Dziś koło domu w lesie na lokalnych pagórkach. Choć tych zjazdów jest mało, najdłuższe mają do 150 metrów (był 2 lata temu dłuższy, ale leśnicy go zepsuli, tarasując trasę powalonymi drzewami), to pobudzają u mnie endorfiny. Najważniejsze, że mogę wyjść z domu z nartami, na przysłowiową godzinkę, bez odpalania auta, długiej jazdy, stania w korkach itp.
Wychodziło słonko.
Śniegu całkiem sporo.
Na "szczycie" jest "ławeczka", jakbyśmy chcieli odpocząć.
Nartki gotowe do zjazdu.
Jedziemy.
Coś tam widać, jakiś ślad zjazdu jest założony.