Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 03.01.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
Nie ma przymusu leczenia się u dyplomowanych lekarzy. Jak ktoś nie ma do nich zaufania, zawsze może udać się do szeptuchy.3 punkty
-
No w kategorii niezbyt sprawnych 40+ to pewnie często z poważnymi urazami... A ten pump track to już chyba naprawdę takie zawoalowane rozwiązanie problemu przeludnienia na stokach 😉 Jak te narty nie chwycą to już chyba tylko sanki zostają. Przynajmniej równoległy ślad będą zostawiać 😉2 punkty
-
Pozwoliłem sobie nieco wyczyścić - może nie jazda sportowa ale jazda wymuszonym skrętem - wracając do wątku "materiały szkoleniowe" - jest pewien etap nauczania/szkolenia w którym kursant musi zrozumieć, iż całe jego narciarskie życie tak powiedzmy po 12 (uśrednienie) to jazda skrętem wymuszonym. Na początku barierę stawia instruktor który tyci tyci tak "nieopatrznie" zajeżdża drogę, potem może to być gałązka, wbity kijek potem krążki na ziemi i tu już włącza się tryb "race" za nimi idą kolanówki a w kolejce ustawiają się tyczki, wynikowo nasza jazda nie jest bezpłciowym przemieszczaniem się z punktu A do B ale "szukaniem" miejsca do skrętu - zanim się nie obejrzymy to każdy garb lub mulda staje się naszym sprzymierzeńcem mało tego zaczynamy tych sprzymierzeńców szukać. Jazda musi być celowa, zanim pomyślimy "skręt" już wiemy gdzie go zrobimy,.......2 punkty
-
Cześć Jak pisał @Adam ..DUCH - to nie taka prosta sprawa - trzeba przewidywać skręty dużo wcześniej - jechać wysoką linią no trzeba to przede wszystkim poczuć organoleptycznie, potrenować. Na w miarę płaskim stoku, rytmiczny, bez skomplikowanych figur, z wyznaczonym śladem i oczywiście bez VERTICALI jestem w stanie przejechać prosty slalom. Ręka nie zaburza skrętu, robi się to automatycznie o ile jest to - jak dla mnie rytmiczny slalom - czyt. prosty. Na kolanówkach jestem w stanie przejechać nieszczęsny vertical, ale na długich już nie - jak pisałeś dzieje się wszystko szybko i o ile w rytmie lewo/prawo te ręce wiedzą co mają robić - to przy takim gąszczu tyczek (no nie wiadomo po co je ktoś tyle naustawiał 🙂 ) nie wiadomo którą ręką co i jak, chyba jedną w tv widziałem - ale nie wiem którą. Ja próbowałem na Słowacji, płaska górka - chłopaki z Chrzanowa przyjechali potrenować - trener był na tyle miły że pozwolił mnie i synowi spróbować (miał tylko 3 zawodników - więc zanim wyjechali orczykiem - mogliśmy coś tam popróbować. Syn cały przejechał - ale po swojemu - to był jego 1-szy sezon na nartach i jakoś na tym verticalu manewrował, a tyczkę zawsze ostatnią zbijał, żeby nie było 🙂 Ale po tym doświadczeniu, zauważyłem że jazda sportowa mocno poprawia umiejętności - trzeba cisnąć do przodu, przewidywać, no i skręcać tu i teraz, bo inaczej będzie za późno. Było to w Oszczadnicy. Tak się nam spodobało, że kupiłem kolanówki i praktycznie pół zimy żeśmy z synem tam jeździli - mało ludzi, a i stok szeroki i łagodny, bez problemu pozwalali z boku trasy stawiać slalom i "trenowaliśmy". Na kolanówkach vertical przejadę, jak pisałem - bo krzywdy nie zrobi 😉 W naszej amatorskiej jeździe sam fakt przejechania slalomu daje niesamowitą satysfakcję - nie chodzi tu o te ułamki sekund a o sam przejazd i ukończenie. pozdrawiam pozdrawiam2 punkty
-
Zmień narty na normalne. Pewnie masz jakiś cel, by posiadać freestylowe twin tipy, ale te narty z założenia słabo trzymają kierunek i to jest najgorszy wybór dla nauki skrętu równoległego. Lepień podstawową pamięć mięśniową dla normalnej jazdy ćwiczyć na normalnych nartach.2 punkty
-
Tak, ale na 1 narcie to i Polscy alpejczycy potrafią i nie wiem czy nie lepiej - do mety dojeżdżają, Bode nie dał rady 🙂 pozdrawiam2 punkty
-
Chłopie, co Ty piszesz??? Brak słów... PS. Mój stosunek do szczepień nie jest tu ważny2 punkty
-
