Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 02.01.2022 w Odpowiedzi

  1. Witam Wszystkich w Nowym Roku. Składam Wan najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności.....i to by było na tyle🤣 Materiał który przedstawię pochodzi z płyty CD dołączonej do programu nauczania PZN i nie ma on na celu krytykowanie instruktorów realizujących ewolucję a jedynie wskazane że daną figurę można wykonać bardzo dobrze lub doskonale. Serdecznie zapraszam do oglądania a własną czysto subiektywną ocena pozwolę sobie zamieścić po filmie: Opis ewolucji jest jasny prosty i zwięzły....wystarczający.......ale wykonanie diametralnie różne. Instruktor ewolucje wykonuje poprawnie..wręcz bardzo dobrze ale pasywnie, natomiast instruktorka doskonale, aktywnie, agresywnie i rozwojowo. Na pierwszy rzut oka wszystko jest takie same ale gdy zerkniemy troszkę z boku wyraźnie widać zdecydowanie większe ugięcie kolan demonstratorki. Tu zaznaczam ten sam stok te same warunki. Przekraczanie linii spadku stoku - pozycja wysoka, minimalne zgięte kolana, brak angulacji, środek ciężkości nadmiernie przesunięty do wnętrza skrętu - jazda "na emeryta" - kładziemy się na stok - poprawna ale w tej fazie bardzo pasywna, na trasach o małym nachyleniu lub bardzo reaktywnej pokrywie dopuszczalna - nic się nie dzieje,, muchy w nosie - spokojnie da się jeszcze to zmienić. W tej samej fazie instruktorka w sylwetce nieco obniżonej, wyraźnie kształtująca się angulacja i tendencja do obniżenia środka ciężkości. Już w tym momencie demonstratorka jest zw stanie zrobić z skrętem co chce podczas gdy instruktor powyżej już niejako będzie w "plecy" Środkowa faza sterowania - sylwetka frontalna, niewielkie zgięcie kolana nogi prowadzącej skrę uniemożliwiające wprowadzenie nart w skręt cięty. Na trasach o większym nachyleniu lub oblodzonych/twardych raczej nie wyjdzie - narta zewnętrzna "odjedzie" i demonstrator będzie ratował się wymuszonym przeciw skrętem Ta sama sekwencja skrętu.... Pozycja prawie niska - można sobie zadać pytanie czy to jeszcze skręt w technice klasycznej czy też już cięty. Instruktorka obniżyła swoją pozycję przez co dała pole manewru swoim stopom i kolanom. Ma pełną możliwość regulacji skrętu - może utrzymać dotychczasową formę lub też "dociąć" skręt poprzez zwiększenie zakrawędziowania stóp. Dwie ewolucje podstawowe a jakże inne wykonanie - bardzo dobre i doskonałe...wychodzi więc na to iż diabeł tkwi w szczegółach. Kochani pracujcie w stawach kolanowych.....nie myślcie o separacjach, angulacjach, szybkości przekrawędziowania i tym podobnych pierdołach, Niech jazda na nartach dla Was stanie się naturalna, intuicyjna, miękka i elastyczna i tego Wam na ten Nowy Rok serdecznie życzę. PS W dniu dzisiejszym 26 letnia dziewczyna ćwicząca Krav Magę ogarnęła łuki płużne w 10 minut....wystarczyło cofnąć wykroczną, obniżyć i wyrównać gardę......
    5 punktów
  2. Witam. Chciałbym opisać przypadek mojej kontuzji i fizjoterapii jaka została zastosowana, być może komuś to sie przyda (oby nie było takiej potrzeby)? Kontuzja była wynikiem wypadku komunikacyjnego we wrześniu tego roku w wyniku którego doznałem mnogiego złamania podudzia wraz z zerwaniem więzozrostu piszczelowo-strzałkowego oraz innych więzadeł w stopie. Efekt, operacja zespolenia stawu skokowego oraz unieruchomienie w ortezie. To tyle gwoli wyjaśnienia jak wyglądał początek. Od razu przestrzegam każdy organizm jest inny, ma inną odporność na ból, inne możliwości adaptacji i regeneracji w w związku z tym proszę podchodzić do opisu mojego przypadku jako jednostkowego postępowania a nie jak do poradnika "nowoczesnej rehabilitacji". Pierwsza sprawa to psychika, w moim przypadku przejechanie się kilkadziesiąt metrów pod motocyklem po asfalcie w jednym momencie spowodowało ze mój świat się "zawalił' , wszystkie plany poszły w odstawkę, a perspektywa unieruchomienia na pół roku wydawała sie przerażająca. Dlatego bardzo ważne jest wsparcie (modny wyraz) bliskich i przyjaciół, możliwość przekazania części obowiązków (w moim przypadku to byli pacjenci których prowadziłem w prywatnej praktyce) oraz zadbanie o sprawy firmowe co udało się zrobić dzięki pomocy mojej wspólniczki. Gdy juz głowa była spokojniejsza musiałem zastanowić się jak zacząć przywracać sprawność. Nie mogłem obciążać nogi więc jedyne co mi pozostało to intensywne ćwiczenia mięśni tułowia w tym mięśni brzucha, grzbietu i obręczy biodrowej oraz co bardzo ważne przy poruszaniu