Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 17.06.2023 uwzględniając wszystkie działy
-
Może w turystyce górskiej tak jest, ale jeżdżenie rowerem to nie konkurs na najbardziej wypasiony sprzęt - skilla nie kupisz. Nowicjusz może być super wyposażony, ale i tak zdecydowanie wolę o danej aktywności (również w kontekście sprzętu) posłuchać doświadczonego turysty. Co mu się sprawdza w podróży, a co nie i nie muszą to być najnowsze technologie. Akurat pod kątem sprzętu mam podobne wymagania jak @Mitek po pierwsze ma być niezawodny, po drugie i trzecie ma być niezawodny. Jesteś inteligentny więc czwartego punktu nie muszę podawać:-) No dobra, jeszcze ma być cenowo rozsądny. A na końcu o tym czy mi się coś sprawdziło przekonuję się sam używając tego i to nie na jednej przejażdżce 20km tylko powiedzmy przez rok, dwa. I dopiero wtedy mogę się brać za doradzania lub odradzaniem innym. Nowicjusz nie powie mi nic więcej o swoim wypasionym sprzęcie niż sam wyczytał gdzieś w internetach - a to mogę to zrobić sam. Twoje doświadczenie w używaniu lekkiego sprzętu z turystyki jak widać gówno znaczy przy aktywności rowerowej. Mimo, że dobrałeś Sobie super wypasiony sprzęt, skrojony pod Ciebie i w Twojej opinii najlepszy jaki mogłeś, dalej masz problemy w jeżdżeniu co tym bardziej potwierdza moją tezę - sprzęt tu żadnej kluczowej roli w Twoim jeżdżeniu nie odgrywa. Wiem, Twoje trudności fizyczne (i od dawno to piszę) wynikają z tego, że prawie nie jeździsz. 1000 km w rok to jest średnio intensywne realne 2 miesiące. Ja po przerwie zimowej - przez okres 2-3 miesięcy zazwyczaj jeżdżę niewiele, powiedzmy 100-200 km miesięcznie - przy pierwszych dłuższych trasach (takich powiedzmy 80-100km) czuję pewne dyskomforty, drętwienia i oczywiście ból tyłka. I ze swojego doświadczenia wiem, że te niedogodności trzeba przecierpieć i zazwyczaj po około 1 tys. km znowu będę chodził jak świeżo naoliwiony. I to piszę o sobie gdzie od nastu lat robię rocznie 5-9 tys. km. Ty dopiero zaczynasz przygodę z rowerem, więc te problemy fizyczne są znacznie silniejsze i trzeba po prostu zacisnąć zęby i tyle. Stąd mam dla Ciebie trzy rozwiązania wszystkie bezkosztowe - jeździć, jeździć, jeździć. Bo na razie więcej czasu spędzasz pisząc na forum niż na rowerze:-P Co do mojej szosy to zapraszam, jak będziesz w okolicy Piaseczna chętnie udostępnię. Możesz się mocno zdziwić jak ten rower jest wygodny. Efektem ubocznym może być przejście na ciemną stronę mocy, to przyśpieszenie, zwinność lekkość... dobra dość pierdolenia idę na rower.5 punktów
-
Moje cele rowerowe są dwa właściwie niezmienne od 20lat. Pierwszy stricto użytkowy dojazdy do pracy, drugi hmm szeroko rozumianą turystyka krajoznawcza. Natomiast rowery jak i ekwipunek przez ten okres przeszły różne ewolucję. Pierwszy rok to jazdy na trekingu, później kolejne naście na hardtailu, na dłuższe wycieczki bagażnik i zestaw sakw tylnych plus na kierownicy. W szosę wkręciłem się w sumie zupełnie przez przypadek. Serdeczny przyjaciel zaczął trenować triatlon no i zakupił szosę. Przejechałem się i zachorowałem. Nie minął rok kupiłem i ja szosę race, klasyka oponki 25mm, 8 bar, hamulce canto napęd 2x10. Jeździłem nią przez 3 lata, praca i wycieczki, natomiast żadnych wyścigów, ustawek itp to nigdy mnie nie ciągnęło. Głównym workiem transportowym była duża podsiodlowka. No i przez ten czas zauważyłem że trochę mnie ta