Drogi Adamie Myślę, że z książek nie da się nauczyć jeździć na nartach 🙂, oczywiście taka lektura jest potrzebna osobą szkolącym innych, a w szczególności zawodników, gdzie każdy niuans (a w dzisiejszym nowoczesnym narciarstwie szczególnie) jest ważny. Dla przeciętnego zjadacza śniegu ważna jest praktyka, ilość dni spędzona na śniegu oraz postęp z tego wynikający. Właśnie wróciłem z tygodniowego wypadu do Krynicy, warunki - od fantastycznych do słabych. Jeżdzę ii obserwuję innych, a że jestem bardzo kontaktowy poznaję masę ludzi. I tak w czwartek matka natura przygotowała stok w iście pucharowym wydaniu - beton to mało powiedziane - istny lód, na stoku a z 5 osób sobie radziło, m.in. kolega którego poznałem na krześle. Facet jeździł na SL - skręty jakie wykonywał - perfekcyjne - jakbyś metrem zmierzył to pewnie by wyszło tyle ile producent podał, ale jak zauważyłem strasznie "cisnął" do przodu. 8.00-10.00 - było ok, później już delikatne zachwiania - 10.30 - się zwinął do domu - stwierdził że miękko? . Wniosek - postawa ok, jazda ok, ale brak dostosowania sylwetki do zmieniających się warunków - czyli coś wyuczonego na tzw. "sztruks". Ja jeździłem do 20.00 (12 godzin w moim wieku 🙂) na SL i nie zauważyłem jakichkolwiek niedogodności związanych ze zmianą warunków śniegowych. Więc rzucam tezę: do nauki skrętu, prowadzenia nart, postawy etc. - narta dłuższa, aczkolwiek o charakterze sportowym (niekoniecznie GS rasowy, ale semi i temu podobne ale wąskie pod butem), natomiast stricte SL na złe warunki aby nabrać tzw. czucia śniegu, przesunięcia sylwetki, miękkości w jeździe. W piątek była para - dobrze po 60-tce, jechałem z nimi na kanapie - lało 8-15, warunki masakra, kobitka korpulentna, o przeszłości zawodniczej (na krześle wyszło w rozmowie), na SL w tej brei, mąż niestety nie dotrzymywał jej kroku. To że było miękko - nic jej nie przeszkadzało. Dwa skrajne przykłady umiejętności dostosowania techniki do warunków - książki dla was szkolących - dla nas tylko praktyka powinna się liczyć. pozdrawiam2 punkty
-
Witam. Chciałbym opisać przypadek mojej kontuzji i fizjoterapii jaka została zastosowana, być może komuś to sie przyda (oby nie było takiej potrzeby)? Kontuzja była wynikiem wypadku komunikacyjnego we wrześniu tego roku w wyniku którego doznałem mnogiego złamania podudzia wraz z zerwaniem więzozrostu piszczelowo-strzałkowego oraz innych więzadeł w stopie. Efekt, operacja zespolenia stawu skokowego oraz unieruchomienie w ortezie. To tyle gwoli wyjaśnienia jak wyglądał początek. Od razu przestrzegam każdy organizm jest inny, ma inną odporność na ból, inne możliwości adaptacji i regeneracji w w związku z tym proszę podchodzić do opisu mojego przypadku jako jednostkowego postępowania a nie jak do poradnika "nowoczesnej rehabilitacji". Pierwsza sprawa to psychika, w moim przypadku przejechanie się kilkadziesiąt metrów pod motocyklem po asfalcie w jednym momencie spowodowało ze mój świat się "zawalił' , wszystkie plany poszły w odstawkę, a perspektywa unieruchomienia na pół roku wydawała sie przerażająca. Dlatego bardzo ważne jest wsparcie (modny wyraz) bliskich i przyjaciół, możliwość przekazania części obowiązków (w moim przypadku to byli pacjenci których prowadziłem w prywatnej praktyce) oraz zadbanie o sprawy firmowe co udało się zrobić dzięki pomocy mojej wspólniczki. Gdy juz głowa była spokojniejsza musiałem zastanowić się jak zacząć przywracać sprawność. Nie mogłem obciążać nogi więc jedyne co mi pozostało to intensywne ćwiczenia mięśni tułowia w tym mięśni brzucha, grzbietu i obręczy biodrowej oraz co bardzo ważne przy poruszaniu sie o kulach mięśni obręczy barkowej. Dodatkowo należało zadbać o kręgosłup który na wskutek leżenia mógł zacząć doskwierać. Pierwszy tydzień po operacji; nastawiony zegarek i co 2 godziny systematycznie powtarzane ćwiczenia na kręgosłup oraz dwa razy dziennie po pół godziny ćwiczenia na mięśnie tułowia i obręczy barkowej. Dodatkowo zabiegi drenażu limfatycznego i kinezjotapingu celem zmniejszenia obrzęku i odprowadzenia krwiaków oraz okłady z lodu. Drugi i trzeci tydzień; zacząłem częściej sie poruszać po domu o kulach więc zmniejszyłem intensywność ćwiczeń na kręgosłup na 4-5 razy dziennie za to dołożyłem ćwiczenia na obręcz biodrową i kończyny dolne realizowane oczywiście w ortezie (but airwalker). Od czwartego tygodnia; pomału dokładałem ćwiczenia w leżeniu tyłem bez ortezy, bez obciążania nogi i pomału starałem sie angażować mięśnie uda i pośrednio poprzez irradiację mięśnie podudzia. Na siedząco w ortezie pomału zacząłem obciążać nogę do granicy około 30 % ciężaru ciała oraz wychodziłem na spacery o dwóch kulach obciążając nogę przy przetaczaniu w podobnym zakresie. Oczywiście