sie o kulach mięśni obręczy barkowej. Dodatkowo należało zadbać o kręgosłup który na wskutek leżenia mógł zacząć doskwierać. Pierwszy tydzień po operacji; nastawiony zegarek i co 2 godziny systematycznie powtarzane ćwiczenia na kręgosłup oraz dwa razy dziennie po pół godziny ćwiczenia na mięśnie tułowia i obręczy barkowej. Dodatkowo zabiegi drenażu limfatycznego i kinezjotapingu celem zmniejszenia obrzęku i odprowadzenia krwiaków oraz okłady z lodu. Drugi i trzeci tydzień; zacząłem częściej sie poruszać po domu o kulach więc zmniejszyłem intensywność ćwiczeń na kręgosłup na 4-5 razy dziennie za to dołożyłem ćwiczenia na obręcz biodrową i kończyny dolne realizowane oczywiście w ortezie (but airwalker). Od czwartego tygodnia; pomału dokładałem ćwiczenia w leżeniu tyłem bez ortezy, bez obciążania nogi i pomału starałem sie angażować mięśnie uda i pośrednio poprzez irradiację mięśnie podudzia. Na siedząco w ortezie pomału zacząłem obciążać nogę do granicy około 30 % ciężaru ciała oraz wychodziłem na spacery o dwóch kulach obciążając nogę przy przetaczaniu w podobnym zakresie. Oczywiście przez cały ten okres stosowałem dietę oparta na spożywaniu naturalnego kolagenu w postaci galaretek. Po pięciu tygodniach orteze zakładałem tylko w przypadku chodzenia na zewnątrz, po domu poruszałem sie o dwóch kulach ale bez ortezy. W tym czasie dołożyłem więcej ćwiczeń z obciążaniem kończyny dolnej (głownie odbudowa siły mięsniowej mięśni uda) za pomocą gum. Taki program realizowałem do dziesiątego tygodnia do momentu operacji usunięcia zaopatrzenie ortopedycznego z nogi. Ortezę sztywną zamieniłem na ortezę miękką po wcześniejszym wykonaniu zdjęcia RTG które uwidoczniło początek zrostu. Przez cały ten okres starałem sie rozciągać mięśnie obręczy biodrowej oraz mięsnie czworogłowe i proste uda które miały tendencje do tzw. przykurczy. Po sześciu tygodniach mając ortezę na nodze i but sznurowany powyżej kostki zacząłem prowadzić samochód, po wcześniejszej próbie na placu manewrowym. Po dziesięciu tygodniach, pod koniec listopada została usunięta śruba stabilizujaca staw skokowy. Po tygodniu poruszałem się juz bez kul lekko utykając. Pierwsze dwa tygodnie po zabiegu to była reedukacja chodu celem powrotu do naturalnych wzorców ruchowych. Teraz po sześciu tygodniach od drugiej operacji jestem w stanie przejść szybkim marszem dystans kilku kilometrów, jeżdżę na stacjonarnym cykloergometrze, trenuję już prawie normalnie do powrotu na stok. Obciążam kończynę po operacji wykonując stanie na jednej nodze, skacząc i stosując ćwiczenia równoważne na niestabilnych powierzchniach. Pomału zaczynam truchtać. Ostatnio robiłem test wydolności tlenowej i okazało sie ze ten parametr tez pomału wraca do normy. "Wykręciłem" wynik 47,5 %. Wnioski; 1. Nie załamywać się i nie obwiniać całego światu za zdarzenie. Nie analizować dlaczego i po co tak sie stało tylko wziąć sie w garść i zaplanować swoje dochodzenie do sprawności. 2. Nie czekać do momentu aż nam zdejmą gips, orteze itd... tylko brać sie do roboty i ćwiczyć adekwatnie do stanu funkcjonalnego w danym okresie rekonwalescencji. 3.Zastosować odpowiednią dietę 4. Starać sie jak najszybciej (w granicach zdrowego rozsądku) usamodzielnić 5. Znaleźć dobrego fizjoterapeutę który pomoże w dochodzeniu do sprawności. 6. Słuchać personelu medycznego w kwestii zaleceń i porad. To wszystko po to żeby skrócić czas na dojście do formy. Zamiast średnio 20 tygodni po 12 tygodniach poruszać sie bez kul. Poniżej dwie fajne fotki jak to wyglądało :)
    3 punkty
  3. Hola, hola... co prawda z pewnymi problemami, ale jeszcze żyję.... 😁😁😁
    3 punkty
  4. Idealnie dopasowane, ale niekoniecznie z cienkim botkiem. Na logikę cienki botek powinien zapewniać lepszą precyzję. W praktyce, często zmarzną nam stopy i precyzja jest jeszcze mniejsza. Grubszy botek zapewnia tez większą progresywność ugięcia i amortyzuje wstrząsy. Pomijając PŚ i inne poważne zawody, nie widzę korzyści z cienkiego botka. Przerabiałem też zmianę w praktyce. Poprzednie buty miałem zwodnicze. Bardzo cienki i twardy botek, skorupa flex 130, dopasowanie takie, że bez podgrzania, nie byłem w stanie ich założyć. Obecne buty mają botek z futerkiem, flex 110 i mogę je ubrać, nie wysiadając z samochodu. W jeździe nie ma żadnej różnicy. I mówię tu również o przejazdach GS na lodzie z pomiarem fotokomórką. Nie mniej jednak, obecne buty też są doskonale dopasowane. Luźny but to już zupełnie inna bajka.