szosa ogranicza w sensie na niej naprawdę trudno było zjechać choćby a kawałek trudniejszego terenu. Zacząłem szukać szosy na szerszą opone lub gravela i tak trafiłem na endurance. Oponka 32 ale jest miejsca na 35, ciśnienie 4-4.5 bar, śmiało latam nią po szutrach i gruntowkach. Na asfalcie praktycznie prędkości takie same. Na wycieczki zestaw bikepackingowy, z tyłu duża podsiodlowka i sakwa pod pozioma rurq, no i paśnik przy kierownicy - mega polecam. To powoduje że mogę w bardzo fajny sposób łączyć pewne części tras asfaltowych ze sobą. A ilość km jakie przejeżdżam nie wynikają z jakichś treningów, planów itp. Poprostu bardzo lubię tak spędzać czas. I też staram sie traski planować z dala od ruchu samochodowego lub z bardzo niewielkim więc może nasze jeżdżenie ma pewne cechy wspólne:-)3 punkty
-
Od "zawsze" rower był moim podstawowym środkiem lokomocji miejskiej. Pamiętam, że jak jakieś jeszcze 20 lat temu używałem go w zimie (a były takowe w moim mieście) to spotykając kogoś takiego samego pozdrawialiśmy się przez szeroką ulicę. Natomiast teraz gdy wyprowadziłem się poza miasto uniwersalny rower nabrał zupełnie innego wymiaru. Otóż kupiłem takiego niezwykłego składaka: który składa się w 7 s do to z kolei w 45 s wkładam do torby od hulajnogi elektrycznej. Dzięki czemu koszt przewozu w pociągu wynosi całe 0. Mieści się to też w dowolnym punkcie auta (przednie siedzenie, tylne, pod nogami czy w zapełnionym bagażniku. Wrzucasz do auta, parking bezpłatny a reszta jak zawsze - pod drzwi. A jak nie masz zaufania to błyskawicznie pakujesz do pokrowca i do windy. Dalej jest jeszcze fajniej bo pasek klinowy z prognozowaną żywotnością 80 K km, łożyska bezobsługowe. Hamulce tarczowe na linkach. Ale żyleta jak w moim ścieżkowcu. Co jeszcze? Ano, że tym się niesamowicie jeździ bo ma takie przyspieszenie jak hulajnoga elektryczna. Na starcie jestem najszybszy. Jest też niewiarygodnie zwrotne. Dalej już tak dobrze nie jest bo pewnie 25 km/h to maks. I podjazd do 10%. Ale to dlatego, że kupiłem model najtańszy, bez przerzutki. Inne są z trzema przełożeniami... W każdym razie gęba mi się śmieje jak tym jeżdżę a najbardziej w zimie czy wczesnej wiośnie. Bo serwis nie istnieje. Spłukuję wodą i tyle. Robiłem tym rundki wokół kominowe i średnia wychodziła mi... 20km/godz! Nieźle jak na, wydawałoby się, taki wynalazek. A jeszcze interakcje społeczne - bezcenne. Jak jadę na moim różowym (bo taki mam) trójkącie to budzę żywe zainteresowanie, przy składaniu do pociągu czy rozkładaniu ludzie podchodzą, pytają i mówią o opadzie szczęki. Śmieszna jest geneza tego koloru. Otóż różowy kosztował minus 1200 zł. Wszystkie kolory (jest ich sporo) stały po 3000 zł a różowy poniżej 1800 zł. Długo się nie zastanawiałem. I nawet go polubiłem. Wpisując to w szerszy kontekst. Dużo się w rowerach dzieje, są co i rusz nowe rozwiązania. Bardzo często rzeczywiście dobre. Jak na przykład napędy 1 x 10 albo droppery, czy jakiś czas temu hamulce tarczowe. Albo współczesne oświetlenie rowerowe, sztyce węglowe, lepsze platformy, wentylowane buty. Śledzę to z wielką radochą i wcale nie tęsknię do Jubilata.2 punkty
-
Dziś pobudka 5.20, od 6 na rowerze i w koło komina. Z samego rana 12st C i mgła. Cel: zaliczyć romański kościół w Kotlowie z 1108r, oraz masz RTCN w Mikstacie o wysokości 273m, skąd z samej góry widać Karkonosze: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Kościół_Narodzenia_Najświętszej_Maryi_Panny_w_Kotłowie https://pl.m.wikipedia.org/wiki/RTCN_Mikstat Z racji mgły maszt niewidoczny, wiec nie ma foto. Za to jest kościół w Kotlowie. Po drodze tradycyjnie postój przy Pałacyku Myśliwskim w Antoninie.2 punkty