przez cały ten okres stosowałem dietę oparta na spożywaniu naturalnego kolagenu w postaci galaretek. Po pięciu tygodniach orteze zakładałem tylko w przypadku chodzenia na zewnątrz, po domu poruszałem sie o dwóch kulach ale bez ortezy. W tym czasie dołożyłem więcej ćwiczeń z obciążaniem kończyny dolnej (głownie odbudowa siły mięsniowej mięśni uda) za pomocą gum. Taki program realizowałem do dziesiątego tygodnia do momentu operacji usunięcia zaopatrzenie ortopedycznego z nogi. Ortezę sztywną zamieniłem na ortezę miękką po wcześniejszym wykonaniu zdjęcia RTG które uwidoczniło początek zrostu. Przez cały ten okres starałem sie rozciągać mięśnie obręczy biodrowej oraz mięsnie czworogłowe i proste uda które miały tendencje do tzw. przykurczy. Po sześciu tygodniach mając ortezę na nodze i but sznurowany powyżej kostki zacząłem prowadzić samochód, po wcześniejszej próbie na placu manewrowym. Po dziesięciu tygodniach, pod koniec listopada została usunięta śruba stabilizujaca staw skokowy. Po tygodniu poruszałem się juz bez kul lekko utykając. Pierwsze dwa tygodnie po zabiegu to była reedukacja chodu celem powrotu do naturalnych wzorców ruchowych. Teraz po sześciu tygodniach od drugiej operacji jestem w stanie przejść szybkim marszem dystans kilku kilometrów, jeżdżę na stacjonarnym cykloergometrze, trenuję już prawie normalnie do powrotu na stok. Obciążam kończynę po operacji wykonując stanie na jednej nodze, skacząc i stosując ćwiczenia równoważne na niestabilnych powierzchniach. Pomału zaczynam truchtać. Ostatnio robiłem test wydolności tlenowej i okazało sie ze ten parametr tez pomału wraca do normy. "Wykręciłem" wynik 47,5 %. Wnioski; 1. Nie załamywać się i nie obwiniać całego światu za zdarzenie. Nie analizować dlaczego i po co tak sie stało tylko wziąć sie w garść i zaplanować swoje dochodzenie do sprawności. 2. Nie czekać do momentu aż nam zdejmą gips, orteze itd... tylko brać sie do roboty i ćwiczyć adekwatnie do stanu funkcjonalnego w danym okresie rekonwalescencji. 3.Zastosować odpowiednią dietę 4. Starać sie jak najszybciej (w granicach zdrowego rozsądku) usamodzielnić 5. Znaleźć dobrego fizjoterapeutę który pomoże w dochodzeniu do sprawności. 6. Słuchać personelu medycznego w kwestii zaleceń i porad. To wszystko po to żeby skrócić czas na dojście do formy. Zamiast średnio 20 tygodni po 12 tygodniach poruszać sie bez kul. Poniżej dwie fajne fotki jak to wyglądało :)1 punkt
-
Jeśli przy kroczkach slalomowych zrobisz sobie krzywdę to pozostają już tylko spacery z kijkami. O nartach nawet nie myśl. Nie wiem co to Bogdanova. Na szczęście na rolkach spotkałem dużo ludzi w takim wieku, którzy nie wiedzą że to problem. Znam gościa koło 60-tki, który uczy się skakać w skateparku. (choć tego akurat nie polecam) Na łyżwach jeszcze więcej takich ludzi spotykam. Na lodowisku pełno jest seniorów, raz nawet spotkałem Pana 90+.1 punkt
-
No pięknie! Na obrazku przy poczcie była sama twarz. Ale wysłałem jej film z jazdy mojej żony. Więc to dla niej jest też zachęta, by ćwiczyć. Z nadzieją, że jak Nieba będą łaskawe, to się jej jeszcze uda jeździć na nartach w tym wieku.1 punkt
-
Chyba w laboratorium marketingowym. Na masowych danych nie widać różnicy między krajami mniej i bardziej zaczepionymi.1 punkt
-
Redukuje ryzyko zachorowania od 3 do 5x. To chroni przed roznoszeniem czy nie chroni??? A rozumiem nie chroni tych niezaszczepionych. Logika @Spiochu1 punkt
-
Ależ wiem o czym pisze. Przez ciuli, którzy się nie szczepią, a potem nie trzymają dystansu umierają moi znajomi. Nie chcesz się szczepić, nie szczep się i siedź w domu, a nie zapierdalaj po sklepie bez maski z wielkim frazesem na ustach jaki to jesteś wolny, bo tak zachowują się wszyscy płaskoziemcy których znam, a skoro oni nie szanują mnie dlaczego ja mam ich szanować. Myślisz że wszyscy na świecie fałszują statystyki, podają fałszywe dane dotyczące zachorowań? Obudź się, dla kogo mają fałszować, dla czterech koncernów farmaceutycznych? Szczepionka na covid nawet nie jest ich podstawowym biznesem. Dla ułatwienia podam Ci info że w Izraelu jest tragedia, mają dziennie 7000 zachorowań, wiesz ile jest tam ciężkich przypadków 100, 100 osób u nas jednego dnia umiera 500-700. No ale przecież to są sfałszowane dane, zapomniałem. Pozdrawia myszka biorąca udział w eksperymencie medycznym.1 punkt