    2 punkty
  5. Myślę, że to o czym pisał Wujot, to przede wszystkim przeświadczenie o własnych umiejętnościach. U mnie wraz ze spadkiem pewności spada zdolność nauki. Ale zamiast rezygnować z czegoś ryzykownego, można zmienić środowisko tak żeby było blisko strefy komfortu. Łatwiejsze stoki, narty ułatwiające dany rodzaj jazdy czy nawet poduszki powietrzne. Wszystko jest dla ludzi i nie ma co na siebie wywierać presji, ale z drugiej strony nie można się też ograniczać. Jeśli widzisz siebie na konkretnych stokach, na konkretnych nartach i z konkretnymi technikami to nie ma na co czekać i trzeba z głową zmierzać w pożądanym kierunku. 😉
    2 punkty
  6. Strach może być paraliżujący ale też mobilizujący. Zapanowanie nad nim to bardzo cenna umiejętność i warto się z tym zmierzyć. Technicznie ten sam zjazd zakończony łagodnym wypłaszczeniem a podcięciem (przepaścią) to dwa różne światy. Ma to zresztą bardzo fajne odzwierciedlenie w jednej ze skali trudności zjazdów gdzie końcowy wynik jest sumą trudności technicznych (od 1 do 3) i takoż samo obciążenia psychicznego. Te ostatnie można rozumieć jako konsekwencje błędu. Miałem kiedyś sytuację gdy wyjechałem z kumplem (po dość długim dojeździe) na ściankę i wprost zatkało nas, tak było stromo. Wiedziałem, że jak staniemy to będą nas ściągali. Padło pytanie - co robimy? - trzy głębokie oddechy i jedziemy. Pierwsze trzy skręty były trochę nerwowe ale dalej już spoko. Nie myślałem o skałach z prawej i szczelinach lodowcowych z lewej. Skoncentrowałem się na jak najlepszej jeździe.
    2 punkty
  7. Mrozu, mrozu dajcie, ja nie dacie, o nartach zapominajcie. Ja i moje dzieci, dziś mocno wyjeżdżeni. Córka wsiadła na juniorskie GS i cała zadowolona. Dziś rano, mglisto. Po 9:00 przebiło się słońce. Cały czas na bieżąco - kolejek brak. Ludzi trochę więcej niż wczoraj. Stok główny trzyma dobrze. Pozostałe trasy dogorywają. W mojej ocenie powinny zostać zamknięte.
    2 punkty
  8. Często czytam tu różne teorie na temat sprzętu. Myślę, że zupełnie inaczej można na to spojrzeć gdy sprawa dotyczy młodzieży (do 40 roku życia 🙂) i dziecka, a zupełnie inaczej gdy sprawa dotyczy dorosłego (40+). Narty zawodnicze (komórki) dla dorosłego stawiającego pierwsze kroki jako najbardziej właściwe, wydają mi się teoretycznym wymysłem, który może jedynie zniechęcić "pacjenta". Przytoczę taką tylko pozornie odległą analogię: w swoim czasie spędzając z rodziną (córka i żona) wakacje na Florydzie nudziłem się na plaży jak mops. Popływane dwa, trzy razy i co? Opalanie...? Znalazłem ogłoszenie. Ktoś chciał sprzedać deskę z żaglem do windsurfingu. Wskoczyłem w samochód i w godzinę później już ją miałem. Poskładałem na plaży i do wody! Wiało akurat nieźle, fale mniej więcej metrowe więc sądziłem, że warun super! Dżizuss, cóż ona (ta deska) ze mną wyprawiała! Cała plaża miała zabawę i pewnie mógłbym bilety sprzedawać. Po ponad godzinie przechodził jakiś gość, taki 70+, złote okulary, kapelusik słomkowy, szorty w kratkę, koszulka polo. Przystanął i dobrą chwilę przyglądał się moim wygibasom. Wreszcie zaczął dawać "dobre rady". Ja zmachany, poobijany i zrozpaczony moją bezradnością wkurzyłem się i mówię: ...tak? To proszę bardzo... proszę zademonstrować! On na to, że owszem, ale muszę mu przytrzymać okulary. Przytrzymałem. On tak jak stał, wskoczył na deskę i po chwili był już prawie na horyzoncie, Tam wykonał zwrot i dopłynął halsami z powrotem do brzegu. Wyskoczył i tłumaczy, że to po pierwsze deska dla zaawansowanych, nie nadająca się do nauki, po drugie uczyć się lepiej na jeziorze, bo fale to dodatkowe, spore utrudnienie. On sam od kilkunastu lat jest na emeryturze i już tylko "żegluje" na desce. Większość roku na Hawajach, ale o tej porze roku (był grudzień) to tu na Florydzie bo są b. dobre wiatry. Wieczorem umówiliśmy się na kolację w knajpie. Okazało się, że dorobił się na spekulacji na złocie i w wieku około 50-tki olał wszystko bo lubi windsurfing i teraz zajmuje się już tylko tym . Super gość. Wniosek z tego taki, że to co dobre lub bardzo dobre dla zaawansowanego, może się zupełnie nie nadawać dla początkującego. Tak, że nie sądzę, że należy słuchać różnych nadętych gości co to wiedzą jak, ale nie stosują... bo, coś tam, coś tam...(jak taka jedna w sejmie). Ale oczywiście kiedyś, dawno, dawno temu, to Oni, oczywiście ...ohohoo !!! Takie zuchy!
    2 punkty
  9. Myślę, że jak poczułeś poprawę to musiałeś już coś niecoś umieć. Sądzę oczywiście jak to najczęściej bywa po sobie. Mnie jak pierwszy raz narty przypięli to w chwilę później się popłakałem... Więc sądzę, że najpierw bym polecał (z dobroci serca) buty wygodne, o niedużym flex'sie, ciepłe (litości, choć z tej strony troszeczkę komfortu please!). Wystarczą na dobre trzy sezony, możliwe że na dłużej. Jeśli pacjent "zaskoczy" to później już sam będzie wiedział co mu potrza. Mówimy o 50-cio latku. Na zawodnika już raczej nie wyrośnie. Zaznaczam jednak, że to wyłącznie moje zdanie i nie mam żadnych ambicji do mania jakiejkolwiek niepodważalnej racji.
    2 punkty
  10. Jako instruktor PZN, nic nie zrozumiałem z Twojego postu. Dla początkującego, ten tekst będzie równie prosty, jak szczegółowy opis zderzeń cząstek w akceleratorze CERN.
