bardziej narowiste, ale ja tu mówię o sprzęcie rekreacyjnym. Żagiel bez żadnej termiki występuje bardzo rzadko. Albo przy pełnym zachmurzeniu, albo na późną jesień i zimę. Nie. Nie ma czegoś takiego jak gwałtowne zmiany kierunku i prędkości nisko nad zboczem. Jeżeli pilot stwierdził gwałtowną zmianę prędkości albo kierunku, to po prostu nie ma pojęcia o meteorlogi, albo nie sprawdził prognozy pogody. Atmosfera jest dość stochastycznym żywiołem, ale nie jest do końca losowa. Wiatr wieje zawsze od wyższego ciśnienia do niższego. Obowiązują tu tradycyjne warunki brzegowe z mechaniki płynów / aerodynamiki. Obowiązuje tu prawo, nazwane potocznie "zwężką Venturliego". To, że nad szczytem wiatr wieje mocniej niż 200m na przedpolu to nie gwałtowna zmiana kierunku i prędkości, tylko prawa fizyki, które pilot musi rozumieć. To, że wiatr kładzie się po zboczu, to efekt działania warunków brzegowych i tego, że ciężko by było aby wiatr wiał przez litą skałę. Noszenia termiczne występują w konkretnych, przewidywalnych i często stałych miejscach. Zachowują się w sposób zależny od obecnej sytuacji barycznej, temperatury, nasłonecznienia, ew frontów atmosferycznych w pobliżu itp. Jest to skomplikowany proces, ale do pewnego stopnia można go przewidywać a na pewno da się go zrozumieć na tyle, żeby wiedzieć gdzie latać a gnie nie. Narciarstwo opiera się na pamięci mięśniowej i czuciu mięśni głębokch. Latanie opiera się na analizie, wyobraźni przestrzennej, znajomości teorii i procedur, a często po prostu smykałce i intuicji podpowiadającej gdzie jest następny komin albo inne noszenie. Trochę odwagi też się przyda, chodź to nie jest warunek konieczny.1 punkt
-
A nie masz potem klockowatego uwypuklenia? Bo klocek to jednak co innego niż prawidło. Stopień rozgrzania tak na oko? Ale pewnie temat rozpracowany u tak doświadczonego człeka w nartowaniu.1 punkt
-
Cze Narta fajna, ten progressor, ale z twojego opisu wynika, że wolisz szybsza jazdę i dłuższy skręt. Więc nartę musisz kupić dobrą konstrukcyjnie i dość sztywną - bo Twoja waga słuszna. Możesz spróbować też narty tzw. Sklepowego GS-a w długości 175cm. Maja ok 16m r i to naprawdę zwrotne narty, a jednak mają wyraźny ciąg w dół. Hybrydy, czyli dłuższe slalomki (czyli de facto podobne do Twojej obecnej) mają nieco inny charakter, są bardziej jak SL z możliwością szybszej jazdy średnim skrętem, bo są bardzo stabilne. Dla mnie to takie narty do zabawy i na każdy stok, ale ja wolę zdecydowanie skręt krótszy, więc mi takie narty pasują. Swoje masz dobre narty, jedyna sensowna przyczyna do zmiany (o ile nie są wyklepane, nie maja tendencji do słabego trzymania np. na betonie czy lodzie - a naostrzone są, a trzymać nie chcą, bo masę masz słuszną i narty nie dają rady, lub też braki w technice - jedno z dwóch) to wydłużenie narty, nie jesteś wysoki, ale to nie jest jakikolwiek warunek do wyboru długości narty dla dobrze już jeżdżącego narciarza. pozdrawiam1 punkt
-