-
Nie, nie utrzymują się tak długo jak zakładano. Nie umiesz czytać? Jesteś trolem czy szurem?1 punkt
-
1 punkt
-
Tylko i wyłącznie ułamki sekund się liczą. Ile komu wlepiłem, ile mi wlepili. Rywalizacja napędza i rozwija.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Całkiem spore grono specjalistów z wielu krajów i wielu organizacji. III faza badań zakończona, trwa IV, która zawsze trwa wiele lat pod kątem głównie bezpieczeństwa, dotyczy to bardzo wielu leków, których jakoś nikt nie kwestionuje. Obserwacje długofalowe szczepionek trwają w pewnym sensie nieskończoność, to tego służą systemy rejestracji. Nie kojarzę żadnej szczepionki, w której wypłynęłoby coś po roku od powszechnego stosowania i 1,5 roku od rozpoczęcia badań. No więc kiedy już przestanie być eksperymentem?1 punkt
-
1 punkt
-
Adamie Dzięki za przypomnienie - już myślałem że pomyliłeś imiona z Marlies 🙂 No slalom to trudna sprawa - tak naprawdę raz próbowałem i o ile na początku było rytmicznie to jakoś szło, nawet nie najgorzej, było szybko i dobra linia i wydawało się że to nie takie trudne, to na 1-szym verticalu poległem - skończyło się na obiciu sam wiesz czego jak tyki poszły między nogi 🙂 I tak się skończyła przygoda z tyczkami...... kolanówki tak - długie już nie, nie mówiąc już że spodnie poszły do kosza - bo na wysokości butów były całe potargane od zbijania tyczek - kijki miałem syna z gardami - to wystarczyło, choć start nie był piorunujący - bo "troszkę" za krótkie były. pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Banda jak banda ale 100km/h na jednej narcie🤣 i to jest właśnie materiał szkoleniowy1 punkt
-
Ja wyszkoliłem sobie żonę. Łapała błyskawicznie wszystkie moje rady. I pytałem( i pytam) się jej na stoku. Zwróć uwagę na ten element. Chcę to poprawić. Może to dziwne, ale odkąd zrezygnowałem z Code na rzecz slalomek(powrót do tego co zawsze lubiałem i dobrze mi szło) to powiedziała, że lepiej jeżdżę, w sensie płynności. Nie szybkości w ruchach, te się ciągle zwalniają! Oglądamy czasem razem zawody PŚ. Świetnie wychwytuje wszystkie momenty, gdy zawodnikowi się coś pogorszy(jakiś błąd). Od bliższego wytłumaczenia dlaczego? Jestem ja. Ale, gdy chcę zaanalizować się na filmie, przez nią zrobionym, to analizuję każdą klatkę. I widzę niesymetrię w skręcie. Wygięcie w biodrze niesymetryczne. Jedna noga bez ACL. Mocna, druga "normalna" słabsza, ale mniej sztywna. Skręt na jedną stronę lepszy. U niej tak samo. Jeździmy razem na narty od dwudziestu pięciu lat. Ja byłem jej instruktorem, od pierwszych skrętów z przestępowaniem. Według mojej oceny jeździ bardzo dobrze, szczególnie gdy się wie ile ma lat. I zaczęła pod pięćdziesiatkę. Niemniej mam nad nią bardzo dużą przewagę, jeśli chodzi o bardzo trudne warunki, trudny śnieg, wąski, stromy teren. Nie zastąpi się wielu lat w takim terenie. Mnie się jej jazda podoba. Jest bardziej "kobieca", miękka. Moja bardziej siłowa. Napisałem to, nie po to by udowadniać, że jesteśmy genialni. To tylko pewien zbieg okoliczności. Z jej strony, że mnie spotkała. Z mojej, że mam dodatkową przyjemność jeździć z żoną. I że pogłębiłem swoje pedagogiczne doświadczenie, jeśli chodzi o uczenie jazdy na nartach. Cenne, praktyczne doświadczenie na stoku.1 punkt
-
Adamie Pełna zgoda - książkę pewnie sobie jakąś kupię i poczytam - ale teraz to będę wiedział co i o czym czytam 🙂 Bardziej jak coś to oglądam jakieś tutoriale, analizy jakichś mądrych ludzi, jestem wzrokowcem i to bardziej do mnie przemawia, uczyłem się w głównej mierze przez naśladownictwo i porady bardziej doświadczonych i w moim mniemaniu dobrych narciarzy, ilość dni na śniegu też zrobiła swoje. Jadąc ostatnio z synem na kanapie i gadając (a skurczybyk zdradził narty dla deski 😞 - tak się teraz zajawił) stwierdził: Tato jeździsz bardzo dobrze, ale są lepsi od ciebie.........np. Bode Miller (jego idol) i setki jemu podobnych. No ciepło mi się na sercu zrobiło, duma naturalnie mnie rozpierała, ale cieszę się że moja praca włożona na stoku, godziny ćwiczeń - bo przecież to samo nie przyszło miała sens oraz że swoje dzieci tym zaraziłem i po części im przekazałem troszkę swoich umiejętności. pozdrawiam1 punkt
-