    2 punkty
  11. A to nie wiem. Narty niesportowe sa mniej sztywne poprzecznie. Nawet wyostrzone dzioby moga sie skrecac, wyplaszczac na sniegu i nie trzymac jak GS w skrecie 😛 pomacaj i sprawdz czy tak strugaja hehe https://m.youtube.com/shorts/wcwJoo3gUQY?feature=share
    1 punkt
  12. Dokładnie. Takie przygotowanie podałem w punkcie dla średnio zaawansowanych i z ambicjami. Dla początkującego, jak i do rekreacyjnego ślizgania, to dodatkowa trudność. To może dlatego moje skiturowe volkl okazały się szrotem. 🙂 Nie ostrzyłem ich od razu.
    1 punkt
  13. Mozesz kupic kolejne narty, moze trafisz z lagodnym przgotowaniem krawedzi lub isc z aktualnymi nartami do serwisu i zaznaczyc ze maja zrobic jak dla bardzo poczatkujacego. Wszyscy sie zachwycaja volklami bo kat krawedzi od dolu maja 1,4 stopnia. Dzioby i pietki tez umiarkowanie ostre z fabryki. Pozwala to na bezwysilkowa jazde slizgami. Po takim przygotowaniu nawet sportowe dechy nie beda meczace. Mozesz tez je zrobic 0,5/87 jak napisal Spiochu. Wtedy kazde tak przygotowane deski poczatkujacego zamecza.
    1 punkt
  14. W niczym. I mam taką nadzieję, że tak się stanie. Szkoda tylko tych, co przez niezaszczepionych baranów zachorują i umrą, czego barany ze względu na tępy łeb zrozumieć nie mogą.
    1 punkt
  15. Dla mnie fenomen SL polega na tym, że tylko na nartach o takim profilu (lub zbliżonym) amator może bezpiecznie jeździć na krawędzi (najłatwiej też się nauczyć skrętu ciętego). Jeśli jednak ktoś nie jeździ na krawędzi i nie zamierza się uczyć to w zasadzie wszystko jedno jakie narty. 🙂 Narty GS wymagają zbyt dużej prędkości i potrzebują zbyt dużo miejsca by na nich normalnie jeździć. A jeśli ktoś mimo wszystko potrzebuje GS to nie pyta o porady na forum.
    1 punkt
  16. 155cm dla żony. Ja polecam narty o profilu SL, ale jak ktoś nie ma ambicji to nie tak sztywne jak normalne slalomki. W przypadku typowo rekreacyjnej jazdy nie istnieją narty "narowiste". Żeby sportowa narta oddała energię, trzeba ją najpierw docisnąć. Zbyt trudna narta nie jest zatem "narowista" ale kołkowata. Jeździ się na niej ciężko i topornie.
    1 punkt
  17. Nie narta była słaba tylko narciarz. SL 11 to lepsza (trudniejsza) wersja SL9. Jeśli podejdziesz do sprawy porządnie to ta narta może się okazać świetna. Być może jednak na nią za wcześnie, może też być w złym stanie. Ja dobieram narty w ten sposób: 1. Początkujący i rekreacyjnie jeżdżący. Górna połka nart dla średnio-zaawansowanych. Mały promień i wąskie pod butem. Bez rockerów. Osoby bez ambicji mogą jeździć na tego typu nartach do końca życia. Krótkie: 150-165cm w zależności od gabarytów. Regularny serwis, można kupić używane. 2. Średnio jeżdżący (czyt. radzi sobie na każdej trasie) - slalomka 150-165cm. Na początek wystarczy zwykła sklepowa, ale ze sztywną płytą i dwiema blachami w środku Oczywiście bez żadnych rockerów, czy innego badziewia. Tylko nowe zafoliowane. Mogą być nawet z przed 15 lat, ale nowe. (rocznik jest bez znaczenia - nic się w nartach nie zmieniło) Narty zawsze ostrzone profesjonalnie* (większość serwisów przy stoku nie ma z tym nic wspólnego) i regularnie smarowane. *Kąt 87/0,5 i BEZ tępienia przodów/piętek
    1 punkt
  18. Jasne, praktyka, niestety boli i trwa.
    1 punkt
  19. SL 11 ? Nie znam, ale znałem SL 9 Atomica. Kupiłem ja dla mojej damy, jako kolejny "karwing". Była 5 cm mniejsza od jej wzrostu. Zaczęła na niej jeździć, mając dziesięć sezonów za sobą i ponad dwieście dni na nartach. Bardzo dobra narta, na strome i twarde stoki. Dobra w krótkich i długich skrętach. Duże chłopy jeździły, na tej co żona długości(150 cm). Dla początkującego narciarza, nie do wykorzystania. Ślizgała się na płasko. Więc nie ciagnęła prosto w dół. Ale była dość twarda i wymagała dość silnych nóg. Nie dla debiutantów, w żadnym przypadku. To była narta dla dobrych narciarzy. Żona przestała na niej jeździć po dziesięciu latach. Z powodu malejących sił.
    1 punkt
  20. Kurczę, ale czy rzeczywiście chodzi ci o STRACH. Jest również coś takiego jak rodzaj podniecenia czymś, co jest dla nas trudnym lub bardzo trudnym wyzwaniem. Pewnie i jest w nim domieszka strachu, ale najwięcej to jest w nim ładunku adrenaliny. Robiłem w życiu trochę ryzykownych rzeczy (dorabiałem jako kaskader koński w filmach). Dużo zależy od tego czy tego wyzwania sam chcesz lub wręcz potrzebujesz i jesteś na nie wewnętrznie gotowy, czy też nie. Jeśli tak, to adrenalina cię wzmacnia. Dostajesz kopa, rodzaj dopalacza. Zmysły się wyostrzają, sprawność i wyporność całego organizmu wzrasta. Jeśli nie (tego też doświadczyłem), to strach może sparaliżować. A wtedy jest "po herbacie" i nieszczęście gotowe. Jeśli to jest to pierwsze, to to jest odwaga. Jeśli drugie i mimo to to zrobisz, to głupota i ryzykanctwo.