-
2 punkty
-
Mam podobną kondycje rowerową. Teren w bliskim sąsiedztwie też mega pagórkowaty, i jak by to Czech powiedział ... wszude do kopca 🙂 Moja rada - zostawić sobie elektryka i jeździć po tych górkach. Analog jeść nie woła, można zabrać gdzie się chce na płaskie... Pozdrawiam KK1 punkt
-
Cóż to ten czas na pewne podsumowanie. @LexiDzięki za hart ducha, Ewa a bardzo pozytywne myślenie, Iwona z krótko trwałą wizytę, @migza potwierdzenie rozumienia....i podwózkę1 punkt
-
Na stromych podjazdach liczy się wpsółczynnik mocy do masy a na płaskim bardziej do oporu powietrza. Dlatego sytuacja jest inna. Ja mam przewagę wagi i wieku a Mitek ma przewagę siły w nogach i tysięcy km na rowerze. Na płaskim nie mam szans ale na stromym wynik jest niepewny. Co do techniki to się przydaje na terenowych podjazdach. Po śliskim czy kamieniach trzeba mieć duże umiejętności żeby podjechać, nawet jak ma się zapas mocy. Często są też agrafki więc skręcanie również się przydaje.1 punkt
-
Nie, po prostu nie wiesz w jaki sposob ja atakuje krawezniki 😉 Ale fakt na szosach sie nie znam. Jest to dla mnie najgorszy mozliwy typ roweru, wiec wiedzy nie poglebiam.1 punkt
-
Jeśli chodzi o Spiochu to widać, że ma bardzo konkretny plan na siebie (tzn "swój rower"). I wygląda on klarownie. Przebiegi trudno mi oceniać bo jeśli w tym są podjazdy typu E w Srebrnej Górze, to można je wielokrotnie pomnożyć, podobnie jest ze szkoleniami. Poza tym są inne kwestie - nie zawsze można poświęcić tyle czasu na jazdę ile by się chciało. Ale najogólniej jeśli Spiochu skupia się na jakości przejazdu, to podjazd jakość przeżyje, a ze zjazdu wyciśnie maksa. Całkiem sensowna idea. Ale oczywiście nawet najlepszym szkoleniem i dopasowaniem do roweru nie zastąpi się godzin w siodełku. Mogę jechać 10 godz i nic większego nie odczuwam, poza taką pewną ogólna sztywnością. Ale czasem z rzadka, nie wiem czemu, jednak troszkę coś mnie pobolewa. W każdym razie ja mam duszę szwendacza, bardziej chodzi mi o bycie w różnych dziwnych miejscach jak robienie kilometrów a z ostrej jazdy grożącej kontuzjami musiałem zrezygnować. Dlatego moje priorytety są zupełnie inne od Twoich a te Spiocha są mi bliskie. Choć ogólnie uczęszczanych przez rowerzystów ścieżek też trochę unikam.1 punkt
-
Stąd możliwe, że nie zauważyłeś, ale dodałem aspekt rozsądności cenowej. I jeśli chodzi o niezawodność to niestety przy mocno "wycieniowanych" elementach ten aspkt potrafi mocno kuleć kosztem niższej wagi. Stąd ja zdecydowanie sobie cenie cięższe elementy które dłużej wytrzymają. Ale cały temat sprzętowy ze @Spiochu nie wynika, że on narzeka iż mu się elementy zużywają, jego po prostu wszystko boli przy niewielkich przebiegach. Te moje 5 tys (a w ostatnich 6 latach miałem tylko takie dwa sezony z uwagi na wypadki) to dalej prawie dwukrotnie więcej niż Twoje przeliczone wartości tego 1tys km. Patrząc na poprzedni rok przejechałem prawie 9 tys. km - 136 rowerodni ze średnim przebiegiem 65km (w tym było kilka dwusetek i jedna 3 setka). No i nie zapominaj o najważniejszym, aktualnie to jest @Spiochu drugi sezon. U mnie na szosie przez ostatnie 6 lat wyszło ponad 