Nie ma miękko twardo, stromo, krzywo itd, itp - jest biało - czasami w kolorze brązu lub zieleni i masz rację, jednym z kryteriów oceny jest umiejętność sprawnego poruszania się w każdych warunkach. Jak już o przykłady chodzi - ostatnio równoległemu jeżdżącemu facetowi lat 8 z całkowitych nudów na dwóch niewielkich garbach pokazałem avalament - szatan szukał każdego garbu na trasie aby go połknąć, po dwóch kursach na wyciągu potrafił intuicyjnie bez tłumaczenia niemalże jak Paweł Smolik (chyba przesadziłem) "zrzucić" narty w skręt na szczycie. Jazda jazda i jeszcze raz jazda tyle tylko że świadoma. Natomiast internet jest jest narciarstwem wirtualnym - tu oprócz praktyki wymagana jest teoria no chyba że zadaje się jedynie pytania. Zwróciłeś drogi Kolego że praktycznie niewidzialny jestem w "turach", "butach", "wiązaniach", "kątach, strukturach, smarowaniu" - to są płaszczyzny w których mogę jedynie zadawać pytania. Zakładam, iż każdy forumowicz jest tutaj nie dla oglądania widoków ale dla poszerzenia wiedzy więc myślę że te kilkadziesiąt PLN wydane na książkę nikomu nie zaszkodzi a wręcz przeciwnie.1 punkt
-
O joj, o żeglastwie mowa! Szwagier, zapalony żeglarz śródlądowy(świeć Panie nad jego duszą !) edukował mnie praktycznie, przez trzy lata na Mazurach. Bardzo się mi podobała ta edukacja. Spanie na łódce, albo w namiocie. Wokół cisza. Łódka na kotwicy i przymocowana(przycumowana!) do krzaka. Lubiałem przebywać w kokpicie, tu byłem prawdziwym wilkiem jeziornym. Wiatr wiał, deszcz lał, w ręce miałem dwie liny(nazwa fał, czy szot? Szot!). W drugiej rumpel. Reszta załogi pod pokładem w suchym miejscu. Jeden z pobytów nad Zamordejami zaowocował, że mam płetwonurka w domu, a nie narciarza. Napatrzył się na takich dziwnych osobników, wynurzających się z głębin. Dla chłopca, co miał dziesięć lat, to prawie byli kosmici. Piękne wspomnienia! Nie byłbym sobą, gdybym, tak jak na nartach nie pogłębił swojej wiedzy teretycznej. Kupiłem stosowną książkę o żeglowaniu. Te fordewindy, bajdewindy, wiatr pozorny. A nazwy na tych łódkach, to przecież wszystkie szyfry narciarskie, to mały pikuś. To jest dopiero przyspieszać hadronów, jak był uprzejmy wspomnieć w komentarzu do mojego postu jeden z kolegów. Żeglastwo ma przyszłość, narty już nie za bardzo. Wody przybędzie, jak stopnieje Antarktyda. Należy to wziąść pod uwagę. Na początek coś tańszego niż łódka. Kajak! Na forum też można wiele się dowiedzieć od czego zacząć.1 punkt
-
Dziś, będzie króciutko. Czasu mało, bo wzywają obowiązki zawodowe. Pojeżdżone 2 godziny z rana. Stok przygotowany perfekcyjnie, jak na warunki pogodowe - dość twardo. Połowa głównej trasy wylizana przez ratraki, połowa zostawiona bez ratrakowania - ta którą zaczęli śnieżyć później (zbyt mało śniegu by było sens ją ratrakować). Kompletnie pusto, chwilo trwaj. Masterki wyprowadzone na spacer. Wracam jeszcze na wieczorną. Słotwiny Arena powinny przetrwać obecną odwilż. Czynny stok Tłok na trasach. Warunki. I jeszcze jedno takie.1 punkt
-
Ja dwie szczepionki przyjąłem, natomiast znam osoby, które się wstrzymały. Nawet w najbliższej rodzinie. Nie mam zamiaru ich przekonywać, to ich decyzja. Żyjemy w takich samych relacjach jak przed pandemią. Tym bardziej nie wierzę w możliwość przekonania kogoś przez internet. Moje doświadczenie jak na razie wygląda tak. Covid w 2020 roku - 3 dni temperatura 37.5 i kaszel przez jakieś 10 dni. Pierwsza dawka szczepionki - nie mogłem zbić temperatury, jak wieczorem doszło do prawie 41 stopni to rodzina zawiozła mnie na sor, ja już za bardzo nie kontaktowałem. Po tygodniu już było ok. Druga dawka - temperatura 38.8, zwolnienie na 5 dni. Dodatkowo w 2019 dowiedziałem się o przewlekłej chorobie. Pilna wizyta umówiona na maj 2020, odwołana przez lockdown. Umówiona ponownie, zostałem wstawiony na koniec kolejki, termin marzec 2022. Na szczęście mogę sobie pozwolić na wizyty prywatne, terminy są właściwie dostępne od ręki.1 punkt
-
Ale przecież nauka pokazała swoją moc! W rekordowo krótkim czasie powstało narzędzie które ryzyko śmierci obniżyło 15 x. Zadaj sobie pytanie dlaczego go nie używamy.1 punkt
-