    1 punkt
  21. Nie, nie, nie uraziłeś mnie, spoko. Po prostu tak zrozumiałeś moje wpisy, no problem 🙂 . Jeśli się boisz (normalne, instynktowne, samozachowawcze uczucie), to prawie na pewno zrobisz sobie krzywdę. Myślę, że to nie jest dobry sposób na rozwój - rzucać się na "wyczyny" do których jeszcze nie jesteśmy gotowi.
    1 punkt
  22. Chyba trochę niefortunnie to napisałem. Przepraszam jeśli Cię uraziłem! Oczywiście każdy pewnie wyznacza sobie nowe cele na nartach. Bardziej chodziło mi o pewne mechanizmy w zakresie ich powstawania. Ty jak piszesz jeździsz od wielu sezonów, a kiedy czujesz się na coś gotowy to zaczynasz próbować. Ja kiedy tylko zobaczę, że czegoś nie umiem, a powinno już być w moich umiejętnościach to od razu po to ruszam. Jeśli jest zbyt trudno lub ryzykownie, to łatwiejsza trasa, a teraz nawet wymyśliłem, że do pewnej techniki zmienię narty na węższe bo na swoich się zwyczajnie boję.
    1 punkt
  23. Jak ktoś nie jeździ pługiem na oślej łączce to chyba dopiero ma jazdę na nartach w planach.
    1 punkt
  24. Źle mnie odczytałeś. Stawiam sobie wymagania, zawsze i we wszystkim co robię. W narciarstwie również. Jednak robię to "nienerwowo". Np.: od dwóch, trzech sezonów staram się zaimplementować jazdę na krawędzi. Już coś tam złapałem i z następnym krokiem (jazdą na krawędzi z większą dynamiką oraz głębsze, wykończone skręty) czekałem na moment, w którym poczuję się na obecnym etapie swobodnie i pewnie. Akurat ten moment nastąpił, więc zasięgnąwszy kilku porad i sugestii od kolegi z tego forum, podczas najbliższego i dalszych wyjazdów będę je wprowadzał do "mojej jazdy". Będzie zabawa! A jaki jest mój cel główny? Właśnie, jak najlepiej się bawić na nartach! Poprawa moich umiejętności jest również niezbywalną częścią tej zabawy! Bez tej właśnie "części" zapewne dawno bym się znudził nartami i poszukał czegoś innego.
    1 punkt
  25. Plan jest taki - z długością sprawa dość prosta, bo stopa 270. Z szerokością raczej celuję w 100 (102 czyli sportmachine mierzone, były zbyt komfortowe, nie czułem na stopie "serdecznego uścisku dłoni"). 98 raczej za wąskie ale na bank spróbuję. Jak już szerokość ustalę, przemierzę każdą firmę aby maksymalnie zoptymalizować wybór, mam czas i cierpliwość. Wolę zapłacić 100 dobremu bootfiterowi za współpracę, niż potem żałować. Wówczas jest szansa, że Twoje ostatnie zdanie nie będzie miało możliwości spełnienia :).
    1 punkt
  26. Nie ma za trudnych nart. Sa tylko nieodpowiednio przygotowane do aktualnego poziomu narciarza.
    1 punkt
  27. Bardzo fajna historia. Czasem analogie mogą być mylące. Deska o małej wyporności zaprojektowana do ślizgu rzeczywiście będzie bardzo różniła się od turystycznej krypy. Wydaje mi się, że w butach ta różnica jest zdecydowanie mniejsza. Ale jak napisałem, warto by było poczytać co mówią o tym instruktorzy. Być może, że na początku nie ma znaczenia w czym stoisz. Poza tym to na pewno bardzo indywidualne sprawy w których samoświadomość/ambicja zainteresowanego są kluczowe. Na szczęście to problem Gabrika i jego wybór będzie na 100% trafiony 🙂 . Nawet jak nie będzie 🙂
    1 punkt
  28. Jesli trenowales kilka lat jazde sportowa (na tyczkach) to wymagany poziom jest niski. Jesli nigdy nie jezdziles na tyczkach to bardzo wysoki. Zalezy tez jak trafisz. Jedne zawody sa latwiejsze a drugie trudniejsze. Im bardziej plaski stok i lepsze warunki tym predzej zmiescisz sie w czasie. Jesli do tej pory nie jezdziles na tyczkach, najpierw wybierz sie na 1-2 tygodnie na treningi. Tylko takie gdzie trener tlumaczy Ci bledy, robi videoanalize.
    1 punkt
  29. Cześć Naprawdę nie wiem. Z pewnych względów najprawdopodobniej Jaworzyna ale tych górek w pobliżu jest parę a jazda na nich to dwie godz max więc pewnie po wszystkim. Jakby co to dzwoń 600249600. Lekcji oczywiście, żadnych nie udzielam ale poznać się, pojeździć razem - z przyjemnością. Pozdrowienia
    1 punkt
  30. Pamiętam, że jak założyłem pierwsze porządne buty (Nordica Speedmachine 120) to byłem w szoku jak mi się polepszyło prowadzenie nart. I teraz pytanie brzmi czy należy wpierw kupić jakiś badziew nauczyć się w nim trochę jeździć i wymienić wtedy na coś lepszego, czy może od razu coś dobrego? Nie znam metodologii nauki ale jakoś nie widzę konieczności kupowania dwóch par butów. .