42 tys.km + poprzednie 12 lat spędziłem na hardtailu (ale nie po górach) też przejeżdżając ponad 40 tys. km. Łącznie to daje ponad 80 tys.km i setki godzin w siodle. Wiele rzeczy w tym czasie zużyłem, przetestowałem. I tak jak pisałem wcześniej jeśli mam komuś doradzać odnośnie sprzętu, ekwipunku itd to tylko takiego którego sam używałem. A i tak zazwyczaj będę podkreślał, że to u mnie się sprawdziło lub nie, bo wiem jak mocno zindywidualizowane mogą być potrzeby innych osób, zwłaszcza jeżdżących zupełnie w innym stylu niż ja np. w ultramaratonach. A tak z ciekawości masz dla @Spiochu jakąś radę oprócz zwiększenia czasu na rowerze na jego problemy fizyczne?1 punkt
-
To truizm ale naciągany. Bo nie każdy niezawodny rower (na przykład wygodna holenderka) nadawałby się pod Twoje potrzeby. Napisałeś o niezawodności a nawet nie zastanawiasz się jak bardzo nietypowa (czyli nieistotna statystycznie) i wyspecjalizowana jest maszyna na której jeździsz. Począwszy od siodełka, braku amortyzacji, takiej a nie innej geometrii czy opon. Masz to za sobą - więc podkreślasz niezawodność. Ale to tylko poza. Bo na przedzie jest zawsze cel i styl jazdy. Na przykład taki dropper dla większości (istotnej statystycznie) dziwadło a dla tych co używają - kapitalna sprawa. Konfiguracja to klucz. Ale nawet wchodząc na poziom propagandowy to ja na przykład bym podkreślił niskie koszty serwisu bo niezawodność jest oczywista (jeśli nie wchodzisz w ultralekkie rozwiązania). Każdy dopracowany rower jest niezawodny. Ale różnice w cenie komponentów są olbrzymie i przy 5000 km w błotnistym zakamienionym terenie szybko decydują o bilansie kosztów. Bo niezawodność = serwis. 1000 km Spiocha to faktycznie nie jest bardzo dużo. Ale jednak 1000 km na Strefie MTB Sudety a 1000 km na asfalcie to jest olbrzymia różnica. Spokojnie można przyjąć mnożnik x3. W takim układzie te Twoje 5000 km to nie jest tak znacząco dużo więcej. Można zresztą to przeliczyć tak: 14 wyjazdów (po 70 km - np opisana przez mnie Walim - Głuszyca zielona - całodzienna wyprawa) vs 25 wyjazdów (po 200 km - szybsze przebiegi po pagórkowatym terenie). Wracając do serwisu, na szosie nie ma takiego zużycia sprzętu jak w terenie. Miałem wyjazdy gdzie po tygodniu musiałem robić serwisy półroczne czy roczne - tak sprzęt dostawał w tyłek. W okresie gdy intensywniej jeździłem tak do 8000 km/rok (głównie teren i o każdej porze) miałem dwa rowery i robiłem pełny serwis na zmianę co miesiąc. A osprzęt - górna półka. Służy dalej ideolo. Tyle tylko, że amory już nowe, jakieś koło przy okazji, korby też, wózek. No i elementy eksploatacyjne - to chyba oczywiste. Ale klamki służą 😉 Myślę, że serwis kosztował sporo więcej jak rowery.1 punkt
-
Cześć Ja nie stymuluje tylko badałem się alkomatem po dwóch piwach nie raz i wynik był zawsze ten sam niezależnie od urządzenia. I to były urządzenia policji a nie kupowane na allegro. Kryształki się nie barwiły, alkomat współczesny przenośmy -0.00 podobnie jak i stacjonarny na komendzie. wystarczy poprosić o badanie. Policjanci chętnie to robią bo mają gotowe statystyki kto ile wypił po jakim czasie itd. Pozdro1 punkt
-
Ok, to daj znać. A może uda się zebrać większą ekipę? Taki mini zlot rowerowy? Tereny są świetne pod każdy rodzaj roweru. Jest też bikepark i sporo turystycznych atrakcji. Kwaterę dobrą (i tanią) też znam.1 punkt
-
1 punkt
-