Każdy przypadek ma swoje indywidualne cechy, ale na podstawie doświadczeń z moją żoną - głowa czyli mental jest głównym problemem. Ja aby przełamać mojego najlepszego, życiowego przyjaciela zacząłem od instruktorki na oślej. Potem na każdym wyjeździe także. Łącznie 4, na różnych stokach i dupa. Łącznie z nadwyrężonymi więzadłami bocznymi. Mówię zatem "Renia, nie będziesz nartować"...odpowiedź "będę, ale ja muszę sama powoli....". Ok, zatem mówię sobie, musisz zoptymalizować warunki...kupiłem nowe buty (zachwycona, po tych z wypo, super pasują itd.), kupiłem narty itd. (Wszystko z głową w super cenach aby nie wywalić kasy w błoto). I na dziecięcych stoczkach się ślizga, nawet stara się słuchać co do niej mówisz...niebieska trasa, 50-80 metrów szeroka, ponad 2km długa, 0 ludzi, idealny sztruks, słońce, 5 stopni mrozu, równomierna pochyłość i ...nagle wszystko jak krew w piach. Paraliż, strach i dupa blada. Dzięki temu, że z córką, to raz zjechała z nami, ale nie było opcji na więcej. Córka mniej dni na nartach, ale strach jej nie paraliżuje tylko zmusza do zebrania w sobie i całkiem inne zachowania i czerwone te ładnie pochylone zaliczała. Żona z wyjazdu do Aprici zapamiętała najbardziej " Paweł, a pamiętasz te góry w Szwajcarii? Ja pierdzielę jak tam było wysoko i ile śniegu?!! Do dziś mi się nogi trzęsą". Tak, że głowa to podstawa. Strachu nie pokona najlepszy sprzęt, z nim trzeba się zmierzyć w swoim wnętrzu i samemu. Ale chodzić w górach uwielbia, ogólnie bardzo lubimy oboje górskie klimaty.1 punkt
-
1 punkt
-
Instruktorzy pewno powiedzą, ze praktyka daje objezdzenie, ale może utrwalać błędy, no i będą mieli swoją racje. PS to pisałem ja praktyk star.1 punkt
-
Cześć No właśnie ten gość (Piotrek - tak miał na imię) jeździł z dużo mniejszą intensywnością skrętów niż ja (oboje mieliśmy SL), i te 2 godz jego jazda naprawdę wyglądała ok, ale jak zaczęło mięknąć pojawiły się u niego potknięcia i sam stwierdził, że kończy bo się robi zbyt miękko, był na pewno młodszy ode mnie, a wyglądał na dość dobrze wysportowanego człowieka. Jeździliśmy praktycznie te 2 h razem - bo rodzina moja dotarła po śniadaniu - ok 10.00 - jak On akurat postanowił skończyć jazdę. Przeciwieństwem była ta Pani, która widać było po jej jeździe - w warunkach wieczornych (a w piątek po całodziennym opadzie deszczu nie było miodu na stoku), że jej techniczne możliwości są z bardzo wysokiej półki i nie "wyleciała krowie spod ogona" brzydko mówiąc. Taki przykład chciałem przedstawić żeby poprzeć swoją tezę, że przede wszystkim praktyka poprawia jazdę. pozdrawiam1 punkt
-
Trzeba nauczyć się z tym żyć, jak z grypą. Nie zostaje nic innego.1 punkt
-
Konkretnie ta narta https://skirace.pl/strona-glowna/1267-8205-narty-volkl-flair-sc-carbon-uvo.html Kupowana z resztą w tym sklepie. Nie wiem na ile ten tip rocker będzie tak początkującej osobie przeszkadzał. Nie widzę u mojej, aby problem stanowiła czynna długość krawędzi.1 punkt
-
Grabik - wpadłem na takie cuś (może będzie ci pomocne): Ski Boot Fitting 101 - How to fit Ski Boots Properly Part 1 - Bing video1 punkt
-
Idealnie dopasowane, ale niekoniecznie z cienkim botkiem. Na logikę cienki botek powinien zapewniać lepszą precyzję. W praktyce, często zmarzną nam stopy i precyzja jest jeszcze mniejsza. Grubszy botek zapewnia tez większą progresywność ugięcia i amortyzuje wstrząsy. Pomijając PŚ i inne poważne zawody, nie widzę korzyści z cienkiego botka. Przerabiałem też zmianę w praktyce. Poprzednie buty miałem zwodnicze. Bardzo cienki i twardy botek, skorupa flex 130, dopasowanie takie, że bez podgrzania, nie byłem w stanie ich założyć. Obecne buty mają botek z futerkiem, flex 110 i mogę je ubrać, nie wysiadając z samochodu. W jeździe nie ma żadnej różnicy. I mówię tu również o przejazdach GS na lodzie z pomiarem fotokomórką. Nie mniej jednak, obecne buty też są doskonale dopasowane. Luźny but to już zupełnie inna bajka.1 punkt
-