    1 punkt
  31. To bardzo ważny punkt. W razie nagłej potrzeby twoje doświadczenie może się przydać.... choć oczywiście lepiej, czego forumowiczom życzę, żeby wychodzili w całości z wszelkich wypadków i upadków ! Robercie, życzę Ci wszystkiego najlepszego i bezpiecznego powrotu na narty w tym sezonie!!!
    1 punkt
  32. Gratulacje, wypracowałeś i konsekwentnie wdrożyłeś plan. Mam co prawda nadzieję, że nikt nie będzie tutaj musiał korzystać z Twoich wzorców ale jakby co to jest...
    1 punkt
  33. Wszystkim miłośnikom białego szaleństwa mrozu, słoneczka, góry śniegu, ostrych krawędzi, mięciutkich kolan i wiecznego sztruksu!!! Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!
    1 punkt
  34. Najlepszego dla Wszystkich, witam w nowym roku. Wstaję rano, ściana deszczu, po co jechać na stok ? Po 20 minutach deszczu jakby mniej. Strasznie mi się nie chce, ale pomyślałem, że skoro mi się nie chce, to innym też nie będzie się chciało, a więc stok powinien być pusty. Jak ruszam autem, zaczyna się lekko przecierać słońce. Jest +7 i tak się utrzymuje, śnieg mokry, miejscami zmrożony, bez ratrakowania (bo jak ratrakować stok w takich warunkach). Wjeżdżam pierwszym krzesłem z GOPR-owcem, odbiera raporty - warunki na większości stoków w okolicy - trudne. Ja bym te warunki określił mianem weryfikujące, widać która stacja sypała śniegiem, a która tylko nim liznęła. Na Słotwinach nie widziałem nigdzie depozytów śniegu, więc w najbliższych dniach może być ciężko, utrzymać coś więcej jak główny stok. Tłok z rana (i tak zostało do 12:15, gdy kończyłem jazdę). Na otwarcie czekałem w sąsiedztwie jednego Pana i GOPR-owca. Warunki - główny stok trzyma się dobrze. Tu z innej perspektywy. Miejscami przecierki. Trasa Dookoła Świata - trzeba uważać. Zjazd na Słotwinkę - kiedyś był. Jedno takie artystyczne - sam nie wiem jak mi takie (nie)wyszło. Sporo niebieskich rur, w różnych miejscach na ośrodku, jakby dalsza rozbudowa systemu naśnieżania. Tak wyglądał parking jak schodziłem ze stoku. Kilka aut stało na dolnym.
    1 punkt
  35. Lewactwo - przyczyna zła wszelkiego. Nieodrodne szczenięta Ziemkiewicza wyssały tę mantrę. Jeden pomysł na prosty świat. Nienawiść do wszystkiego czego nie pojmują.
    1 punkt
  36. Pierwsze buty kupiłem fatalnie. Przynajmniej o dwa nr. za duże (pan powiedział, że włoży się grubszą skarpetę, a faktycznie kiedyś tak się robiło). Na stoku Tragedia w trzech odsłonach! Lewa stopa odgnieciona, czerwono-fioletowa. Ale już dwie pary następnych butów dobierałem samodzielnie, bez fachowej pomocy sprzedawcy i o dziwo nie popełniłem żadnego błędu. Nie było trudno bo nogi i stopy mam chyba dość "nudne" i bez żadnych problemów dobrałem właściwy rozmiar i objętość. Obeszło się bez bootfitting'u i jest OK. Mam nawet jedne pełnosprawne buty, w których jeździłem niecałe 3 sezony do oddania (za tanie wino), bo od kiedy zacząłem jeździć używając krawędzi, twardość 80 zdecydowałem się wymienić na wyższą. Te obecne z pewnymi obawami kupiłem przez internet ale okazało się, że pasują jak ulał. Myślę, że jeśli się nie ma jakiś poważniejszych deformacji stóp to korzystając z niektórych (nieortodoksyjnych) porad z tego forum najlepiej jest zrobić to samodzielnie. Najlepszego w Nowym Roku 4all!! 🙂
    1 punkt
  37. Cześć Użyciem określenia lewackie zakończyłeś prezentację swojej osoby. Jeżeli chodzi o mnie i moje środowisko, znajomych, przyjaciół, osoby z którymi pracuję i współpracuję to są wolni i mogą się poruszać gdzie chcą bo naczelną ich cechą jest dbałość o innych, nawet tych durnych co sami o siebie nie dbają. Pozdrowienia
    1 punkt
  38. Oby to były przeżycia. Niestety nie każdemu się udaje. Bardzo ładnie to opisałeś. Dla części to tak wygląda i niektórzy walczą i często, podobnie jak i Ty, wygrywają. Ale nie wszyscy - rozmawiałem z ratownikami i lekarzami. Antycowidowcy czasem nie przyjmują do wiadomości, że chorują i jest z nimi bardzo źle. Wypinają się z aparatury, awanturują. Skrajny był przypadek dziewczyny co się odpięła od tlenu, bo przecież covida nie ma. Doszła do wyjścia ze szpitala tam padła i mimo reanimacji zmarła. Antycovidowcy to stan umysłu. Ale szkoda mi matki tej dziewczyny...