Nartkę masz fajną, w istocie kwestia oceny stanu, czy nadaje się do wymiany. Jeżeli preferujesz długie skręty, to zauważ, że te 2 pierwsze modele mają charakterystykę slalomową i do tego celu będą mało predysponowane, chociaż przy dłuższej narcie typu 170 dla Twojego wzrostu powinno być nieźle. Na takiej narcie też da się dłuższym skrętem komfortowo jechać, choć będą miały chęć pojechać węziej, również niż stary Progressor. Fischer to bardziej hybrydowa konstrukcja i do tego celu może być lepszy. Ale wszystkie to przyzwoite narty. Czy odczujesz różnicę konstrukcyjną - trudno wyrokować.1 punkt
-
Mi musiał śródstopie poszerzać kilka razy, bo dość zachowawczo robił, żeby nie przesadzić. Dopiero po ostatnim podciągnięciu różnica jest naprawdę istotna, przestało po prostu piec, a potem boleć. Teraz jeszcze się waham z drugą nogą, ale aż tak źle nie jest jak z prawą. Wyciągnięcie zawsze działa, jak to robiłem we Francji to i godzina potem spokoju była, ale wracało.1 punkt
-
Tu mam troszkę doświadczenia więc się raczej nie obawiam. Te nordiki już wygrzewałem i zrobiło dużo. W całym bucie jest ok, tylko poduchy palców bolą nie do wytrzymania .. ale co ciekawe wczoraj na chwilę zdjąłem i znów ubrałem i było lepiej więc nie idzie o dużo jak sądzę.1 punkt
-
O ja głupi Atoma nie rozpoznalem 😱 Nowe buciki z foty w połączeniu z xbionic ładniejsze od raptorów 😜 Pozdro1 punkt
-
1 punkt
-
@star to nie miejsce na heheszki. Henryk Zydorczak – Wikipedia, wolna encyklopedia Brak wujka zginął tragicznie na szybowcu - na wysokości 150m nad ziemią odpadło skrzydło i nie było co zbierać.1 punkt
-
Kawa jest szybownikiem a paralotnią leciał raz w tandemie. Nie sądzę, żeby był właściwą osobą, do oceniania paralotniarstwa chodź na szybownictwie się zna. Startował zresztą w tamtych zawodach w Previdzy, które skończyły się kilkoma wypadkami śmiertelnymi jednego dnia. PS. Jeszcze w kwestii formalnej: Kawa jest z Międzybrodzia Żywieckiego a nie Bielska.1 punkt
-
1 punkt
-
Tak w ramach ciekawostki - ostatnie PI, które chcąc nie chcąc obserwowałem to zdawalność 35-20% choć i tak powinno być może nieco mniej ale wyniki dość czytelnie rozumiem .. może coś się zmieni. Byle nie na pułapkach obcinać, to trochę w praktyce bez sensu. A że "klubową" zdawalność mam jak w tym sezonie 100% to płakać nie będę - teraz muszą się pouczyć 😄 M.1 punkt
-
Nóżkom się przyjrzałeś, ale butkom już nie. Zgłoszę do Atomica, że ich Redstery za mało rzucają się w oczy, a w końcu po to je kupiłam.1 punkt
-
1 punkt
-
Ale na górze, nartą nie wiem kto jest, może Lexi? Ale skstop już dawno by zadział, więc chyba to nie on. Ale skąd ma zdjęcia? Zastanawiające. pozdro1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Nawet nie ma co porównywać Obertauern do 4Berge. Różnica jest kolosalna. na korzyść 4Berge oczywiście. Jeśli chodzi Flachau to pewnie nie odstaje zbytnio od Schladming. Ma trochę mniej korzystną ekspozycję ale to podobna klasa choć zdecydowanie wolałem to drugie. Bo w Flachau jest multum początkujących. Nie wiem skąd jedziesz ale blisko Polski jest Hinterstoder i Wurzeralm (to jeden karnet). Bardzo mi się oba ośrodki podobały. To nie jest wysoko ale w tym terminie powinno być jeszcze OK.1 punkt
-
Na szczęście. Nikt się tobą nie interesuje, nie przeceniaj swojej roli. Co do używania ksywki obiecywać niczego nie mogę, to forum, nie folwark.1 punkt