Cześć Po dwóch piwach normalny człowiek to ma 0.00. 0.5 to mają goście, którzy w życiu piwa nie widzieli albo ważą tyle co moja żona. POzdro1 punkt
-
Dzięki Adam za spotkanie…że Ci sie chciało wyjść i jeszcze czekać…. Jesteśmy w Zgodzie (w pokoju gdzie Mitek I Ewa mieszkali ostatnio) i jemy kolacje…Twoje zdrowie1 punkt
-
Tak to zaDUSZKI czerwcowe zaczelim….1 punkt
-
Cześć To co napisałeś, to pewnie prawda. Rower jest tani jak na elektryka, a ta cena musi się skądś brać. Bateria + silnik - to najdroższe elementy w tym rowerze. Ale wyroków bym nie ferował odnośnie napędu. Bafang to już znany producent napędów. Kolega na takim zjeździł tamte okolice bez problemu (silnik w kole - niestety nie mam pojęcia jakiej marki - cały zestaw był wówczas stosunkowo tani - więc pewnie carów tam nie ma - a że to było sporo lat temu, to nie jest jakaś super sprawdzona i dopracowana konstrukcja). Ma samoróbkę, baza to HT - może ciut wyższy model i nieco lepszy osprzęt, silnik w kole i bateria faktycznie jak to pisał Michał, na tytyrytkach. Ma go już z 7 lat i dalej jeździ. A jeździ na nim sporo - bo tam mieszka. Co prawda ja tego nie nazywam jazdą, bo to model z gazem w manetce, niemniej jednak silnik daje radę. Największym problemem było przebicie tylnego koła. Musiał go zostawić w Wiśle, bo nikt się nie chciał podjąć wymiany dętki, bo bał się rozpinać tą partyzantkę. Ale tutaj to powinno być lepiej (mam nadzieję) przemyślane. Jeśli to ma zachęcić Adama do jazdy na rowerze - to nie mam nic przeciwko. Sprzęt nowy - ma gwarancję, jak się coś rozleci - odda do naprawy gwarancyjnej. Bo jak Adasiowi zaczniemy wymyślać rowery po 10 koła to nic z tego nie wyjdzie, a tak może się wkręci. Trzeba zasiać ziarno aby zbierać plony. Hamulce faktycznie słabe, ale ten element można wymienić, tutaj dość często się to robi, zważywszy na wagę zestawu Adaś + rower - mogą być niewystarczające. Jestem zdania - niech zacznie na tym co ma. Zawsze można wymienić na inny, ten właściwy, odpowiedni. pozdrawiam1 punkt
-
Egoistyczne to są Twoje teksty - spróbuj na oponach 25 mm zjechać na sypkie pobocze lub choćby wjechać w studzienkę wtedy pogadamy, tu już Twoja empatia nagle się kończy co nie. Zgodzę się z Tobą - to jest debilna filozofia żeby ułatwiać komuś poruszanie się po drodze kosztem Twojego bezpieczeństwa. Problem w tym, że Ty na rowerze na drodze publicznej czujesz się gościem co to ma tylko przepraszać i spierdalać, ja czuję się pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego ze wszystkimi prawami i obowiązkami.1 punkt
-
A dla mnie to totalna kolejna bzdura. Dla motorowerzystów też macie jakieś złote rady typu unikać DW, jeździć po gruntówkach lub kupić sobie motor z prawdziwego zdarzenia? Bo jeden hrabia z drugim nie jest w stanie zrezygnować z wożenia dupska samochodem i musi po 5 bułek do marketu oddalonego o 1 km dymać samochodem i mu rowerzyści przeszkadzają. To ja też mam świetną radę: jak nie jesteś w stanie bezpiecznie wyprzedzić jednego kolarza i Twój czas dojazdu do pracy/sklepu whatever wydłuża się przez to dwukrotnie, zrezygnuj z samochodu, bo nie powinieneś się poruszać nim po drogach publicznych.1 punkt
-