    1 punkt
  39. Takie sobie wspomnienie, które przytoczę dla wszystkich, którzy nie wierzą w sens szczepienia na covid19. Jestem alergikiem. Pierwszy atak alergii (wtedy jeszcze chyba nie do końca rozpoznawano to „zjawisko”) dopadł mnie gdy miałem 16 lat (na szczęście nie powtórzył się nawet w zbliżonym stopniu nigdy więcej). Byłem z grupą młodzieży na zimowisku w Poroninie. Prawdziwa zima. Śniegu po pachy, temp. około -20. Wieczorem poczułem się przeziębiony. Zdarza się, nic godnego uwagi. Po około godzinie zaczął się poważny problem z oddychaniem. Pojawił się też uporczywy kaszel. Wychowawcy dali mi aspirynę. Poszliśmy spać. Potem, po około pół godziny poszło już szybko. Oddech skrócił się bardzo. Oddychałem z coraz większym wysiłkiem + coraz dotkliwszy kaszel. Któryś z kolegów zawołał wychowawców. Rada w radę dali mi pół szklanki jakiejś brandy, żeby mnie rozgrzała. Nie pomogło. Być może zaszkodziło. Oddech skracał się w tempie - co 15 minut gorzej. Po jakimś czasie był już bardzo „płytki”. Z kaszlu zaczęły się wymioty. Najpierw tym co miałem w żołądku, potem żółcią. Byłem już coraz bardziej zmęczony. Cały. Zmęczenie mięśni uruchamiających „miech” (tak to odczuwałem). Mięśnie najpierw bolały, potem były już tylko coraz bardziej zmęczone. A niestety nie da się odpocząć bo rurka się „zagina”. Trzeba „pompować” bez żadnej przerwy. Oddychałem już w tempie około 3 oddechy na sekundę (spróbujcie tego, ...tak ze 20 minut. Zapewniam, niezapomniane doświadczenie! Zresztą końca doświadczenia i tak nie będziecie pamiętać). Czułem się tak, jakbym musiał oddychać przez słomkę do lemoniady. Dosłownie. Rzyganie, kaszel, brak tlenu, coraz większe, wreszcie potworne zmęczenie wszystkich mięśni klatki piersiowej i brzucha. Zawroty głowy i najprzyjemniejsze – powolne odpływanie... Już traciłem siły, co chwilę miałem ochotę się poddać ale wtedy pojawiał się jakiś taki stan lękowy. Nastała noc. Uświadomiłem sobie niejasno, że jak przestanę walczyć to będzie już chyba koniec. Jakiś czas wcześniej wychowawcy zadzwonili po pogotowie. Jechało z Zakopanego ale była śnieżyca i adekwatne do niej zaspy. Auto pewnie mieli typu Nysa. Ja spokojnie zacząłem tracić świadomość. Kilkukrotnie. Jak wracałem, to znowu walka o ten „milimetrowy” oddech i znowu odpływ. W końcu wszystko się skończyło, odpłynąłem. Mam wrażenie, że już chyba tego chciałem. Miałem dość. Ocknąłem się z twarzami ludzi ubranych w białe fartuchy nade mną. Byłem skrajnie wyczerpany (jak nigdy wcześniej ani później w życiu), ale oddychałem. Płytko, ale już bez tego potwornego, upiornego wysiłku. I już minął stan lękowy. Może dlatego, że byłem półprzytomny? Odczułem jakąś taką łagodność bytu. Potem usnąłem. Jak się obudziłem byłem bardzo mocno osłabiony ale już oddychałem, delikatnie, łagodnie bo bałem się mocniej. Był już następny dzień. Przyszedł jakiś lekarz, osłuchał mnie i powiedział, że już wszystko w porządku. Atak astmy alergicznej. Powiedział, że podano mi (jak pamiętam) hydrocortizon (może przekręcam nazwę) dożylnie i koszmar zniknął jak za machnięciem różdżki Esmeraldy. Cóż, przy covidzie nie znika. Ale za to przeżycia ...niezapomniane!
    1 punkt
  40. Mógłbym zakończyć podobnie. Jak inteligentny człowiek może obojętnie przechodzić obok setek niepotrzebnych ofiar? A nawet przez swoją postawę przyczyniać się do kolejnych. Jak można zostać... katem???
    1 punkt
  41. Widzisz może trudno jest zrozumieć Mitka, gdy pisze o "zepsutych" nartach. ADucha, gdy pisze o wąskich pod butem jako tych lepszych....warto na chwilę się zastanowić. Ja jestem melepeta (3 lata stażu) i nie wiem czy 30 lat temu było tylu ludzi na stokach co teraz, ale myślę, że nie. Ogólnie świat poszedł w stronę komercjalizacji wszystkiego. Wyobraź sobie teraz, że Pan Piotr, z Panią Ulą chcą pojeździć na nartach. Idą do wypo i z miejsca dostają odpowiednio 140 i 155 cm deski, głównie Rosi Pursuit 100 lub RTM 7.4. Bo ma być "łatwo", mają mieć wrażenie, że jeżdżą, ogarniają ten sport od początku, od pierwszych minut. Po X wypadach przestają czuć strach przed stromizną i czerwone/niebieskie, nie ma problemu. I się cieszą górami, jedzeniem w knajpce na stoku, swoją aktywnością...jednym słowem szczęśliwi ludzie, po cholerę zawracać sobie dupę dłuższą nartą, jej geometrią, butami narciarskimi czy też techniką jazdy? Toż to strata czasu, głupota i zwyczajnie psucie sobie urlopu. Państwo Piotr i Ula po jakimś czasie używają sformułowania "sztruksik" I opowiadają jak kochają na tym jeździć, na trasę około południa, z północną ekspozycją mówią "oj odsypy, muldy, krytyczne warunki" Zatem producenci nart kombinują z szerokościami, sztywnością wzdłużną i poprzeczną aby narta w tych "krytycznych" warunkach, jak najmniej psuła wrażenia Piotrka i Uli, tym bardziej, że pogoda na urlop też nie zawsze jest perfekt. Finalnie jako zapaleni narciarze nawet często kupują nowe narty np. pierwszy sklepowy GS w długości 165cm lub też zmieniają swoje stare 150cm na 140 bo się lepiej jeździ. I rynek wypełnia wszelkie luki...mercedes także kiedyś nie produkował A klasy. I wyprzedzając ewentualne ataki, ja nie krytykuję Piotrów i Ul, przedstawiam rzeczywistość. Jednocześnie prosząc o zrozumienie dla tych co chcą trochę więcej od "nart" aniżeli zaliczenie urlopu w górskiej scenerii, bo także mają do tego prawo. Podsumowując - każdy ma taki paździerz jaki mu potrzebny, dopóki jest świadomy swoich celów.