Dany bardzo dobrze, że piszesz. Ja się cieszę bo korzystam, a i ktoś jeszcze być może także. Na forum nie chodzi o rację (jak wiadomo jest z nią jak z d....każdy ma swoją), chodzi natomiast o dyskusję, wymianę poglądów i wyciąganie na tej podstawie wniosków dla siebie. Wracając do butów, Dalbello miałem f100 ((pomijając, że nadal jest on trochę umowny). I nie odczuwałem żadnego dyskomfortu (prócz X pierwszych dni, coś minimalnego). Pamiętam jednak, że sprzedawca absolutnie nie dawał mi alternatyw. Gdy wszedłem konkretnie zapytałem o model i firmę (nie będę opisywał dlaczego). Twierdził będą dobre i basta, otrzymałem także atrakcyjną cenę...z perspektywy blisko 4 lat faktycznie w obrębie stopy było bardzo poprawnie, ale podejście sugeruje, że chciał "wypchnąć" tą parę obuwia, korzystając z mojego zainteresowania, nie zależało mu na dobraniu mi optymalnego buta. Co do radości z jazdy, ja ją mam ale też zwyczajnie chcę poprawić swoją sylwetkę, sposób poruszania itd.na nartach. I teraz sedno - nie twierdzę, iż nagle zmiana butów mnie poprawi ale...w USA, GB, Francji dotarłem do informacji wskazujących, że canting lub bardziej prawidłowa naturalna pozycja na nartach, na którą wpływ ma koślawość lub szpotawość naszych kolan jest bardzo ważnym aspektem blokującym postępy w jeździe lub nawet wykluczającym z tej aktywności. Pewien trener Warren Witherell w latach 70 zwrócił na to uwagę, a John Gorman instruktor prowadził także własne obserwacje. Na 30 narciarzy jakich "stestował", wszyscy dobrze jeżdżący nie mieli odchyłu od osi większego niż 1 stopień, Ci mający odchył 5 stopniowy zawsze jeździli, jak to nazwał słabo. Mitek pisał kilka razy, że narty to niebezpieczna rekreacja. Moim zdaniem źle dobrane buty zwiększają zagrożenie upadku. Sam kilka razy złapałem się na tym, iż byłem bliski podcięcia sam siebie na płaskim. Przez duży nacisk na zewnętrzną cholewkę, zwiększałem możliwość haczenia zewnętrzną krawędzią. W narciarstwie cały łańcuch ruchu jest bardzo mocno powiązany i jedno "zespawane" ogniwo może bardzo wyraźnie oddziaływać negatywnie na całe poczynania.1 punkt
-
Adamie, Czy mógłbyś proszę wytłumaczyć ewolucje skrętu względem tyczki? jak uniesienie, czy obniżenie ciała ma się do pozycji względem tyczki, jesli wykorzystamy zegar od 12 do 6- ej Np. O 3- ej -to kiedy mijamy tyczkę jak również kiedy następuje ustawienie nart w dół stoku na której godzinie? Na 3- ej? Skoro diabeł tkwi w szczegółach, może i da się z minutnikiem.... Pozdrawiam1 punkt
-
Witam Wszystkich w Nowym Roku. Składam Wan najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności.....i to by było na tyle🤣 Materiał który przedstawię pochodzi z płyty CD dołączonej do programu nauczania PZN i nie ma on na celu krytykowanie instruktorów realizujących ewolucję a jedynie wskazane że daną figurę można wykonać bardzo dobrze lub doskonale. Serdecznie zapraszam do oglądania a własną czysto subiektywną ocena pozwolę sobie zamieścić po filmie: Opis ewolucji jest jasny prosty i zwięzły....wystarczający.......ale wykonanie diametralnie różne. Instruktor ewolucje wykonuje poprawnie..wręcz bardzo dobrze ale pasywnie, natomiast instruktorka doskonale, aktywnie, agresywnie i rozwojowo. Na pierwszy rzut oka wszystko jest takie same ale gdy zerkniemy troszkę z boku wyraźnie widać zdecydowanie większe ugięcie kolan demonstratorki. Tu zaznaczam ten sam stok te same warunki. Przekraczanie linii spadku stoku - pozycja wysoka, minimalne zgięte kolana, brak angulacji, środek ciężkości nadmiernie przesunięty do wnętrza skrętu - jazda "na emeryta" - kładziemy się na stok - poprawna ale w tej fazie bardzo pasywna, na trasach o małym nachyleniu lub bardzo reaktywnej pokrywie dopuszczalna - nic się nie dzieje,, muchy w nosie - spokojnie da się jeszcze to zmienić. W tej samej fazie instruktorka w sylwetce nieco obniżonej, wyraźnie kształtująca się angulacja i tendencja do obniżenia środka ciężkości. Już w tym momencie demonstratorka jest zw stanie zrobić z skrętem co chce podczas gdy instruktor powyżej już niejako będzie w "plecy" Środkowa faza sterowania - sylwetka frontalna, niewielkie zgięcie kolana nogi prowadzącej skrę uniemożliwiające wprowadzenie nart w skręt cięty. Na trasach o większym nachyleniu lub oblodzonych/twardych raczej nie wyjdzie - narta zewnętrzna "odjedzie" i demonstrator będzie ratował się wymuszonym przeciw skrętem Ta sama sekwencja skrętu.... Pozycja prawie niska - można sobie zadać pytanie czy to jeszcze skręt w technice klasycznej czy też już cięty. Instruktorka obniżyła swoją pozycję przez co dała pole manewru swoim stopom i kolanom. Ma pełną możliwość regulacji skrętu - może utrzymać dotychczasową formę lub też "dociąć" skręt poprzez zwiększenie zakrawędziowania stóp. Dwie ewolucje podstawowe a jakże inne wykonanie - bardzo dobre i doskonałe...wychodzi więc na to iż diabeł tkwi w szczegółach. Kochani pracujcie w stawach kolanowych.....nie myślcie o separacjach, angulacjach, szybkości przekrawędziowania i tym podobnych pierdołach, Niech jazda na nartach dla Was stanie się naturalna, intuicyjna, miękka i elastyczna i tego Wam na ten Nowy Rok serdecznie życzę. PS W dniu dzisiejszym 26 letnia dziewczyna ćwicząca Krav Magę ogarnęła łuki płużne w 10 minut....wystarczyło cofnąć wykroczną, obniżyć i wyrównać gardę......1 punkt