Cześć Jasne Marek, oczywiście. Dodam jeszcze - co jakoś pominąłem a jest równie ważne (jeżeli nawet nie najważniejsze) to fakt poznawania przy okazji naprawdę znakomitych ludzi oraz zwykłej fajnej zabawy. My jesteśmy dość kontaktowi a to owocuje kupą znajomości, fajnych rozmów i zwykłej sympatycznej zabawy nawet wtedy gdy jesteś cały usmarowany błotem czy zakurzony - zabawa jeszcze większa. No mówię Ci jak sobie przypomnę Rybelka, który coś tam kupował ze śmiechem w sklepie będąc cała, łącznie z twarzą w takich szaroburych solnoziemnych zaciekach to ... no po prostu - O TO CHODZI! Może to mało ambitnie wygląda bo usmarować się błotem i zapocić można wszędzie ale w takich warunkach ma to wyjątkową wartość. 🙂 Pozdro1 punkt
-
Cześć Dzięki za kibicowanie - czuło się takie lekkie pchanie w plecy choć wszystko nas hamowało. Pomorska zaliczona, trasa w tym roku, trudna z paru względów: - bardzo sucho i trudność odcinków piaszczystych znacznie wzrosła - niestety wiatr na odcinku kaszubskim w twarz, silny - miejscami 7m/s co spowalniało nas miejscami o 10km/h - bardzo dużo pyłu i kurzu - straty wynikające z przeczekiwania burzy i później jazda przez zalane drogi i zmiękły lepki piach, bardzo energochłonna. - bardzo wiele zniszczonych - kiedyś pięknych, bo pamiętam - leśnych dróg. Ciśnie się na usta takie sformułowanie, że leśnicy to zwykła banda skurwieli. Ale więcej pozytywów: - ludzie jak zwykle na trasie i przy trasie - zajebiści. - taktycznie rozegranie noclegów perfekcyjne - dzięki łączeniu sił zgodnie z regulaminem oraz hojności serca ludzi postronnych - znakomita trasa a zwłaszcza nowe końcowe sekcje w pobliżu Sopotu z zajebistymi długimi zjazdami - kolejny raz przygotowanie sprzętowe oraz umiejętna jazda na piątkę - żadnych większych awarii, nawet gumy ani jednej. Powiem szczerze, że często sam nie wierzę ile zwykły rower potrafi wytrzymać. - w sumie dobra pogoda. - już w momencie kończenia jest plan na dalsze starty czyli jest moc. Czas jazdy to 32,51,18 czas na rowerze to 42,40,21 czas całości to 57,50,00 chyba więc 15h to 2 nocne komfortowe postoje. Garmina wyłączałem w momencie schodzenie z roweru i włączałem w momencie siadania więc pomiary są dość rzetelne. W kwestii taktyki jazdy, techniki jazdy, średnich, sprzętu to... ciężko to porównywać z jakąkolwiek jazdą w koło komina bo dochodzi zmęczenie i niewyspanie i ich pokonanie jest kluczowe. Kluczem jest tu jazda bez przerwy. Oraz naprawdę porządne planowanie, pakowanie i nie marnowanie czasu na bzdury co nam nie do końca wyszło. Połączenie w takiej imprezie jazdy dla przyjemności z przyjaciółmi czy w ogóle jakimś zespołem, w sensie przeżywania wrażeń i bycia razem (w ramach regulaminu samodzielności oczywiście) z jazda na wynik jest absolutnie niewykonalne z bardzo wielu oczywistych powodów. W każdym razie planujemy teraz może GLG albo Warmię... Pozdro PS Sok pomidorowy włącza się ( w głowie) drugiego dnia pod koniec.1 punkt
-
Ja niestety nie ogarnę - szczerze żałuję :(. P. S. Jeśli grupa sanatoryjna wybierze się na Ochodzitą, to pozdrówcie ją ode mnie.1 punkt
-
Ok .. mam dwa .. 20l i coś ponad 30 (32 lub 34).... nieprecyzyjnie sie wyraziłem ale celowo - dla mnie mały 20 a duży 30 ....dla mojego kumpla mały 30 duży 70.... wszystko zależy ja chcesz to zrobić - chcesz zrobić Babią z tlenem - też ci wolno.. 🙂1 punkt
-
Czy ja potrzebuję "2" osób aby zlot "amatorów" zrealizować???? NIE..... Wystarczy jedna... Jedna która zamarzy sobie czego chce- zabiorę cię odnajdę wszędzie....1 punkt
-
Pakuj sie Asiu do Zwardonia.....I10 bierzesz na E a potem prościutko (.....gdzieś w Libii w lewo)... 🙂1 punkt
-
Niby ostre ..ale jakieś "zardzewiane".. 🙂1 punkt