    1 punkt
  42. Dziś ponownie Słotwiny. Rano strasznie nie chciało się wstawać, padał marznący deszcz i było lekko poniżej zera. Pogody miało nie być a było tak. Dobrze widoczna Jaworzyna. Dzieci jeździły dziś tak. I tak (te kolanówki ustawione bardzo ciasno). Niestety dziś Słotwinka nieczynna. Ta druga krótka kanapa doskonale rozładowuje ruch na stoku i kolejki do wyciągów. Pojawił się bałwanek. Tylko czy aby na pewno, to bałwanek ? Dziś uciekaliśmy ze stoku około 10:30, prawdopodobnie wrócimy gdzieś na wieczorną. Później zrobiło się ciasno, zarówno do wyciągu jak i na stoku.
    1 punkt
  43. Cześć Nie lubię LeMastera i nie mam go. Jest przeteoretyzowany. Korzystałem jeszcze z Jouberta i moim zdaniem - pomimo upływu chyba ponad 50 lat książka wcale się tak bardzo nie zdezaktualizowała. Materiały po angielsku to ciężki temat Bartek bo rozumiem, że chodzi Ci o dobre materiały nie skażone żadną ideą ani przeinaczeniem. Swoje o nartach wiesz więc interesuje Cię słownictwo i żywy przekaz typu "techniczny komentarz do jazdy" a nie czyjeś wypociny. Swego czasu w Sitn był taki fajny pomysł, że co roku przed sezonem w Szczyrku (jak się jeszcze tam dawało ciekawie pojeździć na nartach) organizowane były obozy - to chyba robił Śmig, wtedy Pana Tadeusza a obecnie Jacka Żaby - w formie rozjeżdżenia przedsezonowego, w których realizowany był pełen program nauczania w obcym języku. Chyba były 3 grupy - niem, franc, i ang. Angielską prowadziła nijaki Alek ale za cholerę nie pamiętam jak się nazywał. Gdzieś pewnie mam jeszcze notatki z tego kursu bo kumpel jeździł z zeszytem i wszystko zapisywał na stoku. Stary koleś z tym wystającym zeszytem z kieszeni jeździł nawet SL. Postaram się poszukać, jak znajdę i będzie to coś warte to Ci zeskanuje. Pozdro
    1 punkt
  44. Są ciężkie i skomplikowane. Moje myślenie kiedyś zmieniła prosta obserwacja, gdy na Gran Zebru zobaczyłem jak jeżdżą goście na szerokich deskach w dość solidnych butach i z minimalistycznymi Plumami. Na tym tle te ATK FR to ciężkie wiązania. Ja w każdym razie jakieś niewielkie skoki (tak do 2 m) na tym robiłem. W kwestii ATK mam ustalone zdanie, że reszta jest okrążenie do tyłu za nimi. I rozpaczliwie próbuje zniwelować odległość. Co nie jest takie proste bo Włosi mają tutaj bardzo dobrą obróbkę metalu opanowaną z technologii wojskowej (produkcja wiązań to uboczna działalność tej firmy - tak przynajmniej się dowiedziałem). Moje drugie wiązanie tej firmy jest takie: Jak widzisz sprężyna z przodu wcale nie jest potrzebna by wiązanie pięknie działało. Pięknie działają (przy wpinaniu) też stalowe łożyska w tylnej, tytanowej, sprężynie (ciemniejsze na końcu elementu). Waga to 105 g.
    1 punkt
  45. Cześć Twarde buty to ułatwienie, bardzo pomocne i bardzo duże. Dobry narciarz - każdy narciarz - powinien wyważać się samodzielnie bez korzystania ze stabilizacji w postaci cholewki buta. Jeżdżenie w butach rozpiętych jest dobry probierzem umiejętności i prawidłowej postawy. Pozdrowienia
    1 punkt
  46. to słabo bo ja napisałem Jezus Chrystus i dostałem 100 punktów ujemnych 🙂
    1 punkt
  47. Cześć Wybacz Adam ale tylko zdanie jedno, no dwa. Marcos swego czasu, ktoś wstawił na jakimś forum jakąś Panią filmowaną w jeździe od tyłu i lekko z boku. Jak kurde jacyś znawcy zaczęli po niej jechać i dopatrywać się błędów, mówię Ci żałuj, żeś tych bzdur nie czytał. W końcu nie wytrzymałem i napisałem post w stylu: Panowie i Panie co Wy pierdolicie, przecież widać gołym okiem, że panienka jest objeżdżona zajebiście, że jazda jest niezwykle swobodne, stanie idealne. To po prostu świetna narciarka a to, że nie wycina dwóch idealnych kreseczek (bo o to głównie były pretensje) nie ma najmniejszego znaczenia. Okazało się, że na filmiku była Tina Maze. 🙂 Pozdrowienia serdeczne
    1 punkt
  48. W Bielsku było wczoraj cały dzień 13 stopni i popadywało. Dziś "jedynie" 10 stopni ale w zamian leje cały czas. Widoków na zmianę pogody brak. Nie liczyłbym na jazdę po trzech królach.
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...