-
na 100% był jeszcze inny. A może sam "właściciel" nam pomoże? P.S. Mitek- gdy w tym roku zobaczyłem Amelkę na CG to trwało kilka sekund zanim skojarzyłem kto to może być.... jakos utkwiła mi w pamięci jako sześciolatka z filmiku na Skrzycznym.... 😉1 punkt
-
Cześć. W linku fajny materiał szkoleniowy, dotyczący jazdy równoległej. Podczas sezonu, ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.... :) Link: https://m.youtube.com/watch?v=myRY7zcyklM Pozdrawiam.1 punkt
-
Wracając do tych płci, jestem pewien, że z lekcji przyrody wiesz, i pamiętasz, o gatunkach co mają wiele płci (a nawet znasz śluzowca co ma ich 720). Świetnie też zapamiętałeś ddrowskie olimpijki co mając zewnętrzne kobiece cechy płciowe miały genom XY. Co wykazały późniejsze badania. Czyli wiesz jasno, że nie da się zredukować świata do dwóch biegunów. Taka chęć upraszczania jest przecież charakterystyczna dla ciasnych, dogmatycznych umysłów a Ty jesteś dociekliwym bystrzachą. Który doskonale wie jak bardzo skomplikowany jest świat. Pozwolę sobie wkleić kawałek z wiki, (nie, bynajmniej nie, dla Ciebie) tylko dla funów Twoich wpisów (do których się zaliczam). "Ludzie, podobnie jak niektóre inne gatunki, mogą posiadać układ chromosomów niezgodny ze swoją płcią fenotypową, tj. XX samce oraz XY samice. Przykładami mogą być: syndrom de la Chapelle (samca XX)[10] oraz zespół niewrażliwości na androgeny. Ponadto, możliwe jest wystąpienie nienormalnej ilości chromosomów płci (aneuplodii), np. w przypadku zespołu Turnera w którym obecny jest jedynie pojedynczy chromosom X, zespołu Klinefeltera w którym obecne są dwa chromosomy X oraz jeden chromosom Y, czy zespołu XYY[7]. Inne, rzadziej występujące układy chromosomów płci to: trisomia chromosomu X, tetrasomia chromosomu X oraz pentasomia chromosomu X[11]. Czasem zdarza się, że powstaje chromosom Y bez genu SRY, wtedy rozwija się kobieta XY. Analogicznie rodzą się także mężczyźni z chromosomami XX, w których to gen SRY przeniósł się na jeden z chromosomów X. Czasami, mimo że istnieje gen SRY, a organizm wytworzy u płodu jądra, ciało nie różnicuje się dalej w kierunku męskim. Dzieje się tak, gdyż testosteron wyprodukowany przez jądra nie dostaje wiążącego go białka. Skutkiem tego pojawiają się u tych osób zewnętrzne cechy kobiety, ale nie mają nadal jajników i macicy, a jądra. Takie fizyczne kobiety są jednak bezpłodne."0 punktów
-
Różnie to bywa z "dziadkami". Pracowałem biurze projektów w Krakowie, której najwyższy swego czasu budynek w tym mieście, ze szkła i aluminium stał przy ulicy, która się teraz nazywa Królewska. Obchodziła swoje kolejne "lecie", od momentu powołania dla potrzeb budowy największej powojennej inwestycji. Huty imienia wodza rewolucji. Jako trzydziestokilkulatkowie graliśmy w piłkę nożną w amatorskiej lidze w mieście. Potem się postarzeliśmy i drużyna się rozleciała. To kolejne "lecie", miało się odbyć z inicjatywy kolegi dyrektora w plenerze, z rodzinami na Juwenii. Kolega, główny animator zdrowego trybu życia w biurze, wystąpił z inicjatywą, by rodziny miały jakąś rozrywkę, siedząc na trybunie. Najlepiej byłoby, by tatuś sportowiec rozegrał rozegrał jakiś mecz z kolegami. Potraktowliśmy sprawę poważnie. Odbyło się kilka wstępnych trenigów, w butach z korkami. Dało się zebrać dwie drużyny. Kolega wyszukał byłych przeciwników. Prezentacja drużyn na środku boiska. Rodziny z aparatami. Pamiętam do dziś kobietę z dwójką dzieci, jak fotografowała swojego męża z przeciwnej drużyny. Rozpoczęła się druga połowa. Grałem zwykle na obronie. Pamiętam jakiś atak i nagle jeden z kolegów, ten który był fotografoawany, pada na boisko. Nie był atakowany. Pogotowie, elektrowstrząsy. Nadaremnie! Miał czterdzieści parę lat.0 punktów